Obóz imigrantów w Kuźnicy. Fot. PAP/EPA
Obóz imigrantów w Kuźnicy. Fot. PAP/EPA

"Kryzys na granicy niebawem się skończy. I paliwo PiS się wyczerpie"

Redakcja Redakcja Imigranci Obserwuj temat Obserwuj notkę 60
Polska jest już na tyle bogatym krajem, że może sobie pozwolić na to, by przyjąć, sprawdzić i odesłać imigranta w cywilizowany sposób. Kobiety, dzieci, osoby chore, także są na granicy i warto o tym pamiętać. Nie da się jednak zrealizować skrajnych postulatów opozycji, by przyjmować wszystkich przybyszów - mówi w rozmowie z Salonem24 prof. Antoni Dudek, politolog i historyk, UKSW.

Sytuacja na granicy jest bardzo napięta. Kryzys polityczny, humanitarny, niektórzy mówią o wojnie hybrydowej, o możliwym realnym konflikcie zbrojnym. Jest płaszczyzna dyplomatyczna ale tez polityczna – przy okazji rozmaite grupy polityczne próbują „ugrać” coś dla siebie. Na tej dramatycznej sytuacji zyskuje bardziej obóz rządowy, czy raczej opozycja?

Prof. Antoni Dudek: Nie ulega wątpliwości, że do obecnego momentu zyskiwał obóz rządzący, czyli Prawo i Sprawiedliwość. Ale też pytanie, czy tak będzie dalej? Dużo zależy od tego, jak ta sytuacja się rozwinie, bo oczywiście istnieje takie zagrożenie, iż Aleksander Łukaszenka wyśle na pogranicze tysiące kolejnych migrantów, którzy będą siłą forsować granice. I będzie ich znacznie więcej, niż do tej pory.

Jednak osobiście uważam, że jest to mało prawdopodobne. Poza tym pamiętajmy, że nadciąga zima. Ta pora roku wprawdzie często jest w ostatnich latach łagodna, ale akurat rejony przygraniczne należą do zimniejszych, zaś mróz nie jest tam niczym nadzwyczajnym. W związku z czym, ludzie po prostu zaczną zamarzać. I będzie to oczywiście pośrednio problem Polski, przy której granicy ci ludzie koczują, ale przede wszystkim ogromne obciążenie dla białoruskiego dyktatora.

Uważam, że są to ostatnie tygodnie tego kryzysu. I w grudniu może być już przy granicy spokojnie. Czy tak się stanie, zależy od tego, czy będą tam dostarczani nowi migranci. Tu wersje są sprzeczne. Wedle jednej, już nie ma żadnych lotów na Białoruś, inni twierdzą, że są wciąż organizowane. Jak jest naprawdę, nie jestem w stanie określić.

Przeczytaj też:

Najnowszy banknot kolekcjonerski NBP: „Lech Kaczyński. Warto być Polakiem”

Polityka rządu budziła kontrowersje. Wątpliwości wzbudzał przede wszystkim brak możliwości relacjonowania tego, co się dzieje przez dziennikarzy, czy nieumiędzynarodawianie sprawy, brak Frontexu…

To są różne kwestie, każdą należy rozpatrywać osobno. Uniemożliwienie pracy dziennikarzom jest - moim zdaniem - skandalem. Szczególnie, że w rejonie działań zbrojnych korespondenci wojenni mogą zwyczajnie pracować. A tu przecież nie mamy do czynienia z pełnoskalowym konfliktem zbrojnym. Jest w gruncie rzeczy wciąż garstka migrantów, którzy chcą przekroczyć granicę.

Tysiące, to nie taka garstka…

Cztery tysiące ludzi, to jednak nie setki tysięcy, ani nie zorganizowana armia. Natomiast co do braku umiędzynarodowienia sprawy - uważam, że był to kolejny, poważny błąd. Bo na przykład optuję za zbudowaniem zapory na granicy, choć jej koszt jest duży – wynosi półtora miliarda złotych. I nie wiem, czemu ma go ponosić wyłącznie strona Polska? 

Skoro tu chodzi o ochronę granicy wschodniej Unii Europejskiej i NATO, to można było te koszty jakoś rozłożyć. A co do Frontexu, to nie jest to organizacja zbyt duża. Natomiast faktycznie, jakaś współpraca mogłaby pomóc. Osobiście przeciwny jestem także push-backom.

Rząd tłumaczy, że tak trzeba, bo ludzie ci są zagrożeniem.

Nie przesadzajmy – Polska jest na tyle bogatym już krajem, że może sobie pozwolić na to, by - jeśli ktoś się przedrze - przyjąć imigranta, sprawdzić, a potem odesłać w cywilizowany sposób. Dotyczy to przede wszystkim kobiet, dzieci, ludzi chorych, nie mówię w żadnym wypadku o agresywnych, młodych mężczyznach. Kobiety, dzieci, osoby chore, także tam są i warto o tym pamiętać. Natomiast pojawiły się postulaty skrajne ze strony opozycji, jak np. posłanki Iwony Hartwich, aby wpuścić wszystkich, a „potem się ich sprawdzi”. To niedopuszczalne.

Tu jeszcze jest rola Kościoła, który nawołuje do korytarzy humanitarnych. Czyli właśnie pomocy kierowanej do konkretnych ludzi, chorych, cierpiących, kobiet i dzieci. I to pozostaje wołaniem na puszczy?

Kościół jest tu niejednolity. Są biskupi tacy, jak prymas Wojciech Polak, którzy wzywają do pomocy. Wielu hierarchów jednak milczy, co być może wynika ze strachu. Oni- tak zakładam - obawiają się, że wielu wiernych nie zaakceptuje ich wezwań. Widzimy tu dwie skrajnie różne twarze polskiego katolicyzmu. PiS idzie w kierunku narracji „nie pomagamy nikomu, to najeźdźcy, którzy nam zagrażają” - rzeczywistość jest inna, ale partia rządząca na tej retoryce zyskuje. Choć, jak wspomniałem – to paliwo niebawem się wyczerpie.

Jacek Żakowski powiedział niedawno, że stan wyjątkowy przy granicy, a także zakaz obecności mediów, stanowią test przed wprowadzeniem stanu wyjątkowego na terenie całego kraju i zablokowania mediów w ogóle.

To moim zdaniem histeria części opozycji. PiS miał wiele możliwości i okazji, aby władze w niedemokratyczny sposób umocnić, ale tego nie robił. Przyznam, że przestraszyłem się tylko raz, gdy były w planie wybory kopertowe. Obawiałem się wtedy, że wygra je Andrzej Duda, ale będzie miał bardzo slaby mandat. I wtedy władza będzie mieć pokusę siłowego narzucenia władzy prezydenta, tak się na szczęście nie stało. Natomiast histeria opozycji jest jednym z czynników sprawiających, iż od lat nie nawiązała jeszcze walki z PiS-em.

Czy nie jest tak, że wszyscy mówią o zagrożeniu dla demokracji, ale tych „zagrożeń” było i w poprzednich latach wiele – obiad drawski na przykład – tylko ludzie tego nie pamiętają?

Przypomina się np. prezydentura Lecha Wałęsy. Z tym, ze on bardziej straszył „wzięciem pod but” parlamentu. Podczas obiadu w Drawsku poprosił generałów o ocenę ministra obrony Piotra Kołodziej, swoiste wotum nieufności dla szefa MON. Sejm przyjmował uchwały o „obronie demokracji”. Była afera szafy Lesiaka i bezprawne akcje wobec opozycji. To Jarosław Kaczyński wspominał, że po wygranej Aleksandra Kwaśniewskiego wzniósł toast, bo był pewien, że kolejna kadencja Wałęsy będzie dla niego oznaczała emigrację. Ale różnica miedzy czasem Wałęsy a rządami PiS była zasadnicza: ówczesny prezydent stosował niedemokratyczną retorykę, natomiast nie posunął się w tym dalej. Za rządów PiS, nastąpiło faktycznie całkowite podporzadkowanie sobie Trybunału Konstytucyjnego, mediów publicznych…

O, media za Roberta Kwiatkowskiego ostro krytykowały rząd Jerzego Buzka, były całkowicie podporządkowane SLD. Trybunał też był w rękach SLD A pomysł dekoncentracji mediów po raz pierwszy padł właśnie za rządów Leszka Millera…

Dekoncentracji tak, od tego zaczęła się zresztą afera Lwa Rywina, która obaliła tamten rząd. Owszem, rząd Jerzego Buzka był jedynym, któremu nie udało się przejąć mediów publicznych i był przez telewizję Kwiatkowskiego ostro i brutalnie traktowany. Ale takiego upolitycznienia jak w obecnej TVP po 1989 roku nie było!

Trybunał został wtedy zdominowany przez sędziów o lewicowych poglądach, ale czynni politycy byli w nim rzadkością. Dziś mamy byłych polityków PiS - Krystynę Pawłowicz i Stanisława Piotrowicza. Zatem pod względem psucia demokracji liberalnej, jej rozmontowywania, PiS nie ma sobie równych. Natomiast mówienie o dyktaturze, krwawym reżimie, jest oczywiście przejawem histerii z oczywistych względów. Czegoś takiego zwyczajnie nie ma w Polsce. 

Przeczytaj też:

Poseł Konfederacji przerwał konferencję PiS. "To jest najobrzydliwsza forma segregacji"

Polski generał: Mam wrażenie, że niektórzy czekają aż dojdzie do rozlewu krwi na granicy

Były szef MON wprost o wojsku i wojnie z Białorusią. "Pierwszej wojny też nikt nie chciał"

Dwie siłowe próby przekroczenia granicy. Błaszczak: Noc niestety nie była spokojna

Areszt dla organizatorów antysemickiego marszu w Kaliszu!


Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka