Czesław Michniewicz w czwartek ogłosił 26-osobowy skład reprezentacji Polski. Fot. PAP
Czesław Michniewicz w czwartek ogłosił 26-osobowy skład reprezentacji Polski. Fot. PAP

Te braki w polskiej kadrze na mundial w Katarze mogą zaskakiwać. "Cel jest jasny"

Redakcja Redakcja Na weekend Obserwuj temat Obserwuj notkę 6
Gdyby wszyscy byli zdrowi i w formie, byłbym pewny wyjścia z grupy. Kluczowy będzie mecz z Meksykiem, którego nie wolno przegrać. Jeżeli uda się wyjść z drugiego miejsca, to odpadnięcie w 1/8 finału i tak byłby najlepszym startem polskiej kadry na Mistrzostwach Świata w XXI wieku. Brakuje Mateusza Klicha i Kacpra Kozłowskiego wśród powołanych – mówi Salonowi 24 Mirosław Kuszczak, ojciec i menadżer byłego bramkarza reprezentacji Polski, Tomasza Kuszczaka.

Selekcjoner Czesław Michniewicz powołał już ostateczną kadrę na mistrzostwa Świata w piłce nożnej. Są zaskoczenia?

Mirosław Kuszczak:
W zasadzie nie, to kadra skrojona pod materiał, którym dysponuje selekcjoner. Jeśli mówimy o zaskoczeniach, to może nieco dziwić absencja Mateusza Klicha, który jednak gra w najmocniejszej lidze na świecie, czyli angielskiej Premier League. Może trochę zaskakiwać obecność Kamila Grosickiego, ale, jak rozumiem, zdecydowało ogromne doświadczenie tego piłkarza. Brakuje mi natomiast Kacpra Kozłowskiego - ten chłopak zrobił na mnie duże wrażenie. Ale to selekcjoner Czesław Michniewicz jest z tą drużyną na co dzień. I trzeba mu zaufać.

Przeczytaj też:
Jedna lista nie musi dać opozycji wygranej. Ekspert mówi o "przeciekającym statku"

Nie zaskoczył Pana fakt, że zamiast czterech jedzie trzech bramkarzy i, że tym trzecim jest Bartłomiej Drągowski, który kiedyś odmówił bycia rezerwowym na młodzieżowych mistrzostwach Europy, zaś nie jedzie „żołnierz Michniewicza”, Kami Grabara?

To, czy jedzie trzech, czy czterech golkiperów nie ma większego znaczenia. Natomiast moim zdaniem kto wie, czy w przyszłości tym numerem trzy nie będzie Radosław Majecki, który świetnie spisywał się w Legii Warszawa i niewątpliwie ma wielki talent. W ostatnich latach miał jednak problem z przebiciem się na Zachodzie, dziś nie mieściłby się, niestety, nawet w pierwszej czwórce. Gdyby właśnie jechało czterech bramkarzy, byłoby oczywiste, że w kadrze są Wojciech Szczęsny jako numer jeden, Łukasz Skorupski jako numer dwa oraz równorzędni: Bartłomiej Drągowski i Kamil Grabara. Co zdecydowało, że akurat bramkarz Spezii jest numerem trzy? Może to, że gra na co dzień jednak w mocniejszej lidze. Drągowski odbył już „karę" za odmowę gry w młodzieżowym Euro, powołanie dla niego jest wyrazem pewnego zaufania. Przyszłość kadry należy jednak i do Drągowskiego i do Grabary. A kto wie, czy za jakiś czas nie "pogodzi" ich Majecki.

Jest Pan optymistą przed zbliżającym się mundialem?

Byłbym optymistą, gdyby wszyscy piłkarze byli zdrowi i w formie. Niestety, w obronie po kontuzji nie wrócił do dyspozycji Paweł Dawidowicz. Piłkarz, który dawał jakość w defensywie, ale ostatnio praktycznie nie gra. Stąd brak powołania nie może dziwić. Nawet w szerokiej kadrze nie znalazł się Sebastian Walukiewicz, który dwa lata temu wydawał się przyszłością obrony reprezentacji. Co gorsza, od pół roku nie gra bardzo ważny dla reprezentacyjnej obrony zawodnik, Jan Bednarek. Dlatego dziwi mnie krytyka powołania dla Mateusza Wieteski. Był on filarem defensywy Legii,  dobrze wprowadził się we Francji. A przy tych brakach w obronie nie może być mowy o skreślaniu takiego zawodnika.

Te braki w defensywie niepokoją, ale dziwnie spokojny jestem za to o dyspozycję Kamila Glika. Ten piłkarz też miał ostatnio problemy, głównie zdrowotne. Jednak nie miał aż tak długiej przerwy, a w reprezentacji nie raz udowadniał, że nawet przy słabszej dyspozycji w klubie jest prawdziwą ostoją obrony. W drugiej linii krytykowany jest Grzegorz Krychowiak, ale selekcjoner ma rację mówiąc, że nie stać nas na rezygnację z niego. Szczególnie, że ciężkiej kontuzji nabawił się Jakub Moder. Brak tego zawodnika będzie potwornym osłabieniem. Cieszy natomiast, że jest Krystian Bielik. Bardzo liczę na tego zawodnika, oby omijały go kontuzje. Nie będą oryginalny jeśli powiem, że najbardziej spokojny jestem o linię ataku.

W kwestii powołań – 16 lat temu Paweł Janas wzbudził ogromne kontrowersje, nie zabierając Jerzego Dudka, Tomasza Kłosa, Tomasza Rząsy, czy Tomasza Frankowskiego.  Wśród trzech golkiperów, którzy pojechali był Pana syn. „Wygryzł” gwiazdę finału Ligi Mistrzów.

Nie będę oceniał powołań piłkarzy z pola, ale decyzja o niepowołaniu Jerzego Dudka była słuszna. To bardzo zasłużony bramkarz. Pamiętajmy, że od słynnego finału LM z Milanem minął już wtedy rok. Nasz bramkarz nie grał w klubie. A Leo Beenhakker chciał początkowo budować na nim drużynę i po porażce z Finlandią zrezygnował. Decyzja o powołaniu Artura Boruca, Tomka Kuszczaka i Łukasza Fabiańskiego była słuszna. Przy czym Fabiański był tym trzecim, jechał po nauki. Tomek i Boruc byli tymi rywalizującymi o numer jeden w kadrze.

No właśnie – Pana Syn grał w lidze angielskiej. W sezonie 2007/2008 wygrał z Manchesterem Utd. Ligę Mistrzów. Nie grał w finale, ale w kilku wcześniejszych meczach. Mało się o tym wspomina. I ta kariera reprezentacyjna nie wyglądała tak, jak powinna. Na ile znaczenie miało to, co stało się w meczu z Kolumbią przed mistrzostwami Świata w Niemczech?

Powiem tak – oczywiście, że Tomek popełnił wtedy błąd, ale błędy takie zdarzają się bramkarzom, również Artur Boruc puścił podobną bramkę, ale w lidze angielskiej. Oczywiście pech polegał na tym, że działo się to po niepowołaniu Jerzego Dudka, w jednym z ostatnich spotkań przed mundialem. Paweł Janas chyba nieco się przestraszył opinii publicznej i postawił na Boruca.

Ale nie jest tak, że tylko ta jedna sytuacja zaważyła na karierze reprezentacyjnej. Przede wszystkim, Tomek Kuszczak powinien być powołany do kadry już cztery lata wcześniej, do Korei i Japonii. Jeśliby trzymać się zasady, że jako trzeci golkiper jedzie młody, po naukę, to Tomek powinien się w tej kadrze znaleźć. Trafił na złotą erę polskich bramkarzy, gdzie byli Dudek, Boruc, potem Fabiański, Szczęsny. A kilka lat wcześniej drugi bramkarz Manchesteru United, grywający jednak w istotnych meczach, byłby na lata numerem  jeden w polskiej bramce.

Poza tym, Tomek mógł wcześniej zmienić klub na taki, w którym byłby pierwszym bramkarzem. Liczył, że będzie numerem jeden w Manchesterze, długi czas wydawało się, że tak właśnie będzie. Stało się inaczej. Ale też nie przesadzajmy. Grał w wymarzonym klubie. Był drugim bramkarzem, ale występów zgromadził całkiem sporo, także istotnych. Jest jednym z pięciu Polaków (pozostali to Zbigniew Boniek, Józef Młynarczyk, Jerzy Dudek i Robert Lewandowski), który zdobył Puchar Mistrzów (od 1992 Liga Mistrzów). To duże osiągnięcie.

Wracając do zbliżających się Mistrzostw Świata: jaki wynik realnie mogą osiągnąć Biało-Czerwoni?

Gdyby wszyscy byli zdrowi i w formie, byłbym pewny wyjścia z grupy. Tak, zobaczymy. Znów nie będę oryginalny mówiąc, że kluczowy będzie mecz z Meksykiem, którego nie wolno przegrać. Arabia Saudyjska jest w zasięgu, ale nie wolno jej zlekceważyć. Zaś Argentyna jest poza zasięgiem. Ale też na korzyść Biało-Czerwonych przemawia terminarz. Niewykluczone przecież, że Argentyńczycy będą mieli przed meczem z nami sześć punktów. Kto wie, może wtedy uda się uszczknąć jakiś punkt, albo przynajmniej przegrać niżej niż pozostali rywale. Różnica bramek może okazać decydująca.

Jeśli Polacy wyjdą z grupy, trafią najprawdopodobniej na Francję, a więc teoretycznie najmocniejszy zespół na  świecie. Jeżeli jednak uda się wyjść z drugiego miejsca, a w 1/8 finału przegrać po przyzwoitej grze z obrońcą trofeum, to i tak będzie to najlepszy start Biało-Czerwonych w Mistrzostwach Świata w XXI wieku. Ugranie czegokolwiek więcej byłoby niebywałym sukcesem. 



USA o scenariuszu zakończenia wojny na Ukrainie. Zełenski o nim wie

Będzie ekshumacja polskich ofiar UPA na Ukrainie. Decyzja zapadła






Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo