Nawet 50-latek może sie przeszkolić w armii. Kobiety też! Dobry pomysł?

Redakcja Redakcja Polityka Obserwuj notkę 78

Od 1 marca do jednostek wojskowych komend uzupełnień zgłaszają się ochotnicy, którzy chcą przejść szkolenie podstawowe. Jest otwarte dla osób w wieku 18-50, które nie były nigdy w wojsku, także dla kobiet. W ciągu pierwszych trzech dni zgłosiło się tysiąc chętnych. To autorski pomysł ministra obrony narodowej i wicepremiera, Tomasza Siemoniaka. Eksperci są podzieleni w jego ocenie.

Plan Sztabu Generalnego Wojska Polskiego zakłada, że w tym roku w szkoleniach weźmie udział ponad 5 tys. ochotników. W ciągu pierwszych trzech dni zgłosiło się ok. 1000 ochotników – podało Ministerstwo Obrony Narodowej. Każdy, kto dostanie z ćwiczeń zaliczenie, otrzyma konkretny przydział mobilizacyjny. MON nie ma jednak jeszcze konkretnego planu dla ochotników. - O nowych formach szkoleń będziemy mówić w następnej kolejności, ponieważ będzie to zależało od liczby chętnych, ich profilu wykształcenia, a także potrzeb Sił Zbrojnych RP. Należy pamiętać, że są to ochotnicy do przeszkolenia, a nie wcielenia do wojska – mówi Salonowi24 rzecznik MON, płk Jacek Sońta.

Ochotnicy przejdą szkolenia teoretyczne i praktyczne: strzeleckie, taktyczne, musztrę, zapoznają się z uzbrojeniem i wyposażeniem wojskowym, wewnętrznymi regulaminami, terenoznawstwem czy ochroną środowiska. Egzamin ze szkolenia dla rezerwistów – a można zakładać, że ochotników czeka podobny - polega na sprawdzeniu przez oficerów, czy uczestnik potrafi strzelać, zachować się w ekstremalnych sytuacjach i nawiązać łączność. Poza tym, oceniana jest przy egzaminach sprawność fizyczna.

O konkretach na razie nie chcą mówić przedstawiciele MON: - Najpierw Sztab Generalny przeanalizuje listy ochotników, by dobrze dobrać formy i możliwości szkoleniowe. Przez cały czas prowadzone są szkolenia ochotników do służby przygotowawczej, realizowane niezależnie od zapisów prowadzonych od 1 marca. Ich ewidencję już od dawna prowadzą WKU – tłumaczy Sońta.

- To dobra idea. Odejście od służby z przymusu do służby ochotniczej. Chodzi o to, aby najpierw zebrać dane: ilu jest chętnych, a potem dostosować do nich formy szkolenia. To także kierunek do szerszego szkolenia rezerw – chwali pomysł szkoleń dla ochotników doradca ministra obrony narodowej, gen. Bogusław Pacek.

Innego zdania jest natomiast ekspert od wojskowości i były oficer Naczelnego Dowództwa Sojuszniczych Sił NATO w Europie, Artur Bilski. – To, co MON proponuje, to prowizorka i wręcz kabaret. Sytuacja, że każdy będzie mógł przyjść do wojska, wybrać sobie jednostkę, w której będzie służył i uczył się tego, czego chce, sprzyjałoby jednie głębokiej infiltracji armii – nie pozostawia suchej nitki na najnowszym pomyśle MON.

- Może się przecież zdarzyć tak, że ktoś będzie chciał służyć w Nadbrzeżnym Dywizjonie Rakietowym lub na lotnisku w Krzesinach, gdzie stacjonują F-16. Dlatego oferta ta ograniczyć się musi do szkolenia podstawowego. Wojsko jednak i już teraz ma problemy z organizowaniem takiego szkolenia dla żołnierzy z powodu braku środków – alarmuje Bilski. Jego zdaniem, największym problemem nie jest brak zwiększonych środków w budżecie, przeznaczonych na armię, ale nieracjonalne korzystanie z tego, co wojsko już ma: - Na przykład poprzez zmniejszenie biurokracji w instytucjach centralnych MON – wskazuje ekspert. Bilski prognozuje, że pomysł ze szkoleniami wojskowymi dla ochotników, które ruszyły w marcu, zakończy się porażką – tak jak reforma i powstanie NSR.

Podobnego zdania jest gen. Roman Polko, były szef GROM: - Zwalnia się szeregowych, żołnierzy z doświadczeniem np. w Afganistanie, a chce się szkolić ochotników? Absurdalny pomysł – krytykuje ministra Siemoniaka. Jego zdaniem, pomysł MON nie obroni się: - Trzeba wyszkolić najpierw tych, co służą w wojsku, bo to oni będą działać w razie jakiegoś konfliktu – dodaje Polko. Były szef GROM wskazuje też na niebezpieczeństwa, jakie niesie za sobą pomysł szkoleń wojskowych dla ochotników: - Kto będzie ich weryfikował? A kto będzie odpowiadał za to, że na poligony trafią np. wariaci? Albo działający dla organizacji przestępczych, którzy będą mieli doskonałą okazję do wyszkolenia? – wylicza Polko. - Wojna na wschodzie Ukrainy wzmocniła zainteresowanie sprawami obrony naszych granic. I to jest dobry znak. Tylko powinniśmy stosować przemyślane działania – twierdzi. Według niego, zamiast pomysłu z ćwiczeniami dla ochotników, państwo powinno zainwestować pieniądze w placówki, które uczą dzieci przysposobienia obronnego.

Zapytaliśmy o opinię również płk Andrzeja Pawlikowskiego – w latach 2006-2007 szefa Biura Ochrony Rządu. On podchodzi do pomysłu ministra Siemoniaka entuzjastycznie: - Każdy pomysł na przeszkolenie społeczeństwa jest czymś potrzebnym. Każdy, kto spełnia warunki wiekowe i zdrowotne takowe szkolenie powinien przejść – mówi dla Salon24.pl. - Trzeba wypracować jednolity model, który będzie obligował do takich zajęć, a każdy przeszkolony powinien mieć udogodnienia z tym związane, np. w rozwoju kariery zawodowej – podkreśla Pawlikowski.

Rzecznik MON zaprzeczył, by szkolenia dla ochotników miały związek z sytuacją na Ukrainie: - Zapisy na przeszkolenia wojskowe nie maja związku z obecną sytuacją międzynarodową. Szkolenie rezerw wojsko wznowiło w 2013 roku, jeszcze przed konfliktem rosyjsko-ukraińskim – twierdzi stanowczo Sońta.

A jak Państwo oceniają nowatorski pomysł ministra Tomasza Siemoniaka? Czy w obliczu wojny na Ukrainie, warto organizować szkolenia dla ochotników?

O szkoleniach w wojsku będzie dziś w rozmawiał Igor Janke programie „Prawy do Lewego” w Polsat News o godz. 20.00

 

 

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka