Wojciech Terlecki Wojciech Terlecki
290
BLOG

Z ŻYCIA DŁUGOWIECZNCH ELFÓW

Wojciech Terlecki Wojciech Terlecki Kultura Obserwuj notkę 1

Zamek Aaaaby usytuowany był na niewielkim wzgórzu pośród równin. Niegdyś służył jako forteca broniącą miasta, ale od wielu wieków nikt na nikogo nie napadał i nie niepokoił. Mieszkańcy grodu, w większości ludzie, znaleźli sobie lepsze miejsce na osadę i w pałacu mieszkali jedynie jego właściciele - kilka starych rodów elfich. Świat toczył się swoimi torami bez większych komplikacji. Wszyscy wydawali się być z tego zadowoleni.
Aoel przekroczył próg komnaty Loaela. Na jego widok gospodarz wstał od stołu i uściskał serdecznie miłego gościa. Ucieszył się, że jego przyjaciel przyjął zaproszenie na partię szachów. Nawet, gdyby chcieli, żaden z nich nie przypomniałby sobie ileż to już rozegrali potyczek.
Zasiedli przed kwadratową planszą. Aoel korzystając z przywileju gościa wykonał pierwszy ruch białym pionkiem.
Loael zamyślił się i po chwili ruszył czarnego piona.
Gość podparł dłonią brodę i długo wpatrywał się w planszę. Rozważał i analizował wszelkie możliwe scenariusze przebiegu pojedynku. W końcu westchnął i rzekł:
– Proponuje remis.
– Zgoda.


Zapadło długie milczenie.
¬ Nad czym medytujesz Loaelu? Jakieś nowe poematy, wynalazki?
– Przyjacielu wszystko już zostało powiedziane w najdoskonalszy sposób i nie warto tego poprawiać, a prochu nie wymyślę, zresztą to zbyteczne: nasze strzały są doskonałe, a miecze zawsze ostre. Chociaż dawno tego nie sprawdzaliśmy. Musimy kiedyś odwiedzić zbrojownie… A właśnie, pamiętasz, że szlachetna Eloa wkrótce spodziewa się rozwiązania?
– Zupełnie mi to umknęło. To już dziewięć miesięcy minęło. Tak szybko wszystko się dzieje.
– Narodziny Elfa to nieczęste wydarzenie przez to nabiera wyjątkowości, której należy poświęcić dostateczną uwagę.
– Zatem pożegnam cię przyjacielu. Niezwłocznie ruszę do miasta, by kupić dziecku jakiś godny dar.
    Aoel skierował się do stajni, gdzie dosiadł pierwszego niezajętego wierzchowca. Elfy nie miały swoich ulubionych zwierząt, bo te żyły zbyt krótko, by warto było się z nimi wiązać emocjonalnie. Szczególnie, że taki koń mógł się gdzieś zapodziać.
Droga prowadziła poprzez pola. Jeździec odziany w tradycyjną długą szatę spoglądał bez emocji na rolników układających przed zwiezieniem do spichlerza snopy zboża. Ziemia należała do elfich rodów, ale uprawiali ją ludzie. W zamian mieli obowiązek odstawienia do zamku piątej części plonów. Drugą piątą cześć sprzedawali i dochód również oddawali elfom. Reszta należała do chłopów. Rolnicy bez emocji przyglądali się właścicielowi dóbr ziemskich. Jego długie jasne włosy przykrywały uszy, o których mówiono, że są spiczaste. Naprawdę jednak nikt z ludzi nie zna nikogo, kto byłby na tyle blisko długowiecznego, by mieć okazję uważnie przyjrzeć się jego małżowinom.

Przed rogatkami grodu, którego nazwy żaden z elfów nie chciał i nie potrzebował pamiętać codziennie tworzyła się kolejka kupców i chłopów opłacających myto i należne mieszczanom cło. Aoel nie zwolnił i przejechał obok wozów i furmanek. Jego myśli zaprzątał problem - co kupić dziecku? Mieszkańcy zamku w zasadzie mieli wszystko. Gdy jednak czegoś im brakowało odwiedzali podziemne magazyny, gdzie od pokoleń gromadzono różne dobra. Czasami okazywało się, że przodkowe jakiejś potrzeby nie przewidzieli lub czegoś nie dopatrzyli, wtedy należało udać się do pobliskiego miasta HrrGrr, którego nazwy nie potrafił wymówić żaden elf, by odwiedzić sklepy rzemieślników. Aoel pozostawił konia w grodowej stajni i ruszył na targ. Wkrótce jednak tego pożałował. W jego nozdrza uderzył okropny smród. Sprzedawano tam żywe i martwe zwierzęta. Te jeszcze dyszące nie przejmowały się gdzie załatwiają swoje potrzeby fizjologicznie, a od  martwych unosił się zapach krwi. Aoel szybkim krokiem przemierzył targowisko nie wnikając, co mógłby tam kupić. Jedna scena wzbudziła w nim zaciekawienie i smutek. Zanim dotarł do bogatszej dzielnicy był świadkiem, jak do stoiska brodatych jegomości podjechała udekorowana połyskującymi kamieniami szlachetnymi złota chłopska furmanka. Rumiana baba zaoferowała za piętnaście uncji szmaragdów i kilka dorodnych diamentów, sześć kilo brukwi, kilka selerów i rzepę. Początkowo sprzedawcy zaprotestowali i odmówili sfinalizowania tak niesprawiedliwej transakcji, jednak kiedy baba nakrzyczała na nich i stwierdziła, że: „jak im się nie podoba to sobie wychodek malowanymi szkiełkami ozdobi” krasnoludy, chcąc nie chcąc, ustąpili. Elf zdawał sobie sprawę, że brodate konusy sami są winni swojej niedoli. Pomimo, że wszystkie smoki zostały przez ludzi wybite i nikt nie kontrolował równowagi podaży i popytu na rynku kopalin, nie zaprzestali dalszego drążenia tuneli i wydobywania z głębi ziemi skarbów.
Przechadzka po bogatych sklepach nie przyniosła efektu. Elf nienagabywany przez sprzedawców spacerował pomiędzy ladami zapełnionymi różnymi dobrami. Broń i biżuteria w ogóle go nie interesowały. Niektóre tkaniny nawet mu się podobały. Zapamiętał, żeby przysłać tu któregoś z pośledniejszych elfów, by kupił materiał na nowe powłóczyste szaty.

Robiło się późno. Aoel nie był ciekawy, co się dzieje na ulicach grodu po zachodzie słońca, dlatego skierował się do karczmy „Pod wisielcem”. Na drzwiach przybytku widniała drewniana tablica z napisem: „STREFA WOLNA OD LUDZI”. Nie do końca była to prawda, bo gospodarz był pół elfem pół człowiekiem, cierpiącym z tego powodu na zaawansowany przypadek dysonansu poznawczego. Jego matka była kucharką - poślednią elfką gotującą na Zamku. Któregoś dnia jeden z dostawców warzyw wychędożył ją podstępem, albo nie, tego nikt już się nie dowie. Dziewczyna zaciążyła. Do końca była nieświadoma swojego stanu, bo jak zeznawała przed Radą Zamku: „To tak szybko poszło”. Elfka urodziła zdrowego dzidziusia, którego płatki uszu nie przyrastały do boku głowy tylko swobodnie dyndały. Nazwano go Benek. Rada nie miała wyboru, kiedy chłopiec skończył piętnaście lat i zaczął interesować się elfami dziewczynami zostali odesłani z pałacu. By mieli z czego się utrzymać zakupiono dla nich karczmę w mieście. Chłopiec szybko zdał sobie sprawę ze swojego godnego pożałowania statusu społecznego. Nie miał o to pretensji do elfów, których mimo surowego potraktowania jego matki, dążył wielką atencją. Nienawidził za to ludzi, ignorując fakt, że gdyby nie jeden z nich nie pojawiłby się na świecie. Ojca nie poznał, ponieważ chłopi, gdy dowiedzieli się o całym zajściu na wszelki wypadek go powiesili, o czym niezwłocznie donieśli zainteresowanym.
– Nie zarzucajcie – poprosił sołtys po zdaniu relacji ze sposobu załatwienia krępującej sprawy.
– Nie zarzucamy – zgodził się przedstawiciel elfów i wrócił za bramę zamku.

Aoel wszedł do ciemnego zadymionego pomieszczenia i ze zdziwieniem zauważył, że było tłoczno. Oprócz krasnoludów, kilku gnomów dostrzegł również elfy, których nie mógł rozpoznać. Zanim jednak dostatecznie się zdziwił, by zacząć dociekać rozwiązania zagadki pojawił się przy nim uradowany gospodarz.
– Witaj miłościwy Aoelu szlachetny elfie – odezwał się i ukłonił – Pozwól, że wskażę ci godne miejsce.
Elf pozwolił się zaprowadzić do dużego stołu pod oknem. Z dala od nieznanych elfów za to w pobliżu ławy zajętej przez krasnoludów.
– Będę potrzebował noclegu.
– Oczywiście – odpowiedział gospodarz – Matka osobiście przygotuje pokój. Czego się szanowny gościu napijesz? Mamy dobre wina.
– Wina to mam w pałacu. Daj mi zacnego piwa. Do jedzenia to, co zwykle kukurydza i kasza.
Aoel lustrował gości. Elfy zachowywał się trochę zbyt głośno jak na zwyczaje ich rasy, za to krasnoludy siedziały w niezwykłej dla nich ciszy. Elf wytężył wzrok i zorientował się, że goście na ławie obok mają nie lada problem do rozwiązania. Przeszukują kieszenie, tobołki, sakwy w poszukiwaniu miedziaków, za które mogliby kupić kolejne dzbany piwa. Gdy karczmarz zjawił się z wypełnionym zimnym piwem pszenicznym kuflem elf zapytał:
– Czy krasnoludy do tego stopnia zbiedniały, że nie stać ich na piwo, czy ceny masz szanowny Benku tak wysokie?
– Gdzie mi tam wysokie ceny dyktować, kiedy w okolicy knajp prowadzonych przez ludzi cała masa. Krasnoludy wszystko, co mieli do sprzedania sprzedali, a przychód na owoce i warzywa wydali, a zrobili to tak uczciwie, że nie maja na nic innego – tu gospodarz ściszył głos – pewnie będą się rozmarzać.
– Co? – zapytał zaskoczony elf
– Normalnie to krasnoludom mięso wystarczy, a im bardziej łykowate i twarde tym lepiej, ale od czasu do czasu kupują warzywa i owoce. Wieść niesie, że to dla ich samic co to w ciąży są.
Elf się nie odezwał, więc gospodarz skłonił głowę i oddalił się do kuchni pilnować, by kukurydza zbytnio się nie rozgotowała.
Rozmnażanie krasnoludów było skrzętnie ukrywaną tajemnicą, która nie za wiele kogo obchodziła z racji ich niełatwej urody.  Aoel wyobraził sobie, że gdyby rozwiązał ten sekret i napisał traktat na ten temat rozsławiłby swoje imię jako uczonego, którego żaden temat nie przeraża. Ktoś kiedyś za setki lat wspomni o Aoelu, który poznał tajemnicę krasnoludów. Niech zatem tak się stanie.
Do stołu podeszła elfka z miską strawy, Aoel wstał i ucałował ją na powitanie w oba policzki. Banitka pozostała nadal jedną z nich - kucharką, której kunszt wielu mile wspominało.
– Uelo, mam prośbę: poślij ode mnie tym krasnoludom po karafce gorzałki na brodę. Wydają się być w potrzebie.
Elfka uśmiechnęła się i skinęła głową.
– Jeszcze jedno. Kim są te hałaśliwe elfy?– zapytał Aoel zanim gospodyni się oddaliła.
– Panie, jeżeli możesz zaniechaj dociekań. Jeżeli ci przeszkadzają…
– Nie przeszkadzają. Jeżeli odpowiedź na to pytanie miałaby wam sprawić przykrość to nie chcę wiedzieć.
Aoel zajął się posiłkiem i zgodnie z obietnicą nie zawracał sobie głowy towarzystwem z drugie strony sali. W pewnej chwili usłyszał jak stawiający na stole dzbany z piwem Benek poprosił ich by: „Zamknęli mordy”. Potem coś jeszcze dodał, a kilkoro par oczu dyskretnie zerknęło w stronę Aoela. Na elfa spoglądały nieufnie również krasnoludy. Nie ruszyli postawionych przed nimi flasz z gorzałką. Długo szeptali między sobą. W końcu jeden z nich podszedł do stolika elfa. Skłonił lekko głowę i rzekł:
– Chciałbym się dowiedzieć, czemuż to szanowny pan zaszczyca skromną kompanię krasnoludów tak wykwintnym poczęstunkiem?
Aoel nie ruszając się z miejsca skłonił głowę.
– Z życzliwości do szanownych panów – odpowiedział.
Krasnolud stał bez ruchu i rozmyślał.
– Proszę wybaczyć, ale taka życzliwość to nieczęste zdarzenie. Zazwyczaj szanowne elfy unikają bratania się z jakimikolwiek przedstawicielami obcych ras.
– I ja również nie zamierzam się bratać. Widziałem jednak jak podle zostaliście wykorzystani przez ludzi dla mnie pracujących i jak niekorzystne transakcje zmuszeni byliście zawrzeć. Wstyd mi z tego powodu, dlatego postanowiłem wam to zrekompensować.
Twarz krasnoluda pojaśniała. Oto miał wyjaśnienie, które pozwoli mu bez ujmy na honorze skorzystać z poczęstunku.
– Niestety ludzie strasznie panoszą się ostatnimi czasy. Dziękujemy, zatem szlachetny panie i poczęstunek przyjmiemy.
Wrócił do kompanów, którzy lekko skłonili głowy w kierunku elfa i odkorkowali butelki.
Aoel z obojętną miną sączył piwo i wyglądał jak każdy pogrążony w myślach wyniosły przedstawiciel swojej rasy. Tymczasem krasnoludy opróżniły butelki i zbliżał się czas, gdy tradycyjnie powinni zająć się śpiewaniem lub wszczynaniem bijatyk. Ani w jednym ani drugim elf nie chciał uczestniczyć. Wstał, zatem od stołu i gestem przywołał gospodarza. Podszedł do ławy krasnoludów i wskazał wolne miejsce.
– Szanowni panowie pozwolą, że dosiądę się na chwile przed udaniem na spoczynek? Domówię mocnego piwa…
– Ależ oczywiście. Zapraszamy – uśmiechnął się szeroko krasnolud– Nazywam się Grum, tam siedzą bracia moi Elum, Harek, Stypil i Grezik.
– Aoel – powiedział Aoel, któremu było wszystko jedno jak nazywają się jego nowi kompani. Roboczo nazwał ich krasnolud jeden, dwa, trzy i ten, z którym zamierzał rozmawiać.
Pogadali trochę o pogodzie i żenujących cenach kopalin.
– Ja też mam pewien problem, który mnie nurtuje: Nie mam pomysłu, jaki prezent sprawić nowo narodzonemu elfowi. U was i u nas narodziny to wyjątkowe wydarzenie. Może mi panowie coś poradzą?
Biesiadnicy popatrzyli niepewnie jeden na drugiego.
–To już się krasnoludy nie rodzą? – zapytał Aoel. – Jeżeli tak jest to wybaczcie moją niegrzeczność. Wstyd nie pozwala mi z wami dłużej siedzieć. Chociaż chciałem zamówić posiłek, udam się na spoczynek.
– Ależ nie! – zaprotestowali chórem
– Oczywiście, że się rodzą! Cała masa krasnoludów rodzi się w grotach codziennie!
– No nie codziennie, nie przesadzaj…
    Grum uniósł dłoń w górę i powstrzymał rodzącą się awanturę.
    – Nie obraziłeś nas drogi elfi przyjacielu - to nie są proste sprawy. Zostań z nami może uda nam się ci pomóc.
– No to i ja wam pomogę. Podobno potrzebujecie warzyw i owoców. Nie brakuje nam tego w zamku Aaaaby.
W oczach Gruma pojawiły się łzy.
– Dziwnych rzeczy jesteśmy świadkami elf, który pomaga…
Już miał rzucić się i uściskać Aoela, ale ten dostrzegając jego zamiar wstał i zawołał karczmarza. Uściskanie kogokolwiek w pasie nie jest godne krasnoluda, a dotykanie elfów nie jest miło widziane przez dotykanych.
– To jak, który z was zostanie ojcem? – zapytał z uśmiechem Aoel po tym jak udał, że pociągnął długi łyk z kufla.
– Nikt z nas niestety – odrzekł jeden z krasnoludów wyraźnie zasmucony.
– O, to ciekawe, zatem siostra? – zaryzykował elf.
– Nie mamy sióstr. – Padła szybka i nieprzemyślana odpowiedź
– No inny brat zostanie ojcem? – Zafrasował się Aoel
– Brat zostanie matką – stwierdził jeden z krasnoludów zanim dostał szturchańca w żebra i kilka kopów pod stołem.
Kiedy milczenie się przedłużało Aoel rzekł.
– Dobra gorzałka w tej knajpie? Czy skończyliśmy rozmowę i warto iść spać?
– Zamów po butelce i gadajmy dalej. – zadecydował Grum
– A wyjaśnicie tajemnicę brata, którego nie ma wśród was, a zostanie matką?
– Obietnica dostarczenia warzyw i owoców zostanie dotrzymana?
– Daję słowo.
Musieli przerwać rozmowę, bo zrobiło się zamieszanie. To gospodarz na kopach wyrzucał z karczmy kompletnie pijanych elfów zajmujących sąsiednie stoliki. Aoel spojrzał na niego surowym wzrokiem, był tolerancyjny, ale na takie traktowanie pobratymców nie mógł się zgodzić. Gospodarz dostrzegł jego niepokój.
– Wybacz panie, że musiałeś być tego świadkiem. – Podszedł do stolika, gdy usunął w mrok nocy wszystkich niepożądanych już gości – To nie elfy tylko bogata młodzież ludzka, która z sobie tylko wiadomych powodów przebiera się za naszą… khm.. za starszą rasę. Nie mogę pogardzić ich pieniędzmi, może to i wstyd, ale pecunia non olet  jak mawiał… – Nie mógł sobie przypomnieć, który ze starożytnych elfów mógł być autorem tej sentencji.
Na stole pojawiły się flaszki, a krasnoludy już kompletnie pijane wychyliły kolejne kubki mocnego trunku. Wtedy to Aoel poznał jedną z najbardziej ukrywanych tajemnic.
Raz na jakiś czas wśród krasnoludów następuje zamieszanie. Niektórzy z nich zaczynają się zmieniać. Rodzina zamyka takiego nieszczęśnika w osobnej komnacie, a on przechodzi transformację „gender”. Gdy się to dopełni mężczyźni z innych rodów mogą odwiedzać przemienionego i odbyć z nim gody. Co roku na świat przychodzi jedno dziecko, które oddawane jest na wychowanie starszym, niepłodnym już przemienionym, tak zwanym Baba. Istoty owe do końca swych dni zajmują się dziećmi.
Aoel słuchał tej coraz bardziej bełkotliwej opowieści. Dopytał jeszcze, po co są te warzywa. W odpowiedzi usłyszał, że krasnoludy, które dostarczą ich jak najwięcej mają pierwszeństwo w odbyciu godów. W końcu towarzystwo posnęło oparte o ławy i skulone w kątach. Aoel wstał i udał się do swojego pokoju.
Rano po gościach nie było śladu, a stara elfka na pożegnanie wręczyła mu niewielkie pudełko.
– Krasnolud prosił, żeby ci to oddać. Mówił, że Baba, co się opiekują dziećmi dają im coś takiego, więc może to będzie dobry prezent i dla małego efla. No i powiedział, że jutro rano przyjadą do Aaaaby po obiecane plony.
Aoel z niepokojem skonstatował, że od tej pory warzywa, w jego umyśle, nabiorą nowych skojarzeń.

– Wybacz Loaelu, że tak długo mnie nie było. Mam nadzieję, że nie się nie niepokoiłeś – Elf spotkał na korytarzu zamku swojego przyjaciela.
– A wychodziłeś?
– Tak, spędziłem noc w gospodzie pijąc piwo i wódkę. Nie uwierzysz spotkałem tam ludzi przebierających się za elfy.
– To obrzydliwe…
– Poznałem również tajemnice rozrodu krasnoludów.
– A to po stokroć obrzydliwe.
– Jak zwykle przyjacielu masz rację, dlatego oszczędzę ci szczegółów.
– Dziękuje za zrozumienie. Jeżeli o czymś nie wiem i nie odczuwam z tego powodu żadnego dyskomfortu, to po prostu nie potrzebuje tego wiedzieć.
– Znakomicie to ująłeś. Sam to wydumałeś?
– Nie, skądże: król Aear z pierwszej dynastii

Dni mijały niespiesznie i nie różniły się niczym do siebie. No może robiły się coraz krótsze, co świadczyło o zbliżającej się jesieni. Pewnego ranka Loeal wpadł do komnaty Aoela bardzo podniecony. Jego przyjaciel ostatni raz widział go w takim stanie ponad trzysta lat temu, ale nie pamiętał, o co wtedy chodziło.
– Cóż cię tak poruszyło mój drogi? – zapytał z troską.
– Nie uwierzysz! Doszły mnie wieści, że nasz stary znajomy Ualel. Na przyjęciu z okazji narodzin ma opowiedzieć dowcip, którego nikt jeszcze nie zna! A narodziny, są już niedługo!
– To zdecydowanie uświetni ten dzień. – Ucieszył się Aoel – Ja też mam prezent dla dziecka, to krasnoludzki artefakt.
– A propo’s krasnoludów. Od czasu twojej wycieczki codziennie pojawiają się pod bramą i chcą by im dawać warzywa i owoce. Podobno im to obiecałeś. Założyłem, że to prawda, ale wiedz, że ta obietnica nadwyręża nasze zapasy.
– To nadużycie, nie dawajcie im już nic więcej. Chciałem im pomóc. Ta ich bieda jest zasmucająca.
Loael pomyślał chwilę, po czym zapytał:
– Powiedz mi coś o tym, może w naszych księgach znajduje się rozwiązanie tego problemu.
Kiedy Aoel podzielił się swoimi troskami z przyjacielem, ten zamknął się w swojej komnacie i długo wpatrywał się szklana kulę. W końcu wybiegł na korytarz, gdzie zastał przechadzającego się druha pogrążonego w jałowych rozmyślaniach nad tematem, który już wiele, wiele razy przemyślał. Tak wiele, że zapomniał, do jakich doszedł wniosków.
– Znalazłem! Znalazłem smoka w odległej krainie! – zakrzyknął. – Mieszka w grocie koło grodu Cracoua. Co prawda nie gromadzi złota i drogich kamieni, za to gustuje w dziewicach i owcach. Jedne zjada inne.., albo odwrotnie.
– To znakomicie! – Aoel uściskał druha – Może uda nam się go odpowiednio wytresować. Splądruje kilka wsi, zgromadzi skarby i ulży losowi krasnoludów.
– Zatem ruszajmy!
– Poczekaj! Przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę!
Zbierali się niespiesznie, ale skrupulatnie. Zajęło im to kilka tygodni, a kiedy byli już gotowi i stanęli na placu Loael po raz ostatni zerknął w swoją kulę, po czym pokiwał głową i rzekł:
– E, już za późno. Smok jest martwy. Wydaje się, że otruli go nieświeżą dziewicą.
Długo się jednak tym nie martwili gdyż następnego dnia urodziła się elfia dziewczynka.

Miesiąc później zamek Aaaaby świętował. Elfy witały na świecie małą Elę. W Sali Wielkiej zgromadziły się wszystkie znaczne i poślednie elfy. Mieli poznać nowego członka społeczności. Musieli jednak na to poczekać, bo małą zajmowali się obecnie magowie i kapłani. Jak głosiło prawo, każdy noworodek musiał być poddany serii obowiązkowych błogosławieństw i rutynowych przeciwzaklęć uodporniających na klątwy i uroki. Loael jako zwolennik amuletów i talizmanów podchodził sceptycznie do tych praktyk. Zwłaszcza, że w niektórych rytuałach używano rtęci i cząstek homunkulusów, co jak sądził, mogło prowadzić do wielu upośledzeń z krasnoludyzmem włącznie.
Aoel zbliżył się do kołyski i z drewnianego pudełeczka wyjął prezent. Była to bańka przypominająca kroplę wody zrobiona z jakiegoś miękkiego bursztynu, tak przynajmniej sądził. Ostry koniec kropli wbudowany został w gardę, po drugiej stronie znajdował się uchwyt w kształcie kółka. Aoel wręczył dziewczynce prezent. Ta natychmiast wsadziła go sobie do ust i nie chciała oddać. Podarunek nazwany smoczek ucieszył również młoda mamę. Gdy osesek stawał się nazbyt hałaśliwy i nieznośny nie musiała już go poić magicznym naparem lub rzucać czar snu. Dzięki temu dziecko o wiele dłużej niż jego rówieśnicy mogło się bawić i doświadczać otaczającego świata. Było niemalże tak aktywne jak jego ludzcy rówieśnicy, co dało to niezwykły rezultat. Dość powiedzieć, że to ta mała Ela buszując w laboratoriach Loaela wymyśliła proch. Od tamtej chwili świat nie był już taki jak przedtem, co nie zmienia faktu, że każde wydarzenie, które się zdarza powoduje, że świat się zmienia.
Ale to już zupełnie inna historia.


Jak zwykle wersja czytana i omówiona w audycji ABW Bibliotekarium dostępna jest tutaj: Zaaamek Aaaaby od 1.40.34

Urodziłem się w Warszawie w peerelu. W roku swoich osiemnastych urodzin dorosłem na tyle, by głosować w pierwszych, prawie wolnych, wyborach. Karierę zawodową rozpocząłem od zarządzania projektami Fundacji Zabezpieczenia Społecznego, wtedy to wyleczyłem się z bajek o sprawiedliwości społecznej. Pisanie zacząłem od promowania pojawiających się na polskim rynku usług transmisji danych. Moim sukcesem było stworzenie marki Neostrada. Po odejściu, w 2013 z Orange Polska, napisałem powieść "Kukiełki i Dusze". W roku dwutysięcznym osiemnastym napisałem opowiadania: INWAZJA OBCYCH, HIP, HIP, HURA! oraz Algorytm Belzera, które zostały nagrodzone w konkursach Fantazmatów i Bibliotekarium. W 2020 roku nakładem wydawnictwa Bibliotekarium ukazała się powieść "Era Zwodnika".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura