avenarius avenarius
367
BLOG

Piekło w Twojej głowie (1)

avenarius avenarius Rozmaitości Obserwuj notkę 0

 

Spór o wieczną karę w piekle wydaje się mieć pewne ukryte źródło, które go zasila. Dyskutanci pochodzą z różnych środowisk, zwykle bywają katolikami, protestantami bądź prawosławnymi. Czasami niewierzącymi. Ale nawet ci ostatni niemal na pewno chodzili kiedyś do kościoła i musieli skonfrontować się z obrazem, który pracuje w  emocjach wszystkich rozmówców, obrazem rozzłoszczonego Boga. Dokładniej: rozzłoszczonego na nas.

Zanim pozwolicie Waszym umysłom sformułować standardowe odpowiedzi, dajcie parę sekund Waszym uczuciom, żeby zdążyły choć pisnąć. Nie jest tak, jak piszę? Przypomnijcie sobie (katolicy) to stanie w kolejce do konfesjonału jako dziecko. Ten dzień, w którym dowiedzieliście się np., że onanizm jest grzechem ciężkim (a za grzechy ciężkie idzie się do piekła). Zastanawianie się jakie są szanse, żeby nagła śmierć zastała Was w stanie łaski uświęcającej. Pytanie samych siebie jaki procent ludzi będzie zbawionych i wobec tego jakie macie szanse znaleźć się w "lepszej połowie". 

Chcecie zaprzeczyć temu, że te wszystkie epizody pozostawiły Wam ślad na dnie serca? Że pytanie o piekło bierze się z niepokoju o siebie samych? Ciekawe, że w Ewangelii jest podobnie. Ktoś zadaje Jezusowi pytanie ogólne, pytanie o „nich”:  "Panie, czy tylko nieliczni będą zbawieni?" a Jezus od razu zmienia odpowiedź na bezpośrednio skierowaną do słuchaczy: "Usiłujcie wejść przez ciasną bramę... Ujrzycie siebie samych precz wyrzuconych...". Jakby wiedział skąd się takie pytania biorą.

To zwrócenie uwagi na płaszczyzny wydaje mi się istotne. Na pewno odpowiada moim odczuciom. Na poziomie ogólnym  uważam, że wszyscy powinni być zbawieni. To mi pasuje do ogólnych założeń. Ale na poziomie osobistym nie umiem tego powiedzieć. Nie czuję, że powinienem być zbawionym. I za nic nie da się tutaj zastosować prostej logicznej reguły opuszczania: Skoro wszyscy, to i ja sam, także.

Bo logika nie ucisza emocji. Możesz milion razy logicznie tłumaczyć dziecku, że nie ma czarownic. Możesz dorosłej osobie odczytywać całe traktaty o nieskończonej wartości osoby ludzkiej. Lęk czy poczucie bezwartościowości nie ustąpią. Po prostu trzeba dziecko przytulić i może przez tę jedną noc wyjątkowo pozwolić mu spać ze sobą. Trzeba osobę zachwianą w poczuciu wartości polubić i jej to pokazać, poświęcając dla niej coś cennego.

Nie inaczej jest z lękiem totalnym, lękiem przed potępieniem. Nie ustąpi od samych słów. Co byłoby odpowiednikiem tego przytulenia i sympatii? "Miłość Boża"? Nie sądzę. To znaczy może w ostateczności o to chodzi, ale dla większości ludzi wyrażenie "Miłość Boża" nie oznacza niczego równie odczuwalnego, jak ów lęk i poczucie winy. Zbyt często zresztą słyszeli je jako wytrych, mgliste zwieńczenie rozmaitych rozważań prowadzonych z ambony. No, a poza tym powiedzcie, jak mam uwierzyć, że Bóg mnie lubi, gdy Go muszę permanentnie przepraszać? Bo przecież w każdej liturgii się to pojawia: „Przeprośmy za nasze grzechy”. Znowu – teologicznie, to ja sam sobie umiem to przełożyć. Ale emocje mają swoje prawa. Permanentnej i czyhającej zewsząd winy z poczuciem bycia kochanym nie łączy się łatwo.

Jakie jest zatem źródło nadziei przeciwstawiającej się potępieniu? O tym w następnym odcinku :-)

 

 

 

avenarius
O mnie avenarius

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości