Fot. Pixabay
Fot. Pixabay

"Rząd poniósł całkowitą klęskę na tym polu. Pod tym względem jest najgorzej od 30 lat"

Redakcja Redakcja Na weekend Obserwuj temat Obserwuj notkę 63
Rząd jest wiarygodny w tym, że daje więcej pieniędzy ludziom i wypłaca je nominalnie. Szczyci się zwiększeniem popytu, ale w ślad za tym musiałby iść wzrost produkcji. To wymaga zachęcenia przedsiębiorców do inwestycji. Tu rząd poniósł całkowitą klęskę – mówi Salonowi 24 prof. Witold Orłowski, ekonomista, były doradca prezydenta RP, Szkoła Biznesu i Finansów Vistula.

Czy podejmowane przez Narodowy Bank Polski kroki w celu zwalczenia inflacji przyniosą pozytywne skutki?

Prof. Witold Orłowski: Tego, czy przyniosą efekty, nikt nie umie przewidzieć. Jest jednak inna rzecz, której od banku centralnego oczekują ekonomiści. Chcą pewności, że jeśli inflacja będzie rosła, to bank podejmie zdecydowane działania. I tej pewności nie mamy.

Nowa prognoza inflacyjna NBP mówi, że bez dalszych działań inflacja sama spadnie. Jest w tej analizie jedna zmiana. Według banku spadek zacznie się w lutym, a nie od następnego miesiąca. By było jasne – wcale nie twierdzę, że obowiązkiem banku jest podnoszenie stóp procentowych. Ale musi być ze strony NBP gotowość do działania. A nie przekonywanie, iż to co robi bank jest super. Twierdzenie, że sytuacja jest opanowana i nic się nie dzieje. A inflacja sama spadnie, ale od lutego, a nie od jutra.

Przeczytaj też:

Najnowszy banknot kolekcjonerski NBP: „Lech Kaczyński. Warto być Polakiem”

Należy, czy nie należy podnosić stopy procentowe?

Politykę stóp procentowych trzeba dostosowywać do sytuacji. Wcale nie jest powiedziane, że trzeba je gwałtownie podnosić. To kwestia do dyskusji. Natomiast bank centralny powinien realizować politykę komunikacyjną. Mówić, że wie, jakie są jego zadania i, że będzie zadania te wypełniać. Ta misja nie jest niestety realizowana.

Ludzie  nawet nie najbiedniejsi odczuwają wzrosty cen. Co ta drożyzna oznacza dla polskiej gospodarki?

Wzrost cen odczuwają wszyscy, niezależnie od statusu. Nawet osoby, które zarabiają lepiej, nie muszą się martwic codziennymi wydatkami zauważają, że kurczą się ich oszczędności. Dla gospodarki to jest zła wiadomość, fatalna także dla rządu.

Bo ludzie w pewnym momencie zaczną obwiniać za to, co się dzieje właśnie sprawujących władze. I wcale nie będzie to bezzasadne, bo za to, co się dzieje odpowiada częściowo polityka banku centralnego, ale też rządu. Premier mówi wprawdzie, że inflacja nie stanowi problemu póki pensje rosną szybciej. To będzie twierdzenie prawdziwe, dopóki nie zacznie się wyścig pensji z cenami - wtedy zacznie się spirala inflacyjna. I mówienie, że nic się nie dzieje, będzie zwykłym absurdem. Spirala inflacyjna przeszkadza w życiu, zniechęca i do inwestycji i do oszczędzania.

Część publicystów przekonuje jednak, że inflacja i drożyzna to owszem problem, ale winna rosnącym cenom jest Unia Europejska.

O tak, na pewno temu, że rosną ceny usług winna jest Unia, bo to ona kazała podnieść pensje minimalne i prowadzić politykę promowania wzrostu płac kosztem zysku. To Unia jest winna temu, że rząd od lat nie jest w stanie stworzyć klimatu , który sprzyjałby inwestowaniu i rosnący popyt ma problem ze znalezieniem towarów na rynku. Na pewno to Unia sama decyduje o tym, że mamy pięcioprocentowy już wzrost cen żywności. Bo to bez wątpienia jest spisek Brukseli! Bądźmy poważni!

Jest jeden element, który można w naszej sytuacji przypisać Unii Europejskiej – to jest wzrost cen energii, związany z polityką klimatyczną. Ale to, że ta polityka jest prowadzona rząd, który zresztą się pod nią podpisał, wie od lat. Można się było do tego przygotować w taki sposób, aby ten wzrost był znacznie niższy. Takich działań nie podjęto.

Chętnie się mówi o tym, że jest to wina Unii Europejskiej. A jest to wina tego, że zamiast budować farmy wiatrowe wyrzuciliśmy dwa miliardy złotych na wieże w Ostrołęce, które potem trzeba było rozebrać. Oczywiście rozumiem, że znaczna część wzrostu cen paliw na świecie jest niezależna od rządu, ale największym problemem stanowi wzrost cen usług, żywności. Proszę też zwrócić uwagę, że efektem tego, co się dzieje, może być osłabienie złotego. Co więcej, rząd i NBP twierdziły jeszcze niedawno, że chciałyby obniżenia wartości waluty. Tymczasem gdyby do tego doszło, to inflacja byłaby powiększona odpowiednio o to, o ile złoty się osłabi.

Co to oznaczałoby w praktyce, dla portfela przeciętnego Kowalskiego?

Polska gospodarka jest mocno związana ze światem. Osłabienie złotego będzie wiec oznaczało wzrost cen zarówno towarów importowanych, jak i krajowych.

Rządzący szczycą się tym, że dzięki programom socjalnym poprawiła się jakość życia Polaków. Rosną wynagrodzenia, a rząd jest w tej swojej polityce wiarygodny.

Oczywiście, że rząd jest wiarygodny w tym, że daje więcej pieniędzy ludziom i wypłaca je nominalnie. Ale proszę zwrócić uwagę, że inflacja jest wtedy, gdy popyt rośnie szybciej od podaży. I jeśli rząd szczyci się tym, że zwiększył popyt i na tym się skupił to bardzo dobrze. Ale pod warunkiem, że w ślad za tym pójdzie wzrost produkcji. To wymaga zachęcenia przedsiębiorców do inwestycji, tymczasem na tym polu rząd poniósł całkowitą klęskę.

Mamy najniższy poziom inwestycji od 30 lat. Doszliśmy do sytuacji, w której pieniądze są rozdawane, ale będą coraz mniej znaczyć. Większość rozdanych pieniędzy będzie pożerana poprzez inflacje. Nie twierdzę, że nie należy promować popytu. Ale jak się chce promować popyt to trzeba zarządzać gospodarką tak, by wzrastały jej możliwości produkcyjne. Tego nie ma.

Jaka polityka powinna być prowadzona wobec polskich przedsiębiorców, którzy mocno stracili na pandemii?

Bardzo wyraźnie chcę podkreślić, że poziom inwestycji najniższy od trzech dekad był już przed pandemią, która oczywiście problem jeszcze pogłębiła. Ale akurat wirus nie był winą rządzących. To, że przedsiębiorcy obawiali się inwestować już przed 2020 rokiem, ma już związek z prowadzoną polityką. Z jednej strony mieliśmy zapowiedzi wsparcia dla polskich firm. Z drugiej właściciele tych firm wręcz czuli się zagrożeni.

A tak duży spadek inwestycji jest tego najlepszym dowodem. Mogę się całkowicie zgodzić z tym, co premier Morawiecki napisał sześć lat temu w tzw. strategii odpowiedzialnego rozwoju: najważniejszy jest wzrost poziomu inwestycji w Polsce. Miał on wzrosnąć z 20 do 25 proc. Tymczasem spadł z 20 do 17 proc. Rząd się musi bardzo poważnie zastanowić, dlaczego przedsiębiorcy są tak nieufni. Nikt inny, tylko prezes PiS powiedział kiedyś, że przedsiębiorcy nie inwestują, bo chcą obalić rząd. Obserwatorzy rynku mówili jednak, że powodem braku inwestycji jest to, że nie udało się wytworzyć odpowiednich warunków. I nad tym właśnie rządzący powinni się zastanowić.

Przeczytaj też:

Śmierć 20-letniego Syryjczyka na granicy. Żołnierze białoruscy próbowali zniszczyć zaporę

Siedlce: W parku znaleziono skatowanego zakonnika. Nie żyje

Biden skomentował sytuację na granicy białorusko-polskiej. Kamiński: To ważne słowa

„Patronat nad Marszem Niepodległości może oznaczać strategiczny zwrot w polityce PiS”


Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo