Maja Staśko. Fot.: Archiwum prywatne
Maja Staśko. Fot.: Archiwum prywatne

Maja Staśko dla portalu Salon24.pl: Hejt jest ponad podziałem politycznym

Redakcja Redakcja Obyczaje Obserwuj temat Obserwuj notkę 32
- Z mojej perspektywy hejt prawicowy czy antyfeministyczny jest częstszy, ale nie łudzę się, że ze strony lewicowej go w ogóle nie ma, bo wiem dobrze, że jest - mówi portalowi Salon24.pl Maja Staśko. I opowiada nam o swoim nowym projekcie - programie „Love Park”, który będzie można oglądać na kanale WTV.pl na YouTube.

Dawid Sieńkowski (Salon24.pl): Ostatnio ogłosiła pani powstanie nowego programu: „Love Park”. Czy mogłaby pani zdradzić, jaka jest koncepcja, idea tego projektu?

Maja Staśko (dziennikarka, aktywistka, autorka książek): Pomysł zrodził się z tego, że zauważyłam, oglądając różne programy, nie tylko „Hejt Park”, którego „Love Park” jest odpowiednikiem w sposób oczywisty, że wszystko opiera się na zasadzie wzajemnego „orania” albo „ciśnięcia beki”, często bez braku szacunku, ponieważ to się lepiej klika i sprzedaje. Ja się z tym nie zgadzam. Uważam, że taki sposób komunikowania się z kimkolwiek jest niedopuszczalny. Może być konflikt, ale opierający się na krytyce założeń, a nie osoby, hejtu. Pomysł „Love Parku” wpadł mi do głowy przy okazji oglądania kolejnego „Hejt Parku” z poniżaniem gościa.

O „Love Parku” najpierw napisałam na Twitterze. To był wynik zmęczenia hejtem, także tym, który dotyka mnie niemal codziennie. Groźby śmierci, gwałtu to coś, co ja, niestety, dostaję codziennie, tak jak wiele osób publicznych. Potem uznaliśmy wraz z firmą medialną, z którą współpracuję od jakiegoś czasu, że moglibyśmy coś takiego stworzyć. W tej chwili jesteśmy na etapie planowania. Pierwsze osoby zostały zaproszone.

Konflikt może się pojawić i pojawi, ale to musi być prowadzone z szacunkiem, a nie atakowanie gościa i jego życia prywatnego. Niewątpliwie nawiążemy do mediów społecznościowych i hejtu. Będzie część programu, gdzie z gościem lub gościnią będziemy czytać hejty, które do nas przychodzą i mówić, jak się z tym czujemy. Reagować pewnie czasem śmiechem, ponieważ to normalne. Będą mnie też interesowały kwestie z wypowiedziami dyskryminującymi. Będę zapraszała osoby, które mają na koncie takie wypowiedzi świadomie lub nieświadomie. Chciałabym, żeby szacunek dotyczył grup społecznych, które w tej chwili go nie dostają systemowo, ponieważ nie mogą wziąć ślubu czy adoptować dzieci. Chciałabym też porozmawiać z gośćmi o tworzeniu kontentu w Internecie. Odpowiedzialności, do kogo się dociera, jaki można mieć wpływ, jak nasze zdjęcia czy podpisy pod zdjęciami mogą wpływać na inne osoby. Tu pojawia się to, że można szerzyć miłość, szacunek i tolerancje, ale i nienawiść. Dużo znanych osób zadeklarowało udział. Pracujemy nad terminami. Pewnie w drugiej połowie sierpnia wystartujemy.

Czytaj także:

Wyznaczyła pani granice w doborze gości? Wyobraża sobie pani program z Krzysztofem Bosakiem z Konfederacji albo debatę między Adrianem Zandbergiem a Januszem Korwin-Mikke?

Nie, absolutnie. Są programy polityczne, którą robią takie rzeczy. Myślę, że jeżeli powstanie wątek, który będzie interesujący przede wszystkim dla mnie, jako prowadzącej, to jak najbardziej, ale osoby, z którymi rozmawiam teraz, to jednak przede wszystkim ludzie związani z mediami społecznościowymi. To sfera, w której hejt istnieje i zaistniał „Hejt Park” czy inne programy, gdzie „ciśnięcie beki” jest sposobem porozumiewania się, a to wpływa na młode osoby. Chciałabym, żeby młode osoby wiedziały, jak radzić sobie z problemami.

Mogę zdradzić, że rozmawiam z Natalią „Natsu” Kaczmarczyk, „Maffashion” i „Nitro”, który miał wiele wypowiedzi dyskryminujących, więc byłabym ciekawa, po co coś takiego pisać, jaki to ma sens i jak to może wpływać na inne osoby. Rozmawiamy też z Wardęga, ale on na razie powiedział, że chce to przemyśleć, więc nie jest to nic pewnego.

Mówi pani dużo o hejcie i wokół tego też ma się opierać pani program. A gdzie jest go więcej, ponieważ to też jest przyczynek jakiejś dyskusji w Polsce ostatnio – na prawicy czy na lewicy?

Mam wrażenie, że hejt i nienawiść, niestety, są ponad takim podziałem, tak jak przemoc. Często słyszę, że o przemocy częściej rozmawiają lewicowcy. My mówimy o tym częściej faktycznie, ponieważ po prostu mamy na to przestrzeń. Hejt jest przemocą psychiczną. Powiem szczerze, że nie robiłam badań na ten temat, oczywiście, ale wydaje mi się, że hejt jest naprawdę niezależny od podziału. Nie będę ukrywać, że ja hejtu doświadczam ze strony prawicy ze względu na to, że jestem osobą lewicową, a ich poglądy są zupełnie inne od moich. W nich pewnie rodzi się frustracja, którą chcą wyładować na mnie w sposób przemocowy. Także z mojej perspektywy hejt prawicowy czy antyfeministyczny jest częstszy, ale nie łudzę się, że ze strony lewicowej go w ogóle nie ma, bo wiem dobrze, że jest, że taka przemoc też, niestety, istnieje. My chyba jesteśmy wychowani w duchu mediów społecznościowych do kontaktowania się poprzez nienawiść wynikającą np. z różnicy poglądów. To jest klikalne, to chętniej się sprzedaje i jest zakorzenione politycznie.

Powstało wrażenie, że na szeroko pojętej lewicy dużo środowisk się ze sobą kłóci, chociażby wewnątrz ruchu feministycznego. Ostatnio hejt spotkał Magdalenę Okraskę („Laskę z Zadupia”) i Rafała Wosia za rozmowę w Salonie24. Jakiś czas temu był konflikt wokół osoby Urszuli Kuczyńskiej – asystentki posła Maciej Koniecznego. Czy ciągłe spory nie są destrukcyjne?

Wydaje mi się, że są to połączone różne zjawiska. Magdę Okraskę bardzo szanuję i uważam, że robi wiele dobrych rzeczy. Hejtu na nią za ten program akurat nie widziałam, więc nie będę się wypowiadać, ale widziałam wiele zawirowań choćby w wywiadach w „Wysokich Obcasach”. Kuczyńska rzeczywiście została wyrzucona z funkcji asystentki posła. Przyglądałam się temu. To bardzo ważna dyskusja, ale moim zdaniem prowadzona bardzo źle. To tak naprawdę dotyczy inkluzywności feminizmu. Dla mnie feminizm, który nie włącza transpłciowych kobiet nie jest feminizmem, bo feminizm staje po stronie wszystkich kobiet, a szerszy feminizm, który jest mi bliski, staje po stronie wszystkich osób potrzebujących, wykluczonych. Jak dla mnie, dyskryminacja w obrębie feminizmu nie powinna mieć miejsca. Aczkolwiek też widzę destrukcyjne elementy w tej debacie. Mam w ogóle wrażenie, że ta debata tak naprawdę nie funkcjonuje jako debata, dlatego że to wywiady robione na łamach bardzo poczytnych „Wysokich Obcasów” z osobami, które wprost są anty-trans. Z drugiej strony – brak głosu osób transpłciowych w mediach głównego nurtu. Nie można funkcjonować w sytuacji, kiedy jedna strona ma mnóstwo miejsc do wypowiedzenia się, a druga - grupki na Facebooku, gdzie walczy o siebie. Nawet ze strony lewicy te osoby dostają w twarz na łamach gazet i w mediach. To olbrzymia nierówność osób, które dyskryminują a są dyskryminowane. Przez to prawdziwa dyskusja nie może zaistnieć.

Polecamy:

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości