Angela Merkel po wyborach ma przejść na polityczną emeryturę Fot. PAP/EPA/Jens Schlueter / POOL
Angela Merkel po wyborach ma przejść na polityczną emeryturę Fot. PAP/EPA/Jens Schlueter / POOL

Symbol ery Merkel. "Jedna ręka ratuje opozycjonistów, druga wspiera reżim, który zabija"

Redakcja Redakcja Niemcy Obserwuj temat Obserwuj notkę 20
- Patrząc na toczącą się obecnie kampanię wyborczą w Niemczech, nie warto się emocjonować, niezależnie od tego, kto wygra. Ten ktoś i tak będzie miał na uwadze przeforsowanie niemieckiego interesu – mówi Salonowi 24 Olga Doleśniak-Harczuk, absolwentka Humboldt Universität zu Berlin, zastępca redaktora naczelnego miesięcznika „Nowe Państwo”, ekspert Instytutu Staszica.

Angela Merkel po 16 latach kanclerstwa podobno odchodzi na polityczną emeryturę. Wytrzyma bez polityki?

Olga Doleśniak-Harczuk: Z tą emeryturą, to takie chwytliwe medialnie hasło, trudno jest sobie wyobrazić Merkel poza polityką. Co innego weekendowy wypad do domku letniskowego w Hohenwalde, spacery z mężem, pływanie w jeziorze, a co innego całkowite oddalenie się od świata wielkiej polityki i rezygnacja z czegoś, co z biegiem lat stało się "drugą skórą".

Merkel nie potrafi bezczynnie przyglądać się biegowi wydarzeń chociaż czasem sprawiała wrażenie biernej, ale to pozory. Kiedyś zapytano kanclerz, czego nie chciałaby o sobie przeczytać w książce podsumowującej jej kanclerstwo. Odparła, że nie chciałaby się dowiedzieć, że była leniwa. Komentowano, że ta odpowiedź świadczy o protestanckim rysie Merkel, a pracowitość jest cnotą, którą wpajano jej od najmłodszych lat i zrobiono to bardzo skutecznie. Sądzę, że dla kogoś, kto dla polityki i konsekwentnego zdobywania władzy poświęcił całe swoje dorosłe życie, emerytura musi brzmieć po prostu niedorzecznie.

Przeczytaj też:

Podsumowanie rządów Angeli Merkel. „Katastrofa Polski, Niemiec i Unii Europejskiej”

Jak w takim razie będzie wyglądać jej przyszłość po odejściu z urzędu?

 Merkel wciąż będzie miała do swojej dyspozycji biuro w siedzibie Bundestagu z całym niezbędnym zespołem. Nie twierdzę, że pójdzie śladem Gerharda Schrödera, Joschki Fischera czy Helmuta Kohla, wchodząc w świat ogromnego biznesu i doradztwa, gdzie kontakty polityczne są nie do przecenienia. Za wcześnie na takie wnioski, ale ona tak czy inaczej będzie obecna w polityce, jak duch, którego tak szybko nie pozbędzie się ani CDU, ani Unia Europejska.

Może założy jakąś fundację i zacznie się angażować w ratowanie świata na swój sposób, w ostatnich latach poza zarządzaniem kryzysowym na poziomie Niemiec i Unii Europejskiej często podkreślała swoje zainteresowanie Afryką? A może znajdzie się posada, taka z gatunku mniej zobowiązujących, ale pozwalających zachować realny wpływ na politykę światową? Jakaś funkcja „Oberdoradcy” przy Unii? Bruksela jest bardzo kreatywna w wymyślaniu etatów.

Mówi Pani o „ratowaniu świata”. Jaki świat zostawia po sobie Merkel?

Zdecydowanie mniej bezpieczny. Nie tylko przez dopięcie na ostatni guzik budowy Nord Stream 2, co raczej postrzegam jako wypełnienie roli, która jej przypadła w kanclerskiej sztafecie, wyrastającej z idei Ostpolitik, wykutej w latach 70. XX wieku. Z modyfikacjami, ze zmianami kadrowymi po jednej i drugiej stronie, ale to jest wciąż ta sama sztafeta.

Jednak nie brak opinii, że Gerhard Schröder, socjaldemokratyczny poprzednik obecnej kanclerz, wyłamał się z polityki RFN. Co prawda, mocno przesadził w kwestii powiązań z Putinem i Federacją Rosyjską, a jego późniejsze zaangażowanie w Gazprom jest na to najlepszym dowodem. Tu chyba ciężko mówić o „sztafecie”?

Kiedy słyszę, że Gerhard Schröder rzekomo zdradził porządne państwo niemieckie i jego rodacy wstydzą się za niego, to mi ręce opadają! Wystarczy prześledzić działalność byłego kanclerza, nie tylko tę z pierwszych stron gazet, związaną z Gazpromem. Ten człowiek jest przedłużeniem niemieckiej polityki, bardzo użytecznym również w czasach kryzysów, z którymi Berlin zderzał się w ostatnich latach. I to niezależnie od tego, czy sprawa dotyczyła Iranu, Turcji czy Rosji, za każdym razem chodziło o zabezpieczenie interesu państwa. Postrzeganie Schrödera w kategoriach „gazowego Gerda”, za którego wstydzą się Niemcy, jest płytkie.

Owszem, jego wizerunek w mediach społecznościowych może śmieszyć lub drażnić odbiorców serwisów plotkarskich, ale jego skuteczność jest nie do zaprzeczenia. Kiedy Komisja do spraw Gospodarki i Energii Bundestagu zastanawiała się latem ubiegłego roku, jak namówić Amerykanów do wydania zgody na dokończenie budowy Nord Stream 2, Schrödera powołano w charakterze niezależnego biegłego.

Kiedy w 2015 roku Schröder promował swoją biografię, zorganizowano panel z udziałem Merkel. Kanclerz zachwalała książkę rzekomo skompromitowanego w oczach chadeckiego establishmentu szefa rady nadzorczej Nord Stream AG. To zaledwie dwa przykłady, ale jest ich znacznie więcej, ale one ilustrują pewne zależności między ekipami rządzącymi w Niemczech.

W Niemczech trwa bardzo ciekawa i pełna zwrotów akcji kampania wyborcza. Jak nadchodzące wybory zmienią politykę Niemiec?

Można sobie złośliwie docinać, spierać się w telewizyjnych pojedynkach wyborczych, ale konsensus i wspólne działanie dla interesu Niemiec to fundament. Dlatego też, patrząc na toczącą się obecnie w Niemczech kampanię wyborczą, nie warto się emocjonować - niezależnie od tego, kto wygra. Ten ktoś i tak będzie miał na uwadze przeforsowanie niemieckiego interesu.

I będzie to zapewne robił zgodnie z zasadą wynoszenia tego interesu na poziom paneuropejski, tak jak w pewnym momencie zaczęto robić z NS2. Ta kampania wyborcza jest ciekawa, pełna zwrotów akcji, sondaże szaleją, ale nie dajmy się zwieść – niezależnie od lidera wyścigu, cele pozostają te same i nie podlegają negocjacjom. Przecież Merkel, po ogłoszeniu porozumienia ze Stanami Zjednoczonymi w sprawie Nord Stream, od razu oświadczyła, że jego warunki będą obowiązywać następny rząd. Co nam to mówi o polityce niemieckiej? Że jest absolutnie konsekwentna. Chociaż jak obserwuje się kryzys migracyjny z 2015 roku, to można mieć uzasadnione wątpliwości.

A jak za rządów Merkel kształtowało się podejście do Rosji?

Od czasu aneksji Krymu, Rosja nie spotkała się ze strony Niemiec z adekwatnymi reakcjami, a to zachęciło Władimira Putina do kolejnych działań. Owszem, nałożono na Kreml sankcje, sami Niemcy podkreślają, że przecież Merkel była i jest ich zwolenniczką i bohatersko odpierała lobbing niemieckiej gospodarki od lat krytykującej sankcje gospodarcze jako nieskuteczne i uderzające rykoszetem w niemiecki biznes. Tylko to wszystko jest nieco bardziej złożone i więcej w tym histerii niż faktów. Przecież Federacja Rosyjska pozwala działać wielu firmom niemieckim w Rosji na preferencyjnych warunkach. Kiedy pojawiły się trudności w wywozie maszyn i różnych potrzebnych Rosji urządzeń, zakłady produkcyjne zaczęły się przenosić na miejsce.

Obecny szef CDU i kandydat na kanclerza Armin Laschet w lipcu 2019 roku wraz z szefem niemieckiej dyplomacji Siergiejem Ławrowem otwierał w Bonn cykliczne spotkanie „Dialogu Petersburskiego”. Hasłem imprezy była „Kooperacja jako motyw przewodni dla pokojowej Europy. Przykłady społeczeństwa obywatelskiego Rosji i Niemiec”. W tych spotkaniach wzięło wtedy udział 350 gości z Rosji i Niemiec, śmietanka polityczno-biznesowa. I okazało się, że tylko w Nadrenii-Północnej Westfalii, czyli landzie rządzonym do dziś przez Arnima Lascheta, swoją filię ma 300 rosyjskich firm a flagowe koncerny landu prowadzą działalność w Rosji. To zaledwie jeden kraj związkowy, to teraz wyobraźmy sobie pozostałe 15 landów, które również współpracują z rosyjskim biznesem i to na szeroką skalę. Można te mocne relacje niemiecko-rosyjskie, zakorzenione w projektach regionalnych nazwać elementem "szrederyzacji" niemieckiej polityki, ale przecież to nie jest fenomen XXI wieku.

Wracając jeszcze na chwilę do „Dialogu Petersburskiego”, w miesiąc po spotkaniu w Bonn w Berlinie w biały dzień wykonano egzekucję na Czeczenie, Selimchanie Changoschwilim. Od początku mówiono o zleceniu z Moskwy. Rok później, kiedy w berlińskiej klinice Charité leżał Aleksiej Nawalny, Peter Altmeier, federalny minister gospodarki otwierał ze swoim rosyjskim odpowiednikiem centrum logistyczne w Puszkino. Inwestycja warta 70 mln euro. To są obrazki z kraju pod rządami Angeli Merkel: jedna ręka ratuje opozycjonistów, druga łoży na reżim, który ich prześladuje, tropi i zabija.

Nie spodziewam się po przyszłym kanclerzu Niemiec zerwania z tą tradycją. Za dużo ludzi na tym dobrze zarabia. W kolejnych latach znosu w Bundestagu usłyszymy o konieczności budowania mostów z Rosją, o tym, że odcinając się od Putina Niemcy zaprzepaszczą szanse na wpływanie na reżim i ochronę społeczeństwa obywatelskiego. To jest rytuał. Merkel perfekcyjnie go opanowała.

Jak Niemcy zapamiętają Merkel?

To zależy od preferencji politycznych. Sympatycy Alternatywy dla Niemiec, ale i konserwatywnego skrzydła CDU jako tę, która sprowadziła na Niemcy falę uchodźczą, tak zwani "Merkelianie", jako ostoję niemieckiego pragmatyzmu i polityk, która miała posłuch w Europie.

Feministki – jako quasi zdrajczynię, która odcięła się od tematyki czysto kobiecej na rzecz męskiego wizerunku i politycznej skuteczności, SPD i Zieloni – jako kłusownika, który przez ostatnie 16 lat podbierał najbardziej nośne postulaty programowe innym partiom by wcielać je w życie pod szyldem CDU i…wygrywać.

A jak zapamiętamy ją w Polsce?

Nie wiem. Chyba za wcześnie na oceny. Mam jednak nadzieję, że bez pewnej nieuzasadnionej czołobitności, która każe dopatrywać się w Angeli Merkel „najlepszego w historii kanclerza dla Polski”.

Przeczytaj też:

Morawiecki w niemieckiej prasie: "Żadne państwo nie będzie nam dyktowało ustaw"

„Słowa Terleckiego to zapowiedź dyplomatycznej zdrady stanu! Polexit byłby katastrofą”

Ziobro o decyzji Komisji Europejskiej: To kolejny przejaw agresji wobec Polski

Co dzieje się w Krynkach i Usnarzu Górnym? Relacja ze stanu wyjątkowego


Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka