Film  "Amber Gold. Układ trójmiejski nie umiera nigdy". fot. Youtube
Film "Amber Gold. Układ trójmiejski nie umiera nigdy". fot. Youtube

W TVP film o Amber Gold i "układzie trójmiejskim". Co pokazało śledztwo Latkowskiego?

Redakcja Redakcja Amber Gold Obserwuj temat Obserwuj notkę 239

Dokument wyemitowany przez TVP jest zwieńczeniem 8-letniej pracy Latkowskiego nad tematem afery Amber Gold. Dziennikarz nazywa Trójmiasto "małą Sycylią" i wskazuje, że za powstaniem Amber Gold stała lokalna grupa przestępcza, a nie tylko Marcin P. i jego żona Katarzyna P.

W środę wieczorem Telewizja Polska wyemitowała film dokumentalny zatytułowany "Taśmy Amber Gold" w reżyserii Sylwestra Latkowskiego. Film opowiada o tzw. układzie trójmiejskim.


 Film "Amber Gold. Układ trójmiejski nie umiera nigdy"

Amber Gold to firma, która miała inwestować w złoto i inne kruszce. Działała od 2009 r., a klientów kusiła wysokim oprocentowaniem inwestycji - od 6 proc. do nawet 16,5 proc. w skali roku - które znacznie przewyższało oprocentowanie lokat bankowych. 13 sierpnia 2012 r. firma ogłosiła likwidację, a tysiącom klientów nie wypłaciła powierzonych jej pieniędzy ani odsetek od nich.

Pieniądze pozyskane z lokat szefowie spółki wydawali na rozmaite cele m.in. na finansowanie linii lotniczych OLT Express (nieistniejący już przewoźnik, w którym głównym inwestorem była Amber Gold) przeznaczono prawie 300 mln zł. Część dochodów szła też na wynagrodzenia. Ustalono, że z tego tytułu oskarżeni wypłacili sobie 18,8 mln zł.

Latkowski wskazał w filmie, że za powstaniem Amber Gold stała lokalna grupa przestępcza, a nie tylko małżeństwo P. Powołał się m.in. na ujawnioną w 2012 r. notatkę ABW oraz na nagrane rozmowy z byłym ochroniarzem gdańskiego biznesmena Mariusa O. oraz byłymi funkcjonariuszami policji i Centralnego Biura Śledczego.

Byli oficerowie mówili w filmie, że służby miały wiedzę o aferze, ale na początkowym etapie nic nie robiły. Były komendant główny policji Zbigniew Maj tłumaczył Latkowskiemu, że "Gdańsk, to zamknięte miasto" i z uwagi na lokalne układy niewiele można zrobić.

Z kolei b. szef CBŚ Jarosław Marzec (odszedł z CBŚ po aferze przeciekowej ws. afery gruntowej - dop. PAP) stwierdził w filmie Latkowskiego, że na Gdańsk powinno się zrzucić bombę i wszystko zaorać. Też wskazywał na nić powiązań personalnych składających się na trójmiejską sitwę.

Były szef CBŚ powołał się m.in. na podsłuchy ws. afery korupcyjnej z wiosny 2005 r., kiedy to CBŚ podsłuchiwało rozmowy telefoniczne gdańskich prawników. Nagrano wówczas adwokatów, sędziów i prokuratorów.

Latkowski w swoim filmie powtórzył tezy, o których pisał w 2012 r. w tygodniku "Wprost" na temat rzekomych powiązań Amber Gold z biznesmenem Mariusem O. oraz Janem P., ps. Tygrys. Po tekstach w tygodniku Latkowski został pozwany przez przedsiębiorcę.

Dużą część filmu stanowiły nagrania z przesłuchań przed komisją śledczą ds. Amber Gold byłych szefów ABW i CBA - Krzysztofa Bondaryka, Pawła Wojtunika, matki Katarzyny P., b. ministra transportu w rządzie Donalda Tuska - Sławomira Nowaka oraz pracującego dla OLT Express syna b. premiera - Michała Tuska.

Te fragmenty filmu Latkowskiego wskazywały na zaniedbania organów państwowych na początkowym etapie śledztwa.

W swojej produkcji Latkowski przypomniał też współpracę Marcina P. i syna b. premiera - Michała Tuska. Ten zaczął współpracę z OLT Express jeszcze, gdy pracował w lokalnej "Gazecie Wyborczej".

Przeprowadził m.in. wywiad z dyrektorem OLT Express Jarosławem Frankowskim, który sygnował nazwiskiem innego dziennikarza - napisał w nim zarówno pytania, jak i odpowiedzi.

Latkowski przypomniał, że młody Tusk pracując dla gdańskiego lotniska równocześnie dorabiał w OLT Express. Sprawę ws. przekazywania poufnych informacji lotniska twórcy piramidy finansowej została umorzona w 2018 r.

W materiale Latkowski przywołał m.in. wypowiedzi Michała Tuska, który tłumaczył, że wiedział, iż OLT Express, "to lipa".

Latkowski: Mafia istnieje

– Afera Amber Gold to przykład tego, że w Polsce mafia istnieje. Mafia to związek polityków, samorządów, biznesów, prokuratury – powiedział w TVP Info po premierze dokumentu Latkowski.

Jak stwierdził, "udało się wmówić nam wszystkim, że za tą sprawą stoją dwie osoby". – To nie tak – zaznaczył. Zwrócił uwagę, że proces w sprawie Amber Gold utajniono, choć afera nie miała charakteru obyczajowego. – Gdyby nie media, w ogóle nie dowiedzielibyśmy się o aferze Amber Gold – dodał.

Dziennikarz mówił, że w trójmiejskich organach ścigania nadal panuje układ. – Po raz pierwszy mam fizyczne poczucie zagrożenia. Dostaję sygnały: "Słuchaj, tym razem nie skończy się tylko na dyskredytowaniu twojej osoby".

– Czy to jest normalne, że jesteśmy Rosją? W którym miejscu jesteśmy, że ktoś, za powiedzenie prawdy, obawia się o swoje życie? – pytał Latkowski.

Wassermann: wiedziano o tym, że OLT będzie działalnością przestępczą

- Myślę, że w wielu ministerstwach zadano sobie dużo trudu, żebyśmy, wyjaśniając tę sprawę, napotykali na problemy - mówiła Małgorzata Wassermann. - O tym, że szykuje się taki biznes, jak OLT, ABW wiedziała w sierpniu 2011 r. To była informacja z wiarygodnego źródła. Wiedziano, że będzie to działalność przestępcza służąca praniu pieniędzy - dodała.

- Marcin P. dbał bardzo o to, żeby nie było go widać. Gdyby był podsłuch i obserwacja, nigdy byśmy nie sprawdzali wątków, kto za tym stał, po prostu byśmy to wiedzieli - mówiła o głównym bohaterze afery Amber Gold posłanka PiS.

- Marcin P. był wielokrotnie karany, zanim otworzył Amber Gold. Opuścił zakład karny, ponieważ sąd uznał, że jego żona i teściowa słabo radzą sobie finansowo. Ja takich spraw w życiu zrobiłam mnóstwo i nigdy nie widziałam, żeby nadano z takiego powodu przerwę w odbywaniu kary - powiedziała Wassermann.

- Przypominam, że z powodu swoich ostatnich spraw Marcin P. był w sądzie w 2012 r. Jego sprawy były doskonale znane. Jako przykład mogę podać to, że nie złożył deklaracji miesięcznej VAT-owskiej. Nie płacił podatków, natomiast były potwierdzenia, że kupował kolejne nieruchomości i samochody. Były pieniądze, a nie było żadnych sprawozdań - wymieniała Wassermann. 

- Publicyści i dziennikarze powinni śledzić wszystkie afery, skarżyć się na ten lub tamten system. My musimy pracować na dowodach. My nie obronimy przed prokuraturą ani w sądzie opowieści, że pan A się spotkał i porozmawiał z panem B i z tego się czyni jakieś zarzuty - argumentowała szefowa komisji śledczej ds. Amber Gold.

Afera Amber Gold

Według łódzkiej Prokuratury Okręgowej, która prowadziła śledztwo, Marcin P. i jego żona Katarzyna P. w latach 2009-2012 w ramach tzw. piramidy finansowej oszukali w sumie ponad 18 tys. klientów spółki, doprowadzając ich do niekorzystnego rozporządzenia mieniem w wysokości prawie 851 mln zł. Oskarżenie dotyczy także prowadzenia działalności parabankowej i prania brudnych pieniędzy. Według prokuratury, oboje działali w celu osiągnięcia korzyści majątkowej i uczynili sobie z tej działalności stałe źródło dochodu.

Proces twórców Amber Gold Marcina P. i Katarzyny P. przed Sądem Okręgowym w Gdańsku rozpoczął się w marcu 2016 r. i trwał trzy lata i dwa miesiące. Jego finał nastąpił w maju 2019 r., doszło wówczas do mów końcowych. Samo jednak odczytywanie wyroku zajęło sądowi kolejnych pięć miesięcy do połowy października 2019 r. Od tej daty Sąd Okręgowy zaczął sporządzać pisemne uzasadnienie wyroku. Zakończył je pod koniec lipca 2020 r. Pisemne uzasadnienie wyroku liczy ponad 9,3 tys. stron i zajmuje ok. 47 tomów akt sprawy.

Sąd Okręgowy w Gdańsku skazał b. szefa Amber Gold Marcina P. na 15 lat więzienia, a Katarzynę P. na 12,5 roku więzienia. Oprócz kar pozbawienia wolności sąd nałożył na twórcę Amber Gold i jego żonę zakaz prowadzenia działalności gospodarczej o charakterze finansowym na 10 lat. Wymierzył im też kary grzywny: dla Marcina P. 159 tys. zł, a dla Katarzyny P. 135 tys. zł.

Termin początku procesu odwoławczego przed Sądem Apelacyjnym w Gdańsku nie jest jeszcze znany. 

KJ



Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka