Wojciech Kossak. Noc Listopadowa
Wojciech Kossak. Noc Listopadowa
kierownik karuzeli kierownik karuzeli
3375
BLOG

Listopadowa noc. 1830. 2020. Zrozumieć szaleństwo

kierownik karuzeli kierownik karuzeli Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 94

Nigdy nie mogłem zrozumieć tamtej nocy. Nocy 29 listopada 1830. Nocy Powstania Listopadowego. Z pewnością, to inna epoka. Inni ludzie. Inne emocje, ale z drugiej strony można odnieść wrażenie, że ci ludzie żyją dalej. Pukają do naszych sumień i wyobraźni. Pukają już do nas, jako tylko duchy. 

Duch duchem, ale popatrzmy na geopolityczny konkret, na owe proporcje siły Cesarstwa Rosyjskiego, a z drugiej strony, prowincjonalnego Królestwa Polskiego. I chociażby dlatego można odnieść wrażenie, że ci młodzi ludzie oszaleli, ale zrazem to ich szaleństwo wydaje się tak fascynujące. Pociągające, Nawet dziś, a może przede wszystkim dziś. Przynajmniej mnie fascynuje w tym świecie doraźnych korzyści, i politycznego kunktatorstwa. I może owe szaleństwo jest jakimś niezbywalnym składnikiem naszej duszy. A może wręcz na odwrót? Owa „ Polska dusza” jest tylko megalomańskim wymysłem? Jest powietrzem... Jest jak te jesienne liście, która zaraz rozwieje wiatr.

Wróćmy jednak do tamtego szaleństwa sprzed 190 lat. Do owej nocy. Z pewnością było to wydarzenie, które ukształtowało ducha polskiego romantyzmu. Bez tej nocy, a potem bez Powstania Listopadowego, nie byłoby wielkiej literatury romantycznej, ale – co najważniejsze - nie byłoby romantycznych postaw obywatelskich? Patriotycznych. Mimo tego, że było to tragiczne w politycznych skutkach wydarzenie, to zarazem było także pokazem heroizmu, honoru, ale również zwątpienia, kunktatorstwa. Jak również, nieudaczności, a także i tchórzostwa.

Spójrzmy na jeden epizod Powstania Listopadowego. Na próbę zabójstwa Wielkiego Księcia Konstantego, podczas ataku na Belweder. Mamy tu te wszystkie cechy splątane razem. Całe to bogactwo listopadowego szaleństwa.

Planowano zabójstwo Wielkiego Księcia? Czy tylko porwanie? Myślę, że jednak zabójstwo, chociaż nigdzie nie zostało to jednoznacznie nazwane. Belweder nie miał zaatakować podporucznik Piotr Wysocki, ze swoimi podchorążymi, chociaż wydawałoby się to koniecznością, ponieważ był to cel strategiczny. Zabić Wielkiego Księcia w pierwszą godzinę Powstania. Spalić za sobą wszystkie mosty. I wtedy postawić sprawę jasno. Postawić  się Rosji, ale także polskiej generalicji Nie prosimy Rosje o zrozumienie. Nie układamy się. Nie bawimy się kunktatorów. Tylko walczymy z nimi. Przypomnę, że było to pierwsze powstanie w XIX, gdzie Polska a raczej Królestwo Polskie dysponowało bardzo dobrą regularną armią, doskonale wyszkoloną ( paradoksalnie) przez samego księcia Konstantego.

To jednak atak na Belweder przypuściła grupa cywilów, którymi przewodził Ludwik Nabielak. Owi cywile, to głównie studenci, bardzo młodzi ludzie, chociaż sam Nabielak był, dziś byśmy powiedzieli – człowiekiem mediów. Dlaczego więc nie podporucznik Piotr Wysocki.?

Który zapewne znał Belweder jak własną kieszeń. Jednakże ów inicjator Powstania odmówił. To była kwestia jego wojskowego honoru. Munduru, Przysięgi złożonej Konstantemu. Po prostu podporucznik Wysocki nie chciał być skrytobójcą. Taka to była epoka. Wiedzieli, że musza zabić Księcia. Tylko problem był, czyimi rękoma?

Miało ich być i 40- tu. Mieli stawić się koło Pomnika Sobieskiego o godzinie 18.00. Także miało się stawić tam dwóch podchorążych, którzy mieli służyć, jako przewodnicy, ponieważ dobrze znali teren, a także mieli dostarczyć karabiny. Dziś Belweder, Łazienki, to centrum miasta, wtedy to obrzeża. No i ta godzina. O tej godzinie jest już noc i dobrze trzeba znać teren.

O 18.00 stawiło się może 30 osób. Nie więcej. Nie było odliczenia, jakiejś odprawy. Zresztą zaraz poukrywali się za drzewami i czekali na znak. Na pojawienie się tych dwóch podchorążych, którzy mieli im przynieść długą broń. Czekali godzinę. Może więcej, już z daleka widzieli płonący browar na Solcu, który miał być sygnałem do ataku, ale oni wciąż nie mieli broni. No, może noże i pięści, ale to za mało, aby Belweder zdobyć. Czekali więc dalej skryci za drzewami wsłuchując się w dalekie odgłosy. Na budynku, gdzie kiedyś mieścił się garnizon podchorążych w Łazienkach, wisi tablica, że o godzinie 7 wieczorem podporucznik Piotr Wysocki dał sygnał do Powstania, wypowiadając  znamienne słowa: - „Polacy! Wybiła godzina zemsty. Dziś umrzeć lub zwyciężyć potrzeba! Idźmy, a piersi wasze niech będą Termopilami dla wrogów” -  

Trochę to teatralne słowa, ale zapewne czuł brzemię chwili i konsekwencje, jakie wywoła ich bunt, więc jego słowa musiały zawierać ów patos.  Czy te słowa słyszeli ci, którzy ukrywali się przy Pomniku Sobieskiego? Raczej nie, chociaż odległość pomiędzy garnizonem podchorążych a Pomnikiem Sobieskiego na ulicy Agrykola, to może 300 metrów. Nie więcej. Ale już na pewno słyszeli okrzyki podchorążych wybiegających z garnizonu, może nawet strzały. Lecz te strzały i te okrzyki, i to jeszcze nocą, można różnie zinterpretować. To może być także klęska. Zdrada. Mijają kolejne minuty oczekiwania, zupełnie jak w dobrym filmie wojennym. I dopiero po jakimś czasie dostarczono im broń. Pada zawołanie do ataku. Zbierają się, lecz okazuje się, że jest już ich tylko 16 –tu. Tylu ich zostało. Owych 16 – tu belwederczyków znamy z imienia i nazwiska. To właśnie oni przejdą do naszej historii. A gdzie podziała się reszta? Nie doszła na miejsce zbiórki. A jak doszła, to w trakcji owej – nocy listopadowej – po prostu uciekła. Stchórzyła. Zostali takimi ćwierć bohaterami, którzy potem, przez całe życie, zapewne rozpamiętywali tą noc? Własną słabość. A może wsławili się w innym miejscu? Nie znamy ich z nazwiska i nigdy nie poznamy. To tylko kolejne duchy tamtego Powstania. Nie miejmy jednak do nich pretensji, a każdy, kto ma, to może w nocy pójść do Łazienek w Warszawie, gdzie dziś świecą się stylowe lampy ogrodowe, schować się za jakimś drzewem, i wyobrazić sobie, że zaraz dadzą mu karabin z bagnetem i będzie musiał zabić Wielkiego Księcia Konstantego. Tamten romantyzm, to z pewnością heroizmem, ale również zwątpienie, a nawet tchórzostwo.

Czym się zakończył atak na Belweder? W zasadzie niczym. Klapą. Książe Konstanty, gdzieś się ukrył. Powiada się, że w garderobie swojej żony, Księżnej Łowickiej, w jakiś pokojach na piętrze Belwederu. Dlaczego tam owa 16 - tka, go nie szukała? Nie wiem. Może było ich za mało? Bo nie każdy z nich wbiegł do Pałacu tylko pozostał na dziedzińcu. Mieli za mało czasu? Ponieważ wojska rosyjskie już śpieszyły z pomocą. A może było dla nich zbyt krępujące, aby w łóżku księżej szukać jej skulonego ze strachu męża. Taka to była epoka. Tacy to byli wtedy ludzie.

I tak właśnie było. Postanie Listopadowe miało zacząć się od głośnego akordu, od śmierci i krwi Wielkiego Księcia, a był to tylko szelest listopadowych liści. I szyderczy śmiech. Lecz właśnie tak wyglądał początek naszego politycznego romantyzmu.                   Ta pierwsza godzina. Heroiczna, ale zarazem tchórzowska. Szaleńczo odważna, ale też organizacyjnie nieprzygotowana

Jest taka scena w Kordianie Słowackiego, który chyba pełniej niż Mickiewicz, a w każdym razie inaczej, widział ową spętaną przeciwieństwami romantyczną polską duszę.

Akt III. – Zatytułowany Spisek koronacyjny. W scenie IV, w podziemiach, w kościele św. Jana, odbywa się zebranie spiskowców. Jestem tam stateczny, rozważny Prezes ( chyba pierwszy Prezes w naszej historii politycznej) i oczywiście Kordian. Spiskowcy nie wiedzą, co zrobić? Zabić Mikołaja I, czy też nie? I wtedy zapada bardzo dziwny pomysł. Pomysł głosowania. Można powiedzieć takie referendum wg pomysłu Słowackiego. I na 150 głosów spiskowców, jest tylko 5 głosów za zabiciem Mikołaja 1, a reszta przeciw. Gdybyśmy sobie wyobrazili nasz współczesny Sejm, W roku 2020, to ta radykalna frakcja liczyłaby 15 posłów. Albo też 3,3 proc. Czyli nawet nie weszłaby do Sejmu. Jak widzimy, ów romantyczny radykalizm nie jedno ma imię. I nie jest taki oczywisty. Już wtedy – po drugiej stronie owego lustra – przeglądał się rozsądek, a także polityczna ugodowość. Zaś Kordian, no cóż, biedak, oszalał zanim nacisnął klamkę do sypialni Mikołaja I

Wróćmy jednak do naszej listopadowej nocy. Do pierwszych jej godzin, Wtedy. 190 lat temu. Potem, ta grupa 16- tu belwederczyków, przyłączyła się do podchorążych Piotra Wysockiego i razem pomaszerowali. Przez Plac Aleksandra. Nowym Światem w kierunku Arsenału. Czyli tam, gdzie dziś jest stacja metra „ Arsenał” Czy była to cała 16 tka? Nie wiem. Jeden z nich, ranny w ataku na Belweder został w Ogrodzie Botanicznym, aby tam doczekać dnia następnego. Gdy wiec ktoś z nas będzie w Ogrodzie Botanicznym, to zawsze może sobie wyobrazić, że właśnie pod tym drzewem, tym przyrodniczym okazem, 190 lat temu leżał ranny Belwederczyk..  

A co potem? Ciekawym zapisem jest relacja Seweryna Goszczyńskiego, pt. „ Belwederska Noc” 

Wkroczyliśmy nareszcie na Nowy Świat. Była to część miasta zamieszkana przez wyższych oficerów. Urzędników rosyjskich. Weszliśmy w pustkę, jakby w atmosferę grobu. Żadnego ruchu, żadnego życia. Domy pozamykane. Okna podobnie. Na próżno wołamy -.Do broni!"- Bijemy w drzwi i żaluzje kolbami karabinów. Żadnego głosu, żadnego ruchu, żaden głos życia nie odpowiada. Smutek, oburzenie, w końcu pewna wściekłość opanowuje nasz oddział. Wchodzimy na  Krakowskie Przedmieście. Oblicze i atmosfera ta sama.  Jakby sen ogarnął nasz wszystkich. A my jedni żyjący, samotni, na tym cmentarzu”  

Ciekawy zapis? Ciekawy i przejmujący, Zapis samotnych romantycznych dusz wędrujących przez Warszawę. Ów zapis zaczynał się tam, gdzie dziś  „ rośnie” ta kiczowata plastykowa palma przed byłem Domem Partii . Tak na marginesie „ Nowy Świat” wtedy był tym, czym jest dziś „ Miasteczko Wilanów” Lub wcześniej owa „ Zatoka czerwonych świń” Piotr Wysocki; Jego podchorążowie i ta 16 tka, a raczej 15-tka belwederczyków musiała być samotna. Opuszczona. Niezrozumiała. Ba, nawet niechciana. I tak też się stało. Po drodze spotykają kilku polskich generałów, a kiedy odmówili oni udziału w Powstaniu, pchnięto ich bagnetami. Zabito.  I tak polała się polska krew. Najpierw krew ugodowców, ale zaraz, za godzinę, dzień, poleje się także krew młodych ludzi marzących  o wolnej Polsce, a nie jakimś tam wypierdku Kongresu Wiedeńskiego.                

. Tak, to bardzo wstrząsający fragment. Próbuje sobie wyobrazić tamtą listopadową noc. I tą grupkę ludzi rzucających wyzwanie, prawie całej Europie. Ów - Nowy Świat, może „ nowy” był dla ugodowych Polaków, dla tak zwanych ludzi rozsądnych, owych „ Mędrców szkiełka i oka” lecz nie dla nich. Jeżeli miałby być jakiś inny Nowy Świat, to musi być całkowicie nowy. Prawdziwie Polski. Idą więc dalej, owe duchy i zjawy polskich spraw, a ów mrok listopadowej nocy, jest tylko gdzieniegdzie rozświetlony migoczącymi lampkami łojowymi, bo gazowych wtedy jeszcze nie było.  

Lecz to nie wszystkie duchy tej nocy. Może z bram, z bocznych uliczek wychodzą kolejne, To młodzi ludzie żyjący dziś. W dzisiejszych ubraniach, chociaż lepiej powiedzieć – w dzisiejszych kostiumach. Głownie to młode kobiety, dziewczyny, na czele owej grupy, kroczy Lempart przyświecając sobie lampką. Oczywiście, te kobiety nie krzyczą – Polska! Do Broni! Lecz krzyczą – Wypie...aj! Wypie ...aj! A pomiędzy nimi słania się posłanka Lewicy. Niejaka Nowicka, cała w bieli i cała zapłakana. Nie z rozpaczy, lecz od gazu.

I tak oto, te dwie grupy staja naprzeciw siebie. To duchy i to duchy. Chociaż z drugiej strony, te drugie bardziej do wiedźm podobne. Czy coś mówią do siebie? Jakieś słowa? Pewnie ci i ci zamarliby w zdumieniu, wzajemnie oświetlając się tymi łojowymi lampami. Chociaż pierwszy rezonu nie traci podporucznik Wysocki.

- Zjawy nie zjawy? I co w tą noc listopadową robicie?

- Walczymy z piekłem kobiet - Odpowiada Lempart.

- A Polska?

- Zamknij ryj! Zamknij ryj! – Krzyczy tłum.

Próbuje sobie dalej wyobrazić tą scenę, kolejne dialogi, ale nie mogę. Te dwa światy absolutnie do siebie nie pasują. Te dwa światy razem są nie do zrozumienia. Jeden przeczy drugiemu. Jeden drugiemu urąga. Ten drugi świat, świat na czele z Lempartową nie wiadomo z czego wyrasta? Z jakiego pnia? To nawet nie duchy polskie, nie zjawy, nie czarownice z bajek, to ktoś tak nierzeczywisty, tak niezrozumiały, że jest poza każdym światem. Tym żywym i tym umarłym. Szlachetnym duchem polskim jest Wysocki, jest Nabielak, jest ten ranny belwederczyk, który został Ogrodzie Botanicznym, i może leży tam, aż po nasze czasy, A nawet duchami polskimi są ci wszyscy, którzy uciekli spod Pomnika Sobieskiego przejęci strachem. Duchami polskim są nawet ci ugodowi jenerałowie, których pchnięto bagnetem na Nowym Świecie. Lecz do żadnej kategorii duchów polskich nie należą te kobiety. Bo czyż duch polski krzyczy – Skrobanka dla każdego! To raczej postać z krotochwili. I to takiej ginekologicznej.

Pewnie dlatego nasi bohaterowie Nocy Listopadowej, przeszliby obok tych młodych kobiet. To sen, mara, a może zbyt dużo ponczu... Niech idą dalej. Niech krzyczą te rozwścieczone zjawy w świetle migoczących lamp. Tak, każdy w Polsce ma prawo do swojego Listopada. Każdy ma także taki Listopad, na jaki zasługuje...   

PS. W notce wykorzystano pamiętnik Seweryna Goszczyńskiego „ Belwederska Noc”

A to lista Belwederczyków. 16- tu ich było. Znaczna część walczyła potem w Powstaniu Listopadowym. A po upadku Powstania, zasiliła „ Wielką Emigracje”

Ludwik Nabielak. Seweryn Goszczyński. Ludwik Orpiszewski. Nikodem Rupniewski. Roch Rupniewski. Ludwik Jankowski . Walenty Nasierowski. Konstanty Trzaskowski. Zenon Niemojowski. Leonard Rettel, Edward Trzciński. Walenty Krosnowski.. Aleksander Świętosławski. Edward Rottermund. Antoni Kosiński. Karol Kobylański. Karol Paszkiewicz. Stanisław Poniński


Link do mojego bloga Mój Blog

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura