Publikacje Gazety Polskiej Publikacje Gazety Polskiej
2589
BLOG

Jak uniknąć wojny z Rosją

Publikacje Gazety Polskiej Publikacje Gazety Polskiej Polityka Obserwuj notkę 2

Amerykańskie plany obrony Polski – zarówno te sprzed wejścia Polski do NATO, jak i aktualne – pokazują, że konfliktu z Rosją można uniknąć tylko wtedy, gdy NATO będzie gotowe prewencyjnie przerzucić do Polski większe siły. Ale na tym nie koniec. Skuteczność odstraszania ewentualnej agresji zależy bowiem również od opinii publicznej na Zachodzie i solidarności krajów regionu.

Mimo zwiększenia napięć w świecie i w regionie opublikowane przez nas 20 lutego br. amerykańskie symulacje wojny z Rosją o Polskę zostały potraktowane przez niektóre media jak przekroczenie pewnego tabu. Tymczasem amerykańskie plany obrony Polski przed Rosją po raz pierwszy zostały opisane już 20 lat temu przez „Gazetę Wyborczą” w artykule pt. „Jak powtórzyć Cud nad Wisłą”. Jacek Kalabiński, ówczesny korespondent „GW”, relacjonując raport eksperta „słynnej RAND Corporation” Richarda Kuglera, pisał, że Amerykanie boją się przyjąć Polskę do NATO, ponieważ dla jej obrony będą musieli przerzucić potężne siły. Tymczasem Kugler w swoim tekście sugerował coś przeciwnego. Pokazywał, że właśnie pozostawienie Polski poza sojuszem może wplątać USA w wojnę z Rosją. Analityk RAND‑u wskazywał, że najlepszym sposobem na uniknięcie konfliktu wokół Polski jest stworzenie materialnych i politycznych warunków do przerzutu do Polski podobnych sił NATO (zbliżonych liczebnie) jak dla obrony sojuszniczych Niemiec.

Scenariusze kryzysu

W raporcie „Strategia NATO w erze po zimnej wojnie” Richard Kugler, obok widma ewentualnej wojny z Rosją, przedstawia też przebieg kryzysu, który mógłby do niej doprowadzić. Według amerykańskiego scenariusza z 1992 r., 60 dni przed rozpoczęciem działań zbrojnych „polityczne napięcia wokół Polski osiągają rozmiary kryzysowe; dyplomacja zawodzi”. 45 dni przed wybuchem konfliktu „Rosjanie zwiększają gotowość wybranych jednostek w regionie do Uralu i zaczynają duże ćwiczenia wojskowe”. 30 dni przed starciami „Rosjanie zaczynają przesuwać większe siły w kierunku granic z Polską. Ministrowie państw NATO zbierają się, ale nie podejmują decyzji o przygotowaniu wojsk. Niemcy mobilizują się i zaczynają ćwiczyć swoje wojska”. 14 dni przed konfliktem Niemcy przesuwają duże siły lądowe i lotnicze na granicę z Polską. USA i Wielka Brytania zwiększają poziomy gotowości i kompletują siły. W „dniu zero” Rosjanie atakują Polskę przy pomocy sił lądowych i lotniczych. Polska prosi o pomoc, a siły niemieckie (oraz w lepszym wariancie amerykańskie i brytyjskie) wkraczają do Polski.

Jak wynika z symulacji RAND‑u (opublikowanych przez „Gazetę Polską” przed trzema tygodniami), siły sojusznicze mogą liczyć na pokonanie przeważających sił Rosjan tylko wtedy, jeśli amerykański korpus armijny zostanie wcześniej przerzucony do Niemiec i będzie gotowy do działań przed rozpoczęciem rosyjskiej inwazji na Polskę. Z symulacji RAND‑u wynikało więc, że „kraje członkowskie NATO muszą zbudować strukturę dowodzenia, systemy logistyczne i infrastrukturę wojskową konieczną do przerzucania dużych sił na odległości znacznie większe niż planowane dotychczas. Namiastka w postaci symbolicznej interwencji wojskowej nie wystarczy dla odstraszenia zdecydowanego przeciwnika. Potrzebne są siły dostatecznie duże, aby wygrać kampanię bitewną. Mniejsze działania wplączą tylko NATO w zbrojny kryzys, bez perspektyw zakończenia go na możliwych do przyjęcia warunkach”.

Dlatego w 1992 r. Kugler wraz z innymi analitykami RAND‑u, Ronaldem Asmusem i Stephenem Larabee, zainicjował amerykańskie prace na rzecz przyjęcia Polski do NATO, co osiągnięto dopiero 12 marca 1999 r. Jeszcze dłużej, bo właściwie do dziś, trzeba było czekać na stworzenie w Polsce infrastruktury logistycznej umożliwiającej przyjęcie amerykańskiego wsparcia wojskowego w razie konfliktu z Rosją.


Dopiero po wojnie rosyjsko-gruzińskiej, w sierpniu 2008 r., NATO stworzyło szczegółowy plan obrony Polski pod kryptonimem Eagel Guardian (Strażnik Orła). Jak donosiła w 2010 r. „Gazeta Wyborcza”, „w przypadku agresji na Polskę NATO zamierza rzucić do walki aż dziewięć dywizji, z tego cztery polskie. Pozostałe to jednostki z krajów zachodnich, wśród nich brytyjskie, niemieckie i amerykańskie. – Zostaną przerzucone wszystkimi możliwymi drogami: lądową, kolejową, na pokładach samolotów i morską”.

Pomoc Sojuszu po wybuchu konfliktu

Najważniejszym portem dla przyjęcia dużych jednostek desantowych wojsk NATO jest Świnoujście. Sojusz wyłożył co najmniej 1 mld zł, żeby ten port mógł przyjmować duże okręty o długości ponad 200 m i zanurzeniu powyżej 14,5 m, a po 2020 r. – po dalszej modernizacji – nawet ok. 17 m. Tyle że w poprzek podejścia do portu Rosjanie położyli rurociąg Nord Stream, który leży tak płytko, że obecnie bezpiecznie do portu w Świnoujściu mogą wchodzić statki o zanurzeniu do 13,5 m. Fakt, że w czasie ćwiczeń Zachód 2009 Flota Bałtycka trenowała obronę rurociągu gazowego, wskazuje, że Rosjanie obawiają się o bezpieczeństwo Nord Streamu. Jak zauważyła „Wyborcza” (5.11.2010), „z NATO-owską pomocą został także zmodernizowany port w Gdyni. Polsce bardzo zależało, by wojska sojuszników mogły lądować nie tylko przy zachodniej granicy kraju”. NATO woli raczej porty położone dalej od ewentualnych działań bojowych. Sojusz przewiduje, że „zachodnie wojska będą przerzucone do niemieckich portów w Rostocku, Wismarze, Stralsundzie, w ostateczności – jeśli nie będzie można bardziej na wschód – do portu w Hamburgu”. Okręty brytyjskie i amerykańskie zostały wyznaczone do obrony polskiego wybrzeża. Polski system obrony powietrznej zintegrowano z systemem NATO. Sojusz rozbudował też stacje radiolokacyjne na terenie Polski.

Także Wojsko Polskie przygotowuje się do wojny z Rosją, korzystając z założeń zbieżnych z przyjętymi w raporcie RAND‑u. Jak twierdzi Romuald Szeremietiew, były wiceminister obrony narodowej („Uważam Rze”, 21.01.2013), „w lutym 2008 Sztab Generalny WP przeprowadził obronną grę operacyjną, w której uczestniczyły dowództwa korpusów, dywizji i brygad. Założono, że całość polskich sił, 15 brygad, będzie odpierać 45 brygad wroga atakujących z Białorusi i Kaliningradu. Przewaga liczebna (3:1) i sprzętowa atakujących wymuszałaby odwrót polskich sił, które w uporczywej obronie cofałyby się za linię Wisły. Takie działania trwałyby dwa tygodnie, po czym obronę polską miałyby wesprzeć siły sojuszników i wówczas wojska NATO, a tym samym polskie, przeszłyby do kontrofensywy, gromiąc agresora”.

Wizerunek Polski na Zachodzie

Powyższe scenariusze będą pełniły swoją rolę odstraszającą wobec potencjalnego agresora po odpowiedzi na dwa pytania. Pierwsze, jak je określił Zbigniew Brzeziński, b. doradca ds. bezpieczeństwa prezydenta USA Jimmy’ego Cartera, to: czy Polska w krótkim czasie ma zdolność do efektywnej i niezależnej samoobrony. Drugie – kiedy i pod jakimi warunkami otrzymamy wsparcie Sojuszu Północnoatlantyckiego i USA. Jak to ujął Brzeziński, „w warunkach międzynarodowego kryzysu, zagrażającego polskiemu bezpieczeństwu, Polska musi mieć zdolność do obrony swojego terytorium. W krótkim czasie sojusznicy znajdujący się pod międzynarodową presją opinii publicznej wymogą kolektywną odpowiedź NATO zgodnie z artykułem 5 traktatu północnoatlantyckiego (o zbiorowej samoobronie)”.

Upraszczając język NATO: Polska będzie musiała się sama bronić „do czasu, kiedy sojusznicy będą politycznie zmuszeni do zareagowania”. Czyli o tym, kiedy otrzymamy wsparcie NATO, zadecyduje zachodnia opinia publiczna! Jeśli więc Brzeziński wyraża w pewnym stopniu opinię administracji prezydenta Baracka Obamy, to obok zagadnień militarnych równie ważna jest walka o serca i umysły zachodniej opinii publicznej.

A tutaj w przeszłości (ale i obecnie) popełnialiśmy fatalne błędy, czego przykładem jest chociażby dyskusja o tym, jak to w 1939 r. zamiast „egzotycznego sojuszu” z Anglikami należało wybrać sojusz z Hitlerem. Rzecz w tym, że w 1939 r. m.in. właśnie dlatego nie otrzymaliśmy pomocy, że od połowy lat 30. opinia publiczna w Anglii i Francji uważała nas za sojuszników Hitlera, którzy dopiero w beznadziejnej sytuacji poprosili o pomoc i gwarancje. Jak stwierdził Piotr Zychowicz w książce „Pakt Ribbentrop–Beck”, „zbliżenie z Berlinem sprawiło, że Polska na przełomie 1938 i 1939 roku uznawana była de facto za najbliższego sojusznika Hitlera. Nigdy chyba w Paryżu i Londynie Warszawa nie miała tak fatalnej prasy jak wówczas”. Zachodnią prasę zdumiewała głupota Polski, która zamiast wspierać kraje będące buforem osłaniającym nas przed agresją Niemiec, popierała włączenie Austrii do Rzeszy i razem z Niemcami uczestniczyła w rozbiorze Czechosłowacji, zajmując Zaolzie. W tym samym czasie, kiedy Niemcy podejmowały kolejne agresywne działania, Polska groziła i naciskała Litwę.

Odwrotnie niż Zychowicz uważam, że błędem Polski przed wrześniem 1939 r. nie było przyjęcie gwarancji brytyjskich, lecz wcześniejszy sojusz z Hitlerem, który uważał, że Polska, zawierając z nim pakt w 1934 r., „wypadła z systemu sojuszy francuskich”. Wojny z Hitlerem można było uniknąć, gdyby Polska zamiast flirtować z Berlinem i Moskwą (w 1932 r.), współdziałała z Zachodem, a przede wszystkim wspierała niezależność Austrii, Litwy i Czechosłowacji, które były buforem oddzielającym nas od agresywnych Niemiec i Rosji.

Przekładając tamte realia na obecną sytuację, to tak, jakby Polska popierała włączenie Białorusi do Rosji, rząd Tuska w obronie mniejszości polskiej i rosyjskiej bojkotował dyplomatycznie Litwę, a w kraju zakulisowo promował ruch narodowy walczący o Wilno i Lwów tylko po to, żeby pognębić opozycję z Prawa i Sprawiedliwości.

W najgorszym scenariuszu, np. gdyby Polska wysunęła roszczenia wobec Wileńszczyzny, zniszczyłaby nie tylko sojusz z krajami bałtyckimi, czyli główny bufor, jaki oddziela nas od Rosji, ale też poparcie zachodniej opinii publicznej. Zwrot Polski ku najgłupszej wersji egoizmu narodowego może sprawić, że w sytuacji kryzysowej zachodnia opinia publiczna sprzeciwi się wysłaniu do Polski nie tylko żołnierzy, ale i pieniędzy.
Umizgi, ustępstwa i współpraca z Hitlerem w gnębieniu słabszych sąsiadów doprowadziły w 1939 r. do tego, że Niemcy zażądały eksterytorialnego korytarza do Królewca i wybuchu wojny. Dzisiejsze umizgi, ustępstwa i przedkładanie relacji z Rosją nad relacje ze słabszymi sąsiadami mogą skończyć się wysunięciem przez Putina żądania eksterytorialnego korytarza przez Polskę i/lub Litwę do Kaliningradu. Jeśli jako pierwsi będziemy podważać europejską i atlantycką solidarność w regonie oraz rozgłaszać, że w czasie II wojny w zasadzie wolelibyśmy być w sojuszu z Hitlerem, to tylko osłabimy naszą pozycją i dostarczymy argumentów rosyjskiej propagandzie próbującej przekonać Zachód, że Polsce nie da się pomóc.

Razem czy osobno?

Głównym problemem ewentualnych strategii na rzecz zapobieżenia wojnie z Rosją stała się ostatnio kwestia, czy powinniśmy liczyć na sojuszniczą solidarność w ramach NATO, czy zdać się tylko na siebie. Dyskusje w mediach są niestety odzwierciedleniem nastrojów społecznych. W ciągu zeszłego roku poparcie społeczne w Polsce dla amerykańskiego przywództwa w świecie spadło o 11 proc. Tylko 23 proc. Polaków widzi jakieś zagrożenia dla Polski. Francuzi i Niemcy pokładają większe nadzieje w NATO niż Polacy. Jak jednak wynika z sondażu German Marshall Fund, Polska w swoim odwrocie od solidarności z Ameryką jest wyjątkiem. Kryzys gospodarczy i wzrost napięcia w Azji sprawił, że reszta Europy, a także Amerykanie, docenili relacje transatlantyckie.

Z kolei kraje skandynawskie, które przez dziesięciolecia liczyły, że obronią się same, wobec rosyjskich zbrojeń i agresywnej polityki militarnej szukają dziś wsparcia w NATO. Według scenariusza wojny z Rosją opublikowanego w Finlandii, fińskie brygady będą w stanie zatrzymać nacierające od wschodu wojska rosyjskie i uniemożliwić im zdobycie w ciągu 48 godzin stolicy kraju, Helsinek. Dzięki działaniom sił specjalnych Finom uda się odeprzeć rosyjskie desanty w celu odcięcia Helsinek od wody, jedzenia i energii elektrycznej. Finowie ocenili, że prowadzenie walk ulicznych pozwoli im na przedłużenie wojny i doczekanie wsparcia „społeczności międzynarodowej”.

Również Szwecja doszła ostatnio do wniosku, że sama mogłaby się bronić przed Rosjanami tylko przez tydzień i będzie to jedynie obrona stolicy kraju, Sztokholmu. Szwedzi najbardziej obawiają się, że Rosjanie, np. pod pretekstem ochrony gazociągu Nord Stream, zajmą wyspę Gotlandię. Dla Rosjan może być ona bazą operacyjną do dalszych działań w kierunku kontynentalnej Szwecji, na dodatek jej opanowanie umożliwia faktyczną blokadę Morza Bałtyckiego i zerwanie szlaków komunikacyjnych z państwami nadbałtyckimi. Ma to być częścią operacji izolacji i opanowania państw bałtyckich, które podobnie jak Polska są traktowane przez Szwecję jako bufor. Szwedzi liczą, że nasza marynarka choć obecnie słaba, stanowiłaby przeszkodę na drodze Floty Bałtyckiej w kierunku Szwecji.

Jak podsumowuje Mariusz Cielma w Dziennikzbrojny.pl, „wbrew części obiegowych opinii nasze obecne położenie jest dość dobre. Szczególnie w opozycji do małych krajów nadbałtyckich. Istnieje bowiem bufor terytorialny pomiędzy Polską a Federacją Rosyjską. O ile w przypadku Szwecji Rosja ma siły, by skrycie przeprowadzić operację ofensywną, wykorzystując jedynie środki lokalne (Flota Bałtycka, lotnictwo, piechota morska), o tyle w przypadku naszego kraju taka sytuacja nie będzie możliwa. Rosjanie musieliby zneutralizować politycznie Ukrainę, rozmieścić zgrupowanie uderzeniowe na Białorusi, wzmocnić wojska w obwodzie kaliningradzkim oraz zabezpieczyć się od strony republik nadbałtyckich. Takie postępowanie nie może przejść niezauważone. Będzie czas na rozwinięcie sił i przygotowanie ich do operacji”. Polska ma oczywiście nad krajami skandynawskimi jeszcze i tę przewagę, że jako członek NATO ma zagwarantowaną jego solidarność.

Jak pokazała wojna w Gruzji, Polska jest w stanie w spektakularny sposób wpływać na opinię światową i tworzyć koalicję państw regionu. Zorganizowana przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego wyprawa przywódców Litwy, Łotwy, Estonii i Ukrainy do Gruzji była możliwa dzięki poparciu prezydenta USA George’a W. Busha i miała wpływ na zabiegi mediacyjne sprawującego prezydencję w UE Nicolasa Sarkozy’ego. Wyprawa Kaczyńskiego miała też wymiar militarny, ponieważ dzień po powrocie z Gruzji prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko zagroził, że rosyjskie okręty z Sewastopola, które brały udział w operacjach przeciwko Gruzji, nie będą mogły wrócić do swojej bazy na Ukrainie.

Świadectwem, jak jeszcze niedawno polityka solidarności regionalnej i atlantyckiej była powszechnie przyjmowana, niech będą pochwały Adama Michnika dla Lecha Kaczyńskiego w „Gazecie Wyborczej” (9.09.2008 r.): „Niesłychanie wysoko oceniam podróż prezydenta Lecha Kaczyńskiego do Tbilisi. Pierwszy raz poczułem się dumny z tego, że prezydent mojego państwa w tak godny sposób, a zarazem tak zgodny z polskim i moim wyobrażeniem etosu wolności, honoru, tradycji historycznej i rozumu politycznego dał temu wyraz w Gruzji. Kaczyński zrobił maksimum tego, co mógł w tym momencie zrobić. Była to sytuacja nadzwyczajna, bo bombardowano gruzińskie miasta. W takiej sytuacji należy szukać nadzwyczajnych odpowiedzi. I Kaczyński ją znalazł”.

Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego

Akcja Lecha Kaczyńskiego pokazała, że przy pomocy operacji dyplomatyczno-medialnej można zatrzymać rosyjskie czołgi nawet wtedy, kiedy zbliżają się już do stolicy takiego małego państwa jak Gruzja. Z analiz RAND‑u i współczesnych wynika, że najlepszym sposobem na powstrzymanie rosyjskiej agresji będzie przerzucenie do Polski dużych sił amerykańskich, i to jeszcze przed wybuchem konfliktu. Służyć do tego mogą stworzone po 20 latach zabiegów amerykańskie minibazy lotnicze w Łasku (F-16) i Powidzu (herculesy) oraz zmodernizowane za pieniądze NATO porty w Świnoujściu i Gdyni.

Aby uniknąć wojny z Rosją, trzeba wrócić do konsensusu w polityce zagranicznej i obronnej wypracowanego w pierwszych dekadach po odzyskaniu niepodległości. Jednym słowem, trzeba wrócić do polityki zagranicznej i obronnej Lecha Kaczyńskiego. Nie wymyślono jeszcze niczego lepszego niż polityka solidarności atlantyckiej, europejskiej i w regionie Europy Środkowo-Wschodniej. Polityka zgodna z dewizą NATO „jeden za wszystkich, wszyscy z jednego” jest zgodna z polską tradycją historyczną i rozumem politycznym. Kiedy w Europie załamywała się solidarność i zwyciężały egoizmy narodowe, Polska zwykle najwięcej na tym traciła. Dzisiejsze analizy pokazują, że żaden kraj regionu nie obroni się samodzielnie przed Rosją. Razem zaś zawsze.

Wykorzystując partnerstwo z USA, Polska może być partnerem Niemiec. W polityce europejskiej powinniśmy jednak szukać poparcia nie wśród wielkich mocarstw, ale wśród mniejszych sąsiadów, których solidarność jest lepszym zabezpieczeniem przed ekspansjonizmem Rosji. Plany obrony Polski, w tym rozmieszczenie wojsk, powinny uwzględniać potrzebę obrony koalicyjnej z krajami bałtyckimi, zwłaszcza z Litwą. Powinniśmy powrócić do solidarnościowej polityki wschodniej. Poparcie dla niezależności i niepodległości Ukrainy jest najlepszym i najtańszym sposobem utrącenia w zarodku rosyjskich planów ataku na Polskę. Nie możemy też zapominać o białoruskich opozycjonistach i wszystkich tych, którzy chcą zachowania niezależności Białorusi od Rosji. Nakłady na telewizję Biełsat powinny być zwielokrotnione.

Jak słusznie zauważył gen. Bolesław Balcerowicz w jednej z dyskusji po naszej poprzedniej publikacji, Polska musi być gotowa do wojny informacyjnej i w cyberprzestrzeni. Musimy być przede wszystkim gotowi do walki o wizerunek Polski na Zachodzie. Należy zaprzestać finansowania przez państwo filmów szkalujących Polskę. Przykładem na to, ile może zrobić Polonia dla starej ojczyzny, była mobilizacja Polonii amerykańskiej na rzecz wejścia naszego kraju do NATO.

Zaostrzenie polityki rosyjskiej wobec sąsiadów, a zwłaszcza relacji rosyjsko-amerykańskich, niosą dla Polski jednocześnie zagrożenia i szanse. Od odpowiedzi na to wyzwanie zależy, czy uda nam się w sposób trwały stworzyć militarne i materialne podstawy naszej suwerenności. Mobilizacja państwa wobec zagrożenia zewnętrznego może być szansą także na odrzucenie egoizmu liberalnego i narodowego. Przyczynić się do odbudowy dawnego etosu Polaków, którego najlepszym wyrazicielem był Jan Paweł II. Wszak w 2004 r. papież Polak sugerował, że wejście Polski do Unii Europejskiej nie jest rozwiązaniem wszystkich problemów geopolitycznych Polski. Formułując hasło „od Unii Lubelskiej do Europejskiej”, Jan Paweł II wskazywał, że misją Polski jest doprowadzenie do rozszerzenia Unii Europejskiej na kraje wchodzące w skład dawnej Rzeczypospolitej, czyli na Ukrainę i Białoruś. W tym sensie hasło papieża nadal jest dla nas wyzwaniem i zadaniem.

Krzysztof Zielke

JESTEŚMY LUDŹMI IV RP Budowniczowie III RP HOŁD RUSKI 9 maja 1794 powieszeni zostali publicznie w Warszawie przywódcy Targowicy skazani na karę śmierci przez sąd kryminalny: biskup inflancki Józef Kossakowski, hetman wielki koronny Piotr Ożarowski, marszałek Rady Nieustającej Józef Ankwicz, hetman polny litewski Józef Zabiełło. Z cyklu: Autorytety moralne. В победе бессмертных идей коммунизма Мы видим грядущее нашей страны. Z cyklu: Cyngle.Сквозь грозы сияло нам солнце свободы, И Ленин великий нам путь озарил Wkrótce kolejni. Mamy duży zapas.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka