Rafał Woś w rozmowie z  Paulem Embery.
Rafał Woś w rozmowie z Paulem Embery.

Woś w szerszym planie. Dlaczego lewica brzydzi się klasą robotniczą?

Rafał Woś Rafał Woś Rafał Woś Obserwuj temat Obserwuj notkę 42
Teraz mamy lewicę, która coraz agresywniej domaga się, by wyborcy mówili tylko o tym, co interesuje lewicę. Mają klękać kiedy trzeba, oburzać się na to co trzeba. A gdy ludzie nie chcą, lewica powiada: No sami widzicie! Jacy rasiści, bigoci, nacjonaliści i faszyści. Z nimi lepiej nie mieć nic wspólnego. A już na pewno nie wolno ich reprezentować. Fuj!

Rafał Woś: Czyli jest Pan londyńskim strażakiem..

*Paul Embery: Od 24 lat. Jak zaczynałem miałem 22 lata.

(Londyński strażak, związkowiec i komentator. Jego teksty można czytać m.in. na portalu UnHerd. W 2021 roku wydał książkę „Wzgardzeni. Dlaczego dzisiejsza lewica brzydzi się klasą robotniczą”. (Despised. Why The Modern Left Loathes the Working Class, Polity Press).

RW: Ale przy okazji jest Pan też związkowcem, pisarzem i komentatorem, który strasznie irytuje brytyjską lewicę.

I to jak!

RW: A dziwi się im Pan? Pana ostatnia książka ma tytuł „Wzgardzeni. Dlaczego dzisiejsza lewica brzydzi się klasą robotniczą?”

Bo mam wrażenie, że racja istnienia naszej lewicy składa się głównie z pouczania klasy robotniczej co jeszcze zwykły człowiek powinien zrobić żeby stać się godnym tego, żeby ta lewica zechciała go reprezentować. W Polsce też to tak wygląda?

RW: Też. I coraz bardziej. Lewica z jednej strony cały czas powtarza jak to bardzo by chciała wrócić do korzeni i reprezentować kogoś innego niż tylko tę nieco bardziej wrażliwą społecznie część klasy średniej. Ale jednocześnie dzień bez pokazania wyborcom za jakich bigotów, nacjonalistów i prostaków ich nasza lewica uważa jest dla tejże lewicy stracony. Dlatego tak bardzo się cieszę na tę rozmowę z Panem..

No to jedziemy na tym samym wózku.

RW: Zacznijmy od piłki nożnej. Napisał Pan niedawno tekst w obronie tych kibiców, którzy buczą, gdy reprezentacja Anglii klęka przed pierwszym gwizdkiem sędziego na znak solidarności z ruchem Black Lives Matter. Dla liberalnych i lewicowych komentatorów to buczenie z miejsca staje się koronnym dowodem, że lud jest ciemny, wsteczny i rasistowski. Czyli dokładnie taki, jak go od zawsze malują.

A ja im odpowiadam, że to jest kompletna bzdura. I bardzo jaskrawy przejaw tej nieskrywanej pogardy, którą staram się piętnować.

RW: To co, chce Pan powiedzieć, że „czarne istnienia nie mają znaczenia”?

Mają znaczenie. I to jest zupełnie oczywiste. Dla mnie i dla ludzi, z którymi pracuję i z którymi walczę o lepszy los pracowników. Ale to nie wystarcza. Zwolennicy ruchu Black Lives Matter – rekrutujący się właśnie z szeregów tej najbardziej radykalnej lewicy kulturowej chcą więcej. Ich zdaniem my mamy się wstydzić. A to jest taktyka i niesprawiedliwa i bardzo polaryzująca, dzieląca społeczeństwo. Temu się przeciwstawiam.

RW: Czemu niesprawiedliwa?

Bo polega na ciągłym wytykaniu palcem „jesteś rasistą! wstydź się! przepraszaj!”. W roli pouczaczy i moralizatorów ustawiła się zaś jakaś spontanicznie sformowana samozwańcza grupa. Tak się dziwnie składa, że głównie dobrze sytuowanych przedstawicieli elit i inteligenckiej klasy średniej. Gorzej nawet. W roli pouczaczy coraz częściej świetnie czują się przeróżne ośrodki władzy. Mamy więc pouczanie ze strony szefów w miejscu pracy, mamy pouczanie w urzędach wobec pracowników służby cywilnej, mamy pouczanie na kanałach państwowych i prywatnych mediów. Pouczają nas ostatnio nawet wielkie kapitalistyczne korporacje. Nagle oni wszyscy stali się szermierzami słusznej sprawy. Oni oczywiście nie mają z codziennym rasizmem i wyzyskiem nic wspólnego. Przepraszać ma zwykły człowiek. Przepraszać ma klasa robotnicza.

RW: Jeden z polskich publicystów nazwał to kiedyś pedagogiką wstydu.

I celnie. Nie chcesz, albo nie umiesz zmienić społecznego status quo? Spraw, by ci którzy są ofiarą systemowej opresji czuli się ciągle winni i na okrągło tylko przepraszali. Przecież to jest świetny sposób na sprawowanie kontroli. A ja to uważam za niesprawiedliwe. I mówię o tym. Ale chodzi też o to, że taka taktyka Black Lives Matter jest również nieskuteczna.

RW: Czemu?

Bo nie porywa za sobą ludzi. W tym sensie nie ma szans na to, by stać się ruchem naprawdę masowym i ponadklasowym opartym na odruchu serca. Jedyne czym potrafi do siebie przyciągać to strach. Strach, że jak nie zrobisz tego, czego oczekują i nie wykażesz się odpowiednim poziomem gorliwości, to będziesz napiętnowany. Nie klękniesz przed meczem? Jesteś rasistą. Klękniesz? Na razie jesteś bezpieczny. Na razie.

Zobacz także:

RW: Kilka miesięcy temu polska reprezentacja piłkarska grała na Wembley. Była spora presja, żeby nasi uklękli razem z Anglikami. Nie zrobili tego. Widziałem potem kilka osób – zwłaszcza na lewicy – którzy ich za to hejtowali. No już nie jest moja drużyna – napisał jeden znajomy.

Ludzie czują fałsz tych argumentów. I dlatego buczą. Gdyby klęknięcie było jednorazowym spontanicznym aktem oburzenia po śmierci George’a Floyda to wtedy ok. Ludzie by nie mieli oporów. Ale teraz widać, że to nie o Floyda chodzi. Ten ruch ma już inne cele. I wcale się nie dziwię tym, co nie chcą się z tym gestem na tym etapie identyfikować. Ci, co stoją na czele ruchu powinni poważnie przemyśleć stosowaną taktykę. Bo prowadzi ich na manowce. Powinni przestać, bo szkodzą sprawie. Takie jest moje zdanie.

RW: Rozumiem, że głosząc takie opinie na stały felieton w lewicowym Guardianie raczej nie może Pan liczyć.

I to nie od dziś. Wcześniej była przecież kwestia Brexitu.

RW: Pan aktywnie angażował się na rzecz wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii, prawda?

Oczywiście. Eurosceptycyzm jest dla mnie odruchem z gruntu lewicowym. I kiedyś taki zdrowy eurosceptycyzm był argumentem mieszczącym się w głównym nurcie brytyjskiej lewicowości.

RW: W Polsce za mówienie źle o Unii przez lata dostawało się łatkę skrajnego prawicowca.

U nas też do tego w ostatnich latach doszło. W okresie poprzedzającym Brexit krytyka UE została de facto w lewicowych mediach zdelegalizowana. To sprawiło, że monopol na tym polu fatycznie uzyskała prawica. Choć przecież nie od dziś wiadomo jak bardzo antysocjalistyczną instytucją jest Unia Europejska. Jak mocno stawiała i stawia nadal na mechanizmy rynkowe czy prywatyzację. Jak bardzo umożliwiła na niezdrową konkurencję pomiędzy krajami członkowskimi na to który bardziej ułatwi życie biznesowi. To Unia przez lata stawiała pod pręgierzem krytyki te kraje, które próbowały zachować jakieś resztki państwa dobrobytu albo interweniować w obronie swojej gospodarki oraz miejsc pracy w przemyśle. To Unia narzucała krajom programy oszczędnościowe kierując się nielogicznymi z ekonomicznego punktu widzenia regułami antyzadłużeniowymi. Dla mnie Unia to zawsze był klub kapitalistów. Bezwstydnych kapitalistów uważających, że mogę dobre dla siebie rozwiązania narzucać innym.

Paul Embery, Rafał Woś, Salon24
„Wzgardzeni. Dlaczego dzisiejsza lewica brzydzi się klasą robotniczą”, autor Paul Embery


RW: A faszystą też już Pana nazwali?

Oczywiście. To jest oczywiście absurdalne. Bo to jakby nazwać kogoś, kto walczy o prawa kobiet mizoginem. Albo upierać się, że jak ktoś ostrzega przez narkotykami to musi być ćpunem. Tak samo jest, gdy ktoś nazywa mnie faszystą. Tylko dlatego, że podważam monopol pewnej – moim zdaniem szkodliwej grupki - na lewicowość i pokazuję jak ich pomysły doprowadziły do wyalientowania klasy robotniczej od politycznej lewicy. Na szczęście ten monopol się kończy. Widać to coraz wyraźniej.

RW: Co to znaczy?

Ostatnie wybory parlamentarne w roku 2019 Wielkiej Brytanii to był jednak przełom. Po raz pierwszy od wielu wielu lat Partia Pracy poszła na nie z autentycznie porządnym lewicowym programem ekonomicznym. To już nie była żadna trzecia droga Blaira, wyższościowe nuty technokraty Gordona Browna ani liberalne przesłanie od elitarystycznych braci Milibandowów. To była porządna socjalistyczna oferta Jeremy’ego Corbyna.

RW: Ale Corbyn dostał przecież lanie od Borisa Johnsona. I Partia Pracy poniosła klęskę.

No właśnie. W tym właśnie rzecz. To był finał pewnego procesu. Rozpoczął się on latach 90. w czasach Blaira i Browna, gdy Partii Pracy oraz lewicowe media w stylu „Guardiana” zaczęły odsuwać się od klasy robotniczej. Stając się de facto głosem klasy średniej. Oni tego nawet jakoś specjalnie nie ukrywali. Blair, Brown i inni wręcz szczycili się tym, że nie mają z tymi „robolami” nic wspólnego. Oni są cool. Lepiej pachną, lepiej wyglądają.

Zobacz także:

Polityczna lewica mówiła wtedy klasie robotniczej mnie więcej tak: „bądźcie jak my, fajni i nowocześni. A wszystko będzie pięknie. Kto chce się dziś w XXI wieku identyfikować z klasą robotniczą?” To przez chwilę nawet działało, ale w końcu doprowadziło ich w końcu do utraty władzy. Klasa średnia przestała być wystarczają podstawą, a kryzys 2008 roku oraz rozmontowanie państwa dobrobytu wprawiły, że przestała się poszerzać. Zniknęła obietnica, ale pogarda pozostała. I ludzie zobaczyli nagą prawdę. Że ich partia, ich media i ich lewica nimi gardzą i się nimi brzydzą. Granica została ostatecznie przekroczona, a lewicowe elity były już gdzie indziej. Ich zaczęły interesować przede wszystkim wojny kulturowe. O rasę, o płeć, o symbole. Każdy, kto nie umiał się w tym odnaleźć był „bigotem, nacjonalistą albo mizoginem”. Podobnie jak dekadę wcześniej każdy, kto powątpiewał w mit, że teraz wszyscy będziemy klasa średnią stawał się „nieudacznikiem i roszczeniowcem”.

RW: Ale wtedy na lewicy zaczęły się pojawiać głosy, że trzeba wrócić do korzeni. Z tych głosów urodził się Corbyn i jego kandydatura w roku 2019. To miała być wreszcie ta prawdziwa Partia Pracy.

No właśnie. I to jest najważniejszym moment całej tej opowieści. Bo okazało się, że nie wystarczy zamachać ludziom pieniędzmi. Na zasadzie „no my was teraz wreszcie rozumiemy i naprawimy to wszystko, co było”. To nie zadziałało. Oferta Corbyna została przez klasę robotniczą odrzucona. Gremialnie.

RW: Ale dlaczego?

Bo jeśli chcesz kogo reprezentować, to trzeba go choć trochę lubić. A nie nim gardzić. Sygnały „trochę nam was szkoda, więc damy wam więcej pieniędzy” już nie wystarczą. Ludzie nie będą wybierać partii, która nie wygląda jak oni, nie mówi jak oni, nie ma takich problemów jak oni. I w ogóle ciągle chce nawijać o rzeczach, które klasę robotniczą – szczerze mówiąc - nie bardzo interesują. I to jest właśnie lekcja z roku 2019. Żeby istnieć politycznie musisz mówić o tym, co interesuje twoich ludzi. Bo ty jesteś dla nich. Ale lewica już tego nie umie. Więc jest tak, jak teraz.

RW: A jak jest teraz?

Teraz mamy lewicę, która coraz agresywniej domaga się, by wyborcy mówili tylko o tym, co interesuje lewicę. Mają klękać kiedy trzeba, oburzać się na to co trzeba. A gdy ludzie nie chcą, lewica powiada: No sami widzicie! Jacy rasiści, bigoci, nacjonaliści i faszyści. Z nimi lepiej nie mieć nic wspólnego. A już na pewno nie wolno ich reprezentować. Fuj!

RW: Jest szansa, by się to zmieniło?

Nie wiem. Taka lewica, jak teraz ma milutko i cieplutko więc na jałowym biegu może poruszać się jeszcze bardzo długo. Ale powiedzmy sobie szczerze: to nie jest przepis na siłę polityczną, która kiedyś tu była i która kiedyś biła się o pełną stawkę. Takiej lewicy trzeba.

Paul Embery, londyński strażak, związkowiec i komentator. Jego teksty można czytać m.in. na portalu UnHerd. W 2021 roku wydał książkę „Wzgardzeni. Dlaczego dzisiejsza lewica brzydzi się klasą robotniczą”. (Despised. Why The Modern Left Loathes the Working Class, Polity Press).

Rafał Woś
Dziennikarz Salon24 Rafał Woś
Nowości od autora

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka