Agent Imperializmu Agent Imperializmu
216
BLOG

Zgniłek Komorowskiego a propozycje konstruktywne

Agent Imperializmu Agent Imperializmu Polityka Obserwuj notkę 6

Oczywiście rzecz jest o referendum. Dla mnie jest to zgniłe jajo pozostawione obywatelom przez prezydenta Komorowskiego. Nie będę powtarzał całej argumentacji, bo wiele już na ten temat powiedziano. Napiszę tylko, że wskazują na to perfidne zabezpieczenia jakie pozostawił sobie System (w osobie Komorowskiego - to nie jest żaden safanduła, który wali gafy w koło, tzn. to też, ale poza tym działa z pełną premedytacją a nie z głupoty, nie dajmy się zwieść).

Forma pytań. Mało precyzyjna, pozostawia duże pole interpretacji dla władzy. To raz. Taka forma jest przeciwskuteczna zwiększaniu frekwencji. Niska frekwencja to argument dla Systemu, że obywatele olewają temat. Próby przeprowadzenia ewentualnie kolejnych referendów będą pacyfikowane taką argumentacją. To dwa. Okazja dla Platformy do dodatkowej kampanii, to trzy.

Referendum powinno pytać obywateli o konkret, przynajmniej o szkic konkretnych rozwiązań, żeby chociaż znany był projekt założeń do ustawy. Sam mam dylemat, właśnie na formę pytań, czy uczestniczyć w tym głosowaniu.

Ale żeby pokazać, że nie pójdę na referendum nie dlatego, że mam to w d..ie i nie interesuje mnie sprawy państwa. Bo interesują. I nie jestem malkontentem  Przedstawię moje propozycje konstruktywne, czyli za czym bym głosował na TAK w referendum.

 

1. Ordynacja wyborcza.

Dlaczego w dyskursie przedstawia się JOW jako jedyną alternatywę dla obecnej ordynacji? Innych rodzajów ordynacji jest wiele. Z okręgami wielomandatowymi; z "głosem przechodnim"; z listą preferencyjną, etc. Można mnożyć. Dlaczego nie ma szerszej dyskusji?! Tylko te JOW.

Jestem sceptyczny co do JOW. Aczkolwiek każda ordynacja byłaby lepsza niż obecna.

 

Proponuję ordynację większościową z okręgami dwu-mandatowymi (coś w rodzaju dawnej ordynacji do Senatu w niektórych okręgach):

 - do Sejmu dostają się dwaj kandydaci, z danego okregu, z największą liczbą głosów

 - każdy uprawniony wyborca ma dwa głosy do rozdysponowania.(może oddać też tylko jeden)

 - komitety wystawiają dowolną liczbę kandydatów (w praktyce pewnie po jednym, żeby nie rozdrabniać głosów, aczkolwiek można ryzykować, że wielu wyborców odda oba swoje głosy na obu naszych kandydatów)

 

Sugerowałbym zmianę techniki oddawania głosu. Np. zamiast krzyżyka stosować symbole "1" i "2" (symbole, bo oznaczają nie liczbę ani kolejność jak w ordynacji preferencyjnej), aby uniknąć dość łatwej fałszerki z dopisywaniem drugiego głosu do karty, gdzie wyborca zdecydował się oddać głos tylko na jednego kandydata.

W przypadku głosowania na jednego kandydata wyborca stawiałby w kratce przy nazwisku oba symbole razem, czyli "12", czym "zamykałby" kartę. Jeśli stawiłby tylko "1" lub tylko "2" taki głos byłby nadal ważny, a że otwierałby pole do wspomnianego nadużycia przez osoby trzecie, to już problem danego wyborcy.

 

Problemy:

Diametralna zmiana przyzwyczajeń (szczególnie przy dodatkowo wprowadzonej zmianie techniki oddawania głosu) wymagałaby dłuższej kampanii informacyjnej (fuj!, bo okazja do przewalania budżetów, ale mówi się trudno). Nie tylko zmian po stornie wyborcy ale i członków komisji co do interpretacji, bo ludzie różnie piszą. Czasem przecież nawet w przypadku prostszego "krzyżyka" bywają problemy z oceną czy głos jest ważny.

Zalety:

Lepiej odwzorowane preferencje wyborcze. Wielu wyborców ma przecież takie poglądy, których nie odzwierciedla w pełni żadna pojedyncza partia. Byłby to też naturalny wskaźnik od suwerena dla jego przedstawicieli, jakiej koalicji życzy sobie naród.

Marginalizacja syndromu "głosu straconego" (program kandydata X najpełniej odpowiada moim poglądom, ale na X szkoda mojego głosu bo nie ma szans, więc oddam głos na Y).

Minimalizowanie walk wewnętrznych co do tworzenia list partyjnych (nie miałoby już znaczenia kto jest "jedynką" na liście), mniejszy pręgierz aparatu partyjnego nad przyszłymi posłami

 

2. Finansowanie partii politycznych

Z budżetu. Ale! Finansujmy KAMPANIE wyborcze partii (przed wyborami) a nie same partie (po wyborach; obecnie przecież partie - ale tylko te które uzyskały odpowiedni wynik w wyborach - dostają zwrot kosztów kampanii):

 

 - każdy zarejestrowany komitet wyborczy otrzymuje konto bankowe z określoną sumą pieniędzy z budżetu państwa na cele kampanii

 - kwota jest równa dla każdego komitetu per okręg (ostatnio subwencje dla partii wynosiły coś koło 100 mln zł.- głowy nie dam, ale liczby nie sa ważne, chodzi o zasadę; zatem te przykładowo 100 mln dzielimy po równo na komitety. Per okręg, bo nie we wszystkich okręgach muszą być kandydaci tych samych komitetów).

 - konto bankowe jest dostępne do podglądu on-line dla każdego obywatela, wszyscy na bieżąco mogą śledzić wydatki komitetów.

 - wszelka działalność dotycząca kampanii finansowana tylko i wyłącznie z tego konta bankowego

 - poza kampanijna działalność partii (np. tworzenie think-tanków, opracowywanie programów politycznych, zlecanie analiz, etc.) finansowana z pozostałych źródeł jak dotychczas (dochody uzyskiwane przez partię z wykorzystaniem własnego majątku; dochody od osób fizycznych w postaci składek członkowskich, darowizn, spadków oraz zapisów)

 - przy czym sponsorem partii (poza statutową składką) może być tylko osoba fizyczna będąca członkiem partii (przykładowo, niech taki Kulczyk sobie wspiera dowolne partie dowolną kwotą, ale najpierw musi się do nich formalnie i oficjalnie zapisać)

 

Kampanie wyborcze są przecież clou tego problemu. Celem partii jest zdobycie władzy (wygranie wyborów). Większość środków przeznaczają na ten cel (mimo, że ustawowo powinny na programy). Nie miejmy złudzeń. I żeby wygrać te wybory partie są gotowe na wiele - to jest najbardziej korupcjogenny punkt działalności politycznej.

 

Zalety:

Wyrównanie szans i realne odbetonowanie sceny politycznej (tego nie załatwią żadne JOWy). Każdy komitet (partia) ma TAKIE SAME finanse na prowadzenie kampanii. Przestaje mieć znaczenie kto więcej wydrukuje większych plakatów, zacznie się liczyć kto wydrukuje lepsze plakaty z lepszą treścią.

Partie nie muszą szukać szemranych sponsorów, bo to czy partia ich zdobędzie czy nie przestaje mieć znaczenie w wyścigu o władzę.

Zwiększy dostęp obywateli do biernego prawa wyborczego. Wystarczy, że lokalny lider skrzyknie wolontariuszy, którzy zbiora odpowiednią liczbę podpisów do zarejestrowania komitetu i już można rozpocząć kampanię.

 

Wady:

Jak zawsze, możliwość defraudacji funduszy. Tworzenie komitetów tylko po to by przewalać budżet a nie by realnie zaistnieć na scenie politycznej i coś zmienić. Z drugiej strony, jeśli ktoś zbierze określoną, niemałą liczbę podpisów poparcia (obecnie jest to 5000 dla listy kandydatów na posłów oraz 3000 podpisów popierających każdego z kandydatów na senatora - moim zdaniem to za wysokie liczby, można spokojnie zmniejszyć ten wymóg o połowę), to chyba jednak ma coś sensownego do zaproponowania. Kontrkandydaci dysponując takim samym budżetem minimalizują niebezpieczeństwo, że do parlamentu dostaną się sami bogacze i łapownicy.

 

3. Nie ma o czym gadać.

Zrzucam stonkę.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka