Witold Waszczykowski. Fot. PAP/Radek Pietruszka
Witold Waszczykowski. Fot. PAP/Radek Pietruszka

Szef MSZ: Berlin troszczy się o interesy Rosji

Redakcja Redakcja Polityka Obserwuj notkę 144

Szef polskiego MSZ Witold WaszczykowskiNiemcy bardziej troszczą się o interesy Rosji niż o bezpieczeństwo Europy Środkowo-Wschodniej.

W wywiadzie dla niemieckich dzienników "Berliner Zeitung" i "Frankfurter Rundschau" Waszczykowski zarzuca Niemcom uległość wobec Rosji. W prztoczonym poniżej fragmencie wywiadu opublikowanego we wtorek poruszono sprawę konfliktu w Polsce wokół wyroku Trybunału Konstytucyjnego, kwestię przyjmowania uchodźców i polityki migracyjnej Unii Europejskiej, relacji z Rosją oraz stosunków polsko-niemieckich w kontekście Nordstream 2. Fragment wywiadu został udostępniony przez MSZ.

Spór PiS z Trybunałem Konstytucyjnym

Nie dziwi Pana oburzenie w kraju i zagranicą w związku z tym, że prezydent Andrzej Duda de facto nie uznaje wyroku Trybunału Konstytucyjnego, nakazujący zaprzysiężenie trzech sędziów wybranych przez poprzedni Sejm?

My też mamy trójpodział władzy, ale Trybunał Konstytucyjny nie jest sądem, lecz ciałem politycznym, które rozstrzyga kwestie podejmowane przez inne instytucje w stosunku do konstytucji. Wybierani są tam sędziowie według kryterium politycznego. Poza tym nie myśmy zaczęli majstrować przy trybunale, lecz poprzednia władza, gdy w obawie przed przegraniem wyborów chciała doprowadzić do upolitycznienia trybunału i wybrała sędziów na wyrost, aby używać trybunał jako instrument wojny z premierem i parlamentem.

Jednak polska konstytucja nakazuje, że władza wykonawcza musi akceptować orzeczenia trybunału.

Nie, nie musi, ponieważ to jest wyrok trybunału, który jest sędzią we własnej sprawie. Obecny trybunał próbuje utrzymać błąd popełniony przez poprzedni parlament. To od uczciwości mediów zależy, czy będziecie pokazywać także błędy opozycji, czy w sposób propagandowy nas atakować i mówić o zamachu na demokrację i tworzeniu dyktatury.

Rząd polski przeciwny lokowaniu uchodźców w Polsce

Inna ostra krytyka zagranicą wiąże się z restryktywnym podejściem rządu polskiego do ulokowania w Polsce ok. 7 000 uchodźców w ramach unijnych uzgodnień. Dlaczego takie obawy przed tak małą liczbą uchodźców?

Nie ma w UE programu i nie ma procedur, jak i kogo lokować. Unijni politycy popełnili błąd, ponieważ mówimy o dwóch kategoriach ludzi: uchodźcy i emigranci ekonomiczni. Większość tych ludzi to emigranci, choćby z Bałkanów, którzy szukają lepszego życia. Jako kraj mamy prawo powiedzieć: nas na to nie stać, u nas nie ma miejsc pracy. Ale Polska respektuje prawo międzynarodowe i daje możliwość azylu politycznego dla uchodźców, jeśli udokumentują swój status i faktycznie uciekają przed prześladowaniami.

 

Czy polski rząd domagałby się pomocy przez inne kraje Unii Europejskiej, gdyby konflikt na Ukrainie się nasilił i napłynęło do Polski znacząca liczba Ukraińców ubiegających się o azyl?

Tak, bo tak stanowi prawo UE. Traktat o funkcjonowaniu UE w art. 78 mówi jednoznacznie: jeśli w jakimś kraju UE pojawi się nadmierna kwota uchodźców politycznych, to państwo członkowskie ma prawo domagać się pomocy. Jednak we wrześniu tego roku pod wpływem polityki niemieckiej doszło do błędnej kwalifikacji, ponieważ emigrantów ekonomicznych zakwalifikowano jako uchodźców politycznych i zażądano, żeby zakwalifikować ich zgodnie z art. 78. Na tej podstawie doprowadzono do podziału tych ludzi. Jednak do emigrantów ekonomicznych odnosi się art. 79 mówiący, że to poszczególne państwa decydują o przyjęciu tych ludzi i uwarunkowuje się to rynkiem pracy.

Przeważająca część uchodźców choćby w Niemczech nie jest emigrantami ekonomicznymi.

Nie, właściwa definicja jest inna. Oni są uchodźcami na terenie Turcji, która jest kwalifikowana jako kraj bezpieczny. To kraj stowarzyszony z UE i członek NATO. Ci ludzie z Syrii, którzy uciekli do Turcji, właśnie tam mają status uchodźcy politycznego. Jeśli oni jednak wywędrowują z Turcji do krajów UE, tracą status uchodźcy i stają się emigrantami ekonomicznymi, którzy szukają lepszego zarobku czy benefitów socjalnych.

Więc Polska inaczej traktuje Syryjczyków napływających przez Turcję niż traktowałaby dużą liczbę uchodźców z Ukrainy?

Domagalibyśmy się pomocy UE tylko, jeśli byśmy nie byli w stanie zapewnić im pomocy samodzielnie. My jednak już dzisiaj pomagamy ok. milionowi Ukraińców, którzy żyją i pracują legalnie i nielegalnie w Polsce, zatem reszta Europy nie może nas oskarżać o niesolidarność.

Coraz częściej słychać w Niemczech echa debaty w sprawie zmniejszenia Polsce środków UE z powodu braku solidarności w sprawie uchodźców. Ostatnio wypowiedziała się w tym duchu była koordynatorka ds. współpracy polsko-niemieckiej Gesine Schwan. Co sądzi Pan o tym?

Nie sądzę, aby to była powszechna opinia. Czy kanclerz Angela Merkel czy prezydent Joachim Gauck tak mówią? Pani Schwan nie jest osobą, do której bym się odnosił. Ona jest skrajnie lewicową socjaldemokratką i nie rozumie naszych relacji, historii i polityki europejskiej. Nie ma takiej możliwości prawnej, aby odebrać komuś dotacje z UE, dlatego że one są zawarte w wyniku porozumień traktatów międzynarodowych. A nawet jeśli strona niemiecka chciałaby odebrać nam dotacje, to sama straciłaby na tym. Bo z każdego euro, które przychodzi do Polski, 70-80 eurocentów trafia z powrotem na Zachód.

Na Zachód, czyli nie tylko do Niemiec?

Między innymi do Niemiec. Bo kto buduje u nas autostrady i inną infrastrukturę? Jeśli zaś chodzi o solidarność, to ja pytam: po ilu latach od naszego wejścia do Unii w 2004 r. Niemcy pozwolili pracować Polakom na terenie Niemiec? Bo siedmiu latach. Dlaczego wówczas nie mówiono o braku solidarności? Dzisiaj bez problemu Niemcy przyjmują milion Syryjczyków, ludzi z innego kontynentu. Na dodatek: Polska weszła w 1999 r. do NATO, i do dziś na terenie Polski i Europy Środkowej nie stacjonują żadne wojska sojuszu. Powodem jest, że Niemcy dbają bardziej o komfort Rosji aniżeli o komfort bezpieczeństwa Europy Środkowej. To my powinniśmy więc pytać Niemców: gdzie jest wasza solidarność wobec waszego najbliższego partnera?

Sprzeciw Polaków wobec Nord Stream 2

Pański rząd oraz inne kraje wschodniej Europy krytykują Niemcy także za Nord Stream 2, projekt niemiecko-rosyjski biegnący przez Bałtyk. Dlaczego?

Jesteśmy tym zszokowani. Już przed laty mówiliśmy, że pierwszy projekt Nord Stream jest polityczną koncepcją, aby ominąć Europę Środkową i ewentualnie mieć możliwość szantażu. Tłumaczyliśmy to Niemcom, ale strona niemiecka powiela ten sam błąd i próbuje nas przekonać, że to nie jest polityczny gazociąg, tylko przedsięwzięcie prywatnych przedsiębiorców. Nie urodziliśmy się wczoraj. Wiemy, że po drugiej stronie jest potężne państwo rosyjskie, a po stronie niemieckiej wielkie koncerny, które realizują politykę państwa niemieckiego.

źródło: PAP (Berliner Zeitung/ Frankfurter Rundschau)

© Artykuł jest chroniony prawem autorskim. Wykorzystanie tylko pod warunkiem podania linkującego źródła.

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka