Na rynku brakuje maseczek. "Newsweek" obwinił konkretną firmę. Fot. PAP/Marcin Obara
Na rynku brakuje maseczek. "Newsweek" obwinił konkretną firmę. Fot. PAP/Marcin Obara

Właściciel Reserved wykupił maseczki ochronne z rynku? Jest odpowiedź LPP

Redakcja Redakcja Koronawirus Obserwuj temat Obserwuj notkę 139

Według ustaleń dziennikarzy "Newsweeka", odzieżowy gigant LPP wykupił zapas maseczek ochronnych i wysłał je do Chin w celu zabezpieczenia pracowników oraz utrzymania ciągłości produkcji. Firma przygotowała zapas masek dla polskich szpitali i ciągle szyje w walce z koronawirusem - odpowiedziało LPP. 

LPP to wielkie przedsiębiorstwo z Gdańska, które jest właścicielem m.in. takich marek jak Reserved, House, Cropp, Sinsay czy Mohito. Ponadto należy do potężnych graczy na Giełdzie Papierów Wartościowych. Kiedy pod koniec stycznia koronawirus sparaliżował pracę w zakładzie Guangdong, kierownictwo LPP postanowiło wykupić kilkaset tysięcy maseczek z rynku i wysłało je do pracowników korporacji w Szanghaju. Artykuł "Newsweeka" sugerował, że przez to sparaliżowane są polskie szpitale - brakuje w nich niezbędnych maseczek dla personelu medycznego. 

Zarzuty "Newsweeka" ws. maseczek 

Maseczki trafiły do regionów, w których jest produkowana ogromna część odzieży sprzedawanej później na polskim rynku. Guangdong - obok Hubei - należał do najbardziej dotkniętych miejsc koronawirusem. Maseczki trafiły do 11 firm "z którymi łączą LPP długoletnie relacje biznesowe, a które produkują na zlecenie kolekcje modowe" - czytamy w tekście "Newsweeka". 

Polska firma publicznie ogłaszała zakup maseczek ochronnych w mediach społecznościowych. Dwa miesiące temu przekazała: "W związku z pogarszającą się sytuacją w Chinach związaną z epidemią koronawirusa, podjęliśmy decyzję o wsparciu najbardziej potrzebujących regionów. W obliczu aktualnego zagrożenia zdrowia i życia mieszkańców, przedmiotem pierwszej potrzeby stały się maseczki ochronne, których zapasy kończą się bardzo szybko. Postanowiliśmy wziąć tę sprawę we własne ręce i dostarczyć do Chin milion takich masek".

Zachęcano też przedsiębiorców do wsparcia wykupu maseczek z rynku. - Część rozmów z producentami już za nami, wciąż zbieramy i kupujemy maski, nadal jednak potrzebujemy wsparcia - zachęcamy do współpracy wszystkie firmy, które mają możliwość dostarczenia nam masek - liczy się każda sztuka! - dodano w komunikacie. 


Akcji nie przerwano, choć już wtedy wiadomo było, że kompletnie wydrenuje polski rynek.


Autorzy tekstu wnioskują, że akcja nie miała wiele wspólnego z charytatywnością, o jakiej zapewniała firma LPP. Chodziło tylko i wyłącznie o ochronę interesów LPP. - Akcji nie przerwano, choć już wtedy wiadomo było, że kompletnie wydrenuje polski rynek, stawiając w trudnej sytuacji placówki ochrony zdrowia, głównego nabywcę takich produktów - stwierdzili Wojciech Cieśla i Julia Dauksza. 

Odpowiedź LPP i Reserved 

LPP wydało oświadczenie, w którym uznano tezy "Newsweeka" za krzywdzące i nieprawdziwe. - Akcja zakupu masek zorganizowana przez LPP miała miejsce pod koniec stycznia tego roku, kiedy epidemia zachorowań na koronawirusa ograniczała się wyłącznie do kontynentu azjatyckiego i była odpowiedzią na dramatyczny apel pracowników LPP i ich rodzin znajdujących się w Szanghaju, nie zaś aktem mającym na celu zachowanie ciągłości produkcji kolekcji spółki - zapewniono opinię publiczną. 

Maseczki otrzymali też pracownicy polskiej dyplomacji z różnych miast Azji - podkreśliło LPP. - Fałszywą też jest teza jakoby wysyłka 500 tys. masek do Chin zachwiała polskim rynkiem masek. Zwracamy uwagę, że transport miał miejsce pod koniec stycznia, kiedy epidemia koronawirusa nie dotarła jeszcze do Europy. Redakcja formułuje swe zarzuty bez wspierania się na faktach, dotyczących ówczesnych rezerw magazynowych służby zdrowia, ani firm, które handlują produktami medycznymi w naszym kraju - skrytykowano "Newsweeka". 

- W treści artykułu pominięto fakt, że każda pomoc na rzecz osób poszkodowanych na kontynencie azjatyckim w tamtym czasie miała na celu zahamowanie rozprzestrzeniania się wirusa i tym samym zmniejszenie prawdopodobieństwa jego przeniesienia się na pozostałe kontynenty, w tym również europejski - brzmi kolejny zarzut pod adresem dziennikarzy. 


Naszym jedynym celem było zmniejszenie rozprzestrzeniania się wirusa i ochrona ludzi.


- Informacja zawarta w artykule zatytułowanym "Właściciel Reserved wykupił z rynku maski, w których walczy się z koronawirusem" na łamach serwisu Newsweek jest nieprawdziwa. Piszemy to z całą stanowczością. W momencie, gdy przekazywaliśmy maseczki do Chin fabryki nie funkcjonowały, a ich pracownicy przebywali w domach. Naszym jedynym celem było zmniejszenie rozprzestrzeniania się wirusa i ochrona ludzi. Maseczki przekazaliśmy do naszego biura, ambasad, konsulatów i firm, również tym z którymi współpracujemy - zareagowała firma Reserved. To na niej skupiła się znacząca część krytyki w sieci ze strony konsumentów. 

- Nasza akcja pomocowa była reakcją na prośbę o pomoc przekazaną nam przez pracowników naszego biura w Szanghaju. Od wielu państwowych instytucji w kraju i w Chinach otrzymaliśmy podziękowania za szybką i bezinteresowną pomoc - podkreśliło Reserved.

W oświadczeniu sieć sklepów przypomina, że LPP zakupiło maseczki o wartości miliona złotych na walkę z koronawirusem w Polsce. Ciągle szyte są kolejne sztuki na potrzeby polskich szpitali. 

GW

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości