PAP/EPA
PAP/EPA

Rozmowy Rosja - USA. Na stole sprawa Ukrainy. Niektórzy mówią o drugiej Jałcie

Redakcja Redakcja Rosja Obserwuj temat Obserwuj notkę 43
USA, NATO, OBWE i Rosja będą w przyszłym tygodniu prowadziły konsultacje. Ma to być początek długich strategicznych negocjacji. Eksperci nie mają jednak złudzeń. Według nich rozmowy nie przyniosą żadnego przełomu.

10 stycznia w Genewie odbędzie się spotkanie rosyjskich i amerykańskich dyplomatów mające dotyczyć szeroko pojętych kwestii bezpieczeństwa. 12 stycznia zaplanowano z kolei posiedzenie Rady NATO-Rosja, a dzień później ma dojść do spotkania przedstawicieli Rosji z Organizacją Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE).

Jest ryzyko dla Ukrainy

Marija Zołkina, analityczka z kijowskiej fundacji Demokratyczni Inicjatywy zwraca uwagę, że negocjacje rozpoczynają się mimo tego, że Rosja nie zmniejszyła napięcia, podczas gdy był to jeden z warunków wysuwanych przez USA. Jak przypomina, po rozmowach prezydentów Joe Bidena i Władimira Putina USA zaznaczały, że dla rozpoczęcia jakiegokolwiek strategicznego dialogu między Rosją i krajami Zachodu potrzebna jest deeskalacja - zwłaszcza na granicy rosyjsko-ukraińskiej.

- Teraz konsultacje się zaczynają, a deeskalacji nie ma. Rosja nie zrobiła niczego, by zmniejszyć poziom napięcia: nie wycofała wojsk, uzbrojenia, wysuwa natomiast polityczne żądania, nie zmniejszając ryzyka militarnego - zauważa ekspertka.

Według niej "Rosja bardzo dobrze gra na gotowości Zachodu do dialogu". W opinii analityczki istotne skutki pierwszej rundy negocjacji nie będą dotyczyć zmniejszenia poziomu zagrożenia, lecz przede wszystkim wewnętrznej sytuacji w NATO, UE i OBWE.

Zołkina przyznaje, że przyszłotygodniowe negocjacje niosą pewne ryzyko dla Ukrainy. Mimo tego, że o Ukrainie będzie się mówić, nie będzie jej za stołem negocjacyjnym, pozostanie tylko odbiorcą decyzji - kontynuuje ekspertka. Według niej Ukrainie może zostać zaproponowane pójście na jakieś ustępstwa np. dotyczące konfliktu w Donbasie czy aspiracji NATO-wskich.

Zobacz: Czesi komentują odwołanie polskiego ambasadora. "Znam go. Nie umie kłamać”

Ekspertka ocenia, że ukraińskie władze nie wykorzystały wszystkich możliwości, by w pełnym wymiarze uczestniczyć w tych rozmowach, a biuro prezydenta nie było wystarczająco aktywne w kontaktach z Waszyngtonem.

Pytana o to, jak obecna sytuacja może wpływać na euroatlantyckie perspektywy Ukrainy, Zołkina podkreśla, że "nikt oficjalnie nie będzie oświadczać, że Ukraina nie zostanie członkiem NATO".

- Ale jeśli Zachód zacznie rozmawiać z Rosją o tych kwestiach, które rzekomo niepokoją Rosję, czyli o członkostwie (w NATO) Ukrainy, Gruzji i Mołdawii, to będzie to bardzo zły sygnał dla Kijowa - wskazuje. Może to doprowadzić do tego, że współpraca między Ukrainą i NATO będzie wolniejsza i bardziej powierzchowna; "to całkiem realne zagrożenie" - alarmuje analityczka.

Rosja chce grać z Zachodem w "pacyfikację agresora"

Jewhen Mahda, dyrektor Instytutu Polityki Światowej w Kijowie, ocenia w rozmowie z PAP, że w tle przyszłotygodniowych konsultacji Rosji z USA, NATO i OBWE trwać będzie "informacyjna histeria".

- Z jednej strony Rosja będzie opowiadać wszystkim, że nikt nie chce jej słuchać, a z drugiej - będzie rozpowszechniać dezinformację dotyczącą tego, że Zachód godzi się na jej warunki - twierdzi rozmówca ekspert.

Jak dodaje, "tak czy inaczej, jest to pierwszy etap negocjacji, w ramach których nie będzie szybkich decyzji, bo stanowiska i interesy stron są sobie dalekie". Politolog utrzymuje, że Rosja spieszy się z prowadzeniem negocjacji, bo w kraju mogą być jakieś nieznane szerokiej opinii publicznej problemy, które chce prędko rozwiązać.

Zwraca przy tym uwagę na kontekst gazociągu Nord Stream 2.

Zobacz: Budka zorganizował konferencję przed piekarnią. Jej właściciela wykańczają rachunki

- Nie mogę sobie wyobrazić jak w tym samym czasie mogą odbywać się uruchomienie Nord Stream 2 i wojskowe działania przeciwko Ukrainie. Jak jakiś europejski polityk w takiej sytuacji może spojrzeć w oczy nawet nie Ukraińcom, ale swoim wyborcom? - zastanawia się.

W jego opinii celem Rosji nie jest wojskowa interwencja na szeroką skalę na Ukrainie, gdyż wiązałaby się ona ze zbyt wysoką ceną - stratami ludzkimi czy możliwymi sankcjami ekonomicznymi. Jest ona natomiast bardziej zainteresowana rozbiciem Ukrainy od wewnątrz i zmianą sytuacji w taki sposób, aby wrócić do grupy państw, "z którymi inni się liczą".

Według eksperta Rosja chce zmusić Kijów do pewnych politycznych ustępstw i do dostosowania się do jej życzeń. Chce też, by Ukraina stała się "wygodniejszą" rozmówczynią dla Federacji Rosyjskiej - dodaje.

Nie będzie rosyjskiego blitzkriegu

Mahda wyklucza rosyjski blitzkrieg na Ukrainie. Jak wskazuje, po pierwsze ukraińska armia stała się silniejsza i ma mocne poparcie społeczne. Po drugie, Rosja nie może bezkarnie przeprowadzić masowej operacji wojskowej na Ukrainie. Ewentualne działania mogą być prowadzone - według niego - w Donbasie i na południu kraju. Jak zaznacza, Moskwa może chcieć odciąć Ukrainę od portów na Morzu Czarnym i Azowskim. Taka próba miała już miejsce w 2014 r. i taki scenariusz pozwoliłby mówić o gospodarczym upadku Ukrainy - wskazuje. Zwraca przy tym uwagę, że nie można zapominać o tym, iż rosyjska agresja trwa od 2014 r.

Władimir Putin chce, by "zagrano z nim w pacyfikację agresora" - mówi ekspert. Jego zdaniem, rosyjski prezydent potrafi manipulować historycznymi wydarzeniami, "chce doprowadzić do nowego Monachium i chce, by kraje Zachodu przekształciły Ukrainę w Czechosłowację końca lat 30. i by w taki sposób Ukraina skapitulowała".

Jeśli NATO, USA zgodzą się choć na jeden punkt wysuniętych przez Rosję propozycji, odniosą bardzo poważną porażkę - ostrzega ekspert.

- W taki sposób zniszczą sens istnienia Sojuszu Północnoatlantyckiego, a to nie doprowadzi do niczego dobrego - podkreśla. Jak dodaje politolog,

- Rosja już dawno pokazała całemu światu, że w jej przypadku taktyka pacyfikacji ma odwrotny efekt - dodaje.

Zobacz: Polscy naukowcy znowu na Antarktydzie kontynentalnej. Minęły 42 lata

Nieukarane w 2008 roku zło - wojna w Gruzji - doprowadziło do wydarzeń z roku 2014 r. i lat następnych, czyli aneksji Krymu i wojny w Donbasie - kontynuuje rozmówca PAP. "Dziwię się, że wielu europejskich polityków tego nie rozumie. Dziwię się, że wielu europejskich polityków nie rozumie też, że za kryzysem migracyjnym na granicach Białorusi z Polską i Litwą stoi nie Łukaszenka, tylko Putin" - podkreśla. Niemówienie o tym sprawia, że Rosja czuje się bezkarna - sądzi politolog.

W ocenie Mahdy członkostwo w NATO pozwoliłoby Ukrainie na wygraną z Rosji w wojnie hybrydowej.

- Nie widzę innej możliwości wygrania tej niewypowiedzianej publicznie wojny - wskazuje.

Politolog wyraża przekonanie, że Polska, która 1 stycznia przejęła przewodnictwo w OBWE, będzie zajmować się sprawami ukraińskimi.

- Nie mam wątpliwości, że Polska będzie podejmować kwestie ukraińskie. Ale w OBWE niemożliwe jest uchwalenie decyzji bez udziału Rosji i jej satelitów - zaznacza.

Jak Monachium i Jałta

Były szef MSZ, europoseł PiS Witold Waszczykowski jest zdania, że "zgoda Amerykanów, żeby rozmawiać w innym kraju z Rosją, pachnie skompromitowaną konferencją z Monachium z 1938 roku, gdy dyskutowano i decydowano o Czechosłowacji, czy konferencją w Jałcie z 1945 roku, kiedy decydowano m.in. o Polsce"

Waszczykowski jest krytyczny wobec takiego formatu spotkania. Jego zdaniem USA decydując się na rozmowy z Rosją łamią pewne zasady, które budowane były od 30 lat w ramach nowej architektury bezpieczeństwa po upadku ZSRR i zakończeniu zimnej wojny.

- Przede wszystkim NATO hołdowało i hołduje od dawna doktrynie tzw. otwartych drzwi, która zakłada, że każdy ma prawo przystąpić do NATO, jeśli spełni pewne kryteria, warunki, no i zapadnie odpowiednia decyzja polityczna. Gdyby teraz Sojusz uznał, że Ukraina się nie kwalifikuje do tego, i umówi się z Rosjanami, to cała koncepcja doktryny otwartych drzwi zostałaby pogwałcona – ocenia europoseł.

- Po drugie – jak mówi - Europa zakładała, że każdy kraj na kontynencie ma prawo wybierać sobie ścieżkę rozwoju i sojusze.

- Gdyby Amerykanie i NATO zawarli w takim razie jakieś porozumienie z Putinem, to ta zasada zostałaby przekreślona. Również w ostatnich 30 latach wychodziliśmy z założenia, że nie akceptujemy w Europie żadnych stref wpływu, żadnej "bliskiej zagranicy". Tymczasem jeśli zgadzamy się z postulatem, że Ukraina nie wejdzie do NATO albo jeszcze że NATO ma się częściowo wycofać z terytoriów państw nowo przyjętych [do Sojuszu] po 1999 r., czego chce Rosja, to pogwałcilibyśmy kolejną zasadę, czyli przyznalibyśmy Rosji prawo do stworzenia jakiejś strefy wpływów - wskazuje.

Zobacz: Nie patrzcie w górę. Potężna asteroida zmierza w kierunku Ziemi

Waszczykowski podkreśla, że w ciągu ostatnich 30 lat Zachód budował architekturę bezpieczeństwa w sposób jak najbardziej demokratyczny, aby odchodzić od XIX-wiecznych koncepcji tzw. koncertu mocarstw oraz „sytuacji, jakie miały miejsce w latach 60., 70., 80., kiedy to światem zarządzały dwa mocarstwa, USA i ZSRR”.

- Wtedy czekaliśmy od szczytu do szczytu, od Genewy po Reykjavik, od Reykjaviku po Helsinki itd. – ocenia. Jak dodaje, Putin chciał do tej sytuacji wrócić i okazuje się, że mu się to udało.

Były minister spraw zagranicznych Polski zwraca też uwagę na kolejność zaplanowanych na najbliższe dni spotkań.

- Najpierw jest spotkanie Biden-Putin, potem spotkanie NATO, potem OBWE i dopiero na końcu zakomunikują wyniki Ukrainie. Putinowi, który mówił od dawna, że największą tragedią był upadek ZSRR, i chciał odbudować potęgę Rosji do poziomu ZSRR, udaje się – przynajmniej na poziomie politycznym - odzyskać ten status. Znów Europa i cały obszar transatlantycki nie rozmawia w całości z Putinem, tylko rozmawiają Amerykanie. Czyli kolejna zasada jest pogwałcona – że rozmawiamy z Rosją albo jako NATO, albo UE, albo w ramach OBWE. Tymczasem nie, rozmawiamy albo w formule Amerykanie-Rosja, albo w formule koncertu mocarstw z XIX wieku – mówi Waszczykowski.

Jak podsumowuje, gdyby w takiej formule doszło do jakichś uzgodnień w sprawie Ukrainy, „to cofnęlibyśmy się o kilkadziesiąt lat w budowie demokratycznej, bezpiecznej architektury bezpieczeństwa w Europie”.

Nie będzie nowej Jałty

Innego zdania niż Waszczykowski jest były ambasador USA na Ukrainie Steven Pifer. Według byłego ambasadora USA przy NATO Ivo Daaldera pole do porozumienia jest niewielkie, ale może nim być kwestia kontroli zbrojeń i stworzenia "gorącej linii" między NATO i Rosją.

Zdaniem byłych dyplomatów seria zaplanowanych na najbliższe dni rozmów z Rosją nie przyniesie konkretnych rezultatów, a co najwyżej postanowienie o dalszym dialogu na każdym z tych forów.

Zdaniem Pifera, eksperta Brookings Institution i byłego ambasadora USA na Ukrainie, zamierzeniem Rosji jest wciągnięcie Stanów Zjednoczonych w dialog mocarstw, które - podobnie jak w Jałcie - miałyby ustalić nowy porządek w Europie.

- Moskwa chciała, by doszło tylko do jednego spotkania, na którym Rosjanie z Amerykanami zdecydowaliby o wszystkim, a potem przedstawili te ustalenia reszcie jako fakty dokonane. Z moich rozmów z przedstawicielami administracji [USA] bardzo jasno wynika, że są tego świadomi i nie dadzą się wciągnąć w tę rosyjską pułapkę - mówi były dyplomata. Zauważa, że w ostatnim czasie przedstawiciele Białego Domu wielokrotnie podkreślali, że będą działać w oparciu o zasadę "nic o was bez was", co odzwierciedla zarówno lekcje, jakie wyciągnęli z początkowych błędów, jak i rzeczywiste przywiązanie do multilateralizmu.

Zobacz: Takich wyników sondażu jeszcze nie było. Polacy chcą zmiany w sprawie szczepień

Według Pifera największą zagadką są rosyjskie intencje stojące za opublikowaniem projektu dwóch traktatów - jednego z USA, drugiego z NATO - którego zapisy są w większości nie do przyjęcia dla Zachodu.

- Rosjanie wiedzą, że propozycje takie jak wycofanie wojsk NATO ze wschodniej flanki i zakończenie polityki otwartych drzwi Sojuszu są nierealistyczne. Czy zostały zaproponowane tylko po to, by zostały odrzucone i służyły za pretekst do agresji? Czy jest to po prostu bardzo wysoka pozycja startowa w negocjacjach? - zastanawia się Pifer. Jak ocenia, koszty inwazji na Ukrainę byłyby dla Rosji zbyt wysokie, ale prezydent Rosji Władimir "Putin nie zawsze działa zgodnie z taką samą logiką, co my".

Kreml może liczyć na to, że groźby sankcji nie zostaną zrealizowane

Zdaniem byłego dyplomaty Kreml być może liczy na to, że Zachód, a zwłaszcza Europa, nie zrealizują w pełni swojej groźby nałożenia na Moskwę ciężkich sankcji, obawiając się konsekwencji takiego ruchu w obliczu uzależnienia od rosyjskich surowców w środku zimy.

- Myślę, że administracji trudno będzie dojść do porozumienia z Unią Europejską co do pełnej listy sankcji, dopóki nie zobaczą, co dokładnie zrobią Rosjanie. Można też założyć, że Europa będzie tu bardziej powściągliwa niż Stany Zjednoczone - dodał.

Według Ivo Daaldera, byłego przedstawiciela USA przy NATO i szefa think tanku Chicago Council of Global Affairs, Unia Europejska złożyła zbyt wiele deklaracji o dotkliwych sankcjach dla Rosji w przypadku inwazji, by móc łatwo się z nich wycofać.

Jak mówi ekspert, z sygnałów wysyłanych przed rozmowami wynika, że mogą się one zakończyć na wzajemnej wymianie oskarżeń i pretensji. Ocenia, że jeśli tak się stanie, Kreml może szybko rozpocząć działania wojenne.

- Oczywiście musimy jasno wyłożyć swoje pretensje, powiedzieć, że to Rosja musi wykonać krok w kierunku deeskalacji. Ale myślę, że błędem jest, że nie przystępujemy do tych rozmów z konkretnymi propozycjami. Bo jak na razie Zachód reaguje tylko na działania Rosji, podczas gdy powinniśmy przejąć inicjatywę. Nawet jeśli mają odpowiedzieć ">nie<", to lepiej jest, jeśli to oni odmówią, a nie my" - wyjaśnia Daalder.

Zobacz: Grodzki pojechał do Watykanu, by podziękować za beatyfikację Wyszyńskiego

Jego zdaniem USA mogłyby zaproponować np. kompleksowy dialog na temat bezpieczeństwa w Europie, obejmujący zarówno poziom liczebności wojsk czy rakiet w Europie po obu stronach, ale też kwestie ćwiczeń i notyfikacji - na kształt Traktatu o siłach konwencjonalnych w Europie (CFE), z którego Rosja wyszła w 2007 r. Oznaczałoby to potencjalnie m.in. wycofanie rosyjskich wojsk za Ural.

Biały Dom sygnalizował, że sprawa liczebności wojsk nie będzie poruszana podczas rozmów dwustronnych z Rosją, ale nie wykluczył kategorycznie dyskusji w "szerszym kontekście", np. na forum NATO-Rosja.

Wielkich postępów raczej nie będzie

Według Daaldera pole do dokonania postępów w rozmowach jest niewielkie, choć są pewne kwestie, w których obie strony mogą się porozumieć. Wskazuje na sprawę ograniczenia ćwiczeń wojskowych w regionach przygranicznych, stworzenia "gorącej linii" między NATO i Rosją oraz powrotu do układów o kontroli zbrojeń, takich jak traktat INF (o całkowitej likwidacji pocisków rakietowych pośredniego zasięgu). Zaznacza jednak, że nawet w tych kwestiach dojście do zgody może być bardzo trudne.

Ekspert uważa, że nawet gdyby miało dojść do porozumienia w tych kwestiach, to może to nie wystarczyć, by zadowolić Rosję i odciągnąć ją od zamiaru agresji przeciwko Ukrainie.

- Z pewnością Rosjanie chcą wielu innych rzeczy. Chcą kontrolować swoich sąsiadów. Ale jeśli będą kontrolować Ukrainę, potem będą chcieć kontrolować Polskę, a potem Niemcy itd. Myślę, że wszyscy w Waszyngtonie to rozumieją - dodał Daalder.

Podobnego zdania jest europoseł Andrzej Halicki. Według niego wielkiego przełomu nie będzie.

- Liczę na to, że będziemy jako demokratyczna wspólnota, związek państw, którym zależy na bezpieczeństwie, mówić jednym i bardzo stanowczym głosem w sprawie bezpieczeństwa i przyszłości Ukrainy. Nie można ulegać szantażowi. Nie można ulegać agresywnej polityce, którą obecnie stosuje Putin. Koncentracja wojsk i tworzenie napięcia, szukanie prowokacji to jest najgorszy sposób uprawiania polityki przez Rosję, czemu trzeba dać stanowczy odpór silnym i skoordynowanym działaniem. To działanie powinno być oparte po pierwsze na modernizacji armii ukraińskiej, doradztwie, ścisłej współpracy gospodarczej – dodał Halicki.

Zobacz: Śmierć 12-letniej Kingi. Zdecydowane stanowisko minister Maląg

Jego zdaniem nie można ulegać oczekiwaniom strony rosyjskiej, która grozi agresją.

- Rozmowy amerykańsko-rosyjskie w Genewie nie przyniosą przełomu. Nie mogą być nawet przełomowe, bo racje są po naszej, europejskiej stronie. Musi to być raczej dialog transatlantycki. […] W tym widzę gwarancje na przyszłość, bardziej niż w rozmowach, które odbędą się w Genewie – wskazał.

Jak podkreślił, ważna w tej kwestii jest właściwa współpraca krajów NATO i wspólny głos europejsko-amerykański.

- W Parlamencie Europejskim nie ma wątpliwości co do kierunku działań, na przykład w kwestii potencjalnych sankcji. […] Rosję to musi zaboleć mówiąc po prostu. Musi to zaboleć przede wszystkim oligarchów, którzy wspierają Putina - wskazał.

W opinii Halickiego istnieje możliwość zatrzymania gazociągu Nord Stream 2.

- Dopóki nie jest uruchomiony żaden kontrakt gazowy, można powiedzieć, że jest to tylko rura, która została położona na dnie Bałtyku. Myślę, że dzisiaj ta rura powinna mieć status niepotrzebnego żelastwa. Mówiąc wprost, na pewno nie można się poddać szantażowi gazowemu - zaznaczył europoseł.

Zdaniem Halickiego, Rosja odstąpi od agresywnej polityki tylko wówczas, gdy Europa z Ameryką będą mówić jednym, zdecydowanym, wspólnym głosem w tej sprawie. „To nie jest zależne od rozmów bilateralnych Rosja-Ameryka. Świat musi być dużo bardziej stanowczy wobec rosyjskiej agresji. Nie może negocjować ponad głowami samych zainteresowanych państw” – podsumował.

Jak to widzi Rosja?

Moskwa nie jest optymistycznie nastawiona do rozmów w Genewie ze Stanami Zjednoczonymi w sprawie gwarancji bezpieczeństwa w przededniu ich rozpoczęcia - powiedział w niedzielę wiceminister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Riabkow.

- Oczekiwania są realistyczne - dodał.

- Nasze oczekiwania są realistyczne. Bazując na sygnałach, które w ostatnich dniach słyszeliśmy z Waszyngtonu i Brukseli, prawdopodobnie naiwnością byłoby zakładanie szybkiego postępu - zaznaczył Riabkow.

- Jeśli damy kolegom z USA i NATO możliwość spowolnienia wszystkiego, zanurzymy się w niekończących się dyskusjach na te same tematy, które od lat i dekad przewijają się m.in. w OBWE - oświadczył wiceszef rosyjskiego MSZ.

Zobacz: Nowy program 12 000 plus. Minister Maląg zaskoczyła swoimi słowami o świadczeniu

Kazachstan to nie jest sprawa Amerykanów

Dodał też, że Moskwa nie planuje rozmawiać z Waszyngtonem o ostatnich wydarzeniach w Kazachstanie.

- O czym tu dyskutować z Amerykanami? Ten temat w ogóle ich nie dotyczy – zapowiedział wiceminister.

- Oni muszą zrozumieć, że ich próby dostrzeżenia "ręki Moskwy" wszędzie i we wszystkich sprawach są przewidywalne, puste i nie ma tu treści na jakąkolwiek dyskusję - dodał Riabkow.

- Jednocześnie zwracam uwagę na fakt, że w ostatnim czasie wielokrotnie z naszej strony zauważano w Kazachstanie ingerencję z zewnątrz, pewne koordynowane działania z ośrodków zagranicznych o charakterze terrorystycznym i przestępczym. Odnotowaliśmy to masowo, co niestety, miało znaczący negatywny wpływ na porządek publiczny i samopoczucie obywateli Kazachstanu – argumentował Riabkow.

Wczoraj wysoki rangą przedstawiciel administracji USA powiedział, że Stany Zjednoczone są gotowe do podjęcia rozmów z Rosją na temat ograniczeń dotyczących rakiet i ćwiczeń wojskowych, ale kwestia liczebności wojsk w Europie nie leży na stole negocjacyjnym.

Z kolei dziennik "New York Times" podał, że przed zapowiadaną serią spotkań z Rosją w celu rozwiązania kryzysu wokół możliwej inwazji rosyjskiej na Ukrainę, Waszyngton z sojusznikami opracowują plan sankcji, mających zniechęcić do tego Putina.

Według NYT w razie ataku Moskwy omawiany wspólny projekt restrykcji byłby bardziej dotkliwy niż wcześniejsze, które chociaż wyrządziły szkody rosyjskiej gospodarce, nie osiągnęły założonych celów.

WP

Czytaj dalej:

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka