Vitaliy: Ja i rodzina po prostu chcemy normalnie żyć, Fot. archiwum prywatne
Vitaliy: Ja i rodzina po prostu chcemy normalnie żyć, Fot. archiwum prywatne

Uciekł z Białorusi, w Polsce grozi mu więzienie. „Polacy są wspaniali, państwo bezduszne”

Redakcja Redakcja Białoruś Obserwuj temat Obserwuj notkę 59
Nie szukam łaski, nie szukam jakichś zapomóg. Jestem przedsiębiorcą i nie chcę żyć z polskiego państwa, ale zarabiać w nim, uczciwie płacić podatki. I być traktowany normalnie. Przyjechałem do Was, bo w moim kraju groziło mi na pewno więzienie, a może nawet śmierć. Chciałem ratować swoje życie. Teraz grozi mi więzienie w Polsce i to jest ponure w tej całej sytuacji – mówi Salonowi 24 Vitaliy, Białorusin, który przepłynął Bug, by uciec od reżimu Łukaszenki do Polski.

Kilka tygodni temu opisaliśmy Pana historię – gdy uciekł Pan z Białorusi, od reżimu Aleksandra Łukaszenki do Polski. Zanim wrócimy do obecnej sytuacji – jak wyglądało Pana zaangażowanie na rzecz białoruskiej opozycji?

Vitaliy: Przede wszystkim zaznaczę, że nie byłem ani jakimś wielkim działaczem, ani politykiem. Przez lata polityka zajmowała mnie średnio. Starałem się normalnie żyć. Pracować uczciwie. Założyłem firmę transportową, w Polsce otrzymałem prawo pobytu i Kartę Polaka. Byłem z dala od polityki, wszystko  się udawało. W ubiegłym roku nastąpiła zmiana, coś we mnie pękło.

Uciekł do Polski od reżimu Łukaszenki. Ludzie, którzy mu pomogli wpadli w poważne kłopoty

Dołączył Pan do protestów po sfałszowanych wyborach prezydenckich na rzecz Aleksandra Łukaszenki?

Sprawa wyborów była ważna, ale na moje zaangażowanie wpłynęło coś jeszcze – poczucie złości na działania władz i podległych im służb, całkowitą bezkarność. Pobicia, zabójstwa, strzały do ludzi. Do tego OMON nie liczący się z nikim – dla nich nie było problemu, czy biją starców, dzieci, kobiety w ciąży. Obrazuje to pewna sytuacja – milicjanci bili człowieka. Katowali go. I widząca z okna tę scenę kobieta krzyknęła, że tak nie wolno. „Nie wolno?” – odparł milicjant, i strzelił w jej kierunku. To wzbudziło wściekłość i opór.

I tak zaangażowałem się w działalność opozycyjną. Okazało się, że jestem poszukiwany listem gończym, w końcu udało mi się uciec, tak jak opisałem. Byłem wyposażony w specjalny strój, taką wodoszczelną piankę, w niej miałem specjalnie ukryte telefon i papiery, które miały być odnalezione, gdybym nie przeżył. Chodziło o to, by po polskiej stronie wiedziano, że jestem uciekinierem politycznym, a nie przestępcą.

Przypomnijmy, że uciekł Pan z Białorusi, przepłynął Bug. Tu wpadł w problemy zarówno Pan, jak i pan Bartłomiej. Celnik, który pomógł Panu już na terenie Polski, został oskarżony o pomoc w przekroczeniu granicy. Czy zmieniło się coś od naszej ostatniej rozmowy?

Sprawa wciąż jest w toku. Niedawno byłem w prokuraturze, gdzie pani prokurator powiedziała, że grozi mi za przekroczenie granicy więzienie! Ja powiedziałem wprost: "Proszę pani, robicie ze mnie przestępcę, a ja nie po to przekroczyłem granicę, aby dokonać tu jakiegoś przemytu, ale ratowałem swoje życie". Sytuacja była napięta. Ale powiedziałem tej prokurator, że nie po to przecież uciekałem z Białorusi, od reżimu, z miejsca, gdzie groziło mi więzienie, by siedzieć w więzieniu tutaj. To jakiś absurd!

Prokuratura ma jednak swoje procedury, których musi przestrzegać….

Powiem tak – ja rozumiem to, że samo postępowanie zostało wszczęte. Że w każdym państwie prawo powinno działać. Że przekroczenie granicy państwa to nie wejście do sklepu. Jednak oburzające jest to, czemu te procedury trwają tak długo. Prawda jest taka, że przez rzekę przepłynąłem sam. Jedynym moim celem było uratowanie życia. Między innymi po to uciekałem w specjalnym kombinezonie, miałem schowany telefon, by po przybyciu do kraju móc się skontaktować z Polakami. Zadzwoniłem do pani Alony, ona przyjechała z mężem, panem Bartłomiejem, nie po to, by mnie przerzucać przez granicę, ale po to, by sprawdzić, czy w ogóle się przedostałem. By powiedzieć moim bliskim, że żyję. I co więcej, oni przecież nie odebrali mnie po to, by mnie schować, ale zawieźli na posterunek.

Jak wyglądało postępowanie polskich służb po przybyciu Pana na posterunek?

Właśnie tu zaczyna się druga część tej historii. Trzymano mnie na przesłuchaniu przez kilkanaście godzin. Traktowali jak przestępcę. Nawet bez herbaty, jedzenia. I o ile rozumiem, że nie mogli mnie tak po prostu puścić, tak zupełnie nie rozumiem, czemu potraktowali mnie w ten sposób – jedzenie, łyk wody, należą się i najgorszym przestępcom. A ja nie jestem przestępcą, ale politycznym uchodźcą.

Płynąłem pod koniec marca. Dziś jest połowa lipca. Kilka miesięcy. Naprawdę ciężko jest zrozumieć, dlaczego te procedury trwają tak długo. Przecież nie przewoziłem przy sobie żadnego towaru. Co więcej, byłem zaopatrzony – na wszelki wypadek – w opisy tego, kim jestem, po co uciekam itd. Wreszcie – przy obecnej technice nie jest wielkim problemem sprawdzenie, czy były jakieś kontakty między mną a panem Bartłomiejem. Czy były SMS-y, telefony przed moją ucieczką. Nic takiego nie było. Jest do udowodnienia, że kontaktowałem się z nimi dopiero po przekroczeniu granicy..

Potem jednak sytuacja się poprawiła, czeka pan na azyl w Polsce oraz udało się ściągnąć żonę i dziecko?

Żona i kilkuletni synek przyjechali 23 kwietnia. I rzecz charakterystyczna – białoruscy celnicy puścili rodzinę przez granicę. A w Polsce pierwsze co się stało, to moja małżonka trafiła na przesłuchanie. Pytano ją o znajomość z Bartłomiejem, jego żoną itd. Natomiast z azylem to jest bardziej skomplikowane.

To znaczy?

To znaczy, że mam złożony wniosek o azyl, który czeka na rozpatrzenie. A sprawa jest prawnie bardzo trudna, bo mam też kartę stałego pobytu. I teraz instytucje państwowe nie wiedzą, jak mnie potraktować. Czy uznać za azylanta, czy jednak osobę z kartą pobytu. Natomiast ta sytuacja sprawia, że teoretycznie w każdej chwili mogą mnie jeszcze odesłać na Białoruś. Poza tym bardzo utrudnione jest codzienne życie. Na przykład szukanie pracy. W praktyce nie mogę jej znaleźć. Chodzę od firmy do firmy, od instytucji do instytucji. Zgłaszam się do Urzędu Pracy. I efekt jest taki, że zawsze otrzymuję odmowę, bo właśnie odstrasza ta niepewna sytuacja. Jest jeszcze jeden problem.

Jaki?

Czasem zdarza się, że „na chwilę” udaje mi się gdzieś już niby dostać. Ostatnio miałem otrzymać pracę w firmie dostarczającej jedzenie. I przez jakiś czas musiałem jeździć na zasadzie „próbnej”. Po okresie próbnym nagle dowiedziałem się, że nie mogę podjąć pracy, bo takich jak ja nie można zatrudnić. To raz, że nie w porządku. Ale dwa – przez ten okres próbny zajmowałem się pracą, której i tak nie dostałem, a straciłem możliwość w tym czasie szukania innej pracy.

Ale jednak pomoc ze strony Polaków Pan otrzymał?

Oczywiście, że ją otrzymałem, i jestem za nią niezmiernie wdzięczny. Z tym, że jest to pomoc od zwykłych ludzi. W przypadku urzędów napotykałem na potężną biurokratyczną barierę. Na przykład – przeterminowało mi się prawo jazdy na samochody ciężarowe. To bardzo dla mnie ważna rzecz, gdyż wcześniej prowadziłem firmę transportową, auto to moje narzędzie pracy. Zgłosiłem się do polskiego urzędu o możliwość przedłużenia tego prawa jazdy. Dowiedziałem się od pani w okienku, że nie wystarczy samo podejście do egzaminu, że muszę mieć też na nowo opłacony kurs prawa jazdy.

Wyszedłem zdruzgotany. I nagle podszedł do mnie przypadkowy człowiek – zupełnie mi nieznany. Powiedział, że słyszał o moim problemie, że jego zdaniem jak najbardziej mogę zdawać egzamin bez konieczności powtarzania i opłacania kursu itd. I sam, bezinteresownie, przejrzał przepisy, poszedł z nimi do tej urzędniczki, porozmawiał. I okazało się, że jak najbardziej mogę podejść do egzaminu bez tej całej procedury, kursów itd. Człowiek ten pomógł mi nie mając żadnego interesu. Ale urzędniczka, której obowiązkiem jest pomóc komuś, kto do niej przychodzi, tego nie zrobiła.

Zwykli ludzie w Polsce są wspaniali, serdeczni, potrafią bezinteresownie pomóc. W urzędach i instytucjach panuje bezduszność, człowieka traktuje się jak przedmiot. Dlatego powiem, że jestem wdzięczny, bo udało mi się uciec z Białorusi, chciałem po prostu przeżyć. Naród jest u was wspaniały, pomoc będę pamiętał zawsze. Państwo należy jednak ocenić fatalnie. Najlepszym przykładem jest to, co stało się ostatnio. Tego samego dnia byłem i w Urzędzie Pracy, i w prokuraturze. Prokurator straszyła więzieniem, proponowała „pójście na rękę”, jeśli zgodzę się dobrowolnie poddać karze. A przecież nic złego nie zrobiłem – na Białorusi zaprotestowałem przeciwko ewidentnemu złu. A uciekając, po prostu starałem się ratować swoje życie. I pani prokurator tego nie chce zrozumieć.

Z kolei w Urzędzie Pracy inaczej – tam też mają procedury. Ale wyraźnie widać, że te panie chciały mi pomóc. Były serdecznie, starały się szukać dopuszczalnych prawem rozwiązań. Pani w Urzędzie ds. Cudzoziemców, która zajmuje się moją sprawą, przestrzega procedur, ale widzi we mnie człowieka, jest życzliwa. Pani prokurator straszy więzieniem. To pokazuje, jak bardzo jest to zróżnicowane.

Chciałem na końcu podkreślić jeszcze jedno, bardzo istotne – ja nie szukam łaski, nie szukam jakichś zapomóg. Jestem przedsiębiorcą i nie chcę żyć z polskiego państwa, ale zarabiać w nim, uczciwie płacić podatki. I być traktowany normalnie. Przyjechałem do Was, bo w moim kraju groziło mi na pewno więzienie, a może nawet śmierć. Chciałem ratować swoje życie. Teraz grozi mi więzienie w Polsce i to jest ponure w tej całej sytuacji.

rozmawiał Przemysław Harczuk

CZYTAJ TEŻ: 

Antyrządowe demonstracje na Kubie. Policja pacyfikowała protestujących

Zamieszki z policją podczas miesięcznicy smoleńskiej. Próbowano zakłócić obchody






Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka