Hołownia został strącony z pozycji lidera opozycji. fot. Facebook
Hołownia został strącony z pozycji lidera opozycji. fot. Facebook

Hołownia nie walczy z Tuskiem. Dlaczego? Jest kilka hipotez

Marcin Dobski Marcin Dobski Marcin Dobski Obserwuj temat Obserwuj notkę 37
Od powrotu Donalda Tuska do krajowej polityki zdecydowanie wyhamował Szymon Hołownia. Wielu zastanawia się, dlaczego oddał koszulkę lidera bez walki. Słyszę o kilku powodach, które mogły wpłynąć na to, że polityczny naturszczyk nie dąży do konfrontacji z politykiem wagi ciężkiej.

Blisko dwa miesiące temu do polskiej polityki wrócił wyczekiwany przez opozycję Donald Tusk. Po kilku jego mocnych wystąpieniach uderzających w PiS, notowania PO znacznie wzrosły. Prawicowe media, na czele z Telewizją Publiczną niemal przestały zauważać inne partie, a polityka zaczęła kręcić się wokół dwóch ugrupowań. Po pięciu tygodniach od powrotu Tuska, był on negatywnym bohaterem wydania Wiadomości ponad 70 razy. Zrozumiałe, że trudno wbić komuś klin między Tuska i Kaczyńskiego, ale to nie jest argument za tym, aby nie spróbować.

Hołownia czeka

Wcześniej Hołownia miał ten komfort, że liderem PO był Borys Budka, który w ostatniej fazie swoich rządów był już totalnie zagubiony. Powrót Tuska sprawił, że układ sił się zmienił, Hołownia został strącony z pozycji lidera opozycji, a lepsze sondaże Platformy Obywatelskiej stały się faktem, kosztem poparcia dla Polski 2050. Hołownia przygasł, stał się mniej wyrazisty, więc media zaczęły dopytywać go o Tuska.

- Prywatnie odnoszę się do niego niezwykle życzliwie, ale na scenie politycznej rywalizujemy - zapewniał w rozmowie z Super Expressem. Były też wypowiedzi, z których wylewał się żal, bo Tusk nie kontaktował się z dotychczasowym liderem opozycji. Później to miało się zmienić i panowie odbyli nawet krótką rozmowę telefoniczną.

Komentatorzy polityczni, na czele z prof. Antonim Dudkiem zauważali, że Hołownia powinien w końcu zacząć też walczyć z Tuskiem, aby nie stać się przystawką PO, jak to było w przeszłości z Nowoczesną. Lider Polski 2050 zapewnia, że tak nie będzie, a na tę chwilę nie przewiduje budowania koalicji z Platformą Obywatelską.

Perspektywa wspólnych rządów z Tuskiem

Nie oznacza to, że jest mu daleko do PO, tym bardziej, że wokół niego są ludzie związani w przeszłości z tą partią, a szczególnie z Tuskiem. Narrację o odróżnianiu się od Platformy znamy doskonale, bo tak wyglądały też początki Ryszarda Petru i wspomnianej Nowoczesnej. Każdy jednak wiedział, że bliska współpraca jest nieunikniona. Tak samo ludzie myślą w kontekście Polski 2050, której lider po zmianie władzy mógłby zostać nawet wicepremierem. Jego ugrupowanie może liczyć na kilkanaście procent poparcia, bez których PO Tuska nie będzie w stanie przejąć władzy.

Pogdybajmy, dlaczego Hołownia nie chce zmierzyć się z Tuskiem.

O czym już wspomniałem, może w przyszłości z nim rządzić, więc może nie chcieć robić sobie wrogów, tym bardziej tak mocnych politycznie. Jednakże z pobieżnej analizy historii wynika, że Tusk w przyszłości i tak będzie dążył do zmarginalizowania i skonsumowania Polski 2050.

Inną przyczyną jest zapewne niechęć Hołowni do PiS, któremu byłoby na rękę, żeby lider Polski 2050 walczył z Tuskiem na noże. Tutaj z pewnością górę bierze rozsądek, którego nie można odmówić Hołowni.

Czytaj też:

Skąd brać pieniądze?

Sytuacja nie jest jednak czarno-biała, bo polityka to złożona materia. Z bardzo ciekawą hipotezą spotkałem się rozmawiając z byłym politykiem PSL i PO, który mnie uświadomił, jakie mogą być jeszcze inne powody usunięcia się w cień Tuska przez Hołownię.

Wokół polityków od zawsze są różne grupy interesów, biznesmeni, firmy, które za jednej władzy żyją jak pączki w maśle, a za innej - przez sympatie polityczne - już niekoniecznie. Nierzadko to sympatie i znajomości z politykami decydują o rządowych kontraktach dla prywatnych spółek. Nie miejmy złudzeń, że jest inaczej.

Gdybyście - jako szefowie firm - byli od kilku lat w odwrocie, bo rządzi PiS, który wam rzuca kłody pod nogi w biznesie, a waszą szansą na odkucie się byłby powrót opozycji do władzy, to na którego z liderów byście postawili? Na Tuska czy Hołownię?

Polityka to nie tylko trudna i brudna walka o władzę, ale też batalia wymagająca ogromnych nakładów finansowych. Przewaga ugrupowań, które są w Sejmie, jest taka, że otrzymują mniejsze lub większe pieniądze z subwencji, która jest wypłacana partiom z budżetu państwa. Dla przykładu, skromne koło poselskie Konfederacji w ciągu trwającej kadencji Sejmu otrzyma blisko 20 mln złotych. W przypadku PiS to jest ponad 23 mln zł. Rocznie!

Łatwo dostrzec przepaść między ugrupowaniami parlamentarnymi a Polską 2050, która finansowana jest dobrowolnymi wpłatami sympatyków. Na kampanię prezydencką Hołownia uzbierał w ten sposób około 5 mln zł. Jak mówił, były to drobne wpłaty od jego zwolenników.

Nie bądźmy jednak naiwni. Były też maksymalne wpłaty od znanych biznesmenów, ich żon, deweloperów, prawników. W otoczeniu Hołowni są ludzie, którzy byli i są blisko związani z szeroko rozumianym biznesem. Wystarczy Wspomnieć Michała Koboskę i Ryszarda Wojtkowskiego, założyciela i prezesa funduszu Resource Partners. W pierwszej połowie lat 90. Wojtkowski zaczął swoją przygodę biznesową od takich marek, jak Coca-Cola i Gerber, później pracował w Szwajcarii dla firmy Novartis Consumer Health International. Z polityką był jednak związany już od 1985 r. Sprawował funkcję dyrektora gabinetów czterech kolejnych premierów: Zbigniewa Messnera, Mieczysława Rakowskiego, Tadeusza Mazowieckiego i Jana Krzysztofa Bieleckiego.

Natomiast Kobosko od lat jest związany z branżą biznesową. Był redaktorem naczelnym „Wprost”, dziennikarzem finansowym „Gazety Wyborczej”, zastępcą naczelnego w „Pulsie Biznesu”, kierował również polską edycją „Forbesa” i „Dziennikiem Gazetą Prawną”. Był też związany z Project Syndicate. To międzynarodowa organizacja publikująca teksty autorytetów z dziedziny ekonomii i finansów, biznesu i zarządzania. Tuż przed zaangażowaniem się w kampanię Kobosko był szefem polskiego oddziału amerykańskiego think tanku Atlantic Council.

Biznes mógł postawić na Tuska

Nie bez powodu w mediach można było przeczytać, że Hołownia to kandydat biznesu, od którego jest też zależny. - U mnie nie ma żadnego wielkiego biznesu, Leszka Czarneckiego, Jerzego Staraka, jezuitów. Liczę na datki osób fizycznych. Teraz, przed kampanią, finansuję to ze swoich środków - tak bronił się Hołownia, ogłaszając w grudniu 2019 r. swój start w wyborach.

Za cztery miesiące miną dwa lata od czasu, gdy Hołownia ogłosił swój start w wyborach prezydenckich. Kolejne dwa lata trzeba czekać do wyborów do Sejmu. To już cztery lata, które trzeba przetrwać nie mając pieniędzy z budżetu. A trzeba budować struktury partyjne, organizować wydarzenia, opracowywać program z ekspertami, jeździć po kraju. To wszystko wymaga nakładów finansowych. Entuzjazm związany z efektem nowości Hołowni już dawno opadł. Tak jak udało się zebrać 5 mln zł na kampanię, tak jest to mało realne, że zwykli obywatele co kilka miesięcy przekazują łącznie podobne pieniądze.

Punktem wyjścia do napisania tych rozważań była luźna rozmowa ze wspomnianym politykiem opozycji, która skłoniła mnie do popytania na mieście jak to jest z tym Hołownią. Z moich rozmów wyłania się obraz, z którego wynika, że Hołownia nie chce narażać się szczodrym darczyńcom.

Moim zdaniem unikanie konfrontacji z Tuskiem to suma różnych czynników, ale nie można wykluczać też tego ekonomicznego. Może to jednak błędna hipoteza, stawiana przez moich rozmówców, jak myślicie?

Marcin Dobski


Czytaj dalej:


Marcin Dobski
Dziennikarz Salon24 Marcin Dobski
Nowości od autora

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka