Marcn P. przed komisją ds. Amber Gold, fot. PAP/Tomasz Gzell
Marcn P. przed komisją ds. Amber Gold, fot. PAP/Tomasz Gzell

Marcin P. przed komisją ds. Amber Gold: Nie mam Polakom nic do zwrócenia

Redakcja Redakcja Amber Gold Obserwuj temat Obserwuj notkę 133

Komisja śledcza ds. Amber Gold przesłuchuje byłego szefa spółki Marcina P. W tym celu został przetransportowany do Warszawy z jednego z aresztów w okolicach Trójmiasta.

Marcin P. odmawia odpowiedzi na niewygodne pytania

Posiedzenie komisji odbywa się w sali nr 221 na pierwszym piętrze SO, gdzie zwykle toczą się najgłośniejsze procesy. Marcin P. - jako osoba oskarżona w toczącym się w Gdańsku procesie ws. Amber Gold - ma prawo odmówić zeznań przed komisją, odmówił zatem odpowiedzi na trzy pierwsze pytania, a potem na kolejne dociekania posłów.

Nie odpowiedział na pytanie, kiedy zdecydował się na stworzenie Amber Gold, skąd miał na to pomysł oraz jakie środki były potrzebne na rozpoczęcie działalności Amber Gold i skąd pochodziły. Odmówił też odpowiedzi na pytanie, czy pozostawał w kontakcie z politykami, jeśli tak, to z jakimi (pełnomocnik Marcina P. powiedział, że nazwiska polityków, z którymi się kontaktował są w aktach Sądu Okręgowego w Gdańsku. Marcin P. odmówił także odpowiedzi, jacy "profesorowie mu doradzali".

Ponadto odmówił odpowiedzi, z czego się utrzymywał w latach 2008-09, czym dokładnie zajmowała się jego żona i z czego się utrzymywała. Odmówił również odpowiedzi o aktualny majątek.

Jak powstało Amber Gold

Pytany, jak wyglądała bieżąca działalność spółki, jej były szef stwierdził, że była "zorganizowana, bardzo przejrzysta, jasna i klarowna". Według zeznań Marcina P. kwota niekorzystnego rozporządzenia mieniem jest inna niż zapisane w akcie oskarżenia 850 mln zł. - Ja nie jestem w stanie na chwilę obecną jej podać, ze względu na to, że mamy bardzo ograniczony dostęp do danych elektronicznych, które są w posiadaniu sądu; sąd ma kopię zapasową, której nie może odtworzyć, ponieważ dyski zostały uszkodzone - wyjaśniał.

Według świadka, do czasu, kiedy powstały problemy finansowe Amber Gold, w okolicach czerwca-lipca 2012 r., składki ZUS były płacone regularnie. P. opowiadał też o strukturze organizacyjnej Amber Gold. Mówił, że pomysł narodził się w 2008 roku, a pierwsza struktura powstała w 2009; w 2012 składała się z 17 departamentów. On sam był prezesem kilku spółek, w tym Amber Gold sp. z o.o., OLT Express sp. z o.o., Amber Gold S.A.

Dopytywany, dlaczego Amber Gold nie rozpoczęło działalności w 2008 r. stwierdził, że trwały przygotowania do zorganizowania takiej działalności. - Otworzenie firmy i prowadzenie firmy z taką działalnością i możliwością rozwoju na dużą skalę, to nie jest przedsięwzięcie jednego dnia - powiedział P. Z uwagi na toczące się postępowanie karne odmówił odpowiedzi na pytanie, jak te przygotowania wyglądały i do czego się przygotowywali twórcy Amber Gold. Zarzekał, że rozpoczęcie działalności Amber Gold zapadło zanim został osadzony w zakładzie karnym za poprzednie złamanie prawa.

Przyznał, że być może miał w okresie uruchamiana Amber Gold zablokowane konta przez komornika. Powiedział też, że rozdrabnianie spółek, związanych z Grupą Amber Gold, "tworzenie tzw. spółek holdingowych", wynikało z jego wiedzy. Oświadczył też, że nigdy nie krył się z tym, że był wcześniej karany.

Marcin P. został zapytany przez szefową komisji Małgorzatę Wassermann o możliwość usuwania i modyfikacji danych księgowych w systemie. Powiedział, że świadkowie, którzy twierdzą, że tylko on miał taki dostęp, który umożliwiał modyfikację danych w systemie księgowym spółki Amber Gold, kłamią. Według niego, takich osób było więcej, m.in. główny informatyk, czy księgowe i pracownicy działu płatności.

- Ja nic Polakom do zwrócenia nie mam panie pośle (...) kompletnie nic - tak Marcin P.  skomentował słowa Witolda Zembaczyńskiego (Nowoczesna), że podczas środowego przesłuchania ma niepowtarzalną okazję do tego, by "zwrócić coś Polakom". Kategorycznie zaprzeczył też, że Amber Gold była piramidą finansową. - Było to przedsiębiorstwo, spółka z ograniczoną odpowiedzialnością, nie była to piramida finansowa, żaden wyrok prawomocny w tej sprawie nie zapadł - dodał. Podkreślił zarazem, że "w systemie polskim nie istnieje coś takiego jak piramida finansowa".

Przecieki z ABW

Były szef Amber Gold zeznał także, że miał przecieki z ABW. Były one dostarczane przez osoby trzecie związane z ABW, w tym także przez niektórych dziennikarzy. Od dziennikarza miał także otrzymać plan śledztwa, który był wdrożony przez prokuraturę w Gdańsku.

P. zeznał, że wiedział o tym, że interesuje się nim ABW od końca lipca 2012 r., kiedy "ostatni bank nam wypowiedział umowę rachunków bankowych". Dodał, że to zainteresowanie "na pewno" dotyczyło działalności Amber Gold. - 15 sierpnia dowiedziałem się, że 16 z rana przyjdzie do mnie ABW do mieszkania i do spółki. Zeznał, że dowiedział się tego z smsa wysłanego z nieznanego mu numeru, "który można odszukać". - W smsie był komentarz, że mam uciekać, ale nie planowałem żadnej ucieczki - dodał P.

Jako osobę uprzedzającą go o czynnościach ABW wskazał Emila Marata. Dopytywany, skąd Marat to wiedział, P. odparł, że miał on się zajmować PR Amber Gold i postawił warunek, że będzie współpracował tylko z radcą prawnym Pawłem Kunachowiczem, który prowadził kancelarię w Warszawie i miał kontakty z politykami. - Oni mieli po prostu także uzyskać informacje ze strony ABW, jakie czynności są prowadzone, jakie są realizowane i w jaki sposób można je zablokować albo zmienić - odpowiedział pytany o rolę tych polityków. - Takie były sugestie; ja nie skorzystałem z takich możliwości wpływania - oświadczył.

Kontakty z politykami

Marcin P. był także pytany o rolę Michała Tuska w jego spółce. - Nigdy nie było założenia, że Michał Tusk miał być kamuflażem dla mojej działalności; nigdy nie został przeze mnie wykorzystany w jakichkolwiek sytuacjach politycznych, czyli wpływów u ojca czy innych osób - zeznał. Jak dodał, Michał Tusk miał się zajmować tylko i wyłącznie kontaktami między dyrektorem zarządzającym OLT Express Jarosławem Frankowskim, lotniskiem w Gdańsku i uzyskiwaniem informacji z tego lotniska, odnośnie możliwości rozwoju siatki połączeń.

Marcin P. opowiadał, że poznał M. Tuska, kiedy ten był jeszcze dziennikarzem. Później syn b. premiera miał go pytać o możliwość zatrudnienia w OLT Express. - Rozmawiał wtedy z Jarosławem Frankowskim i wycofał się, mówiąc, jak mi się wydaje, że nie dostał aprobaty ojca, by się zatrudnić w tej spółce" - mówił Marcin P. Dodał, że nie jest pewien, czy tak było na pewno, bo na jego pamięć mógł wpłynąć "przekaz medialny". - Mnie to było bardzo nie rękę, by zatrudniać Michała Tuska - zaznaczył. - Dlaczego? - spytał poseł Kukiz'15 Tomasz Rzymkowski. - Z tego względu, że był to syn premiera. Nie chciałem, by polityka mieszała mi się w działalność biznesową spółek - odpowiedział P.

Po jakimś czasie, jak zeznał, odbyła się też jego rozmowa z Jarosławem Frankowskim, że "można go [M. Tuska] będzie wykorzystać, bo jakieś informacje z lotniska wyniesie, bo wszyscy wiedzieli, że na lotnisku znajdzie zatrudnienie". Marcin P. przyznał, że rozmawiał też w sprawie zatrudnienia Michała Tuska z prezesem portu lotniczego w Gdańsku Tomaszem Kloskowskim. Ten nie widział problemu, żeby były dziennikarz łączył obie posady.

Michał Tusk miał przekazywać np. informacje, jakie trasy docelowe z przesiadką wybierają pasażerowie z Gdańska, co jest bardzo cenną informacją dla linii lotniczej, bo może stworzyć na tych trasach bezpośrednie połączenia. - Dostarczał nam dane, które w mojej ocenie (...) naruszały, jeżeli nie prawnie, to na pewno moralnie, był konflikt interesów - powiedział świadek.

Przewodnicząca komisji ds. Amber Gold pytała też Marcina P., czy w zakresie swojej działalności i bieżącego funkcjonowania jego firma kontaktował się z politykami na Pomorzu. - Nie zostawałem na Pomorzu w kontakcie z żadnymi politykami. Politycy sami szukali ze mną kontaktu, ja raczej próbowałem się zawsze od polityków odcinać - odpowiedział Marcin P. Dopytywany, którzy politycy szukali z nim kontaktu stwierdził: - Na pewno prezydent miasta Gdańska poprzez port lotniczy w Gdańsku. Chodziło m.in. o sponsorowanie filmu "Wałęsa". Paweł Adamowicz miał go też zapraszać do loży VIP-owskiej na mecze.

Marcin P. zeznał, że nie kontaktował się z ówczesnym ministrem infrastruktury Sławomirem Nowakiem.

Do tych zeznań odniósł się w środę prezydent Gdańska Paweł Adamowicz, który zaprzeczył słowom założyciela Amber Gold. "Zeznania Marcina P. są nieprawdziwe. Nie zabiegałem o spotkanie z nim. Nigdy się z nim nie spotkałem" - napisał na Twitterze.

źródło PAP

ja

© Artykuł jest chroniony prawem autorskim. Wykorzystanie tylko pod warunkiem podania linkującego źródła.


Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka