W Wielkiej Brytanii monarchia zdaje się oczywista. Dlaczego Polska odzyskujac niepodległość nie została królestwem? Fot. Pixabay
W Wielkiej Brytanii monarchia zdaje się oczywista. Dlaczego Polska odzyskujac niepodległość nie została królestwem? Fot. Pixabay

Czemu Polska odzyskując niepodległość nie stała się królestwem? „Decyzja jednej osoby”

Redakcja Redakcja Na weekend Obserwuj temat Obserwuj notkę 27
W 1918 i 1919 roku u wszystkich sąsiadów Polski wybuchła rewolucja. U nas to się nie wydarzyło dzięki lewicowym reformom. I w takich okolicznościach Polska stała się republiką. Za sprawą decyzji jednego człowieka. Decyzji mądrej, którą popierali nawet ludzie, którzy na co dzień z Piłsudskim się nie zgadzali. Jeżeli ktoś dziś mówi, że Polska mogła stać się monarchią w 1918 roku, jest ignorantem – mówi Salonowi 24 dr hab. Zbigniew Girzyński, historyk, profesor Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.

Zmarła brytyjska królowa Elżbieta II. Dzień po jej śmierci w radiu politycy spierali się o to, czy nasz kraj nie powinien być monarchią. Temat abstrakcyjny. Ale gdy 100 lat temu Rzeczpospolita odzyskiwała niepodległość, państwo dopiero się tworzyło. Przed rozbiorami w XVIII wieku rządził król. Dlaczego więc w 1918 roku Polska nie stała się monarchią, ale republiką?

Dr hab. Zbigniew Girzyński: Po pierwsze, stało się to ze względu na powszechne nastroje społeczne, które miały charakter republikański. Po drugie, w krajach o zbliżonym położeniu geograficznym do Polski monarchie upadały. A nowe państwa były republikami. Po trzecie stało się to na skutek osobistej decyzji Józefa Piłsudskiego. To on 14 listopada 1918 roku zdecydował, że Polska będzie republiką.

Przeczytaj też: Odkryli wirusa w Nowym Jorku. Decyzja mogła być jedna: stan wyjątkowy

No właśnie, organ przekazujący władzę Piłsudskiemu nazywał się Radą Regencyjną Królestwa Polskiego, a państwo Królestwem Polskim?

Polska formalnie, o czym mało kto dziś pamięta, na arenie międzynarodowej po latach rozbiorów jako podmiot pojawiła się 5 listopada 1916 roku. I gdybyśmy mieli mniej poczucia dumy narodowej, a cieszyli się czymkolwiek, to właśnie tę datę, a nie 11 listopada 1918 roku uznalibyśmy za początki niepodległej Polski. Przypomnijmy, że na mocy Aktu 5 listopada, ogłoszonego przez cesarzy Niemiec i Austro-Węgier powstawało państwo polskie. Było ono królestwem, które miało być związane politycznie z państwami centralnymi. Miało mieć monarchę. Przymierzani do tej roli byli książęta niemieccy, a w 1918 roku gdy było jasne, że państwa centralne wojnę przegrają, środowiska monarchistyczne poszukiwały króla we Włoszech. Był też przewidywany król z dynastii Habsburgów, Stefan, promowany jako Stefan II.

Jaki był status tego Królestwa Polskiego?

Nie było ono oczywiście jeszcze suwerennym państwem. Ale było już podmiotem polityki światowej według prawa międzynarodowego. W 1917 roku powstała Rada Regencyjna Królestwa Polskiego, która była organem zarządzającym. W jej skład weszły trzy osoby – abp metropolita warszawski, późniejszy kardynał Aleksander Kakowski, jako przedstawiciel Kościoła. W imieniu arystokracji książę Zdzisław Lubomirski, ówczesny prezydent Warszawy, a w imieniu ziemiaństwa Józef Ostrowski. My troszkę nie doceniamy tego okresu. Jego znaczenia dla kształtowania się niepodległego państwa. Jako naród dumny lubimy mówić o niepodległości prawdziwej, a nie danej przez kogoś i niepełnej. Stąd świętujemy narodziny pełnej państwowości w listopadzie 1918 roku. Litwini, czy Łotysze świętują właśnie uzyskanie podmiotowości takiej, jak Królestwo Polskie z 1916 roku. Bez wątpienia Rada Regencyjna i Królestwo Polskie odegrały ogromną rolę przy kształtowaniu się późniejszego państwa.

No tak, ale mówimy o Królestwie Polskim, Radzie Regencyjnej, która była kolegialnym organem zastępującym króla. Więc wszystko wskazywało na to, że Polska będzie monarchią, a jednak się nią nie stała?

Zarówno kard. Kakowski, jak i książę Lubomirski i Józef Ostrowski byli z przekonania monarchistami. Jednocześnie doskonale zdawali sobie sprawę, że nastroje polskiej ulicy jesienią 1918 roku są rewolucyjne i całkowicie republikańskie. Co więcej – bali się o własne życie. Obawiali się, że gdy z Warszawy wyjadą wojska niemieckie, to przestaną kontrolować sytuację, ze strony społeczeństwa czeka ich śmierć. Obawiali się podzielenia losów rodziny carskiej w Rosji. Widzieli, że trony upadają – w Rosji upadł w 1917 roku, w Austrii i w Niemczech w 1918 roku. Jako jedyną szansę Rada Regencyjna widziała w sprowadzeniu do kraju Józefa Piłsudskiego, który był legendą. I może nie socjalistą, ale całkowitym republikaninem. Piłsudski został przewieziony samochodem do Berlina. Tam 9 listopada odbył ważne rozmowy z Niemcami o wycofaniu ich wojsk. Były to bardzo ważne rozmowy – ustalono, że niemieccy żołnierze mogą bez problemu odejść z Polski, nikt im nie będzie robić krzywdy. Ale muszą zostawić broń, która była niezbędna z punktu widzenia rodzącego się państwa. Zachowała się relacja niemieckiego oficera, który wiózł Piłsudskiego. Od detali – późniejszy naczelnik państwa zażądał szabli, bo jako dowódca nie może w kraju pojawić się bez szabli. I ów niemiecki oficer osobiście swoją szablę mu oddał. Ale też ów oficer wspominał, że Piłsudski miał przez całą drogę grobową minę. Był strapiony i powtarzał „wracam za późno, by uratować Polskę przed rewolucją”.

Jak wyglądała sytuacja w chwili przyjazdu Piłsudskiego?

Polska miała wówczas dwa rządy – Radę Regencyjną w Warszawie i rewolucyjny ludowy rząd w Lublinie, pod przewodnictwem Ignacego Daszyńskiego. Nastroje były tak rewolucyjne, że na wieść o przybyciu Piłsudskiego ludzie spontanicznie zaczęli rozbrajać niemieckich żołnierzy. Sam komendant został przywitany przez Lubomirskiego. Panowie zjedli śniadanie, Lubomirski przekonał Piłsudskiego do pozostania w Warszawie a nie jechania do Lublina. Rada Regencyjna przekazała władze, proces trwał cztery dni. Jednocześnie mieszkańcy spontanicznie zajęli Zamek Królewski. Nie została na nim powieszona Biało-Czerwona flaga. Ale czerwona, rewolucyjna. Ona wisiała przez miesiąc. Piłsudski został w mieście by uspokoić władzę. Rada Regencyjna przekazała mu 11 listopada władzę wojskową. A 14 listopada abdykowała, przekazując pełnię władzy Piłsudskiemu, który na szefa rządu desygnował Ignacego Daszyńskiego, który rządu nie utworzył, cztery dni później powołał Jędrzeja Moraczewskiego, który gabinet już utworzył. Ale istotniejsza od personaliów jest terminologia. Otóż był to rząd Republiki Polskiej. A więc tysiąc lat po powstaniu państwowości polskiej nastąpiła zmiana. Polska przestała być monarchią, stała republiką.

Dlaczego kraj nazywał się Republiką Polską, a nie Rzeczpospolitą?

To istotne zagadnienie, bo Rzeczpospolitą, a więc spolonizowaną wersją nazwy republika, był i kraj przed rozbiorami, i potem II RP, i Polska Rzeczpospolita Ludowa, i dzisiejsze państwo. I właśnie chodziło o wyraźne podkreślenie zmiany formy rządów na republikańską. Bo choć Rzeczpospolita w tłumaczeniu na angielski to także Republic, jednak w okresie przedrozbiorowym była monarchią. Chodziło o określenie „rzeczy wspólnej”. Nazwa Republika Polska u zarania niepodległości miała podkreślić republikański charakter rządów. Dopiero później w konstytucji przywrócono nazwę Rzeczpospolita Polska. Co jest ważne – nie było wtedy nikogo w Polsce, kto kwestionowałby republikański system rządów. Nawet zdeklarowani monarchiści zdawali sobie sprawę, jakie są nastroje ulicy. Że nie ma najmniejszych szans na wprowadzenie monarchii w Polsce. Jednocześnie Piłsudski wprowadził po cichu dwie rzeczy. Z jednej strony powierzyl rządy radykalnie lewicowemu Moraczewskiemu. Jego rząd wprowadził ośmiogodzinny dzień pracy, w naszej przestrzeni rzecz unikatowa. Drugą rzeczą była demokratyczna ordynacja do Sejmu. Zakładała ona prawa wyborcze kobiet. Przypomnę, że np. Francja prawa kobiet wprowadziła dopiero w roku 1945. Nie było żadnych cenzusów majątkowych. To wywołało ogromne oburzenie w środowiskach konserwatywnych. Biskupi łapali się za głowę. Mówili „co pan robi?”. Nie rozumieli jak można dawać prawa wyborcze kobietom, czy analfabetom (pamiętajmy, że wówczas ten problem był powszechny). A Piłsudski, jako niedoszły lekarz (w wyniku wywózki na Syberię przerwał studia medyczne) lubił w dyskusjach posługiwać się przykładami medycznymi. Podczas rozmów z biskupami mówił: „dookoła nas krąży zarazek bolszewizmu. A on na początku wojny był szczepiony na tyfus. To zaszczepienie spowodowało, że kilka dni telepał go mały tyfus, ale ustrzegł się przed tyfusem dużym. Dlatego lepiej dać szczepionkę w postaci socjalistycznych reform, niż cierpieć potem rewolucję. Bo Polski na rewolucję nie stać”. Są bardzo ciekawe wspomnienia żony Ignacego Paderewskiego, który był endekiem. Ona w swoim pamiętniku pisała, że to, co się stało w Polsce w roku 1918 i 1919 to jakiś cud. Rewolucja wybuchła u wszystkich sąsiadów, u nas nie. Stało się tak dzięki lewicowym reformom. I w takich okolicznościach Polska stała się republiką. Za sprawą decyzji jednego człowieka. Decyzji mądrej, którą popierali nawet zwolennicy monarchii, nawet ludzie, którzy na co dzień z Piłsudskim się nie zgadzali. Ale w tej sytuacji wiedzieli, że decyzja nie mogła być inna. Jeżeli ktoś dziś mówi, że Polska mogła stać się monarchią w 1918 roku, jest ignorantem i historycznym i politycznym.

No dobrze, wtedy nie. Potem była wojna polsko-bolszewicka, ustalanie – zbrojnie – granic. Konstytucja marcowa. Aż przyszedł rok 1926. Piłsudski dokonał zamachu stanu. Wtedy i po stronie konserwatywnej części jego zwolenników (choćby publicysta Stanicław Cat Mackiewicz) były głosy wzywające do restauracji monarchii. Były propozycje, by to sam Piłsudski (szlachcic z pochodzenia) objął tron. Dlaczego do tego nie doszło?

Piłsudski pojechał wtedy do Nieświeża, gdzie spotkał się z najważniejszymi konserwatystami, arystokracją, ziemiaństwem. I oni nawet chcieli koronować jego, bądź jego córkę. On zawarł z nimi porozumienie. Powiedział, że „tak, poparli mnie różni socjaliści, ale ja socjalistą nie jestem. Wy jesteście mądrą elitą, będziemy współpracować”. Jednocześnie jednak wyraźnie zaznaczył, że żadnej monarchii nie będzie. Piłsudski był republikaninem z krwi i kości. Owszem rządził dyktatorsko, bo w pewnym momencie uznał, że inaczej się nie da. I choć propozycja objęcia tronu były, on decydowanie odmówił, uznał że system musi pozostać republikański.

Dziś po śmierci brytyjskiej królowej jedni mówią, że monarchia brytyjska się kończy. A inni, że nie tylko się nie kończy, ale i inne kraje, jak Polska powinny ją odrestaurować?

Monarchia w Wielkiej Brytanii i innych krajach, w których jest zachowana, to atrapa władzy. Król panuje, ale nie rządzi, realnego wpływu nie ma na nic. Ale o ile w Wlk. Brytanii jest to jakaś tradycja, ma sens zostać utrzymana. Także jako zabieg marketingowy. Ma sens. U nas tradycja jest już inna. I postulaty przywrócenia monarchii są absurdalne.

Przeczytaj też:


Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo