Rafał Woś rozmawia z Isabellą Weber.
Rafał Woś rozmawia z Isabellą Weber.

Woś w szerszym planie. Dlaczego Chińczycy nie mieli terapii szokowej

Rafał Woś Rafał Woś Rafał Woś Obserwuj temat Obserwuj notkę 38
Dlaczego Chińczykom udało się uniknąć szoku w czasie transformacji systemowej i i gdzie są dziś Chiny gospodarczo- czy to jeszcze socjalizm czy już kapitalizm? Z Isabellą Weber, ekonomistką z University of Massachusetts i autorką książki „How China escape shock terapy” (Jak Chiny ustrzegły się terapii szokowej) rozmawia Rafał Woś.

Rafał Woś: W Polsce było tak: zrobili nam terapię szokową i kazali się do niej modlić. A jak ktoś miał wątpliwości, co do jej zbawiennego wpływu na polską gospodarkę oraz społeczeństwo to zaraz słyszał, że przecież nie było alternatywy. A Chinom się jednak udało taką alternatywę znaleźć.

Isabella Weber: Faktycznie, Chiny zdołały przejść z dość ortodoksyjnego komunizmu do kapitalizmu - choć trzeba przyznać, że raczej nieortodoksyjnego. Ale co najważniejsze udało im się uniknąć takiej katastrofy społecznej, jaką była terapia szokowa w krajach Europy Środkowej, a szczególnie w Rosji. Dzięki temu chińscy komuniści sprawują władzę nadal, a obecny system ekonomiczny w Chinach dość nowatorsko łączy w sobie kapitalizm z bardzo silną rolą państwa. Co jednak najważniejsze - a co z zachodniego punktu widzenia często umyka: Chiny zdołały ustrzec się destablizacji społecznej, jaką terapia szokowa przyniosła krajom Europu Środkowej czy właśnie Rosji. Chińskie elity władzy są z tego bardzo dumne. Uważają, że w przeciwieństwie do establishmentu innych krajów postkomunistycznych - nie mówiąc już o krajach kapitalistycznych - zawsze dbały o całość swojego społeczeństwa. A nie tylko o interes zwycięzców. 

Tajemnicze spotkanie na wycieczkowcy na rzecze Jangcy

RW: Ale mnie właśnie interesuje jak to było możliwe? Czy w Chinach lat 80. nie mieli tych wszystkich zapatrzonych w Zachód ekonomistów, którzy gotowi byli skoczyć na główkę do basenu bez sprawdzenia czy jest w nim woda? Bo tak to właśnie zrobili nasi kapitalistyczni dogmatycy.

Owszem, mieli takich ekonomistów. W 1985 roku na wycieczkowcu na rzece Jangcy doszło do takiego spotkania. Z jednej strony byli tam ci wszyscy prominentni ekonomiści chińscy - bardzo mocno zafascynowani kapitalizmem. W jego nowym neoliberalnym wydaniu. Z drugiej strony byli zachodni ekonomiści przysłani przez Bank Światowy: nobliści, byli szefowie banków centralnych, słowem establiszment. Widziałam zdjęcia z tej podróży. Wspólne fotki na basenie. Poklepywanie po plecach. To był czas, gdy Chiny za zgodą Denga Xiaopinga zaczęły swoje słynne otwarcie na świat. To oczywiście owocowało takimi spotkaniami, wyjazdami na stypendia na amerykańskie uniwersytety. Pełen program.

Czytaj:

RW: To tak jak u nas. Zaraz potem ci nasi komunistyczni ekonomiści i politycy powracali z tych stypendiów, dogadali się z opozycją i zrobili terapię szokową. Ku uciesze Zachodu, który zaraz przysłał tu swój kapitał w nadziei osiągnięcia wielkich zysków. No, ale w Chinach tak się jednak nie stało. Pogadali na tym wycieczkowcu, popływali w basenie, ale drogę do kapitalizmu wybrali po swojemu. Dlaczego? 

Bo prócz tych zafascynowanych zachodnim kapitalizmem byli też tacy ekonomiści, którzy mieli inny punkt widzenia. Mówiąc znów symbolicznie i obrazkowo. Prócz tych poklepujących się po plecach z zachodnimi noblistami na ekskluzywnym wycieczkowcu było również pełno takich, co pół życia spędzili brodząc w kurzych odchodach na cuchnącej i biednej wsi chińskiej, którą badali. Ich doświadczenie chińskiej reformy rolnej było ważne. Bo tamta reforma rolnictwa była właśnie przeprowadzana powoli, stopniowo i ewolucyjnie. Tam nie było terapii szokowej. Trwało dużej, ale udało się wieś zreformować. A jednocześnie uniknąć społecznej katastrofy. I właśnie gdzieś między tymi biegunami - między wycieczkowcem na Jangcy a kurzymi odchodami - poruszali się chińscy politycy. 


RW: I co było dalej?

Dziś mówi się - również w Chinach - że zdecydowała tamtejsza skłonność do robiona rzeczy w sposób przemyślany. Ale to jest bajeczka. Chiny były blisko terapii szokowej. I to dwa razy.


RW: Kiedy?  

Raz w roku, gdy 1986 premierem był Zhao Ziyang. Z jego inicjatywy podjęto wtedy inicjatywę reformy rynkowej, która miała zakładać uwolnienie cen oraz zmianę podatków i płac. Gdyby to weszło w życie to bardzo szybko by się skończyło terapią szokową. Udało się ten zamiar jednak w porę rozwodnić i zahamować. 


RW: Dlaczego?

Decydujące znaczenie miała podobno wizyta wysoko postawionych chińskich emisariuszy w… Europie Środkowo-Wschodniej. Odwiedzili oni Węgry i Jugosławię. Popatrzyli jak tam działają różne próby likwidacji „socjalistycznych absurdów”, posłuchali tamtejszych ekonomistów coraz częściej twierdzących, że socjalizmu nie da się naprawić. Wrócili przerażeni i…


RW: I co?

I zarekomendowali wstrzymanie wzorowanych na Europie Środkowej reform. Powiedzieli przywódcom, że koszty są już zbyt duże i zanosi się na to, że będą jeszcze większe, co przyniesie nieuchronną destablizację. Powiadali tak: liberalizacja socjalistycznych cen nie zmieni ich nieracjonalności. Nie stanie się tak ponieważ socjalistyczne firmy o nie są przedsiębiorstwa kapitalistyczne więc inaczej reagują na informacje cenowe płynące z rynku. Bo w kapitalizmie ceny dyscyplinują firmy. Ale w socjalizmie uwolnienie cen musi spowodować spiralę drożyzny, która będzie uderzała w ludzi. Zwłaszcza jeśli mrożone będą ich płace. W efekcie próby naprawienia cen rozsadzą cały system. Więc jeśli komuś zależy na utrzymaniu dobrych stron socjalizmu - choćby równości, to nie powinien takich rzeczy robić. Bo to będzie początek końca.

Na Zachodzie pamięta się tylko zamieszki na Tienanmen

RW: Wygląda na to, że tamta wycieczka do Europy uchroniła Chiny przed powtórzeniem błędu ekipy Gierką, który pod wpływem doradców premiera Jaroszewicza (wśród nich m.in. późniejszego autora terapii szokowej Leszka Balcerowicza) zrobili właśnie to. Urealnienie cen wysadziło ich z siodła. 

Tak, wtedy zrezygnowano. Ale to była ciągle końcówka lat 80. I presja, by jednak reformować socjalizm szybko i bez wahania była wielka. Drugi moment próby dla chińskich komunistów przyniósł rok 1988. Odbyła się wtedy w Chinach duża debata o nierównościach. Bo pamiętajmy, że otwieranie się na kapitalizm, które zapoczątkował Deng Xiaoping trwało w najlepsze. I zaczęły się pojawiać głosy, że to jednak kierunek zbyt ryzykowny. Bo coraz większa jest moc pieniądza i coraz większe części gospodarki są utowarowione. A co za tym idzie zwiększają się nierówności. Czy to jest jeszcze socjalizm? Czy już jego zaprzeczenie? Takie były wtedy pytania. I wtedy przemówił Deng Xiaoping. To był moment jego odchodzenia na polityczną emeryturę i przywódca chciał zabezpieczyć swoją historyczną spuściznę. Deng otwarcie opowiedział się wówczas za podjęciem śmiałego manewru liberalizacji cen. I wtedy się zaczęło.

Czytaj:

RW: Co się zaczęło?

Niezadowolenie. Na Zachodzie pamięta się oczywiście zamieszki na Tienanmen. Na dodatek robi się z nich wyłącznie zryw pod hasłami wolności politycznej. A więc ruch wręcz prozachodni. Tymczasem aby zrozumieć tamtą dynamikę trzeba się cofnąć właśnie do roku 1988. I do drugiego podejścia pod uwolnienie cen. W efekcie ich ogłoszenia ludzie wpadli w panikę. Ruszyli na banki, gromadzili biżuterię. Potem zaczęły się zamieszki roku 1989. Władza zamieszki brutalnie spacyfikowała. Ale jednocześnie to wtedy chiński establiszment zrezygnował z terapii szokowej po raz drugi. 


RW: Czyli odwrotnie niż u nas. Bo w Polsce najpierw komunistyczny rząd Rakowskiego uwolnił ceny, co wywołało hiperinflację. A potem rząd Mazowieckiego z Balcerowiczem w roli ministra finansów ogłosił, że jedynym sposobem wyjścia jest terapia szokowa. Nastąpiło więc to, przed czym wspomniani chińscy ekonomiści tak bardzo ostrzegali.

Chińskie władze się wtedy z pomysłu szokowego zmieniania gospodarki wycofały. Potem już do tego nie wracali. Nowe pokolenie komunistycznych przywódców poszło swoją drogą. Tym łatwiejszą, że doświadczenia lat 90. w Rosji pokazały, że pospieszna liberalizacja to proces bardzo niszczący. 

Gdzie dziś są Chiny? 

RW: Mnie się jednak wydaje, że Chińczykom było łatwiej niż Polakom, Czechom albo Węgrom. Z oczywistych względów geopolitycznych. Chiny - jako mocarstwo o rozmiarach kontynentu i dysponujące bronią atomową - ma jednak nieporównywalnie większe możliwości niż kraj średniej wielkości. 

Oczywiście, że tego lekceważyć nie można. Ja też tego nie robię. Mój argument nie polega więc na tym, że polecam chińską drogę do kapitalizmu innym krajom, które znalazły się w podobnej sytuacji. Mówię raczej, że Chiny same były bardzo blisko spadnięcia w tę przepaść, jaką była terapia szokowa. Uniknęły jej. Zamiast tego znalazły własną unikalną ścieżkę zejścia z góry. Może dłuższą i z pozoru mniej efektowną. Ale jednak bezpieczniejszą, dużo mniej bolesną. A patrząc na miejsce, w którym Chiny są dziś - drogę na końcu której otworzyły się nowe, niesamowite możliwości rozwoju. 


RW: A gdzie Chiny są dziś. Czy to jeszcze socjalizm czy już kapitalizm?

Ani, ani. Chiny to dziś unikalny system ekonomiczny. Jeśli spojrzymy na relacje państwa i rynku to zobaczymy, że instytucje socjalistyczne zostały użyte do stworzenia lepszych warunków dla rozwoju społecznego. Już w duchu kapitalistycznym, ale jednak z zachowaniem innych niż na zachodzie reguł gry. Dziś chińska gospodarka składa się głównie z graczy kierujących się logiką rynkową. To pozwala chińskim przedsiębiorstwom świetnie radzić sobie na rynkach międzynarodowych. Jednocześnie w Chinach ci gracze muszą respektować pewne ramy i plany państwa. Co zbliża Chiny do modelu, który istniał na Zachodzie tuż po drugiej wojnie światowej. Ale przestał istnieć w momencie, kiedy rynek ostatecznie pokonał i zepchnął państwa do głębokiej defensywy. 


Rafał Woś
Dziennikarz Salon24 Rafał Woś
Nowości od autora

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka