Piotr Zychowicz, historyk i publicysta. Fot. screen Telewizja Republika
Piotr Zychowicz, historyk i publicysta. Fot. screen Telewizja Republika

Zychowicz: Nawet mocarstwo nie może sobie pozwolić na tyle konfliktów, co PiS

Redakcja Redakcja Na weekend Obserwuj temat Obserwuj notkę 92
- Musimy na nowo ułożyć stosunki z Niemcami i z całą Unią Europejską. Dla Berlina jesteśmy bliskim sąsiadem, do tego mamy z nimi kolosalną wymianę handlową, są naszym głównym partnerem gospodarczym. Należę do wyznawców zasady, że należy wrogów szukać daleko, zaś sojuszników blisko - analizuje w rozmowie z Salonem 24 Piotr Zychowicz, historyk, publicysta „Do Rzeczy”.

Wyraził Pan radość na Twitterze z powodu wyjazdu prezydenta RP do Chin oraz ministra spraw zagranicznych do Rosji. Dlaczego cieszy się Pan, że nasi najważniejsi urzędnicy państwowi będą gośćmi totalitarnych reżimów?

Piotr Zychowicz: Cieszę się nie dlatego, że odwiedzą reżimy, ale dlatego, że mam nadzieję na bardziej realne podejście do polityki zagranicznej ze strony naszego rządu. Po pierwsze, polityka ta nie może opierać się na wzniosłych frazesach, ale na interesie narodowym. Po drugie, nie może być jednowektorowa, czyli prowadzona w oparciu o jednego sojusznika. Taka polityka zawsze bowiem prowadzi do zmiany statusu – z partnera na wasala. 

Autor filmu TVP o Pawle Adamowiczu: "Nie damy się zastraszyć" [WYWIAD]

Polityka prowadzona przez Rzeczpospolitą Polską w ostatnich latach była niestety rozpaczliwa. Polska całkowicie zawierzyła swój los odległym Stanom Zjednoczonym, co przyniosło fatalne w skutkach zawody - na czele z amerykańska zgodą na Nord Stream 2. W dyplomacji konieczny jest zdrowy rozsądek, a nie porywy serca, realna ocena sytuacji, a nie chciejstwo. Chodzi wreszcie o wielowektorowość, więc grę z wieloma partnerami.

Przeczytaj też:

Były senator: Na zgodę w Polsce nie widać szans. Polityka ma cechy wręcz sekciarskie

Sojusz z USA wydaje się logiczny. To najpotężniejsze państwo świata, do tego wydawało się, że mogą postawić na Polskę, jako głównego partnera w Europie?

Nikt nie neguje tego, że relacje z USA są dla Polski bardzo istotne. Ale to nie znaczy, że mamy godzić się na pełną podległość wobec Waszyngtonu. Trzeba oddzielić frazesy od realnych interesów. Donald Trump podczas wizyty w Warszawie pięknie mówił o powstańcach. Umiejętnie podbijał nam patriotyczny bębenek, co oszołomiło wielu naszych polityków. Amerykanie nas kochają! I co się stało?

Wkrótce potem Amerykanie i tak postawili na sojusz z Berlinem. A brak asertywności sprawił, że Pani Georgette Mosbacher, ambasador amerykańska w czasach Donalda Trumpa, poczynała sobie w Polsce niczym ambasadorowie carycy Katarzyny II. Niestety, krajowa dyplomacja sama prosiła się o takie traktowanie. Skłócając się z pozostałymi sojusznikami, zdała się całkowicie na USA. Zamknęła sobie drogę do gry. A pomysł, że Amerykanie wybiorą nas jako głównego sojusznika w Europie i zdetronizują z tej pozycji Niemcy, był od początku całkowicie nierealny.

Polska jest lojalnym sojusznikiem, do tego ma spory potencjał, jest dużym krajem w środku Europy?

Lojalność nie jest walutą w polityce. Podczas II wojny światowej Polska była ultra lojalna wobec Wielkiej Brytanii i niewiele nam to pomogło. Walutą w polityce jest siła. I tu wystarczy porównać potencjały Polski i Niemiec: Niemcy wytwarzają 25,1 proc. PKB całej Unii Europejskiej, a Polska 3,9 proc. PKB. No to kogo ma wybrać na sojusznika rozsądny polityk w Waszyngtonie – państwo silniejsze czy słabsze? Czwartą potęgę gospodarczą świata, czy małe państwo na dorobku? Pytanie jest oczywiście retoryczne. 

Amerykański prezydent, który wybrałby państwo słabsze, działałby na szkodę interesu narodowego własnej ojczyzny. Nie możemy tego od niego wymagać. Joe Biden jest prezydentem USA, a nie Polski, Amerykanie postawili zatem oczywiście na Niemcy. I żadne sentymenty, żaden Pułaski i żaden Kościuszko, nie mają tu znaczenia.

Co dla nas kluczowe jest kluczowe? Zdecydowanie ułożenie sobie stosunków z Niemcami i z całą Unią Europejską. Dla Berlina jesteśmy bliskim sąsiadem, do tego mamy z nimi kolosalną wymianę handlową, są naszym głównym partnerem gospodarczym. Należę do wyznawców zasady, że należy wrogów szukać daleko, zaś sojuszników blisko.

W tym kontekście akurat Chiny nie są blisko, są przeciwnikiem USA, krajem niedemokratycznym.

Dlatego nie proponuję, żeby jednego zamorskiego sojusznika zastąpić innym zamorskim sojusznikiem. Chodzi o to, żeby rozmawiać i robić interesy ze wszystkimi. Jeżeli oczywiście przynosi nam to korzyści. Chińczycy budują nowy Jedwabny Szlak, który ma być przeciwwagą dla anglosaskiej dominacji na morzach i oceanach. Chodzi o otwarcie kontynentalnej drogi handlowej Azja - Europa.

Polska, z uwagi na swoje kluczowe położenie geograficzne, może być w tym projekcie ważnym elementem. Tym razem to położenie, które przez lata było dla nas przekleństwem, może stać się dla nas błogosławieństwem. To dla nas wielka szansa. Możemy zarobić kolosalne pieniądze, pozyskać chińskie inwestycje w naszą infrastrukturę. Oczywiście, Amerykanie będą próbowali nas nakłonić do tego, żebyśmy tę szansę odrzucili. Musimy się jednak postawić, bo - w tej sprawie - nasze interesy się nie pokrywają.

A jaki sens może mieć podejmowanie jakichkolwiek rozmów z Rosją, która jest państwem nam w zasadzie wrogim?

Stosunki dyplomatyczne z Federacją Rosyjską są zamrożone od lat. I to jest niedopuszczalne. Niepoważne. Jacek Bartosiak często przypomina starą zasadę Otto von Bismarcka: "negocjuj i walcz". My obraziliśmy się na Rosję i przestaliśmy z nią rozmawiać. Jak rozumiem - wypływa to z pobudek moralnych. Nie będziemy się spotykali z dyktatorem! A jednocześnie nasi politycy obrażają się, że państwa Zachodu rozmawiają z Rosją o naszych sprawach nad naszymi głowami. To nielogiczne!

Ktoś przecież z Rosją rozmawiać musi - negocjacje to esencja dyplomacji. Jeżeli mamy z Rosją sprzeczne interesy, to tym bardziej musimy z nią na ten temat rozmawiać. A nie pozwalać żeby robili to za nas inni. I jeszcze się z tego powodu złościć.

Jak więc powinna wyglądać nasza polityka zagraniczna?

Przede wszystkim, musimy uniknąć sytuacji, w której jesteśmy skonfliktowani zarówno z Rosją, jak i z Niemcami. Przestrzegali przed tym Piłsudski, Dmowski i Studnicki. Ułożenie sobie jak najlepszych relacji z naszym zachodnim sąsiadem jest dla nas kluczowe. W innym wypadku Niemcy i Rosja dogadają się przeciwko nam. Mam nadzieję, że nie jest za późno, bo docierają do nas coraz bardziej niepokojące sygnały.

Bezsprzecznie należy również jak najprędzej zakończyć spory z Unią Europejską, które niczemu nie służą, oprócz marginalizacji pozycji Polski na arenie międzynarodowej i europejskiej. Naprawdę, nic w ten sposób nie ugramy. Symbolem skuteczności naszej polityki europejskiej było słynne „moralne zwycięstwo” w sprawie odwołania Donalda Tuska - czyli 27:1.

W obliczu rosyjskiej agresji Polska musi działać w kierunku konsolidacji państw Zachodu, a nie wywoływać kolejnych konfliktów, dzielących Zachód. Polityka zagraniczna to sztuka osiągania kompromisów, a nie tupania na wszystkich na około. Przecież to w pewnym momencie stało się śmieszne.

Z Rosją - konflikt. Z Białorusią - konflikt. Z Niemcami - konflikt. Z Ukrainą - konflikt o banderowców. Z Czechami - o Turów. Z Francją - o Caracale. Z Izraelem - o nowelizację ustawy o IPN. Z Unią - o sądy. Z Amerykanami - o TVN. Nawet mocarstwo nie może sobie pozwolić na taką ilość konfliktów, a co dopiero państwo średniej wielkości, wtłoczone między dwa kolosy - Niemcy i Rosję. Nasza polityka musi być niezwykle wyrafinowana i ostrożna.

W roku 1939 zagraniczni korespondenci dziwili się, że podczas gdy na całym świecie jest pełna świadomość nadchodzącej wojny, w Polsce jej nie ma. I wielu ówczesnych polityków nie wierzyło, że Hitler zdecyduje się na atak. Czy dziś nie jest tak, że polscy politycy także nie wierzą, że coś nam zagraża, są przekonani, że nastąpił koniec historii, a ich działania są nastawione tylko na słupki sondażowe?

Polityka prowadzona dotąd przez rząd PiS-u byłaby niekorzystna nawet w czasie pokoju i pełnego bezpieczeństwa. W sytuacji zagrożenia i kryzysu międzynarodowego stała się zaś bardzo ryzykowna. Francis Fukuyama pomylił się, gdy wieszczył koniec historii. Na świecie robi się coraz groźniej. Nie możemy więc prowadzić polityki w stylu Józefa Becka. Musimy prowadzić politykę w stylu anglosaskim. Dlatego bardzo cieszy mnie, że prezydent Andrzej Duda udał się z wizytą do Chin, a minister Zbigniew Rau zapowiedział prowadzenie rozmów z Rosją. Miejmy nadzieję, że to początek bardziej realnego podejścia naszej dyplomacji. Lepiej późno niż wcale. Historia uczy nas, że niepodległość łatwo jest stracić, ale znacznie trudniej odzyskać.

Przeczytaj też:

Przyszłość maluje się w ciemnych barwach. Pegasus to dopiero początek

TVP z filmem o śmierci Pawła Adamowicza. Politycy PO tego nie darują Kurskiemu


Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo