Oded Galor to autor wielu przełomowych prac ekonomicznych w tym tzw. Jednolitej teorii wzrostu. fot. salon24.pl
Oded Galor to autor wielu przełomowych prac ekonomicznych w tym tzw. Jednolitej teorii wzrostu. fot. salon24.pl

Woś w szerszym planie. Skąd się bierze bogactwo?

Redakcja Redakcja Woś w szerszym planie Obserwuj temat Obserwuj notkę 55
Inwestycja w edukację dzieci stała się koniecznością. Ale jak inwestować w edukację, gdy się jest biedny? To właśnie to napięcie doprowadziło do kolejnego kluczowego przełomu. To znaczy do spadku dzietności w zachodnim świecie. Ludzie chcieli dać dzieciom dobre życie. I dlatego zaczęli mieć mniej potomstwa. Właśnie po to, by móc tę obietnice spełnić - mówi ekonomista Oded Galor w rozmowie z Rafałem Wosiem.

Rafał Woś: Pan jest szalony?

Dlaczego Pan tak sądzi?

Bo pisze Pan książki, w których próbuje znaleźć jeden wzór na najtrudniejsze ekonomiczne zagadki w całej historii ludzkości.

Bez przesady. To nie jest aż tak trudne wyzwanie. Historia ludzkości - którą ja nazywam „wielką podróżą” - nie jest wcale tak długa. Zaczęła się w Afryce jakieś - raptem - 300 tysięcy lat temu. 

No tak, faktycznie chwilka. Nie ma się czym ekscytować..

Ależ jest się czym ekscytować! W czasie tej podróży pojawiły się bowiem właśnie te dwie najbardziej kluczowe i fundamentalne zagadki wszech czasów. Pierwsza to tajemnica wzrostu i rozwoju. Druga to pochodzenie nierówności.

Polecamy: Bo żywności i ropy nie da się wydrukować

Zacznijmy od tej pierwszej. Skąd bogactwo?

To faktycznie jest niezła zagadka. Trzeba bowiem pamiętać, że przez pierwsze 300 tysięcy lat ludzkość pogrążona była raczej w stagnacji. I biedzie. Oczywiście były jednostki. Ale co do zasady, większość, przeważająca większość, żyła na bardzo skromnym poziomie. Dopiero w ciągu ostatnich 200 lat światowe PKB zwiększyło się… 14-krotnie. Podobnie inne wskaźniki rozwoju - na przykład średnia długość życia. Przez pierwsze 300 tysięcy lat fluktuacja była tu niewielka. Między 25 a 45 lat. I dopiero w ostatnich 200 latach niesamowity skok. Do 70-80 lat. 

No, ale jaka to zagadka? Jedni powiedzą, że to zasługa kapitalizmu. Inni, że rewolucji przemysłowej albo - szerzej - nowoczesności. Sprawa opisana po wielokroć. 

Ja widzę to trochę inaczej. Zaraz Panu opowiem jak. Pozwoli Pan jednak, że zapowiem jeszcze te drugą wielką zagadkę. 

Proszę bardzo...

Nierówności. Dlaczego jedne kraje są biedne, A inne bogate. I dlaczego tak mocno to się rozjechało w ostatnich 200 latach. Bo wcześniej globalne różnice w poziomie dochodu i rozwoju nie były przecież wcale takie duże. A dziś? Dziś najbogatsze kraje świata są średnio 100 razy bogatsze od tych najuboższych. 

Tu w zasadzie odpowiedź będzie taka sama, jak na pierwszą zagadkę. Kapitalizm, rewolucja przemysłowa, nowoczesność. To siły, które jednych pchają do góry. A innych strącają w dół.  

To tylko nazwy. Określenia potrzebne do opisania tego, co się faktycznie w ostatnich 200 latach wydarzyło. Ale mnie interesują te - naprawdę głębokie - przyczyny wspomnianych zjawisk. A one tkwią schowane w historii. I to sięgającej tysięcy - a w niektórych przypadkach nawet dziesiątek tysięcy - lat. Moją zaś rolą było zaś je odnaleźć. 

Tym zajmował się Pan już w swoich poprzednich książkach. Zwłaszcza w „Jednolitej teorii wzrostu”.

Tak jest. To opowieść o tych wielkich kołach zamachowych, które pozwoliły przejść ludzkości z tysięcy lat stagnacji do szybkiego, wręcz gwałtownego, wzrostu. 

Jakie to koła?

Ja widzę trzy. Pierwszym jest rozmiar populacji. Drugim kompozycja i charakterystyka tejże populacji. A trzecie koło to postęp technologiczny. Te trzy koła wzajemnie się przez dzieje człowiecze ze sobą zazębiały - napędzając historię ludzkości. 

Jak to działa?

Homo sapiens pojawia się w Afryce jakieś 300 tysięcy lat temu. Jego populacja nie jest duża. Ale jest to gatunek wyposażony w jedną wielką przewagę. W ludzki umysł. Ten umysł pozwala na tworzenie kolejnych innowacji, które budują cywilizację. Ale jest jeden problem. Mimo wielu przełomowych innowacji bardzo długo nie przekładają się one na poprawę ogólnego poziomu dobrobytu. Dlaczego? Bo wspomniane przeze mnie koło „rozmiaru populacji” kręci się w przeciwnym kierunku. To znaczy: innowacje przekładają się na polepszenie warunków życia, co przekłada się na wzrost liczby ludności, co w konsekwencji sprawia, że zdobyty dobrobyt trzeba dzielić pomiędzy więcej ludzi. W efekcie ogólny poziom rozwoju pozostaje na podobnym poziomie. 

O tym pisał już w 1798 roku Robert Malthus. Z czasem ekonomiści nazwali to zjawisko „pułapką maltuzjańską”. 

W końcu jednak ta pułapka zostaje przełamana. Stało się to dzięki przejściu ludzkości od technologii narzędzi kamienno-żelaznych do technologii maszyny parowej. To był prawdziwy przełom. 

To zdarzyło się u schyłku XVIII i na początku XIX wieku. Ale czemu dopiero wtedy, a nie wcześniej?

Bo populacja ludzka była wcześniej zbyt mała. Ludzkość musiała urosnąć, by móc wyskoczyć z opisanej tu wcześniej pułapki. Jakieś 12 tysięcy lat temu - czyli w czasach uznawanych przez historyków za początek ery rolniczej - rozmiar całej ludzkiej populacji globu to było 2,5 miliona ludzie. Musiało minąć 12 tysięcy lat, żeby ilość ludzi na ziemi zwiększyła się do miliarda. Bo tyle właśnie żyło ludzi na ziemi u zarania rewolucji przemysłowej. Dopiero to była wielkość potrzebna do dokonania tego kluczowego przeskoku technologicznego. Po prostu wcześniej takie wynalazki nie mogłyby się przebić, nie byłoby sposobu na ich sfinansowanie ani szczerze mówiąc nie znalazłyby zastosowania w ówczesnych warunkach. 

I co było dalej?

Pojawienie się przełomu technologicznego związanego z maszyną parową sprawiło, że innowacje gwałtownie przyspieszyły. To z kolei przynosiło taki skutek, że społeczności musiały się do tych zmian dopasować. Zaczęła rosnąć rola edukacji. Wcześniej była ona dziwactwem nielicznych i fanaberią uprzywilejowanych. Teraz stała się koniecznością. I znów, to nie jest przypadek, że XIX wiek to nie tylko czas rozwoju technologii. Ale także moment upowszechnienia edukacji. Przynajmniej na Zachodzie. Inwestycja w edukację dzieci stała się koniecznością. Ale jak inwestować w edukację, gdy się jest biedny?

Ciężko...

No właśnie. To właśnie to napięcie doprowadziło do kolejnego kluczowego przełomu. To znaczy do spadku dzietności w zachodnim świecie. Ludzie chcieli dać dzieciom dobre życie. I dlatego zaczęli mieć mniej potomstwa. Właśnie po to, by móc tę obietnice spełnić. Oczywiście proces ten zyskał po drodze wiele kulturowych i społecznych uzasadnień. Ale wziął się właśnie z tego źródła. Był wynikiem przemian technologicznych zapoczątkowanych w początkach XIX wieku. 

Rozumiem, że właśnie ten spadek dzietności pozwolił ludzkości na ostateczną ucieczkę z pułapki maltuzjańskiej. I to właśnie z tego powodu wzrost bogactwa mógł tak mocno odpalić wraz z rewolucją przemysłową?

Tak jest. Całą tę transformację można porównać do tego, jak w świecie przyrody dochodzi do przemiany wody w gaz. Tutaj też nie odbywa się to równomiernie. Wodę trzeba dość długo podgrzewać. Ale gdy temperatura osiągnie już odpowiedni poziom wtedy efekt jest wręcz wybuchowy.

To była zagadka wzrostu. Ale co z nierównościami?

Trzymając się wciąż tego porównania z wodą i gazem - nie wszystkie cząsteczki „odpalają” w tym samym momencie. Tak samo kraje i ich rozwój. W efekcie proces gwałtownego przełomu w XIX wieku sprawia, że świat się rozjeżdża. Jedne kraje idą do przodu. Inne zostają z tyłu. Te, co poszły do przodu wykorzystują swoją przewagę i ją utwierdzają - na przykład poprzez kolonialne podboje. W efekcie mamy wielkie nierówności. 

No dobrze, ale dlaczego - Pana zdaniem - jedne „cząsteczki” odpaliły wcześniej niż inne?

To jest właśnie powód, dla którego dzisiejsze nierówności wynikają wprost z głębokich przyczyn i różnic między narodami. Te różnice są wielorakie. Kulturowe, geograficzne albo dotyczące składu społecznego. 

Które są najważniejsze?

Nie ma najważniejszych. Czasem kluczowe są instytucje. Widać to na przykład, gdy się porówna różne losy dwóch części podzielonej Korei, a więc krajów o tej samej kulturze czy uwarunkowaniach geograficznych. Ale już na przykład czynniki instytucjonalne nie pozwolą nam odpowiedzieć na pytanie o tak ogromne różnice w rozwoju północnych i południowych Włoch. Bo tu ład polityczny jest wspólny w ramach jednego państwa. Tu trzeba sięgnąć po odpowiedzi z dziedziny kultury. Mnie przekonują najbardziej wyjaśnienia dotyczące dominującej roli rodziny na południu i więzi opartych na zaufaniu na północy. Ten drugi model okazał się na tym etapie rozwoju po prostu skuteczniejszy gdy idzie o maksymalizację bogactwa. 

Ale pojęcie „kultury” jest bardzo często nadużywane. Mam wrażenie, że ekonomiści czy socjologowie sięgają po nie, gdy nie wiedzą jak coś wyjaśnić. Wtedy rozkładają ręce i mówią „taka kultura”. 

Moim zdaniem da się wyróżnić takie czynniki kultury, które sprzyjają rozwojowi i takie, które ten rozwój hamują. Co więcej, trzeba pamiętać, że te trzy czynniki: kultura, instytucje i geografia wzajemnie na siebie wpływają. Instytucje - nawet jeśli narzucone - dopasowują się do kultury. Kultura jednocześnie ewoluuje pod wpływem instytucji. Geografia zaś stanowi ramę, w której niektóre instytucje mogą lub nie mogą rozkwitnąć. Tak to działa. 

Jakiś przykład poproszę. Tak, byśmy mogli to lepiej zrozumieć. 

Weźmy za przykład taką cechę kultury, jaką jest nastawienie do przyszłości i umiejętność jej planowania. Z mojej analizy wynika, że rozpowszechnienie się tej cechy wynika wprost z uwarunkowań geograficznych, w których żyje jakaś społeczność. Kraje, gdzie warunki naturalne są lepsze dla uprawiania rolnictwa, w naturalny sposób wytworzyły kulturę bardziej zdolną do długofalowego planowania. Na tym bowiem polega rolnictwo, gdzie zasiew i zbiór dzieli w czasie dłuższy okres. Ten proces nauczył ludzi odkładania gratyfikacji. Ale przecież nie wszystkie regiony świata nadają się do obsiewania i zbiorów. W wielu miejscach ten duch rolniczy się nie wykształcił. Tam z nastawianiem do długofalowego planowania jest gorzej. 

Brzmi to wszystko szalenie deterministycznie. Nie daje nadziei na zmianę.

Ale to przecież nie jest prawda. Czynników jest przecież wiele. A co za tym idzie, mamy do czynienia z całym szeregiem kombinacji. Położenie geograficzne może na różnych etapach historii być błogosławieństwem, na innych zaś przekleństwem. Czynniki kulturowe podobnie. Właśnie to czyni tę „podróż ludzkości” tak bardzo fascynującą. 

*Oded Galor jest amerykańskim ekonomistą pochodzenia izraelskiego. Obecnie pracuje na Uniwersytecie Browna. Jest autorem wielu przełomowych prac ekonomicznych w tym tzw. Jednolitej teorii wzrostu. Jego najnowsza książka „Podróż ludzkości” ukazała się właśnie po polsku nakładem wydawnictwa Zysk. 

Czytaj także:

Premier Morawiecki o statusie kandydata do UE dla Ukrainy: to historyczny moment

Miedwiediew opisał "zagranicznych kolegów". Zaatakował Kaczyńskiego i Morawieckiego

Rada Europejska podjęła decyzję. Ukraina i Mołdawia kandydatami do UE

Kaczyński wskazał po nazwisku winnego fiaska Polskiego Ładu. To były wicepremier

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka