Polska Policja prowadzi dyskusję na Twitterze
Polska Policja prowadzi dyskusję na Twitterze

Polska policja aktywna na Twitterze. Odpowiada posłom PO ws. wypadku Szydło

Redakcja Redakcja Wypadki Obserwuj temat Obserwuj notkę 60

Profile instytucji państwowych w mediach społecznościowych używane są przeważnie do przekazywania oficjalnych komunikatów. W przypadku konta Polska Policja jest inaczej - dziś odpowiada politykom PO na krytykę i przedstawia swoją wersję wydarzeń na temat wypadku kolumny rządowej w Oświęcimiu.

PO idzie do prokuratury

Cezary Tomczyk ogłosił na konferencji prasowej, że największa partia opozycyjna zgłosi do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez policjantów i prokuratora na miejscu kolizji. PO zarzuca instytucjom państwowym ignorowanie prawa do obrony przez Sebastiana K., podejrzanego o doprowadzenie do wypadku samochodu BOR. - Nie możemy pozwolić na to, żeby odmówić godności młodemu człowiekowi z Oświęcimia tylko dlatego, że nie jest władzą. Władza uderza w tego młodego człowieka właśnie dlatego, że stanął na jej drodze, że nie poddał się opresji, że może mieć inne zdanie, inną wersję wydarzeń - stwierdził.

Aktywność Polskiej Policji na Twitterze

Politycy PO wyliczają: policja nie poinformowała 21-latka o możliwości skorzystania z adwokata, nie pozwoliła również na zbadanie mężczyzny przez lekarzy. Na koncie Polska Policja pojawiła się natychmiast riposta. - Czynności policyjne wykonywane były na miejscu z prokuratorami, biegłymi, profesjonalnie, zgodnie z obowiązującymi przepisami. Nasze ustalenia dokonane procesowo na miejscu zdarzenia i przekazane opinii publicznej potwierdzają się - zakomunikowano.

Prowadzący konto służb przypomniał, jakie zarzuty miała opozycja ws. przejazdu kolumny z Beatą Szydło, a jakie są ustalenia po wypadku. - Najpierw kolumna miała "gnać" dużo ponad 100 km/h. Na filmikach udostępnionych w TV widać, że jest to prędkość tzw. miejska. Kolumna miała jechać bez żadnych sygnałów, tych nawet świetlnych. Na upublicznionych nagraniach widać, że sygnały są włączone. Odległość pomiędzy pojazdami kolumny miała wynosić nawet kilkadziesiąt metrów. Na nagraniach widać, że jest to kilka metrów - podkreślono.

- Mężczyzna miał nie być poinformowany o swoich prawach. Na kilku protokołach jest Jego podpis, że został zapoznany kilka razy. Mężczyzna miał być nie zbadany. To oczywiście procedura dla ratowników ale był nawet w szpitalu, gdzie pobrano mu także krew. Takiego obrońcę - gdyby mężczyzna chciał - mogła zapewnić choćby najbliższa rodzina. Taki nie zgłosił się na komendę - stwierdzono na Twitterze, oznaczając klub PO w dyskusji. 

Gdy poseł Jan Grabiec zapytał, dlaczego policja nie dopuściła lekarza do kierowcy Seicento na miejscu wypadku w Oświęcimiu, Polska Policja odpowiedziała: - Pan dalej pisze poważnie? Wierzy pan naprawdę w to, że policjanci wchodzili w kompetencje ratowników i nie dopuszczali ich? Cezary Tomczyk, wyraźnie zdziwiony aktywnością policji na Twitterze, zwrócił się o ujawnienie prowadzącego konto. - Z kim mam przyjemność? Proszę podać nazwisko, stopień i nr służbowy - zażądał poseł.

Ujawniono protokoły z przesłuchania kierowcy Fiata

Z protokołów z przesłuchania Sebastiana K. przez policję na miejscu wypadku, wynika, że zbadał go lekarz, który pobrał od kierowcy Fiata krew. Podpis 21-latka widnieje również pod tym sformułowaniem: „naruszył zasady bezpieczeństwa w ruchu drogowych w ten sposób, że (…) nie zachował szczególnej ostrożności w ten sposób, że wykonując manewr skrętu w lewo nie udzielił pierwszeństwa przejazdu kierującym pojazdem uprzywilejowanym (…), będącemu w trakcie manewru wyprzedzania, doprowadzając do zderzenia obu pojazdów, na skutek, którego samochód m-ki audi (…) uderzył w drzewo".

Policja miała również przynajmniej dwukrotnie zaoferować pomoc adwokata dla Sebastiana K. Umożliwiła mu kontakt z matką, z którą czekał w samochodzie na koniec oględzin miejsca wypadku. Mecenas 21-latka uważa, że jego klient został zmanipulowany. - Każdemu zatrzymanemu wręcza się formularz, na którym są wszelkie możliwe przewidziane w kodeksie pouczenia. I trzeba sobie jasno wyobrazić następującą sytuację: młody człowiek, który dosłownie przed chwilą został poddany ogromnemu wstrząsowi nie tylko fizycznemu, ale również psychicznemu, zestresowany, samotny, bez jakiejkolwiek pomocy, dostaje jakąś kartkę, na której ma masę liter. On nic innego nie będzie widział i nikt inny normalnie nic nie widzi. Problem nie w tym, że on nie był pouczony. On formalnie tę kartkę dostał, ale nikt w takiej sytuacji, będąc jeszcze w szoku spowodowanym samym faktem pozbawienia go wolności, nie myśli racjonalnie - powiedział Władysław Pociej w rozmowie z wp.pl.

Źródło: wpolityce.pl, wp.pl

GW


© Artykuł jest chroniony prawem autorskim. Wykorzystanie tylko pod warunkiem podania linkującego źródła.


Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości