Od pamięci do pamięci Lot 93
Od pamięci do pamięci Lot 93
Albatros ... z lotu ptaka Albatros ... z lotu ptaka
949
BLOG

Amerykańska zagadka - Shanksville - Od pamięci do pamięci

Albatros ... z lotu ptaka Albatros ... z lotu ptaka Polityka Obserwuj notkę 0

Mimo, że minęło blisko 18 lat od tego pamiętnego dnia 11 września 2001 roku pozostaje nie rozwiązana.

Odszedł prezydent Busch senior, odejdą inni. NA SĄD BOŻY.

https://pl.wikipedia.org/wiki/Zamach_z_11_wrze%C5%9Bnia_2001_roku

Ofiary

Pożar w Pentagonie po uderzeniu samolotem lotu AA 77, 11 września 2001

Po ugaszeniu pożaru

Miejsce katastrofy lotu UA 93

Strefa Zero w Nowym Jorku 17 września 2001

Zdjęcie lotnicze zniszczonego World Trade Center, zrobione 23 września 2001

Wieże WTC przed zamachem (marzec 2001)

Tribute in Light widoczny w rocznicę ataku 11 września 2004

Strefa Zero 11 kwietnia 2008

Ustalono ostatecznie, iż łącznie, w wyniku czterech zamierzonych katastrof lotniczych, w zamachu zginęły 2973 osoby[2], nie licząc 19 porywaczy i 26 osób nadal oficjalnie uznawanych za zaginione.

W zamachu zginęło sześcioro Polaków: Maria Jakubiak, Dorota Kopiczko, Jan Maciejewski, Łukasz Milewski, Anna Pietkiewicz, Norbert Szurkowski (syn Ryszarda Szurkowskiego)[3]. W pierwszą rocznicę zamachu odsłonięto w Parku Skaryszewskim w Warszawie płytę poświęconą ich pamięci.

11 września. W zamachu na WTC zginął Łukasz Milewski. Chciał ...

https://wspolczesna.pl › Wiadomości › Suwałki

11 wrz 2018 - Łukasz Milewski mieszkał w Kew Gardens, na południe od Queens. W drugi wtorek września 2001 r. wstał już o godz. 6 szóstej rano, umył się, ...

image


image


Bardzo duże straty poniosły służby miejskie, głównie straż pożarna i policja – w trakcie akcji ratunkowej zginęło ponad 300 funkcjonariuszy. Po zamachu okazało się, że liczbę ofiar zwiększył przestarzały i niewydajny system komunikacji służb ratunkowych oraz sprzeczne polecenia wydawane cywilom w płonących wieżowcach przez ochronę i straż pożarną[4]. Klatki schodowe wieżowców nie były wyposażone w instalacje ciśnieniowe eliminujące dym. Zaczęto je montować w niektórych budynkach dopiero po ataku[5]. Wiele osób zmarło kilka lat po zamachu z powodu wdychania trującego azbestu, który pozostał w nowojorskim powietrzu tuż po zawaleniu się budynków. Azbest został zakazany w budownictwie tylko w niektórych krajach świata (m.in. w Niemczech w 1993, we Francji i w Polsce w 1997). USA początkowo zakazały azbestu w 1989 ale następnie odwołały ten zakaz w 1991[6][7]. Ostateczna liczba ofiar jest o 40 osób mniejsza w stosunku do poprzedniej wersji, która już znalazła się w niektórych encyklopediach. Ustalając liczbę ofiar i ich tożsamość, po raz pierwszy w historii posłużono się na masową skalę badaniami materiału genetycznego, które były praktycznie jedynym sposobem identyfikacji szczątków ofiar.

Ofiary (bez uwzględnienia 19 porywaczy)

Nowy Jork World Trade Center 2602 zabitych i 26 zaginionych[8]

w samolocie American Airlines 11 88[9]

w samolocie United Airlines 175 59[10]

Arlington Pentagon 125[11]

w samolocie American Airlines 77 59[12]

Shanksville w samolocie United Airlines 93 40[13]

Ogółem 2973 zabitych[2] i 26 oficjalnie zaginionych

Zamach na World Trade Center był pierwszą skuteczną operacją tego typu i pociągnął za sobą więcej ofiar i strat materialnych niż jakikolwiek inny akt terroru w dotychczasowej historii Stanów Zjednoczonych i świata.

Pozostaje symboliczna liczba - końcowka 96


Zamach z 11 września 2001 roku

Ilustracja

Kolaż z widoków podczas zamachu

Państwo Stany Zjednoczone

Miejsce Nowy Jork, Waszyngton, Shanksville

Data 11 września 2001

Liczba zabitych 2996 osób

Liczba rannych 6291 osób

Typ ataku porwanie samolotów, celowy lot ku budynkom, samobójczy zamach terrorystyczny

Sprawca Al-Ka’ida

Położenie na mapie Manhattanu

(Przełącz na mapę Stanów Zjednoczonych)

Mapa lokalizacyjna Manhattanu

miejsce zdarzenia

miejsce zdarzenia

Ziemia40°42′47″N 74°00′47″W

Commons Multimedia w Wikimedia Commons

Wikicytaty Cytaty w Wikicytatach

Zamachy z 11 września 2001 – seria czterech ataków terrorystycznych, przeprowadzonych rano we wtorek 11 września 2001 roku na terytorium Stanów Zjednoczonych za pomocą uprowadzonych samolotów pasażerskich. Sprawcami byli przedstawiciele organizacji Al-Ka’ida, którzy po opanowaniu samolotów skierowali je na obiekty dwóch wież World Trade Center oraz budynku Pentagonu. W przypadku czwartego samolotu atak nie powiódł się z uwagi na obronne zachowanie pasażerów na jego pokładzie, wskutek czego maszyna rozbiła się. Łącznie w zamachu zginęło 2996 osób.

http://ps-po.pl/2011/04/09/pytanie-do-biblii-symbolika-liczb/

Co oznacza symbolika liczb i dlaczego w kulturze semickiej operowano tą symboliką? Co więc oznaczają kolejne liczby: 1,2,3,4,5,6,7,8,9,10?

W samym Piśmie Świętym trudno mówić o jednoznacznej interpretacji symbolicznej liczb – mogą w różnych księgach mieć różne znaczenia, które często odpowiadają powszechnym przekonaniom ludzi żyjących w czasach i w kulturach, w jakich powstawały poszczególne teksty. Dlatego nie można dać uniwersalnego klucza ze stałym znaczeniem kolejnych liczb, odpowiednik kodu do rozszyfrowywania tajnych wiadomości. W ogóle Biblia zawiera Boże przesłanie przekazane w sposób zrozumiały przy normalnej lekturze, a jeśli Bóg przez natchnionego autora chce podać wyjaśnienie metafor, czyni to, podobnie jak Chrystus wyjaśniał znaczenie niektórych przypowieści.

Jeśli chce się zobaczyć, jak można rozumieć liczby w odpowiednich tekstach, warto sięgnąć do dobrych komentarzy, których obecnie mamy w języku polskim coraz więcej. Tak sam postępuję i często widzą, że wybitni specjaliści mogą mieć różne poglądy, wyjaśniając ten sam tekst.

Ogólnie na podstawie artykułów w Słowniku wiedzy biblijnej (red. B.M. Metger, M.D. Coogan, Warszawa 1996) i Słowniku obrazów i symboli biblijnych (M. Lurker, Poznań 1989) można powiedzieć, że:

Jeden – oznacza wyjątkowość, niepodzielną całość, albo jedno i drugie.

Dwa – najmniejsza liczba większa od jednego (liczba świadków konieczna do uznania prawdy wg Pwt 19,15; por. Wj 31,18; Mk 6,7; J 8,17-18; 2 Kor 13,1; Ap 11,4-12).

Trzy – przezwyciężenie wszelkiego rozdwojenia – niejako połączenie razem początku, środka i końca; jedność rodziny – ojca, matki i dziecka. Wyraża uniwersalizm, wskazuje na doskonałość i pełnię – świat składa się z trzech elementów: nieba, ziemi i podziemi. W wielu religiach uznawana jest za liczbę boską, jednak w Biblii stosunkowo rzadko jest wiązana z Bogiem (Rdz 18 – trzej mężowie odwiedzają Abrahama; Iz 6,3 – Bóg trzykrotnie święty; trzy dni – odpowiedni czas na Boże działanie). W Biblii wprost nie ma mowy o Trójcy Przenajświętszej – jest o poszczególnych Osobach Boskich. Na podstawie tej nauki późniejsi teologowie sformułowali prawdę wiary o Trójcy.

Trzy i pół roku – ściśle ograniczony okres, połowa pełnych siedmiu lat Bożego planu. Może się to wiązać z faktem, że trzy i pół roku dzieliło zbezczeszczenie świątyni od jej odzyskania i ponownego poświęcenia (Dn 7,25; 1 Mch 1,45; 4,52; por. też Ap 11,2-3).

Cztery – liczba stworzonego świata: cztery strony świata, cztery kierunki wiatru, cztery pory roku, cztery rodzaje żywych stworzeń: ludzie, zwierzęta domowe, zwierzęta dzikie, stworzenia powietrzne i wodne (Rdz 1,20-27). Idea kosmicznej całości.

Pięć – liczba palców jednej ręki, może oznaczać garść, czyli kilka.

Sześć – siedem minus jeden – niepełność. W Apokalipsie ludzka niedoskonałość i sprzeniewierzenie się Bogu. Sześć i połączone z tą liczbą inne liczby oznaczają wszystko to, co stworzone – zawsze poniżej świętego i Bożego siedem. Wszystkie kierunki wszechświata (cztery strony oraz w górę i w dół). Sześć dni stworzenia dopełnione siódmym dniem odpoczynku.

Siedem – suma trzech i czterech – nieba i ziemi – pełnia, doskonałość. Wyraz chcianej przez Boga całości. W średniowieczu widziano w tej liczbie tajemnicę człowieka: cztery oznacza ziemskie ciało; trzy – duszę szukającą Boga. Jednak może też oznaczać pełnię czegoś złego – siedem grzechów głównych. W XVI i XVII w. w krajach języka niemieckiego określano diabła lub kobietę złego prowadzenia mianem „złej siódemki”.

Osiem – nowe stworzenie (zmartwychwstanie Chrystusa nastąpiło ósmego dnia) – jednak ta symbolika w Biblii nie odgrywa żadnej roli, podobnie jak nie wiąże się symbolicznego znaczenie z następną liczbą:

Dziewięć – w Biblii bez szczególnego znaczenia.

Dziesięć – okrągła, pełna liczba (liczba palców obu rąk) stosowana na oznaczenie ilości dość dużej, pewnej zamkniętej całości, choć znacznie większe oznaczano przez sto, tysiąc i dziesięć tysięcy (miriada). Czasem dodanie tych liczb (dziesięć, tysiąc, miriada) służy zwielokrotnieniu znaczenia innych liczb. U pitagorejczyków jako suma pierwszych czterech liczba (1 + 2 + 3 + 4 = 10) wskazujących razem na pewną doskonałość. W kabale żydowskiej mówiono o dziesięciu żywiołach (sefitor) będących odblaskiem doskonałości, nieskończoności Boga.

Słownik wiedzy biblijnej podaje jeszcze znaczenie większych liczb:

Dwanaście – jak siedem – oznacza pełnię i doskonałość. W Apokalipsie liczba dopełnienia.

Trzydzieści – wiek, w którym osiąga się pełną dojrzałość.

Czterdzieści – ściśle ograniczony okres, czas trwania jednego pokolenia.

Siedemdziesiąt – liczba ogólna oznaczająca dużo, zwykle nie należy jej brać dosłownie.

Artykuł kończy się uwagą, że sama Biblia nie zawiera spekulacji na temat znaczenia liczb, spotykanych u pitagorejczyków i później w żydowskiej kabale.

U późniejszych pisarzy religijnych ta sama liczba może przybierać znaczenia przeciwne w różnych kontekstach, np. u św. Augustyna dwa to jedność połączonych części, np. dwie tablice przykazań, dwa Testamenty, dwie natury w Chrystusie, ale też podział tego, co pierwotnie stanowiło jedność: światło i ciemność, judaizm i chrześcijaństwo, celnik i faryzeusz); sześć – doskonałość, bo Bóg w ciągu sześciu dni stworzył świat, albo dlatego zrobił to w ciągu sześciu dni, ponieważ ta liczba oznacza doskonałość, ale jak w Apokalipsie – znaczenie przeciwne – brak w stosunku do doskonałej liczby siedem.

(Lb 14,22 – dziesięciokrotnie Izraelici wystawiali Boga na próbę – czyli wielokrotnie; 11,16.24 – siedemdziesięciu starszych – symbol pełni – por. np. Wj 1,5; 24,1; Pwt 10,22; Sdz 1,7)

image

Fragment książki O. Tomasza Dąbka OSB Niezrozumiałe fragmenty Biblii


Jak powstała RELIGIA SMOLEŃSKA ?

http://www.liczba.pl/96

Zapis słowny: dziewięćdziesiąt sześć

Zapis dwójkowy: 1100000

Zapis heksadecymalny: 60

Zapis rzymski: XCVI

Liczba 96 po angielsku GB: ninety-six

Liczba 96 po angielsku US: ninety-six

Liczba 96 po niemiecku: sechsundneunzig

Liczba 96 po francusku: quatre-vingt-seize

Liczba 96 po hiszpańsku: noventa y seis

Liczba 96 po rosyjsku: девяносто шесть

Liczba 96 po portugalsku: noventa e seis

Liczba 96 po włosku: novantasei

Liczba 96 po rumuńsku nouăzeci și șase

Liczba 96 po turecku: doksan altı

Liczba 96 po bułgarsku: деветдесет и шест

Liczba 96 po duńsku: seks og halvfems

Liczba 96 po litewsku: devyniasdešimt šeši

Liczba 96 po łotewsku: deviņdesmit seši

Liczba 96 po holendersku: zesennegentig

Liczba 96 po ukraińsku: дев’яносто шість

ŻYDOWSKA KABAŁA


https://obudzeni.net/powtarzajace-sie-liczby-a-glos-aniolow-t3.html

LICZBA 8

Liczba 8 zwiastuje dostatek i pomyślność. Nieskończone pętle w tej liczbie oznaczają bezgraniczny przepływ pieniędzy, czasu, idei lub jakiejkolwiek rzeczy której potrzebujesz (szczgólnie dla swojego celu życiowego).

LICZBA 9

Zacznij działać i to zaraz! Spełniłeś wszystkie warunki wstępne, aby osiągnąć swój cel życiowy. Przestań się ociągać, czas aby powziąć energiczne kroki. Nawet te malutkie kroki są użyteczne.

LICZBA 10

Bóg i anioły pragną, abyś myślał pozytywnie o tej sytuacji, ponieważ wszystko ma na celu twoje najwyższe dobro. Wzywaj Boga, żeby pomógł ci być optymistycznym człowiekiem, gdyż twoje myśli mają znaczący wpływ na rezultat.

LICZBA 11

„Bądź pozytywny! Twoje myśli szybko się urzeczywistniają, więc chcesz zapewnić sobie pozytywne rezultaty koncentrując się jedynie na dobru wewnątrz siebie, innych oraz tej sytuacji.”


LICZBA 96

W związku ze swoim boskim celem życiowym, skup się całkowicie na duchowych sprawach. Powierz Bogu oraz aniołom wszystkie swoje zmartwienia.

https://kartylosu.pl/topic/976-znaczenie-wszystkich-liczb/

96-komfortowe urządzenie sobie życia, sukces, szansa, artyzm, dobroć, szczodrość, przyjemności, osoba wpływowa, inwestowanie, dochód, pieniądze, pomaganie rodzinie, domowe inwestycje.

Negatywy - skąpstwo, długi, bezrobocie, pożyczki, malwersacje, nielegalne zarobki, kara pieniężna, perspektywy zmiany pracy.

https://pl.wikipedia.org/wiki/Katastrofa_lotu_United_Airlines_93

United Airlines Lot 93 – porwany samolot podczas zamachu z 11 września 2001 roku, który regularnie odbywał podróż z Newark International Airport w Newark, New Jersey do San Francisco. Po zamachach zmieniono oznaczenie tego lotu z UA93 na UA81.

Samolot ten był jedynym, który nie osiągnął celu terrorystów; rozbił się w Shanksville (Pensylwania), około 150 mil (250 km) na północny zachód od Waszyngtonu.

Katastrofa_lotu_United_Airlines_93

Próba odbicia samolotu

image

Zdjęcie lotnicze z kwietnia 1994 okolicy, w której w 2001 rozbił się UA93

Katastrofa

Zapis parametrów lotu oraz odgłosów nagranych przez mikrofony pokładowe wskazuje, że Ziad Jarrah, pilotujący samolot, miał poważne trudności z utrzymywaniem pułapu lotu i leciał stosunkowo nisko, cały czas obniżając samolot. Nie umiał wyłączyć alarmu, który włączał się po przejściu z kierowania automatycznego na sterowanie ręczne.

Atak pasażerów spowodował, że porywacze stracili panowanie nad sytuacją. Ziad Jarrah, mając poważne kłopoty w opanowaniu Boeinga, usiłował utrudnić pasażerom przedostanie się pod drzwi kokpitu, kładąc maszynę raz na lewe, a raz na prawe skrzydło. Sprawiło to, że atakujący tracili równowagę w wąskich przejściach wewnątrz samolotu. Pomimo to zdołali przejść przez tył i środek samolotu. Najprawdopodobniej wspomagając się wózkiem do rozwożenia posiłków, staranowali jednego z terrorystów (przypuszczalnie Al-Haznawiego) stojącego pod drzwiami kokpitu. Pasażerom udało się go obezwładnić lub zabić. W tym czasie trzej porywacze zamknięci w kokpicie mieli pełną świadomość wydarzeń na pokładzie. Ich chaotyczne rozmowy prowadzone w języku arabskim przerywane przez sygnały ostrzegawcze i alarmy wskazują, że nie byli przygotowani na taki obrót spraw. Pilot-samobójca Ziad Jarrah najprawdopodobniej wtedy podjął decyzję o rozbiciu samolotu. Doradzali mu to jego kompani, usiłujący uniemożliwić pasażerom wtargnięcie do kokpitu.

Gdy pasażerowie zaczęli wyważać drzwi od kabiny pilotów, Ziad Jarrah gwałtownie obniżył pułap lotu, co potwierdziły zapisy parametrów lotu. Głośne modlitwy i cytaty z Koranu zarejestrowane w kabinie wskazują, że pomimo chaosu i stresu porywacze mieli świadomość, że zginą. Z niewiadomych przyczyn Ziad Jarrah przedłużał moment katastrofy, ostatnią świadomie podjętą przez niego decyzją (odnotowaną w czarnych skrzynkach) było zwiększenie prędkości poprzez zwiększenie obrotów. Nie wiadomo, czy pasażerom udało się wtargnąć do kokpitu. Wiadomo, że wyważyli drzwi, co potwierdzają odgłosy odnotowane przez mikrofony znajdujące się obok drzwi. Pasażerowie musieli wówczas wdać się w szamotaninę z dwoma zamachowcami (Saeedem-al-Ghamdim i Ahmedem al-Namim). Wstrząsy i turbulencje utrudniały tę walkę. W tym momencie samolot przelatywał w pobliżu Shanksville. Odgłosy zarejestrowane wskazują, że samolot leciał tak nisko, iż zahaczał o drzewa. Ponieważ samolot poruszał się z wielką prędkością, miejscowi farmerzy, będąc świadkami tych scen, widzieli samolot przez krótką chwilę. Nie wiadomo, czy obrót maszyny o 180 stopni nastąpił w wyniku celowego działania Ziada Jarraha, czy pasażerowie wpadli do kokpitu i wdali się z nim w szamotaninę, w wyniku której maszyna sama obróciła się bez udziału walczących ludzi. Nie wiadomo również, czy pasażerowie weszli do kabiny pilotów, czy zginęli w momencie, gdy walczyli z porywaczami w wejściu do kabiny. UA93 rozbił się o ziemię z prędkością około 930 km na godzinę o godzinie 10:03 na terenie nieczynnej kopalni węgla gminy Somerset w Pensylwanii koło Stonycreek Township i Shanksville. Według niektórych innych źródeł moment uderzenia nastąpił o 10:06 lub o 10:10. Świadkowie upadku twierdzą, że tuż przed uderzeniem samolot odwrócony był na grzbiet i kołysał się. Na miejscu katastrofy powstał krater głęboki na 115 stóp (35 metrów). Nikt nie przeżył – 40 osób uznano za zamordowane, a 4 za zmarłe śmiercią samobójczą.

Śledztwo przeprowadzone po katastrofie dowiodło, że pasażerowie w tym samolocie po tym, jak terroryści opanowali samolot, zostali wraz ze stewardessami przepędzeni na tył samolotu, skąd zakazano im przechodzenia na przód. Terroryści nie uniemożliwili jednak im telefonowania z pokładu samolotu. Dzięki temu pasażerowie dowiedzieli się od swoich rodzin o tym, że tego dnia wcześniej doszło do ataków na wieże WTC w Nowym Jorku. Doszedłszy do wniosku, że i ich samolot posłużyć ma jako latający pocisk przeciw któremuś z budynków – być może w stołecznym Waszyngtonie – pasażerowie zdecydowali się na próbę odbicia samolotu z rąk terrorystów. Decyzję tę podjęto w wyniku głosowania. W decyzji o ataku na porywaczy najprawdopodobniej pasażerów utwierdziło również spostrzeżenie ciał pilotów leżących przed kabiną pilotów. Zdecydowano się zaatakować przy użyciu broni sporządzonej naprędce ze sztućców, znajdujących się w pokładowej kuchni samolotu, oraz naczyń z wrzątkiem, zagotowanym w tym samym miejscu. Przypuszczalnie w próbie odbicia samolotu uczestniczyły stewardessy Cee Cee Lyles i Sandra Bradshaw, a z pasażerów Todd Beamer, Mark Bingham, Tom Burnett, Andrew Garcia, Jeremy Glick i Richard Guadagno. Pozostali pasażerowie współdziałali z nimi w mniejszym lub większym stopniu. W chwili rozpoczęcia ataku pasażerów samolot znajdował się około dwudziestu minut lotu od Waszyngtonu.

Rodzą się legendy

https://pl.wikipedia.org/wiki/Mark_Bingham

Mark Kendall Bingham (ur. 22 maja 1970 w Phoenix, zm. 11 września 2001 w Shanksville) – amerykański specjalista w zakresie public relations, jedna z ofiar ataków terrorystycznych z 11 września 2001.

W Los Gatos, gdzie uczył się do 1988 roku, był kapitanem szkolnej drużyny rugby. Po ukończeniu szkoły w 1988 roku rozpoczął studia na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley, był wówczas przewodniczącym stowarzyszenia studentów. W college’u grał w akademickiej drużynie rugby, która w tym czasie dwukrotnie zdobyła tytuł mistrzowski[1] w 1991 i 1993 roku[2]. Był zawodnikiem o atletycznej budowie: 193 cm i 102 kg[3]. Uprawiał sporty ekstremalne, m.in. brał udział w biegu byków w Pampelunie i skakał do morza z hawajskich skał. Pod koniec lat 90. założył własną firmę The Bingham Group[4].

Zginął tragicznie w wieku 31 lat na pokładzie samolotu United Airlines, który rozbił się nieopodal Shanksville, kiedy terroryści utracili panowanie nad porwanym Boeingiem. Uważa się, że Bingham był w grupie pasażerów, którzy szturmem wtargnęli do kokpitu, aby zapobiec wykorzystaniu samolotu przez porywaczy do uderzenia w obiekt na terenie Waszyngtonu[4] i tym samym udaremnili zamiar terrorystów. Według relacji matki Marka Binghama – Alice Hoglan – 15 minut przed tragedią syn rozmawiał z nią przez telefon komórkowy, dowiedział się, że dwa samoloty uderzyły w World Trade Center, a kolejny w Pentagon[5]. Sam zaś przekazał matce informację o sytuacji, jaka zaistniała na pokładzie samolotu, którym leciał.

Mark Bingham został upamiętniony w czterech filmach[6]:

Lot 93 (2006) w roli Marka Binghama Cheyenne Jackson

Lot 93 z Newark (2006, film telewizyjny) w roli Marka Binghama Ty Olsson

The Flight That Fought Back (2005, film telewizyjny) w roli Marka Binghama Jason LeGrande

Let's Roll: The Story of Flight 93 (2002, film telewizyjny) w roli Marka Binghama Gil Kolirin

W uznaniu zasług, za czyn bezinteresownej odwagi i najwyższej ofiary, na wniosek prezydenta Stanów Zjednoczonych, Kongres Stanów Zjednoczonych odznaczył pośmiertnie Marka Binghama najwyższym cywilnym odznaczeniem nadawanym przez Kongres – Złotym Medalem Kongresu (Congressional Gold Medal)[7].

Mark Bingham był gejem. Matka potwierdza, że syn dokonał coming outu już w 1991 roku, kiedy miała nastawienie raczej antygejowskie[8]. Orientacja homoseksualna Binghama była komentowana w prasie na całym świecie, szczególnie w kontekście przypisywanych mu czynów[9]. New York Times podkreślił, że Mark Bingham stał się również ikoną pośród gejów[10]. Międzynarodowa Organizacja Gay Rugby ogłosiła, że w Dublinie będzie rozgrywany Puchar Marka Binghama. Wydarzenie to jest popierane przez Irlandzki Związek Rugby[11].

Pośmiertnie został wybrany człowiekiem roku 2001 pisma „The Advocate”[12][13].

https://www.youtube.com/watch?v=2xRMjnDpJIQ

Dana Perino zwiedza narodowy pomnik Flight 93

Od pamięci do pamięci

Nigdy nie dowiecie się PRAWDY jak powiedziała jak PYTIA Pani Małgorzata Wasermann.

https://context.reverso.net/t%C5%82umaczenie/polski-angielski/nie+dowiemy+sie+prawdy

https://www.youtube.com/watch?v=5XCA2xZyTq4

Nigdy się nie dowiecie, czy oni przeżyli tę katastrofę

Anastasia Kińsky

2 lata temu

Zastanów się jeden z drugim czy chcecie żeby źli ludzie rządzili krajem , jak zabijają czy zlecają zabójstwo to jak będą nas traktować ? Pewnie tak jak traktowali przez 8 lat

NiezaleznaTV

Opublikowany 24 gru 2011

Posiedzenie Zespołu Parlamentarnego ds. zbadania katastrofy TU-154M po ekshumacji ciała Zbigniewa Wassermanna, z udziałem jego córki mec. Małgorzaty Wassermann. 22.12.2011

http://www.kultura.malopolska.pl/record/-/record/aggregated102899

image

Jacek Makczewski - PYTIA Muzeum Narodowe Kraków

W 1917 roku Malczewski namalował trzy wersje Pytii, które symbolicznie wyrażały stan niepewności co do losów Polski po zakończeniu wojny. Teren Królestwa Polskiego był już wówczas wolny od Rosjan, ale stanowił strefę okupacyjną dwóch pozostałych zaborców: Niemiec i Austro-Węgier. Wprawdzie cesarze Wilhelm II i Franciszek Józef I powołali do życia Aktem 5 listopada 1916 roku Królestwo Polskie, utworzone z ziem dawnego zaboru rosyjskiego, z dziedziczną monarchią i ustrojem konstytucyjnym, ale samodzielność tego tworu państwowego szybko okazała się fikcją. Właściwym celem jego proklamowania była szybka organizacja polskiego wojska, które zasiliłoby armie niemiecką i austro-węgierską w prowadzonych dalej działaniach wojennych. Losy Śląska, Pomorza, Galicji i Wielkopolski pozostawały nadal niewiadome. Tymczasowa Rada Stanu, działająca od stycznia 1917 roku jako namiastka polskiego rządu, podała się po kilku miesiącach do dymisji, wskutek bezsilności i nieskuteczności wobec działań faktycznego zarządcy Królestwa Polskiego, niemieckiego generał-gubernatora Hansa von Beselera. Początkowa radość Polaków ustąpiła zwątpieniu i rozgoryczeniu. Tę zmianę nastrojów i lęk niepewności co do losów Ojczyny oddają Pytie Malczewskiego. Artysta przywołał w nich mit o słynnej wyroczni Apollina w Delfach. Niegdyś było to sanktuarium Hery – Matki Ziemi, założone nad środkiem globu, który symbolizował omfalos, kamień o stożkowatym, obłym kształcie. Świątyni strzegł wieszczący wąż Pyton, partenogeniczny syn Hery i wróg matki Apolla, Leto. Apollo zabił Pytona i zawładnął świątynią oraz jej kapłankami, Pytiami. Według jednej z wersji mitu, w centralnej komnacie świątyni znajdowała się szczelina w ziemi, z której wydobywały się halucynogenne opary, wprawiające Pytie w trans. Według innej, Apollo pochował Pytona pod omfalosem, a wieszczki wypowiadały wyrocznie w jego imieniu. Odurzały się zaś palonymi ziarnami jęczmienia, konopi i lauru. Wyrocznia w Delfach, znana już w czasach Homera, a więc w VIII wieku p.n.e., przez kilka stuleci sterowała życiem politycznym Greków, którzy wszystkie ważniejsze decyzje podejmowali po wysłuchaniu przepowiedni i rad Pytii, choć te nigdy nie były jednoznaczne. Pierwszy z obrazów (w zbiorach Muzeum Narodowego w Kielcach oraz nieznacznie zmieniona wrsja w Lwowskiej Galerii Sztuki) został namalowany wiosną 1917 roku, w początkowym okresie funkcjonowania restytuowanego państwa polskiego. Pytia, ubrana w tradycyjny biały peplos ozdobiony meandrem, z narcyzami we włosach, siedzi w oparach, czekając na natchnienie. Znaczącym elementem są tu narcyzy, których słodką, upajającą wonią Grecy odurzali się w czasie misteriów eleuzyjskich. W związku z tym oznaczały obłęd, opętanie, sen, a także śmierć. Ale, jako kwiaty wiosenne, symbolizowały też zmartwychwstanie. Obraz przez pozytywne elementy znaczące – biel i odrodzeńczą symbolikę kwiatów – oddaje umiarkowany optymizm. Druga Pytia (ze zbiorów Muzeum Narodowego w Krakowie) jest zupełnie inna w nastroju. Malczewski przybrał wieszczkę w czarny peplos, którego w rzeczywistości kapłanki nie nosiły, i wprowadził postać mężczyzny, czekającego na przepowiednię. Tu także celowo naruszył prawdę historyczną, gdyż Pytie nie pokazywały się wiernym, a ich słowa spisywali, tłumaczyli i przekazywali oczekującym pisarze świątynni. Jednak to właśnie postać mężczyzny wnosi do obrazu element dramatyzmu. Jest on ukazany w półpostaci, od tyłu, z obnażonym tułowiem. Stoi przy balustradzie, u stóp Pytii, z pochyloną głową i z konwulsyjnie wyciągniętym w bok ramieniem, którego naprężone mięśnie i zaciśnięta pięść świadczą o miotających się w jego sercu i umyśle głębokich i gwałtownych uczuciach. Przerzucony przez ramię płaszcz – szynel niewoli – identyfikuje go jako Polaka. Wacława Milewska

image

Operacja Dwie Wieże

Sławomir M. Kozak

Rok wydania: 2019 Oprawa: miękka Wydanie: język polski Ilość stron: 219 ISBN: 978-83-65193-18-6 Rodzaj: Książki Nr kat. K028

http://www.radiomaryja.pl/bez-kategorii/nie-wolno-mowic-nigdy-nie-dowiemy-sie-prawdy/

NIE WOLNO MÓWIĆ: NIGDY NIE DOWIEMY SIĘ PRAWDY

8 lutego 2012 12:00/w Bez kategorii

Z Agnieszką Romaszewską-Guzy, wiceprezesem Stowarzyszenia

Dziennikarzy Polskich, rozmawia Agnieszka Żurek

Jak zmienił się sposób relacjonowania w mediach śledztwa smoleńskiego

po ujawnieniu wyników badań fonoskopijnych przeprowadzonych w Instytucie

Ekspertyz Sądowych im. prof. Jana Sehna, mówiących o tym, że generała Andrzeja

Błasika nie było w kokpicie rządowego tupolewa?

– Myślę, że był to dość ważny moment, w którym znaczna część dziennikarzy i

obserwatorów przeszła ze świata kompletnej fikcji w świat faktów. Najważniejszym

obowiązkiem dziennikarza jest trzymanie się prawdy i staranie się o to, aby ją

poznać. Sprawa generała Błasika była natomiast naznaczona kreowaniem faktów.

Oglądanie tego, co zostało wykreowane w sprawie generała Błasika przez część

mediów, i jak potem broniono za wszelką cenę "złej sprawy", było dla mnie jako

dziennikarki ciężkim doświadczeniem profesjonalnym, ale i przeżyciem osobistym.

Nie sądziłam, że coś podobnego w ogóle można robić. Okazuje się, że przy braku

jakichkolwiek potwierdzonych informacji można podawać do wiadomości publicznej

pogłoski, na które nie tylko nie ma dowodów, ale które w dodatku zniesławiają

zmarłego tragicznie człowieka. Kiedy prowadziłam na ten temat dyskusję na

Facebooku, jeden z moich znajomych napisał, że "przecież po "stronie

smoleńskiej" także kolportowano niesprawdzone teorie pozbawione podstaw". Tak,

to prawda, ale w większości przypadków nie były to zmyślone fakty obciążające

konkretną osobę i to taką, która nie może się bronić. Owszem, po internecie

krążyły rozmaite karkołomne tezy, niepoparte dowodami, miały one jednak, według

mnie, inną wagę moralną i mimo wszystko inną siłę rażenia…

Wydaje się, że choć pewna grupa dziennikarzy nieco się opamiętała,

część środowiska pozostaje jednak "faktoodporna". Jeden z tygodników zaczyna

artykuł od pytania: "Czy generał Błasik był w kokpicie", i umieszczonej zaraz

pod nim odpowiedzi: "Niektórzy nadal twierdzą, że był".

– Tutaj widzimy zastosowanie pewnej techniki manipulacyjnej, której użycie

ilustruje na przykład zadanie pytania typu: "kiedy przestał pan bić swoją

żonę?". Niezależnie od tego, jak się na nie odpowie, potwarz zawarta w tezie

pozostanie. Jest jasne, że "niektórzy" w ogóle twierdzą różne dziwne rzeczy,

których w rzetelnej relacji nie ma nawet sensu przytaczać. Natomiast takie

zdanie, jakie pani zacytowała, może mieć na celu tylko utrzymanie pomówienia w

obszarze debaty.

W tym samym numerze tegoż tygodnika obok tez powielających kłamstwa

zawarte w raporcie MAK jednocześnie pojawia się wywiad z prof. Wiesławem

Biniendą. Mamy tu zatem mieszankę kłamstw i faktów. Chaos informacyjny, jaki w

ten sposób powstaje, utrudnia czytelnikom dojście do prawdy.

– Myślę, że mimo wszystko, jeżeli w mediach tak zwanego głównego nurtu

przebijają się fragmenty prawdy i jeśli udaje się skłonić naszych kolegów do

podstawowego szacunku dla faktów, jest to lepsze niż budowanie drugiego obiegu.

Koncepcja, że "im gorzej, tym lepiej", nie jest, moim zdaniem, dobra w żadnej

dziedzinie. Nie popieram dążenia do przemian w Polsce, których bodźcem miałaby

stać się katastrofa, w jakiej znalazłby się nasz kraj. Nie jestem zwolenniczką

takiego sposobu myślenia – niezależnie od systemu politycznego. Nie wierzę, że

byłoby dla nas wszystkich zbawienne, gdyby kłamstwa w środkach masowego przekazu

stały się jeszcze bardziej absurdalne, bo wtedy miałoby nastąpić ogólne,

społeczne przebudzenie, coś w rodzaju mentalnej rewolucji. W związku z tym nie

jestem też zwolenniczką skupiania się wyłącznie na tworzeniu tzw. alternatywnego

społeczeństwa. Jak słusznie zapytał jeden z moich znajomych: "a czy będą

alternatywne wybory?".

Drugi obieg nie jest zatem dobrym rozwiązaniem?

– W moim przekonaniu nie. Żyjemy w jednym świecie, mamy jednak różne jego

wizje. Przyczyny takiego stanu rzeczy także są rozmaite. Czasami decydują o tym

nasze poglądy, czasami najzwyczajniej pozostajemy w błędzie. Jeżeli zatem

gdziekolwiek przebija się jakiś element prawdy, to dobrze.

Co najbardziej może zaszkodzić procesowi dochodzenia do prawdy?

– Nie będę się oczywiście wypowiadać na temat samego śledztwa, ponieważ nie

taka jest moja rola. Natomiast jeżeli chodzi o media, uważam, że najbardziej

niebezpiecznym stwierdzeniem o charakterze manipulacyjnym jest zdanie w stylu:

"To jest jak sprawa Kennedy´ego – nigdy się nie dowiemy, jaka jest prawda". Ono

zniechęca ludzi do szukania prawdy. Nieraz w kontekście Smoleńska można było

usłyszeć opinię: "Do dziś nie wiemy, co stało się w Gibraltarze – mimo

przeprowadzenia ekshumacji generała Sikorskiego". Zgadza się – nie wiemy, ale

fakty są takie, że Sikorski zginął 70 lat temu, natomiast katastrofa smoleńska

zdarzyła się niecałe dwa lata temu. To jeszcze nie jest historia, wyjaśnianie

tej sprawy to nasz współczesny obowiązek. Katastrofa smoleńska nie należy do

kategorii "kontrowersyjnych problemów historycznych". Takie stwierdzenia mogą

tylko usprawiedliwić zaniedbywanie obowiązków w dziedzinie poszukiwania prawdy o

tej katastrofie, no bo skoro to sprawa niekończących się historycznych debat…

Ma Pani wrażenie, że taki właśnie ton zaczyna teraz pobrzmiewać w

relacjach dziennikarzy głównego nurtu?

– Ludzie niechętnie przyznają się do błędów. Im poważniejszy błąd, tym mniej

chętnie. W więziennym żargonie nazywa się to "śmiganiem w zaparte". Ten

mechanizm dotyczy nie tylko katastrofy smoleńskiej, ale i innych spraw. Gdybyśmy

brali pod uwagę tylko to, co słyszymy od rozmaitych zainteresowanych osób,

moglibyśmy dojść do przekonania, że w naszym kraju nigdy nie działało więcej niż

pięciu tajnych współpracowników Służby Bezpieczeństwa. Do współpracy z SB

przyznały się bowiem niezwykle nieliczne jednostki, w wyjątkowych przypadkach. W

moim przekonaniu, obecnie, zachowując oczywiście proporcje, mamy do czynienia z

podobną sytuacją. Część dziennikarzy, którzy, mówiąc delikatnie, "pozwolili się

wprowadzić w błąd" w sprawach związanych z katastrofą smoleńską, zmienia teraz

front i chętnie przychyla się do tezy o tym, że "i tak nie dowiemy się, jak

było". Jest to dla nich po prostu najwygodniejszy sposób wybrnięcia z

kłopotliwej sytuacji, w jakiej się znaleźli.

No właśnie, można spotkać takie głosy, że po katastrofie smoleńskiej

nastąpił ogromny chaos informacyjny, a dziennikarze zostali wprowadzeni w błąd i

nie działali celowo.

– Jestem zwolenniczką tezy, że w sprawach trudnych należy spotykać się w pół

drogi. Nie znaczy to, że prawda zawsze leży pośrodku – prawda czasem leży

pośrodku, a czasami po jednej lub drugiej stronie. Myślę jednak, że jakiekolwiek

efekty w sferze działań społecznych może dać jedynie próba wyjścia do pewnej

części naszego środowiska i dawania mu, jak mawiają Anglicy, "benefit of doubt",

czyli "dobrodziejstwa wątpliwości". Być może ktoś rzeczywiście został

zmanipulowany. Jako wiceszefowa Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich muszę

zachować wiarę w minimum dobrej woli w postrzeganiu reprezentowanego przeze mnie

środowiska.

Czyli odróżnić tych, którzy celowo "produkowali" kłamstwa, od tych,

którzy je nieświadomie powielali?

– Według mnie, element manipulacji informacyjnej był po katastrofie

smoleńskiej oczywisty. Chyba dwie godziny po katastrofie powiedziałam mężowi:

"Zobaczysz, "oni" powiedzą, że to prezydent był winny". Mąż pocieszał mnie,

argumentując, że aż tak źle nie będzie, bo to by było zupełne przegięcie, niby w

jaki sposób mógłby być winny? Okazało się, że niestety miałam trafną intuicję. O

jednej rzeczy jestem przekonana: ileś elementów przekazu nie pojawiło się przez

przypadek. Za dużo widać tutaj prawidłowości, żeby można było zrzucić wszystkie

błędy jedynie na chaos. Najpierw piloci mieli mówić na nagraniu w czarnej

skrzynce: "Tak lądują debeściaki" czy też "Jak nie wylądujemy, to mnie zabije".

Potem, gdy okazało się, że takich słów w nagraniach nie ma, presję na pilotów

miał wywierać generał Błasik. Kiedy okazało się, że według Instytutu Ekspertyz

Sądowych żaden z głosów nagranych w kokpicie nie należał do generała Błasika,

zaczęto z kolei mówić o tym, że o jego obecności w kokpicie miało świadczyć

miejsce, w którym po katastrofie znaleziono ciało. Później jednak okazało się,

że w tak zwanej strefie kokpitu oprócz ciała generała Błasika znajdowało się

jeszcze kilkanaście innych ciał, nie było tam natomiast ciał niektórych członków

załogi samolotu. Jest to kompromitujące, nie mam innych słów na określenie

zachowania dziennikarza, który prowadzi taką narrację.

Media zagraniczne zareagowały jedynie po opublikowaniu raportu MAK.

Sprostowania tego raportu nie przebijają się do międzynarodowej opinii

publicznej.

– O własne narodowe interesy, także w dziedzinie przekazu, trzeba dbać

samemu. Międzynarodowa przestrzeń medialna rządzi się swoimi prawami. Im dalej

od katastrofy i im mniej dana informacja jest nagłośniona w sposób oficjalny,

tym mniejsze zainteresowanie zagranicznych mediów. W międzynarodowej przestrzeni

medialnej trzeba swoich spraw i swojego przekazu po prostu pilnować. Jeśli nikt

tego nie robi, trudno wtedy mieć pretensje do zagranicznych dziennikarzy.

W takiej sytuacji polscy dziennikarze powinni wywierać presję na

władzę. Niewielu to robi.

– Dziennikarstwo w Polsce zostało bardzo upolitycznione. Dotyczy to nie tylko

sprawy śledztwa smoleńskiego, ale i wielu innych dziedzin. Niejednokrotnie to

właśnie dziennikarze, a nie politycy, są bardziej zaangażowani w życie

polityczne czy wręcz partyjne, a w każdym razie bardziej zacietrzewieni w walce

politycznej i ideowej (po wszystkich stronach). Bardzo nam potrzeba

dziennikarzy, którzy przynajmniej będą starali się poszukiwać prawdy. W tym

dziele znakomicie pomaga zdawanie sobie sprawy z własnych sympatii i uprzedzeń,

pewien do nich dystans, połączony z bezwzględnym szacunkiem dla faktów. Dopóki

ten problem nie zostanie rozwiązany, będzie się to przekładało także na sposób

relacjonowania śledztwa smoleńskiego.

Dziękuję za rozmowę.

https://www.salon24.pl/u/ppablo12345/184469,dlaczego-nigdy-nie-dowiemy-sie-prawdy-o-smolensku

20 maja 2010, 11:08 

Dlaczego nigdy nie dowiemy się prawdy o Smoleńsku.

Pierwszą i zasadniczą kwestią, dla której nigdy nie będziemy pewni na 100%, co właściwie wydarzyło się w Smoleńsku jest fakt, że śledztwo we własnej sprawie prowadzą Rosjanie. Napisano o tym już tak wiele słów i wytoczono tyle argumentów, obnażono tak wiele kłamst, że nie będę już tego nawet wspominał. Nie warto się powtarzać.

Sądzę jednak, że w dotychczasowych analizach pominięto zasadniczą kwestię: otóż obecnym władzom Polski również nie zalezy na ujawnieniu prawdy, jakkolwiek bolesna by ona nie była! Weźmy pod uwagę najłagodniejszy wariant: niefrasobliwość strony rosyjskiej i błędy niezamierzone obsługi naziemnej.

 I teraz wyobraźmy sobie, jak polityk tego rozmiaru co Tusk, zareagowałby na ujawnienie tej informacji. Otóż musiałby zająć jakieś zdecydowane stanowisko, twarde wobec strony rosyjskiej, co nie jest mu w ogóle na rękę, a co ważniejsze: on nawet nie potrafiłby tego zrobić! Tusk jest politykiem, który świetnie się sprawdza w odbieraniu odznaczeń, świetnie przyjmuje poklepywanie po plecach, nie krzywi się, kiedy Putin określa go mianem "nasz człowiek w Warszawie". Jednak nie ma on ani pomysłu, ani chęci, aby twardo stać na straży polskich interesów - bo wtedy nagle okaże się, że przestanie być pieszczochem obcych mocarstw, a media nie będą się zachwycać jego postępowościa. Do skutecznej polityki trzeba mieć wielkie, włochate cojones, których naszemu płemiołowi błakuje.

Proszę też zwrócić uwagę, że ja ciągle mówię o najłagodniejszej wersji przyczyny katastrofy, czyli o niefrasobliwości, a co dopiero, kiedy rozwazyć możliwość zamachu? Wykonajmy eksperyment myślowy i wyobraźmy sobie, że Polscy śledczy, albo niezależna międzynarodowa komisja prowadzi śledztwo i ogłasza wszem i wobec, że Rosjanie przeprowadzili zamach. A teraz wyobraźcie sobie, co robi płemił Tusk! Zrywa wszelkie stosunki dyplomatyczne? Ogłasza zimną wojnę? Rząda sakcji ONZ i UE?

Sądzę raczej, że na kolanach prosiłby Putina o przebaczenie, a publicznie udawałby, że deszcz pada.

Opublikowano: 20 maja 2010, 11:08

Dziura w Ziemi

https://www.youtube.com/watch?v=Xuii9uNBpaY


Od pamięci do pamięci

Shanksville, America i Flight 93

J. William Thompson

„Thompson opisuje, jak heroiczne kolumny i figury dla ostatecznego Memorial Memorial zostały odrzucone na rzecz abstrakcyjnego minimalizmu, zapewniając wgląd w ludzką psychologię, publiczne kontrowersje, teorię pamięci, rolę mediów i politykę narodową. Powinny być szeroko czytane przez opinię publiczną, naukowców i specjalistów ze względu na stypendium i wrażliwy wgląd w bieżący problem. Summing Up: Essential. ” —B. Osborne, Choice

image


 Zawartość

Prolog: Podróż w imię pamięci

1. Dzień, w którym spadło niebo

2. Zabiera wioskę

3. To żniwo smutku

4. Jeśli wspomnienia mogą się leczyć

5. W poszukiwaniu „jedynego genialnego pomysłu”

6. Wiele twarzy pamięci

7. Pomnik, przerwany

8. Odkupienie Shanksville

Podziękowanie

Uwagi

Źródła

Rozdział 1:

Dzień, w którym spadło niebo

Był piękny poranek, żeby pracować na dachu. Nie chmura na niebie. Kiedy Robyn Blanset pojechała do domu, jej ojciec, Ray Stevens, był już tam z narzędziami, kończąc prace wokół komina. Blanset wyjął wózek z samochodu i wsadził do niego swoją małą dziewczynkę, Twilę. Normalnie dawała Twila przekąski, żeby była zajęta, kiedy była na dachu, ale dziś rano czarny kot wyszedł znikąd.

Czarny kot był bezpańskim, który znał Twilę i wskoczył z nią do wózka, dając Robinowi otwór, by wspiąć się na rusztowanie i zabrać się do pracy. Wszystko poszło dobrze, dopóki Twila nie zaczęła robić zamieszania i nie chciała wyjść z wózka. Robin zaczęła rozmawiać z nią z dachu, próbując ją odciągnąć. Tymczasem dzwony kościelne wokół hrabstwa Somerset w Pensylwanii nadały 10 rano.

Usłyszeli ryk silników, zanim to zobaczyli. Potem, nadjeżdżając przez wzgórze, tam było - masywne, lśniące i wspaniałe na tle jasnego nieba. Było tak nisko, że widzieli okna i kokpit, a Blanset pomyślał, że gdyby pasażerowie wyglądali, mogli zobaczyć, jak ona i jej ojciec pracują na dachu.

Dla Stevensa, miłośnika lotnictwa, który uwielbia jeździć na lotniska i obserwować, jak odlatują i lądują duże odrzutowce, było to uczta. Przyzwyczaił się do przelotu nad małymi samolotami i wojskowymi odrzutowcami, ale nie widział dużego odrzutowca nad doliną Pensylwanii.

„Twila, spójrz na ładny samolot”, * zawołał Blanset, a Twila przestała się denerwować. Ale wielki samolot już zniknął na następnym wzgórzu. W tym czasie Blanset i Stevens skończyli zadanie i potrzebowali części lub dwóch. Więc Blanset zszedł na dół, wsadził Twilę do samochodu i ruszył do sklepu w pobliskim Hooversville.

Ani Blanset, ani Stevens nie włączyli telewizora ani radia tego ranka. Gdyby tak było, byliby zahipnotyzowani, jak każdy w hrabstwie Somerset, który znajdował się w pobliżu telewizora po 9 rano, przez spektakl terrorystów lecących samolotami do budynków w Nowym Jorku.

W koszarach Somerset policji stanowej w Pensylwanii sierżant Patrick Madigan i porucznik Robert Weaver, podobnie jak wielu w hrabstwie tego ranka, obserwowali upadek Twin Towers.

- No cóż - westchnął Madigan - przynajmniej w hrabstwie Somerset nie ma żadnych celów terrorystycznych.

Terry Butler zabierał kaloryfer z rozbitego samochodu w Stoystown Auto Wreckers, kiedy ktoś zadzwonił do niego na walkie-talkie, żeby powiedzieć, że samolot uderzył w World Trade Center. Butler zszedł do poczekalni, w której znajdował się telewizor i obserwował, aż trafi drugi samolot. Kiedy wrócił na podwórze, usłyszał, że Pentagon został trafiony. Niedługo potem usłyszał samolot, ale patrzył w złym kierunku.

Kiedy się odwrócił, właśnie tam, nad koronami drzew i leciał chwiejnie. Butler pochodził z biesiad i nigdy nie widział czegoś takiego. Wielki samolot leciał zaledwie kilkaset stóp nad ziemią, a potem przeskoczył w prawo. Butler stracił go zza drzew. Myślał, że to się skończy. Nie.

Linda Shepley chciała zawiesić ubrania na linii, gdy usłyszała dźwięk przypominający ciężarówkę przejeżdżającą przez most. Potem spojrzała przez lewe ramię, a tam było, wystarczająco blisko, by zobaczyć wielkie silniki na skrzydłach. Przyzwyczaiła się do oglądania małych samolotów zbliżających się do lotniska w hrabstwie, ale wiedziała, że ​​lotnisko nie może pokonać samolotu tej wielkości. A skrzydła chwieły się - coś było strasznie nie tak. Czy powinna do kogoś zadzwonić? Patrzyła, jak schodzi w stronę Buckstown - czy też idzie w stronę Lambertsville, gdzie jej syn, Michael, pracuje w złomowisku Rollocka?

Nagle prawe skrzydło opadło, samolot zatrąbił, a Shepley zaczął krzyczeć, żeby jej mąż Jim zadzwonił na 911.

image

Na złomowisko Rollock rozpoczęły się prace, jak każdy inny dzień. Timothy Lensbouer obsługiwał swojego żurawia, kiedy usłyszał przez radio, że dwa samoloty uderzyły w World Trade Center w Nowym Jorku. Tuż przed 10 zamknął żuraw i wszedł do niższego budynku, by zdobyć części. Kiedy wracał z tymi częściami, Tim zatrzymał się w biurze, aby znaleźć swoją żonę, Nenę, z dzbankiem, który zawsze przynosiła, aby złomnicy mieli gorący lunch. Chris Cordell, brat właściciela, który oglądał tam mały przenośny telewizor, powiedział, że Pentagon również został trafiony i że zamknęli wszystkie lotniska.

Ledwie to powiedział - dokładnie o 10:03 - niż usłyszeli ogromny wrzask, jak pocisk w jakimś programie telewizyjnym. Potem biuro zrobiło się ciemno, jakby przemknął gigantyczny cień, i usłyszeli coś w rodzaju bomby atomowej, która brzmiałaby jak wyjście obok. Budynek zatrząsł się. Chris zerwał się z krzesła, a on i Tim ruszyli w stronę drzwi, myśląc, że ich zbiornik z ciekłym tlenem eksplodował.

Kiedy otworzyli drzwi, zobaczyli tylko kolumnę ognia na wzgórzu, które wznosiło się ponad trzysta stóp w powietrzu. Chmura czarnego dymu otoczyła złomowisko i wszystko wokół. Gdy wybiegli na podwórko, biegacze do złomu, Michael Shepley i Lee Purbaugh, biegli w ich stronę, obaj przerażeni. Byli na dworze i widzieli, jak coś krzyczy nad ich głowami - tak nagle, że ledwo zdążyli się schylić - i nosem w ziemię. Byli jedynymi, którzy to widzieli.

- Zadzwoń pod 911! Purbaugh krzyczał. Powiedział, że samolot był „jednym z tych wielkich wielkich przekleństw jak uderzenie w Pentagon i Wieże dziś rano”.

Telefony firmowe były wyłączone, ale Cheryl, sekretarka, była w stanie poradzić sobie z telefonem komórkowym. W tym czasie Nena Lensbouer biegła obok męża, a ekipa Rollocka zjeżdżała w dół po wykopanej ziemi z kamieniami i gruzami. Jeśli rozbił się samolot , pomyślała Nena, były strażak, musi tam być ktoś, kto potrzebuje pomocy. Zejście na miejsce katastrofy zdawało się trwać wiecznie, mimo że znajdowało się zaledwie dwieście jardów dalej. Centrum sterowania 911 nie pozwoliło im się rozłączyć.

Co widzisz? pytali dalej. Powiedz nam, co widzisz !

„Cóż, drzewa płoną. Widzimy dym z ziemi. Wisi trochę gruzu, jak papiery i takie tam.

Co z samolotem?

„Nie widzimy żadnego samolotu”.

Musi być samolot!

Ale nie było jednego - tylko wielka dziura w ziemi, która płonęła. Podeszli do dziury i spojrzeli w dół. Nic. Krzyczeli i krzyczeli, ale nikt nie odpowiedział. Pobiegli do pobliskich lasów, które również płonęły, szukając ocalałych. Tam znaleźli mnóstwo złomu i gruzu, mnóstwo papieru, ale nie było ludzi - nawet ciała.

Dwa i pół mili w wiosce Shanksville asystent straży pożarnej Rick King rozmawiał przez telefon ze swoją siostrą w Lambertsville. S powiedział usłyszała samolot, ale król pooh-poohed go.

„Nie, Rick, to naprawdę głośne. Brzmi jak wielki odrzutowiec. Telefon w dłoni, Rick wyszedł na ganek.

„O mój Boże, Jody, ja też to słyszę” - powiedział. Potem rozległ się jęk, wrzaskliwy hałas i kilka sekund później ganek zadrżał pod stopami Ricka. Podobnie jak wszyscy inni w Shanksville, był przyzwyczajony do słuchania eksplozji z operacji górniczych, ale było to znacznie więcej.

King nie pamiętał odkładania telefonu. Nie pamiętał, czy zamknął drzwi frontowe. Zaczął biec przez podwórza do sali ognia. Kiedy był w połowie drogi, rozległa się syrena pożarowa - ktoś zadzwonił już pod 911. Rick i trzech innych, którzy odpowiedzieli na wezwanie, wpadli do wozu strażackiego i krzyknęli po wyboistej drodze Lambertsville, zaledwie kilka mil przez las i farmy, nie wiedząc, gdzie uderzył samolot, tylko podążając za miejscem, z którego wydobywał się dym. Myśli o komercyjnym samolocie z dwustu lub trzystoma pasażerami, pożarami i ludźmi uwięzionymi w kadłubie, ścigały mu się w głowie. Jego usta były tak suche, że nie mógł przełknąć.

„Przygotujcie się, chłopaki” - powiedział. „To jest jak nic, co kiedykolwiek widzieliśmy”.

W tej samej chwili dwóch innych strażaków z pobliskiego Stoystown, Norbert Rosenbaum i jego syn Mike, również ścigali się na scenie, a ich syreny zawodziły. Opuścili autostradę i podjechali do miejscowych wzgórz zwanych Skyline Drive, gdzie natknęli się na mężczyznę na motocyklu, który krzyknął: „Idź tą drogą!”, Gdy Rosenbaum zszedł ze wzgórza, które kiedyś było węglem odkrywkowym mój, jego szef straży pożarnej był już w swoim pickupie i pomachał nim przez wszystkie gruzy prosto do ognia. Umieścili pumper w biegu i zaczęli pompować.

Inni pracownicy służb ratunkowych zbliżali się do sceny - trzej policjanci stanu Pensylwania, którzy akurat patrolowali okolicę, pogotowie powiatowe i EMS. Odtąd wydawało się, że co piętnaście minut pojawia się ktoś z nieco większą władzą, a wkrótce miejsce zaczynało roiło się od personelu straży pożarnej, policji i wypadków. Trzy tuziny FBI z pobliskiego Johnstown pojawiły się niemal natychmiast. Prawie tak szybko pojawiły się legiony poszukiwaczy ciekawości i łowców pamiątek. Rick King powiedział, że powinni przeprowadzić akcję poszukiwawczo-ratowniczą.

„Nie sądzę, żeby nikt nie ratował nikogo” - powiedział Norbert.

Sanitariusz Christian Boyd szybko doszedł do tego samego wniosku. Pobiegł na miejsce w karetce pogotowia ze Stoystown, założył sprzęt ratunkowy i przygotował się do oceny triage - ustalił, kto chodził rannych, który miał puls, który oddychał, a kto nie. Chodził po świecie na zawsze i nikogo nie widział. Gdy przyjrzał się bliżej, pomyślał, że widzi ścieżkę, którą samolot pokonał z odciętych wierzchołków drzew. Z Norbertem i Mike'em szukał w lesie - mimo że linie energetyczne pękały i skakały dookoła, gdzie jedno skrzydło samolotu przecięło je.

Wraz z zapachem paliwa do silników odrzutowych, który był przytłaczający, pojawił się kolejny zapach. Mike tego nie rozpoznał, ale Norbert, który był w Wietnamie, zrobił: ludzkie ciało, które zostało spalone. Teraz Christian zaczął widzieć rozrzucone fragmenty ludzkiej tkanki w całym lesie, takie jak wiązka skóry, która wyglądała jak coś, oderwała ją od ramienia do nadgarstka i zwinęła w piłkę. Potem spojrzał w drzewa i zobaczył, że kawałki ciała zostały tam katapultowane.

Było dużo złomu, ale większość z nich można było włożyć do kieszeni - dopóki Norbert nie zobaczył kawałka wielkości maski samochodu na wysokości 30 stóp na drzewie. Wśród wszystkich innych szczątków on i Mike znaleźli mnóstwo pieniędzy rozrzuconych po lesie - Norbert wziął około 360 dolarów za dwadzieścia banknotów dolarowych. Kiedy wyszli z lasu, wszędzie byli żołnierze państwowi. Norbert podszedł do jednego z nich i podał mu zwitek pieniędzy. Tymczasem dziesiątki łowców pamiątek zbiegło się na miejscu i upychali przedmioty w koszulach.

Christian natknął się na Biblię płonącą ukośnie z rogu. Nie wiedział, jak sobie z tym poradzić, zastanawiając się, czy istnieją jakieś zasady, których nie nauczył się w szkole niedzielnej, więc zadzwonił do Mike'a, pobożnego katolika. - O rany, to nie dobrze - powiedział Mike i poklepał go dłonią, aż zgasł. „Myślę, że to wszystko, co musisz zrobić”.

Kiedy słowo rozeszło się po Biblii, wielu zobaczyłoby, że przetrwa wśród burzy ogniowej jako znak od Boga.

Mike Sube z ciężarówką straży pożarnej w hrabstwie nadal przeszukiwał lasy. Było niesamowicie cicho. Udał się do małego stawu i wreszcie zobaczył duże kawałki wraku, część podwozia z jedną oponą nadal przyczepioną i kawałek kadłuba z kilkoma oknami na miejscu.

Roger Bailey, również z okręgowej straży pożarnej, przeszedł przez pole gruzu. Wszędzie widział kawałki włókna szklanego, nity pop i pocztę. Oszacował 5000 sztuk, większość z nich, najwyraźniej, z Blue Cross i Blue Shield. Kawałek gumy piankowej z poduszki siedzenia, prawie nie spalony, leżał w pobliżu krateru. Człowiek poszukujący z nimi prawie nadepnął na kawałek ludzkiego szczątka i zamarł. Roger przeprosił go z poszukiwań.

Louis Veitz, specjalista od rekonstrukcji wypadków , po raz pierwszy zastanawiał się, gdzie do diabła to poszło? Gdzie przyklejasz samolot tej wielkości? Ale gdy studiował resztę strony, znalazł ją wszędzie. Kiedy wspiął się na pagórek i przyjrzał się obszarowi uderzenia, początkowo wydawało mu się to tylko wielką dziurą w ziemi, ale był w symulatorze samolotów i wiedział coś o samolotach. Im bardziej patrzył, tym bardziej widział zarys samolotu - tam, gdzie weszło skrzydło, gdzie uderzył silnik, gdzie ster wbijał się w ziemię, gdy wchodził. Wystarczy spojrzeć na spalony obszar z boku , mógł powiedzieć, że 757 toczył się, gdy się pojawił.

image

Gdy reporter Jon Meyer wyjeżdżał do pracy w WJAC-TV w Johnstown, czuł się dobrze, ponieważ on i jego rodzina byli bezpieczni od ataków terrorystycznych w miejscach takich jak Nowy Jork, ponieważ mieszkali w wiejskiej Pensylwanii. To było naprawdę dziwne, że kiedy wszedł do drzwi stacji telewizyjnej, zadzwonił, że wielki samolot rozbił się w pobliżu Shanksville, tuż przy autostradzie. On i fotograf JD Kirkpatrick wskoczyli do furgonetki i przejechali 20 mil na miejsce. Po drodze Jon wyczarował mentalne zdjęcia zepsutego kadłuba i może ocalałych z niego wychodzących. Musiał najpierw im pomóc, a potem zakryć historię. Im więcej o tym myślał, tym bardziej nie wiedział, czy jest gotowy na to, co zobaczy.

Pojechali Skyline Drive, podążając za ekipami ratunkowymi. Zatrzymali się na szczycie wzgórza, a Jon wysiadł z furgonetki i zaczął biec. Nie widział niczego poza dużym polem w dole, gdzie coś paliło i zbierały się ekipy ratunkowe, więc pobiegł tak szybko, jak mógł. Pobiegł prosto do krateru, ale nic nie mógł zidentyfikować jako samolot, z wyjątkiem tego niesamowicie silnego zapachu paliwa lotniczego. Wspiął się na kopiec, który wychodził na krater, wyciągnął swój mały notes i zaczął gorączkowo robić notatki. To była wielka historia i musiał uchwycić wszystko, co zobaczył. Jego adrenalina pompowała się tak mocno, że obawiał się, że nie pamięta tego wszystkiego.

Następną rzeczą, o której wiedział, było otoczenie przez strażaków i policję, które kazały mu się stąd wydostać. Zepchnęli go z powrotem na pierwszą barykadę medialną około 150 metrów dalej. Kiedy spojrzał na swój notatnik, prawie każde napisane przez niego słowo było nieczytelne.

Fotoreporter Sean Stipp odebrał telefon krótko po 10 rano od swojego dyspozytora w Pittsburgh Tribune-Review . Wskoczył do samochodu i przejechał osiemdziesiąt mil w dół 30-stki USA, podążając za karawaną radiowozów na miejsce, skręcił w lewo na złomowisko i zszedł w kierunku miejsca katastrofy palenia. Zatrzymywał się, aby strzelać do zdjęć co dwadzieścia lub trzydzieści stóp, dopóki strażak go nie zatrzymał.

Ale mimo że nie było żadnych przekonujących obrazów - ludzie stojący wokół otworu dla palących nie byli dokładnie tym samym, co samoloty lecące do bliźniaczych wież - Sean wyczuł, że wydarzyło się tutaj wielkie wydarzenie i obawiał się, że ataki się nie skończyły. Nie był jedynym, który obawiał się, że trwa atak na Stany Zjednoczone.

Koroner hrabstwa Wally Miller jeździł po Skyline Drive obok samochodów zaparkowanych po obu stronach drogi. Podobnie jak wielu innych ratowników, nie sądził, że był przygotowany na takie zdarzenie. Tego ranka oglądał telewizję ze swoim ojcem, emerytowanym koronerem. Kiedy zobaczyli zawalające się bliźniacze wieże, ojciec powiedział: „Jak chciałeś zostać koronerem w Nowym Jorku?” Teraz to samo nieszczęście uderzyło w serce ich wiejskiego hrabstwa, a Miller był w drodze do zajęcia się z nim najlepiej jak potrafił.

Wysoki, chudy, skromny człowiek, który, jak sądził, przypominał ogolonego Abe Lincolna, dorastał ze śmiercią, zarówno w prowadzeniu rodzinnego domu pogrzebowego, jak iw służbie jako wybrany koroner. Mimo to w całej swojej karierze zajmował się tylko dwoma zabójstwami: domowym morderstwem i samobójstwem oraz przypadkiem kobiety, która zabiła męża po tym, jak odmówił wzięcia jej grzechotnika na polowanie.

Kiedy jechał w stronę miejsca katastrofy, bardziej niepokojące pytanie brzmiało: Ile ciał miał znaleźć? Po prostu jechał samochodami zaparkowanymi po obu stronach drogi - setki i setki ludzi, wielu z nich szukających ciekawości, już tam było - i zaparkował swój ciemny Ford Excursion tak blisko miejsca katastrofy, jak tylko mógł. Gdy zbliżył się do strażaków, zapytał: „Widziałeś jakieś ludzkie szczątki?” Niektórzy mówili, że tak, ale Miller chodził po miejscu przez godzinę, zanim zobaczył pierwszą rozpoznawalną część ciała, kawałek rdzenia kręgowego z pięcioma kręgami. Jak ujął to jeden strażak, wiedziałeś, że są tam ludzie, ale ich nie widziałeś. Co więcej: Miller wyczuł próżnię, odeszłą energię ludzi, którzy naprawdę szybko porwali swoje ciała. Szybko przyszło mu do głowy, że nie będzie tu koronerem w sensie radzenia sobie z nienaruszonymi ciałami. Miał do czynienia z ogromnym cmentarzem z odparowanych szczątków.

Sprawy stały się niewiarygodnie dziwne, pomyślał, niczym sen czy coś. Nie mógł uwierzyć, że to się tutaj dzieje .

Pierwszą rzeczą, którą Robyn Blanset usłyszała, gdy weszła do sklepu w Hooversville, byli ludzie mówiący o samolocie, który rozbił się o Shanksville. Czy ktoś to widział?

„Czy to był prawdziwy duży samolot?” Zapytała Robyn. „Widziałem to latające nad moim domem”.

„Cóż, może to być związane z tym, co wydarzyło się w Nowym Jorku”.

„Co się stało w Nowym Jorku?” Kiedy jej powiedzieli, Robyn opuściła sklep bez kupowania czegokolwiek. Wróciła do miejsca, gdzie był jej ojciec, wciąż na dachu. „Zejdź na dół, muszę z tobą porozmawiać”, powiedziała, wiedząc, że wiadomość dotrze do niego dość mocno.

"Co to jest? Podejdź - powiedział.

„Nie, chcę, żebyś zszedł. Znasz ten piękny samolot, który widzieliśmy? Rozbił się. Kiedy dodała to, co wiedziała o Wieżach, spakowali swoje narzędzia i zabrali Twilę. To była ostatnia praca, którą wykonali tego dnia.

Gdy Shanksville Pastor Robert Way pojechał do Skyline Drive, został zatrzymany przez policjanta, który kierował wszystkich poza obszar. Ale kiedy oficer zobaczył swój urzędniczy kołnierz, powiedział: „Pastorze, czy mógłbyś zejść na miejsce katastrofy? Proszą ministrów, aby przyszli na ten teren, aby dać ostatnie obrzędy ”.

Pastor Way nie rozkoszował się wchodzeniem w tę scenę - na myśl pojawiła się „rzeź” - ale właśnie tak go wezwano, więc znalazł miejsce do zaparkowania. Natychmiast zobaczył dwie damy z kościoła w Buckstown - dwie z wielu poszukiwaczy ciekawości, które natychmiast powędrowały na miejsce. Czy mogą wejść z nim na miejsce katastrofy? „Jestem prawie pewien, że to coś, czego nie chcecie, panie”, powiedział Pastor Way. Okazało się, że jest to kwestia sporna, ponieważ gdy ruszył tą drogą, spotkał ciężarówkę ludzi Shanksville, którzy kazali mu się odwrócić, że FBI ogłosiło teren zbrodnią. Więc Pastor Way wrócił do Shanksville i, żeby zrobić coś, co wydawało się normalne, poszedł na pocztę, by odebrać pocztę. Podczas spaceru zauważył węzły dzieci stojących wokół,

„Czy to III wojna światowa?” Zapytał jedno z dzieci, a drugie: „Czy umrzemy teraz?” Pastor próbował ich uspokoić, że podczas gdy ataki w Nowym Jorku i Waszyngtonie były rzeczywiście celowe, katastrofa lotu 93 miała być wypadkiem - nie byłoby powodu, aby ktokolwiek celowo wpadł w to pole. Wydawało się to mieć sens dla dzieci, ale Pastor Way wyczuł, że był to początek końca życia, tak jak znali go w ich osłoniętej wiosce.

W Stoystown Auto Wreckers Terry Butler, który widział, jak samolot schodzi w dół i słyszał eksplozję w momencie uderzenia, wrócił do domu, żeby się skomponować. Po kilku godzinach popełnił błąd, wracając na podwórze, by znaleźć media w kolejce wzdłuż autostrady. Najpierw był WJAC z Johnstown, który przeprowadził z nim wywiad na podwórku. Później pojawił się CNN i inni - Butler stracił wszystkie z nich. Rozmowa była dezorientująca, a prezenterki gromadziły się wokół, a Butler musiał stać i odpowiadać na pytania tymi wielkimi mikrofonami wskazującymi na jego twarz.

Jason Fedok obserwował, jak koroner Wally Miller idzie na miejsce katastrofy. Fedok, ekspert ds. Przeżywalności wypadków w Narodowej Radzie Bezpieczeństwa Transportu w Waszyngtonie, wiedział coś o koronerach z kraju z pracy przy wypadkach: że nie mają budżetu, personelu, zasobów. Gdy patrzył na Millera, nie mógł powstrzymać myśli: „Jest nad głową. Po prostu nigdy nie doświadczył czegoś takiego, a biedak będzie na czubku włóczni, dopóki to się nie skończy. ”

Fedok miał rację, że Miller zawsze był jednoosobowym zespołem jako koroner hrabstwa i jako taki miał zerowe doświadczenie w kierowaniu zespołem katastrof lub przekazywaniu uprawnień. Ale znał ludzi w całym stanie, którzy zajmowali się biznesem pogrzebowym, i lubił pracować z ludźmi, których znał. Zadzwonił do swojego przyjaciela, koronera z pobliskiego okręgu Cambria, i powiedział mu, żeby jak najszybciej się tam dostał. A antropolog sądowy z Erie, z którym pracował, miał doświadczenie z wypadkami samolotowymi i fragmentarycznymi szczątkami. Wtedy pojawił się dyrektor zakładu pogrzebowego z Pittsburgha, a Miller pozwolił mu zostać, ponieważ miał powiązania z zespołem reagowania na katastrofy (DMORT) w Waszyngtonie, DC DMORT był niezbędny, ponieważ mieli zaawansowany sprzęt mobilny do radzenia sobie z masowymi ofiarami i identyfikacji rozdrobnione szczątki ludzkie.

Wraz ze swoim małym zespołem kolegów i kuzynem Markiem, agentem zakupów w szpitalu w Somerset, Miller postanowił uporać się z ogromną katastrofą przed nim. Wiedział, że ostatecznie był odpowiedzialny za wiele z tego, co się tutaj działo, ponieważ jeśli na scenie w Somerset County jest osoba zmarła, to jest to jego scena. Nie wiedział, ile kontroli będzie miał nad tym, jak to wszystko się potoczy - na razie FBI było odpowiedzialne za miejsce jako miejsce zbrodni - ale wiedział, że będzie odpowiedzialny, jeśli nie idź w prawo. Był zbyt dobrze świadomy, że koroner hrabstwa poza Pittsburghiem nadal ma przed sobą sprawy sądowe siedem lat po katastrofie Flight 427 z powodu pomieszania z resztkami i innymi problemami.

„To jest to” - powiedział Miller do swojego kuzyna Marka. „Moja kariera jest na linii, w taki czy inny sposób. Albo zobaczymy to w satysfakcjonujący sposób. ”Nie dokończył zdania, ale pomyślał:„ Jeśli to nie pójdzie dobrze, byłem barmanem. Myślę, że mogę wrócić do tego. ”

Wczesnym popołudniem Miller został wezwany do złożenia oświadczenia medialnego. Został wprowadzony do dużego samochodu z szybami wędzonymi i przewieziony do wioski medialnej, gdzie dziennikarze rozbili obóz i gdzie teraz krążyli w poszukiwaniu szału żywieniowego. Dwa duże stoły były przykryte mikrofonami, a dziennikarze mieli pięć głębokości i każdy z nich miał magnetofon. Miller był przerażony. Zawsze był wstrząśnięty samą myślą mówienia publicznie. Jedyną chwilą, w której był w telewizji, był czas, w którym musi złożyć oświadczenie o dwóch chłopcach, którzy wspięli się do szafy, a miejsce płonęło i zmarli z powodu wdychania dymu. Teraz spojrzał na pułkownika Paula Evanko z policji stanowej i powiedział: „Co oni chcą, żebym powiedział? Byliśmy tu tylko dwie godziny. Nie wiemy, co się dzieje.

„Po prostu powiedz im, co wiesz i bądź uczciwy” - powiedział Evanko, więc Miller przekazał tylko fakty, które znał i pomyślał, że to będzie koniec. Kiedy jednak odszedł od stolików, kobieta z „New York Timesa” dotarła do Millera i próbował podsumować swoje wrażenia z miejsca katastrofy. „Gdybyście chodzili po miejscu katastrofy, myślelibyście, że nikogo nie ma w samolocie.” Reporter Timesa napisał artykuł o Millerze, a cytat o tym, że nikt nie jest w samolocie, wróci do prześladuj go.

„W tamtym czasie nie miałem doświadczenia w mediach”, zastanawiał się później Miller. „Nie, żebym był teraz”.

Tego popołudnia Miller i jego kuzyn Mark postanowili znaleźć rentgen i inny sprzęt oraz tymczasową kostnicę, aby poradzić sobie z ludzkimi szczątkami, które znaleźli, na wypadek, gdyby wysłanie jednostki mobilnej przez DMORT zajęło chwilę, a najgorszy przypadek był zbyt cienki w Ground Zero i Pentagonie w ogóle. Miller znalazł miejsce dla swojej tymczasowej kostnicy w zbrojowni Gwardii Narodowej, ale kiedy wrócił na miejsce katastrofy około dziewiątej tej nocy, agent FBI krzyknął na niego: „Gdzie byłeś? Przegapiłeś odprawę prasową o godzinie szóstej. Miller pomyślał, że tego dnia udzieli jednego odprawy i to wszystko, ale okazało się, że będzie spotykał się z prasą trzy razy dziennie przez co najmniej następny miesiąc i półtora roku później często odbierał 20 telefonów dziennie z tak odległej Rosji. „Hick coroner”, jak sam siebie nazywał,

Prawie ciągłe rozmowy telefoniczne wypełniane były pierwszego dnia na miejscu dla funkcjonariuszy organów ścigania. Wracając

koszary w Somerset, kapral Link zarządzał telefonami i odebrał telefon od kobiety, która powiedziała: „Jest kobieta około 150 metrów przed miejscem uderzenia, w którym spadł samolot. Ona żyje i potrzebuje pomocy!

"Skąd to wiesz?"

„Cóż, słyszę ją”.

„Czy mieszkasz w pobliżu miejsca katastrofy?”

„Nie, po prostu słyszę jej krzyki”.

„Czy prowadziłeś samochód? Czy przestałeś pomagać? ”

"Nie? Nie. Jestem medium. Dzwonię z Kalifornii. ”

Największym wrażeniem fotografa Seana Stippa w ciągu dnia były twarze ludzi. Jeden z reporterów, Rick Earl z Channel 11 News w Pittsburghu, był wzorem dla młodego fotografa. Sean był przyzwyczajony do oglądania Ricka podczas głównych pożarów w magazynach i tym podobnych, a takie wydarzenia wydawały się być codzienną pracą dla weterana dziennikarza. Ale dzisiaj twarz Ricka Earle'a była blada, prawie przezroczysta. Nie był gadatliwy; nie żartował. I widząc twarze takie jak Rick, wrócił do Seana, że ​​amerykańskie społeczeństwo, które zawsze uważał za tak niezłomne, tak trwałe, może być otwarte na jego rdzeń. Pod koniec tego dnia na miejscu katastrofy miał już pojęcie, dlaczego budowane są pomniki i dlaczego weterani tak poważnie podchodzą do swoich wakacji.

Rodziny były zdewastowane w całej Ameryce tego dnia, gdy wiadomości się odfiltrowały. Dla Lori Guadagno , dzień rozpoczął się w jej klasie specjalnej potrzeby w Vermont, gdy inny nauczyciel przyszedł jej powiedzieć, że samolot poleciał w World Trade Center. Lori dołączyła do grupy uczniów i nauczycieli w telewizji w szkolnej bibliotece obserwując upadek pierwszej wieży i pamiętając, że jej brat, Richard Guadagno, miał wczesny poranny lot z Newark. Musi być teraz na asfalcie, pomyślała, widząc to prosto z jego okna.

Richard nienawidził latania. Zawsze miałem. „Przy moim szczęściu pewnie zejdę na samolot”, powiedział kiedyś. Takie fatalistyczne bzdury doprowadzały Lori do szaleństwa.

Następnie prezenter powiedział coś, co sprawiło, że jej włosy stanęły na końcu: samolot z Newark do San Francisco był nieznany. Lori gorączkowo nazywała swoją rodzinę w New Jersey. Odpowiedział jej ojciec. „To nie wygląda dobrze, Lor”, powiedział. "Nie wiem. Po prostu nie wygląda dobrze. ”

Lori nie wiedziała, jak wyszła ze szkoły, jak wsiadła do samochodu i wróciła do domu. Wściekła się, żeby ktoś zadzwonił, kto mógłby uzyskać ostateczne informacje i pomyślał o swojej kuzynce Lisie na Florydzie, której ojcem chrzestnym jest John Glenn. „Znajdź listę pasażerów”, powiedziała Lori, kiedy wreszcie dotarła do Lisy. „Zadzwoń do kogokolwiek, do kogo musisz zadzwonić w Waszyngtonie. Po prostu zadzwoń. Potem Lori włączyła telewizor i patrzyła z przerażeniem na dymiącą dziurę na wsi w Pensylwanii i nie zauważyła żadnego z pasażerów. Ale potem pomyślała: „Znam Richarda. Jest taki zaradny. On jest taki sprawny. Zna tak wiele umiejętności przetrwania. Wyrwie się. Patrzyła na drzewa za kraterem, spodziewając się, że Richard w każdej chwili wyjdzie.

Potem oddzwoniła Lisa. Powiedziała Lori, żeby usiadła. - Muszę ci powiedzieć, że Richard był na tym samolocie - powiedziała. „To był naprawdę Richard. Tak mi przykro."

Reszta dnia była głównie rozmyciem. Doprowadzić chłopaka do domu, żeby mógł zawieźć ją do swojej rodziny w New Jersey, podczas gdy ona płakała bez przerwy. Jadąc pustym New York State Thruway i widząc znaki „Nowy Jork jest zamknięty”. W końcu dotarłem do domu rodziców i zdałem sobie sprawę, że tego ranka Richard usiadł przy stole i zjadł śniadanie. To nie może dziać się z moją rodziną , powiedziała sobie Lori. Nudne! I oglądając telewizję i widząc, jak spadają imiona, i znowu dziura w dymie, i myśląc, że wszyscy umrą ze smutku, bo jak jej rodzina mogłaby dalej żyć bez Richarda?

Erich Bay i jego żona Lorraine, stewardesa dla United, wstali bardzo wcześnie rano. O 4:30 Erich wszedł do łazienki, gdzie Lorraine robiła włosy i powiedziała dzień dobry. - Wiesz, kochanie, wcale nie czuję się dobrze - powiedziała Lorraine. "Bolą mnie plecy. I mam okropny ból brzucha. Mam ochotę wzywać chorego. ”

Ale i tak postanowiła latać. O piątej przyszła do drugiej łazienki, gdzie golił się Erich. Ścisnęła go za policzek i pocałowała. - Do widzenia, kochanie - powiedziała. Kiedy wróciła następnego dnia, udali się do swojej ulubionej wodopoju, aby uczcić jego urodziny.

Bay dotarł do swojego biura w Union, New Jersey, około 6:30 i zaczął pracować na liście płac. O 8:30 przyszedł pracownik i powiedział, że samolot właśnie poleciał do World Trade Center. Bay nie myślała o tym zbyt długo, dopóki nie uderzył drugi samolot. Po tym był tak zdenerwowany, że nie mógł dodać jednego i jednego. Lorraine miała wystartować o siódmej, więc poprosił Marca, jego siostrzeńca, aby udał się na stronę United Airlines i otrzymał aktualny status lotu. Ale Marc wrócił i powiedział: „Słuchaj, zamykają stronę. Lepiej idź do domu. ”

Bay wsiadł do samochodu z ogromnym przeczuciem. Pod bibułą w jego domowym biurze Lorraine zawsze zostawiła informacje o locie, a to opowiedziałoby historię. Dopóki nie podniósł tej bibułki, był promyk nadziei. Po drodze Bay zatrzymał się na gaz, żeby podróż trwała dłużej. Kiedy zobaczył swój dom, cała okolica była na jego podwórku, czekając na niego.

W Denver Sandra Dahl, żona pilota Lotu 93, Jasona Dahla, pakowała się na wycieczkę do kabiny w Górach Skalistych, kiedy zadzwonił Dan Hatlestad, sąsiad. „Sandy, gdzie jest Jason?” Zapytał. „To znaczy, gdzie on teraz jest?”

„Zeszłej nocy był w Newark i jest już w drodze do San Francisco” - powiedziała. „Co się dzieje, Dan?” Powiedział jej, żeby włączyła telewizor, a kiedy patrzyła z niedowierzaniem, jak jeden samolot uderza w World Trade Center, a potem drugi. Drugi samolot pochodził z jej linii lotniczej United. To są moi ludzie, pomyślała . To się nie może dziać. Potem Dan oddzwonił i kazał jej sprawdzić status Jasona na komputerze. Jako stewardesa z United Sandra mogła dostać się do systemu firmy. Tam zobaczyła coś, co ją naprawdę przeraziło: linia Jasona została zablokowana. Stało się to tylko wtedy, gdy nastąpiła katastrofa.

Potem przypomniała sobie, że jej własny komputer zarejestrował lot, na którym był: Lot 93. Mimo to nie martwiła się o Jasona, nawet gdy prezenter powiedział, że inny samolot rozbił się w Pensylwanii. Jason byłby już daleko od Pensylwanii. (Nie wiedziała, jak długo siedział na wybiegu tego ranka.) Ale potem na ekranie pojawiły się zdjęcia miejsca katastrofy, wielkiej, czarnej, płonącej dziury i gdzie był samolot? W ramach swojej pracy studiowała wypadki, ale nigdy nie widziała czarnej dziury.

Teraz media spekulowały, że katastrofą w Pensylwanii był lot 93, ponieważ wszystkie inne loty zostały uziemione lub rozliczone. Zaczęła cicho zawodzić. Potem przypomniała sobie nastoletniego syna Jasona, Matta. Chciała go zabrać ze szkoły, zanim cokolwiek usłyszy. Zadzwoniła do matki Matta, żeby powiedzieć, że odbierze go, bo była bliżej, ale matka Matta powiedziała, że ​​nie, dostanie go. Jak tylko odłożyła Matt, zadzwonił - już oglądał telewizję z tą klasą. „Gdzie jest tata?” Powiedział.

„Nie wiem dokładnie, Matt.”

„Jaki jest jego numer lotu?”

„Nie wiem dokładnie, Matt.”

„Tak, robisz”.

„Cóż, sprawdziłem to i może to być lot 93”, powiedziała, a Matt zaczął płakać. Sandra mówiła dalej: „Matt, ta scena nie pasuje do mnie. Nigdy nie widziałem miejsca katastrofy, gdzie nie ma samolotu. Wiesz, że twój tata jest dobrym pilotem. Mogli wylądować w wypadku. Nie wiemy na pewno. Matt wciąż płakał, więc kazała mu iść do biura i czekać na matkę. Wtedy Sandra próbowała zadzwonić do kogoś z United, ale zamiast tego popełniła błąd i otrzymała linię dial-a-porn. Ale nawet po prawidłowym wybraniu numeru nie mogła dotrzeć do nikogo z United, więc utknęła w oglądaniu telewizji - czarnej palącej się dziury - i teraz potwierdzali, że to był Lot 93.

Sandra zaczęła płakać, ale potem wpadła w szok i wpatrywała się w telewizor. Wkrótce ludzie zaczęli przychodzić do domu i rozmawiać o katastrofie, płakać i tulić ją, a ona chciała od tego uciec. Poszła więc dookoła domu i usiadła na masce samochodu, gdy dom się zapełnił. Potem ktoś powiedział jej, że zadzwoniła do niego Tim Adams w biurze lotniczym United w Denver.

„Sandy,” powiedział, przełknąwszy ślinę, gdy podniosła słuchawkę, „Muszę ci powiedzieć złe wieści”.

„Czy to prawda?

„To na pewno”.

„Teraz Tim, nikt jeszcze tam nie był. Nadlatują tylko helikoptery.

„Wiemy na pewno, Sandy” - powiedział.

Wysiadła z telefonu i powiedziała wszystkim w domu, że Jason zginął w wypadku. Potem wyszła przez frontowe drzwi i otoczyła dom, usiadła na masce samochodu i tylko patrzyła i patrzyła.

Wczesnym rankiem na przedmieściach San Diego Deborah Borza nadal była w domu, oglądając wiadomości o atakach terrorystycznych, ale nie była zaniepokojona, ponieważ jej córka, Deora Bodley, junior z Santa Clara University w Kalifornii, miała wziąć późniejszy lot z Newark. Dopiero gdy znalazła się w swoim biurze, Allie, jedna z przyjaciół Deory z New Jersey, zadzwoniła, żeby powiedzieć, że Deora była w gotowości do lotu 93. Allie podrzuciła ją na lotnisku w Newark na czas, żeby wylądować. Teraz jedyną nadzieją Debory było to, że Deora została uwięziona na lotnisku, kiedy wszystkie samoloty zostały uziemione.

- Allie, zrób mi wielką przysługę, kochanie - powiedziała Deborah. - Zobacz, czy możesz wrócić na lotnisko i sprawdzić, czy czeka na terminalu.

Allie zadzwoniła w ciągu godziny, żeby powiedzieć, że ochrona nie pozwoli jej zbliżyć się do lotniska. Deborah zaczęła panikować. Współpracownicy kazali jej iść do domu, ale nie chciała wracać do pustego domu. Zasoby ludzkie trafiły do ​​osoby urazowej, która powiedziała jej, co robić, gdyby najgorsze okazało się prawdą. Przeszła przez ulicę do Kościoła Katolickiego Maryi, Gwiazdy Morza, gdzie kilka innych modliło się za kraj i ofiary ataków terrorystycznych. Deborah dołączyła do nich przy ołtarzu.

Boże, jesteś teraz jedynym, który wie, gdzie ona jest, modliła się. Powiedz mi, gdzie ona jest. I usłyszała cichy, cichy głos, na który zawsze mogła liczyć, głos, który zawsze był z nią. Mówi, że jest ze mną .

Deborah powiedziała krótką modlitwę do Maryi Dziewicy i zadzwonił jej telefon komórkowy. Była to kobieta z United Airlines, która prawdopodobnie tego dnia miała najtrudniejszą pracę w kraju, łamiąc jednoznaczną wiadomość.

Deborah upuściła telefon i krzyknęła.

Ludzie w kościele pospieszyli. Jedna kobieta zapytała, czy chciałaby trochę wody. Inny ofiarował różaniec. Ksiądz prowadził ich w modlitwie, która nagle wydawała się Deborah jak malarkey. Zadzwoniła do Derrilla Bodleya, jej byłego męża, ojca Deory. Kiedy Debora dotarła do niego, był w drodze. - Musisz się zatrzymać - powiedziała. Kiedy powiedziała mu wiadomość, zaczął krzyczeć „Nie!” Do telefonu, a potem: „Muszę iść. Muszę już iść."

Tego wieczoru w hrabstwie Somerset telewizja zaczęła nadawać wiadomości o samolocie. Na pokładzie było czterdziestu pasażerów i załogi. Powodzenia, jeśli można to nazwać, że lot nie był pełny. O 20:30 prezydent George W. Bush pojawił się w telewizji, aby uspokoić naród z traumą. „Nikt z nas nigdy nie zapomni tego dnia” - powiedział. „A jednak pójdziemy do przodu, aby bronić wolności i wszystkiego, co dobre i sprawiedliwe w naszym świecie”.

Pierwszy ratownik Norbert Rosenbaum wrócił do domu w Stoystown. Pełny wpływ tego, czego był świadkiem, naprawdę nie zapadł. Jasne, widział takie rzeczy w Wietnamie, ale nigdy nie spodziewał się, że zobaczy to w Somerset County. W końcu uderzył go około dziesiątej wieczorem. Po prostu nie mógł się ruszyć. Sparaliżowany. Żona Norberta zadzwoniła do siostry, zarejestrowanej pielęgniarki, która powiedziała, że ​​jest w szoku.

Noc spadła na miejsce katastrofy. Gdy gęsta mgła wtoczyła się, reflektory o wysokiej intensywności były ustawione na promienie na miejscu katastrofy. Żołnierze państwowi utrzymywali obwód co 150 stóp. Nikt nie mógł wejść bez upoważnienia. Agenci FBI zalewali z całych stanów wschodnich. Było ponad 100 żołnierzy państwowych, w tym wielu, którzy zostali wezwani z nisko położonych części stanu i nie byli przygotowani na zimną noc na wysokości prawie 3000 stóp. Aby to zrobić, miejscowi ludzie zaczęli przynosić ciepłą odzież i drewno opałowe. Wyglądało na to, że nie mogą zrobić wystarczająco dużo.

Terry Butler, auto-niszczyciel, był jednym z tych, którzy przynosili zapasy. Podjechał do ciemnego obwodu, gdy mgła toczyła się z ładunkiem papierowych ręczników i butelkowanej wody, którą kupił za własne pieniądze. Wydawało mu się, że przynajmniej może to zrobić. Butler nie wiedział, że on, podobnie jak wielu empatycznych ludzi w hrabstwie, będzie przez wiele lat dźwigał ciężar katastrofy na swoich ramionach.

Dla Jeana Croyle'a, miejscowego niezależnego pisarza, który również przyniósł zapasy, zaciemnione miejsce wypadku było wręcz przerażające. Nagle to amerykańskie serce było podatne na coś, czego ludzie nigdy wcześniej nie widzieli. Widzowie byli gotowi otoczyć się ramieniem i podejść do obwodu. Stali tam i zastanawiali się, co czuli ci ludzie w samolocie - jak okropnie musiało być wiedzieć, że wszystko się tutaj skończy, w tak nieznanym miejscu. W takim ciemnym i bezowocnym polu.

Wally Miller nie wyjechał do domu do trzeciej nad ranem. Była z nim jego żona, Arlene. Kiedy dowiedziała się, że jest na miejscu katastrofy, rzuciła się do domu, żeby upiec ciasteczka, które mu przyniosła, ponieważ Miller, jak sam przyznał, miał dość dziwne nawyki żywieniowe. Był wegetarianinem od dwudziestu lat, więc nie mógł jeść dużej ilości jedzenia, takiego jak hamburgery, które zostały pospiesznie przyniesione dla pierwszych ratowników. Więc Arlene przyniosła do nich ciasteczka, a żołnierze zatrzymali ją w punkcie kontrolnym i poprosili o oficjalną identyfikację. Nie miała żadnych, ale powiedziała: „Jestem żoną koronera. Chcesz ciasteczko? ”I wpuścili ją.

Ona i Miller nie rozmawiali zbyt wiele o jeździe do domu, ponieważ Miller przez cały czas rozmawiał przez telefon, a Arlene myślała, że ​​ten jelenie w świetle reflektorów wyglądają przez cały czas. Ona i Miller postanowili spędzić noc w jednym z dwóch domów pogrzebowych, ponieważ znajdowali się bliżej miejsca katastrofy i wiedzieli, że będą musieli wrócić wcześnie rano następnego dnia.

Arlene i Miller byli małżeństwem dopiero od trzech lat, ale Arlene czuła, że ​​są już tak blisko, jak dwie istoty ludzkie. Nie znała zbyt wielu ludzi, którzy mogliby śmiało powiedzieć, że ich małżeństwo jest nierozerwalne, absolutnie trwałe, ale ich było. Ona i Miller zaimprowizowali łóżko w salonie dla palących w domu pogrzebowym i okazało się, że ma to być ich sypialnia przez miesiące i miesiące, kiedy pracował na miejscu.

Przed pójściem spać Arlene i Miller rozładowali kieszenie, które były pełne kart, notatek i numerów telefonów. Obydwie ich głowy wirowały całkowicie, a kiedy Miller położył wydarzenia tego dnia, zdawał się ścigać go we śnie, ponieważ Arlene słyszała, jak mamrocze: „Och, Ar. Och, Ar. - Tak ją nazwał - „Ar” - w skrócie. „Och, Ar. Och, Ar - mruczał przez całą noc.

Zakorzeniony w historii Polski i Kresów Wschodnich. Przyjaciel ludzi, zwierząt i przyrody. Wiara i miłość do Boga i Człowieka. Autorytet Jan Paweł II

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka