Posłowie Nowoczesnej (Furgo, Golbik, Meysztowicz) zapowiadają złożenie zawiadomienia do prokuratury, fot. TVN24/kadr z filmu
Posłowie Nowoczesnej (Furgo, Golbik, Meysztowicz) zapowiadają złożenie zawiadomienia do prokuratury, fot. TVN24/kadr z filmu

Nowoczesna: Sprawa lotu z Londynu do prokuratury. PiS mówi "Nic się nie stało"

Redakcja Redakcja Polityka Obserwuj notkę 28

Posłowie Nowoczesnej złożyli zawiadomienie do prokuratury ws. podejrzenia popełnienia przestępstwa w związku z organizacją lotu delegacji rządowej z Londynu. Politycy PiS bagatelizują sprawę, twierdząc, że wszystko odbyło się zgodnie z procedurami. 

- Informacje o organizacji wizyty pani premier w Londynie dają pełną podstawę do takiego wniosku - ocenił poseł Jerzy Meysztowicz. - Jest parę pytań: gdzie było Biuro Ochrony Rządu, kto decydował o tym, że ten samolot jest tak mocno przeciążony - mówił poseł Grzegorz Furgo. Jak podkreślił, ekipa rządząca "traktuje transport powietrzny jak taksówki, nie zwracając w ogóle uwagi na procedury bezpieczeństwa".

Z kolei posłanka Marta Golbik pytała, ile takich sytuacji, w których do takiego zagrożenia dochodziło, zdarzyło się wcześniej. - Nie wiemy również, kto podjął decyzję o połączeniu tych lotów i dlaczego ta osoba nie była w stanie podjąć decyzji o tym, żeby te loty rozłączyć - zaznaczyła. Nowoczesna zarzuca szefowej KPRM Beacie Kempie niedopełnienie obowiązków służbowych przy organizacji lotu. 

(TVN24/x-news)

Rząd: Trzymaliśmy się procedur

Politycy PiS odnosząc się do sytuacji zgodnie komentują, że żadne procedury nie zostały złamane.

Rzecznik rządu Rafał Bochenek zapewniał, że lot został zorganizowany zgodnie z przepisamiinstrukcji HEAD, która jest tajna. - Wszystko, zgodnie z procedurami, zostało wcześniej zgłoszone, zaanonsowane, odpowiednie listy pasażerów zostały zatwierdzone i była taka możliwość z uwagi na to, że mieliśmy odpowiednią liczbę miejsc na pokładzie samolotu. I wbrew tym zarzutom, które pojawiają się w opinii publicznej, jakoby miejsc było mniej niż ilość pasażerów, która pojawiła się na pokładzie samolotu, oczywiście to jest nieprawda. Absolutnie nigdy nie może dojść do takiej sytuacji, że na pokładzie samolotu znajdzie się więcej osób, niż jest miejsc. Miejsca były - dodał. 

Komentarz PiS: Nie było żadnego zamieszania

- Nie było żadnego zamieszania, które by komukolwiek czymkolwiek groziło, to rzeczywiście nie tylko nieporozumienie, ale to bardzo intensywnie, znakomicie, perfekcyjnie i z dużą znajomością mediów robiona dezinformacja – powiedział szef MON Antoni Macierewicz.

- Oba samoloty były absolutnie sprawne, rzecz polegała tylko na tym, kto w którym samolocie będzie siedział, czy dziennikarze będą lecieli razem z politykami, czy może osobno – dodał. Zarzucił mediom, że bagatelizują rzeczywiste zagrożenia, "a gdy go nie ma, robicie z niego przedstawienie".  

Również wicepremier Mateusz Morawiecki twierdzi, że nie było żadnego zamieszania. - Była bardzo naturalna decyzja pilotów i normalne zastosowanie procedury, bo - jak rozumiem - piloci się najlepiej znają na tym, kto gdzie może siedzieć, jakie jest wyważenie samolotu - powiedział.

Problem z wyważeniem samolotu

- Piloci zadecydowali, że ze względu na brak bagażu wyważenie samolotu wymagało, żeby część osób przesiadła się do innego samolotu. Ja się nie znam na wyważaniu samolotu i polegam w zupełności na opinii pilotów - oświadczył Morawiecki. Zapewnił, że dyskusja nad tym, kto ma wysiąść z maszyny nie trwała długo. - Trwała ona krócej niż nasze oczekiwanie dzisiaj na lotnisku w Brukseli aż podstawią nam drabinkę - powiedział.

Szef MSZ Witold Waszczykowski tłumaczył, że nieporozumienie wyniknęło po części z powodu dziennikarzy. - Dziennikarze niestety są obarczeni olbrzymim sprzętem, ciężkim i okazało się, że zarówno ta grupa, która mogłaby zapełnić miejsca wolne wraz z tym sprzętem przeważa możliwości udźwigu samolotu i jednak zdecydowano, żeby część tych doproszonych jednak wróciła do samolotu, który miał później odlecieć. Nic więcej się nie stało - podkreślił minister.

- Siedziałem blisko pilota, w drugim czy trzecim rzędzie, nie widziałem żadnego zamieszania. Po prostu na chwilę kilku dziennikarzy weszło, potem zostało poproszonych, żeby jednak wrócili do głównego samolotu. Wrócili, polecieli później - relacjonował Waszczykowski.

Oświadczenie KPRM ws. lotu polskiej delegacji

Po południu KPRM wydała oświadczenie: "Decyzje związane z organizacją lotu były wykonywane zgodnie z procedurami, w żadnym momencie nie było narażone bezpieczeństwo lotu. Zmiany w składzie pokładów były uprzednio uzgodnione z przewoźnikiem - czynności mają swoje potwierdzenie w dokumentach".

Według KPRM, fakt, iż na pokładzie jednego samolotu znaleźli się premier Beata Szydło i wicepremier Mateusz Morawiecki, a także szefowie MON, MSZ i MSWiA, nie narusza zasad "wykonywania lotów z najważniejszymi osobami w państwie (HEAD)", wynikających z "umowy zawartej pomiędzy rządem a PLL LOT w 2013 r.".

Jak podkreślono, na podstawie tej samej umowy - regulującej zasady lotów z najważniejszymi osobami w państwie samolotami cywilnymi czarterowanymi od PLL LOT - dokonano również decyzji o zmianach na liście pasażerów poszczególnych lotów. W wyjaśnieniach zaznaczono, że "zarówno umowa, jak i załącznik z instrukcją organizacji lotów są niejawne od chwili podpisania".

Kancelaria poinformowała też, że za przygotowywanie lotu odpowiadali pracownicy KPRM, MON oraz PLL LOT, zaś ustalenie składu delegacji ustalane jest "w wyniku uzgodnień między różnymi ministerstwami oraz z państwem-gospodarzem wizyty".

Podkreślono zarazem, że delegacja rządowa udała się do Wielkiej Brytanii dwoma samolotami - część znalazła się na pokładzie cywilnego embraera, a część leciała wojskową CASĄ. Kancelaria zastrzegła, że samolot CASA miał niższy status (nie posiadał statusu HEAD) i w związku z tym "nie było potrzeby" zapewniania w jego przypadku drugiej załogi na wypadek opóźnienia lotu.

źródło PAP

ja

Zobacz także:

© Artykuł jest chroniony prawem autorskim. Wykorzystanie tylko pod warunkiem podania linkującego źródła.

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka