Adam Michnik Fot: Adrian Grycuk/Wikipedia
Adam Michnik Fot: Adrian Grycuk/Wikipedia

PILNA. Michnik z Kurskim odkryli, że pracują w Agorze

Rafał Woś Rafał Woś Rafał Woś Obserwuj temat Obserwuj notkę 66
Starszyzna papierowej „Gazety Wyborczej” ze zdumieniem pięciolatka odkrywa, że zarząd ich własnego koncernu Agora kieruje się bezduszną brutalną logiką kapitalistycznego zysku. Szkoda, że przez wiele lat ani trochę ich to nie obchodziło.

Kiedy zarząd zwalniał grupowo szeregowych dziennikarzy milczeli. Nie byli przecież szeregowymi dziennikarzami. Kiedy zarząd zwalczał związki zawodowe milczeli. Nie byli przecież związkowcami. Kiedy zarząd stawiał na uśmieciowienie stosunków pracy w koncernie milczeli. Nie pracowali przecież na śmieciówkach. Ożywili się, gdy zarząd przyszedł po nich. 

Zobacz:

Zapewne Adam Michnik, Jarosław Kurski i inni naczelni papierowej „GW” mieli w ostatnich latach wiele ważnych spraw na głowie. I byli tak bardzo zajęci obroną polskiej demokracji przed straszliwym PiSem albo tropieniem bigoterii, ksenofobii, homofobii (i czego tam jeszcze) w polskim społeczeństwie. Nie zauważyli bowiem, co się działo w tym czasie… w ich własnej firmie. A nawet w ich własnej redakcji. Ale na szczęście są tacy, co pamiętają. I mogą przypomnieć. 

„Nam nie jest wszystko jedno”

Wiosna 2017. Koncern Agora informuje, że członkowie zarządu zarobili w minionym roku 8,57 mln zł. Czyli o 5,7 mln zł więcej niż w roku poprzednim. Jednocześnie tylko w czwartym kwartale 2016 roku Agora zwolniła 176 osób - w tym głównie dziennikarzy Gazety Wyborczej. Skomentowałem to wtedy gorzko w mediach społecznościowych. Przekonywałem wtedy, że: 

„Takich rzeczy jak wydawca „GW” robić po prostu się nie godzi. Nie wolno w tym samym momencie ciąć do kości kosztów pracy, a jednocześnie fetować zarządu sowitym planem motywacyjnym. Zwłaszcza, gdy koncern działa w branży takiej, jak media opiniotwórcze. A sama Agora wyrosła z „Gazety Wyborczej”, która dla wielu ludzi jest nadal symbolem polskiej demokracji i punktem odniesienia w sprawach publicznych. Mówimy wszak o tej samej „Wyborczej”, która bardzo lubi przedstawiać siebie w roli strażnika humanistycznego etosu i zachodnich wartości. „Nam nie jest wszystko jedno” - głosi motto drukowane codziennie na pierwszej stronie tytułu wydawanego przez Agorę. Gdy się patrzy na sposób rozegrania kwestii zwolnień grupowych to zdanie nie wygląda zbyt przekonująco”

Tamten wpis wywołał sporych rozmiarów środowiskową burzę. A pod postem znalazły się świadectwa dziennikarzy, którzy doświadczyli antypracowniczych posunięć Agory na własnej skórze.

I co? I nic. Nadeszła wiosna 2019 roku. „Pensje w firmie poszły w górę. W opublikowanym raporcie za 2018 czytamy, że wynagrodzenia w firmie wzrosły. Co prawda chodzi o pensje dla pięcioosobowego zarządu, ale przecież bogactwo skapuje! GRATULUJEMY!” – pisze działająca w firmie NSZZ „S” Agora SA i Inforadio Sp. z o.o. Wspomniane przez agorowych związkowców „skapywanie” w praktyce działało tak. Oto mamy dwie liczby: 700 tys. zł i 1,1 mln zł. Ta pierwsza to wzrost wynagrodzeń zarządu w roku 2018 i dzielimy ją przez przez pięć osób (raport uwzględnia również, lecz w niewielkim zakresie, dwóch odchodzących członków zarządu). Sam prezes Hijka zarobił w 2018 roku 1,7 mln zł. Kwotę 1,1 mln zł należy zaś podzielić przez… 2 700 osób. Bo takie jest aktualne zatrudnienie w Agorze. Tak działała płacowa równość w koncernie. Dodajmy do tego, że w tym samym roku 2018 r. zatrudnienie w Agorze zmniejszyło się o 136 etatów. Prawie 50 to zwolnienia grupowe w pionie poligraficznym. 

Orliński - ani zwolniony ani niezwolniony

I co? I nic. Nadchodzi jesień 2020. Kadry Agory kierują pismo do działającego w spółce związku zawodowego NSZZ Solidarność pismo zapowiadające dyscyplinarne zwolnienie szefa związku Wojciecha Orlińskiego. Dyscyplinarka to powszechnie u nas stosowany sposób na pozbywanie się z firmy ujawnionych z imienia i nazwiska funkcyjnych związkowców. Formalnie chronionych prawem. Ale właśnie nie przed przypadkami zwolnienia dyscyplinarnego. Solidarność nagłaśnia sprawę i Orliński - jak sam to określił - ląduje w zawieszeniu. Ani zwolniony ani niezwolniony. Każdy kto ma jednak choćby częściowe rozeznanie w temacie wie, że właśnie w ten sposób polskie firmy zastraszają związki zmuszając je do posłuszeństwa. To takie pogrożenie paluszkiem - nie podskakujcie, bo możemy przestać tolerować wasze istnienie. W końcu Orliński (po latach pracy w Agorze) odchodzi z firmy sam. 


To tylko kilka przykładów z ostatnich lat. Pokazują one jaka była rzeczywistość pracy w koncernie Agora oraz w samej Gazecie Wyborczej. Jak za fasadą pięknych słów i odmienianiu etosu oraz wartości przez wszystkie przypadki odbywała się systematyczna i niczym niezmącona kapitalistyczna maksymalizacja zysku. Co robiła w tym czasie starszyzna „Wyborczej”? Czy prowadziła pracowników na barykady przeciw grupowym zwolnieniom? Czy inicjowała listy zaprzyjaźnionych autorytetów w obronie pozbawianych roboty (a nieraz mających za sobą staż całego zawodowego życia w firmie) poligrafów, składaczy oraz redaktorów? Czy pisała gniewne oświadczenia denuncjujące zarząd jako kierujących się logiką komercjalizacji zdrajców demokratycznego etosu? Odpowiedź jest bolesna. Ale brzmi NIE. Starszyzna GW albo milczała albo tamtych posunięć wręcz broniła twierdząc (może to przyzwyczajenia z lat 90.), że nie ma żadnej alternatywy. Woleli straszyć PiSem i organizować kolejne nagonki na myślących inaczej od nich. 

Starszyzna umie się zmobilizować

Aż wreszcie przyszedł rok 2021. Gdy zarząd Agory poinformował o planie połączenia redakcji papierowej „Wyborczej” oraz internetowego portalu Gazeta.pl. Czyli de facto podporządkowaniu starszyzny kierownictwu dziennikarskiemu z pionu internetowego. I nagle okazało się, że starszyzna umie się zmobilizować. Zaczęły padać wielkie słowa o GW jako ostatnim bastionie polskiej demokracji. Skrzyknięto znajomych celebrytów, którzy zaczęli pisać listy w obronie niezależności papieru. A podczas zorganizowanej w tym tygodniu dyskusji Adam Michnik zaczął się martwić „komercjalizacją mediów”. Z kolei Jarosław Kurski odkrył, że „nie zawsze to, co się opłaca akcjonariuszom, jest korzystne dla redakcji".

Powiem szczerze. Czekałem na te słowa ze strony starszyzny. Czekałem w 2017 i 2019. Czekałem w 2020. Są tacy, co czekali jeszcze wcześniej. Ale te słowa padły dopiero teraz. Gdy starszyźnie mówiąc kolokwialnie zaczęło się palić pod fotelem. 

Ktoś może powiedzieć, że się czepiam, bo nie lubię „Wyborczej”. Tylko, że jest dokładnie odwrotnie. Ja nie lubię GW nie a priori. Tylko właśnie z powodu tego jak się zachowują. Nie przeszkadza mi, że Witold Gadomski ciągle komentuje sprawy ekonomiczne w neoliberalnym dogmacie lat 90. A publicystyka polityczna Wyborczej jest nieznośnie jednostronna. Ale z tym da się żyć. Pod tym względem „Gazeta” Michnika i Kurskiego nie różni się ani od Wiadomości TVP, Faktów TVN czy „Gazety Polskiej”. 

Przesyłam wyrazy sympatii i współczucia

Tym co razi i co widać w przypadku najnowszego wzmożenia na Czerskiej jest raczej jakaś bezdenna hipokryzja. Bezwstydne stosowanie wymiennej zasady „co dobre dla nas, jest też i w sposób oczywisty dobre dla Polski”. A w związku z tym każde (choćby najmniejsze) naruszenie „naszego interesu” jest perfidnym atakiem na demokrację, prawa człowieka i wszystko na czym świat stoi. Taki - nieznośnie hipokratyczny i moralizatorski kierunek - narzuca właśnie starszyzna GW. Która w ostatnich dniach daje kolejny (chyba jak dotąd największy) pokaz swojej obciachowości. 

A kolegom i koleżankom z Agory przesyłam wyrazy sympatii i współczucia. Sympatii, bo ich cenię i szanuję. A współczucia ponieważ dobrzy i porządni dziennikarze są przez to coraz bardziej obciachowe kierownictwo tak bardzo przedmiotowo traktowani.  

Rafał Woś


Czytaj dalej:


FOT:By Adrian Grycuk - Own work, CC BY-SA 3.0 pl, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=85184388

Rafał Woś
Dziennikarz Salon24 Rafał Woś
Nowości od autora

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka