Publikacje Gazety Polskiej Publikacje Gazety Polskiej
693
BLOG

Bauman, Brus – sowieckie „elity” w Polsce

Publikacje Gazety Polskiej Publikacje Gazety Polskiej Polityka Obserwuj notkę 4

Ostatnio polskie władze, w tym premier, bronili prof. Zygmunta Baumana przed polskimi „faszystami”, którzy „zakłócili” jego wykład na Uniwersytecie Wrocławskim. To jeden z symboli tego, czym są i skąd się wywodzą elity III RP.

Bronili bowiem nie tylko „wybitnego, światowej sławy socjologa”, ale wcześniej stalinowskiego milicjanta, politruka w LWP i Korpusie Bezpieczeństwa Publicznego, który za walkę z „bandami” dostał Krzyż Walecznych, a także agenta zbrodniczej Informacji Wojskowej, ps. Semjon. Ale Bauman to niejedyny reprezentant sowieckich „elit”, które zabijały Polaków fizycznie i duchowo, utrwalając komunistyczną naukę na trupach elit przedwojennej Rzeczypospolitej. Taki sam czerwony rodowód ma jego kolega – inny prof. Włodzimierz Brus.

Kiedy w sierpniu 2007 r. Brus zmarł, w czerwonej i różowej prasie czytałem nekrologi, że odszedł „wybitny, zasłużony profesor, prawy człowiek w latach próby”. Takie same peany słyszymy dziś – z ust tych samych środowisk – na cześć Baumana. W „Gazecie Wyborczej” sylwetkę zmarłego („Profesor Brus – mój mistrz”) przedstawił Waldemar Kuczyński, magistrant Brusa z 1965 r. na Wydziale Ekonomii Politycznej Uniwersytetu Warszawskiego (w III RP doradca premierów Mazowieckiego i Buzka): „Największy popłoch budził profesor Włodzimierz Brus. Egzamin u niego uważano za kataraktę śmierci, kto ją przebył, miał magisterkę w kieszeni”.

Ja mam inną, oczywiście „oszołomską” i „faszystowską” refleksję. Nawet nie o Brusie, tylko o jego żonie. Pozostając w zaproponowanym przez Kuczyńskiego klimacie śmierci brzmiałoby to mniej więcej tak: Podpis Heleny Wolińskiej nie był kataraktą śmierci, tylko jej przedsionkiem. Wymieniona pani – stalinowska prokurator – budziła nie mniejszy popłoch, ale nie wśród studentów, tylko polskich patriotów, których pod dyktando bezpieki kazała aresztować. Jej podpis to nie było zaliczenie w indeksie, ale przepustka na tamten świat.

Odwaga profesora

Kilka lat wcześniej uczczono – oczywiście w „GW” – 80-lecie Włodzimierza Brusa, tego „wybitnego przedstawiciela środowiska rewizjonistów i odważnego ekonomisty”. Prezes Fundacji Batorego Aleksander Smolar, wymieniając zasługi profesora, napisał wówczas: „jaka szkoda, że nie ma go tutaj”. A ja – znów na przekór politycznej poprawności – dodałem: szkoda, że do Polski nie wróciła przed oblicze Temidy jego żona. Kiedy wybuchła sprawa działalności Wolińskiej w stalinowskim aparacie represji, zadzwoniłem do oksfordzkiego mieszkania państwa Brusów. Był 11 października 1999 r. W słuchawce odezwał się męski głos:

– Czy rozmawiam z panem profesorem Brusem?

– Tak, a o co chodzi?

– O pana żonę, Helenę Wolińską-Brus. Do 15 października powinna się stawić na przesłuchanie w warszawskiej prokuraturze w sprawie bezprawnego aresztowania generała Fieldorfa.

– Żona nie będzie rozmawiała z prasą. Ja też nie.

– Dlaczego?

– Po prostu nie.

Gdzie się podziała tak wychwalana odwaga pana profesora?

Pobłażanie MO i UB
 

W 1921 r. w Płocku w rodzinie Abrama Zylberberga i Heleny z domu Askanas urodził się syn Beniamin. Po latach Beniamin Zylberberg – późniejszy Włodzimierz Brus – tak tłumaczył swoją drogę do komunizmu: „Chociaż sytuacja mojej własnej rodziny była relatywnie dobra (mój ojciec – pracownik umysłowy ochotniczej organizacji żydowskiej – zachował pracę w całym okresie międzywojennym), zestawienie nieczynnych fabryk i marnowanych produktów obok armii ludzi desperacko poszukujących pracy i walczących o swe przetrwanie rodziło pytania, których nie można było zlekceważyć”.

Potem przyszły książki – wedle określenia samego Brusa (wówczas jeszcze Zylberberga) – „ojców założycieli”: „Ekonomia polityczna” Bogdanowa, „Nauki ekonomiczne” i „Manifest komunistyczny” Marksa: „Wszystko to wywarło na mnie wielkie wrażenie, jako przekonujące wyjaśnienie procesu historycznego, wskazujące obecnie na socjalizm z jego planową gospodarką jako jedyne realistyczne lekarstwo na ewidentnie nieuleczalne choroby kapitalizmu”.

Waldemar Kuczyński we wspomnieniu: „Niski, metaliczny baryton, sylwetka energiczna, wojskowa, służył chyba u Berlinga”. Nie chyba, tylko na pewno. Po ukończeniu studiów w Saratowie (ZSRS) w 1944 r. Zylberberg rozpoczął „służbę” w aparacie polityczno-wychowawczym LWP. W maju 1945 r. alarmował centralę o sytuacji na Opolszczyźnie: „Milicja jest b. słaba, źle uzbrojona i na niesłychanie niskim poziomie moralnym. [...] Milicjanci biorą udział w rabunkach, są często w cichej zmowie z „szabrownikami”. [...] Kierownictwo MO i UB odnoszą się z największym pobłażaniem do rabunków i gwałtów”. I dalej: „W kampaniach wyborczych roku 1946 (najpierw referendum, później wybory do parlamentu) wojsko jako całość, a w szczególności jego zarząd polityczno-wychowawczy, były silnie zaangażowane po stronie kierowanej przez komunistów koalicji przeciw siłom opozycji. Na początku 1947 roku zostałem zwolniony z wojska, aby zostać młodszym redaktorem teoretycznego dwumiesięcznika Polskiej Partii Robotniczej – polskiego odpowiednika partii komunistycznej (zostałem członkiem partii jeszcze w wojsku)”.

„Faszystowska dyktatura”

Przez partię politruk Brus został skierowany na odcinek nauki – podjął pracę w Instytucie Nauk Społecznych przy KC PZPR, SGPiS i na Wydziale Ekonomii Politycznej UW. Miał „umacniać pion ideologiczny i wziąć udział w obalaniu nauki burżuazyjnej”. Robił to z powodzeniem. Wtedy z uczelni musiały odejść takie tuzy przedwojennej profesury, jak Kotarbiński, Tatarkiewicz, Ossowscy.

W swoich publikacjach wychwalał „demokrację” w Związku Sowieckim, a w Polsce ekonomię marksistowsko-leninowską (przeciwną kapitalistyczno-obszarniczej) oraz jej mentorów – Bieruta i Minca, równocześnie atakując niepodległą Polskę – zgniłą i umierającą pod rządami „bezwzględnej faszystowskiej dyktatury sanacji”. Skąd my to znamy? Wystarczy tylko sanację zamienić na kaczyzm.

W połowie lat 50. Brus zmienił front: ortodoksyjny marksista – jak wielu jemu podobnych – został rewizjonistą. O 1956 r. pisał: „Wkrótce zaczęło się zwalnianie z więzień i obozów koncentracyjnych, początkowo powoli, a następnie szybciej i szerzej, milionów rzekomych „wrogów ludu”, odsłaniając prawdziwą skalę i okrucieństwa bezpodstawnych prześladowań”. Jakoś zapomniał prof. Brus, że już wówczas żył pod jednym dachem z osobą za te okrucieństwa odpowiedzialną.

W 1957 r. tak chciał zmieniać socjalizm: „Program zmian w modelu gospodarczym powinien zawierać – jako jeden z zasadniczych punktów – zadanie pogłębienia planowania centralnego”. Należał m.in. do Klubu Krzywego Koła, razem z Władysławem Bartoszewskim, którego Helena Wolińska przetrzymywała bezprawnie w więzieniu przez 18 miesięcy bez przedstawienia aktu oskarżenia.

Poparcie dla Solidarności

Dla Włodzimierza Brusa marzec 1968 r. zaczął się w styczniu. W akcie protestu przeciwko zdjęciu „Dziadów” Dejmka w Teatrze Narodowym wystąpił z PZPR u. Na spotkaniu aktywu partyjnego w Sali Kongresowej 19 marca Gomułka (towarzysza „Wiesława” przed „odwilżą” Wolińska też chciała wsadzić do więzienia, tak jak to zrobiła z jego najbliższym współpracownikiem – Zenonem Kliszką) zaatakował literatów, m.in. Stefana Kisielewskiego i Pawła Jasienicę, i naukowców – oprócz Brusa także Bronisława Baczkę, Leszka Kołakowskiego i Zygmunta Baumana: „Zwalczając od lat politykę naszej partii z pozycji rewizjonistycznych – świadomie i z premedytacją sączyli wrogie poglądy polityczne w umysły powierzonej ich pieczy młodzieży”.

Na łamach „Walki Młodych” Brus został postawiony w jednym rzędzie z Bermanem, Różańskim i Światłą. Prowokacja wobec profesora zawierała jednak źdźbło prawdy – komunistyczny politruk Brus przybył razem z nimi z ZSRS, żeby instalować w Polsce nową władzę, a rewizjoniście Brusowi jakoś nigdy nie przeszkadzało, że prywatnie związał się ze stalinowską inkwizytorką.

Brus został wyrzucony z UW. To najlepiej znany fakt z jego biografii, utrwalany przez czerwone i różowe media. Ta sama decyzja, którą podpisał minister oświaty i szkolnictwa wyższego Henryk Jabłoński dotyczyła również m.in. Baczki, Kołakowskiego i Baumana. Wszyscy wyjechali z PRL u i zostali wielce szanowanymi na świecie autorytetami.

Brus wspominał, że wobec niemożności znalezienia akademickiej pracy w Polsce, przyjął zaproszenie University of Glasgow, a po roku „nadarzyła się sposobność kontynuowania pracy w mojej dziedzinie na długoterminowych zasadach w Oksfordzie”. Razem z Heleną Wolińską-Brus zamieszkał w spokojnej, willowej dzielnicy tego uniwersyteckiego miasteczka. Profesor wykładał ekonomię, ale też filologię rosyjską i środkowoeuropejską w Wolfson i Saint Anthony’s College. Jego żona uczestniczyła w sympozjach naukowych, udzielała się towarzysko, ostentacyjnie manifestując swoje poparcie dla Solidarności i potępiając stan wojenny...

Współpraca ze Stasi

Nie za sprawą Włodzimierza Brusa Helena Wolińska była w latach 1945–1955 jedną z bardziej wpływowych osób na szczytach komunistycznej władzy. Wysokie miejsce w aparacie partyjnym i państwowym zawdzięczała zażyłej znajomości z Franciszkiem Jóźwiakiem, przedwojennym działaczem WKP(b) i KPP. Jako „Lena” pracowała najpierw w jego sztabie GL i AL, potem w milicji (Jóźwiak był twórcą i pierwszym komendantem MO), a następnie w Naczelnej Prokuraturze Wojskowej (od marca 1945 r. do marca 1949 r. Jóźwiak był wiceministrem bezpieki).

Z Brusem, z którym wzięła ślub jeszcze w 1940 r., zeszła się ponownie w 1956 r., dając kosza Jóźwiakowi. W połowie lat 70. Włodzimierz Brus podjął tajną współpracę ze wschodnioniemiecką Stasi – został przyłapany z kochanką w hotelu i w obawie przed zaborczą żoną uległ szantażowi Stasi.
W 2006 r., po ośmiu latach (!!!) od rozpoczęcia przez Polskę procedury ekstradycyjnej, Brytyjczycy odmówili nam wydania Wolińskiej. Nie powiodła się również jej ekstradycja na podstawie ENA (Europejski Nakaz Aresztowania). Helena Wolińska-Brus zmarła nieosądzona w 2008 r. w Oksfordzie. Została pochowana razem ze zmarłym rok wcześniej mężem w kwaterze żydowskiej cmentarza Wolvercote. Przyjaciółkę żegnał prof. Leszek Kołakowski.

Tadeusz Płużański/GPC

JESTEŚMY LUDŹMI IV RP Budowniczowie III RP HOŁD RUSKI 9 maja 1794 powieszeni zostali publicznie w Warszawie przywódcy Targowicy skazani na karę śmierci przez sąd kryminalny: biskup inflancki Józef Kossakowski, hetman wielki koronny Piotr Ożarowski, marszałek Rady Nieustającej Józef Ankwicz, hetman polny litewski Józef Zabiełło. Z cyklu: Autorytety moralne. В победе бессмертных идей коммунизма Мы видим грядущее нашей страны. Z cyklu: Cyngle.Сквозь грозы сияло нам солнце свободы, И Ленин великий нам путь озарил Wkrótce kolejni. Mamy duży zapas.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka