Zdjęcie "Lane Motor Museum"
Zdjęcie "Lane Motor Museum"
barbie barbie
3600
BLOG

Polskie mikrosamochody - WSK Mikrus

barbie barbie Motoryzacja Obserwuj temat Obserwuj notkę 24
     Wraz ze śmiercią Stalina (marzec 1953) PRL v1.0 zaczęła się chylić ku upadkowi. W listopadzie na "zgniły zachód" nawiał niejaki Józef Swiatło i zaczął zajmować się działalnością "anty-PRL". Udzielał się w Radiu Wolna Europa, organizował "akcję balonową" (przesyłanie balonami nad Polskę broszurek agitacyjnych). 
     W ZSRR reżim też zaczął się poważnie chwiać - a jak WAADZA słabnie rodzi się (słabsza lub silniejsza) rewolucja, o frukta zaczynają walczyć "mołodyje wołki" (patrz D.Morris - "Naga małpa"). Ma to także pozytywne skutki - w ludziach rodzi się nowa nadzieja i entuzjazm. U nas zaczęto produkować zegarki (Błonie), lustrzanki i małoobrazkowe "Fenixy" itp.

     Tak się też stało w Polsce. W maju 1953 FSO dostało polecenie służbowe opracowania jak najtańszym kosztem polskiego samochodu małolitrażowego - zaczęła się rodzić "Syrena" - ale opis jej losów pozostawię komuś, kto miał okazję lepiej poznać ją w codziennej praktyce. Prawie równocześni na 2 przeciwległych krańcach Polski powstawały mikrosamochody - w Mielcu i Rzeszowie "Mikrus" i "Meduza", zaś w Szczecinie "Smyk". Założenie było proste - miały to być jak najprostsze konstrukcje w cenie tylko niewiele wyższej od motocykla. 

     Koncepcja "Smyka" była zbliżona do "BMW Isetty" (wsiadało się z przodu) - taka konstrukcja ułatwia   utrzymanie sztywności pojazdu. "Smyka" napędzał czterosuwowy silnik motocykla "Junak" (350 ccm) - autko opracowano w modelu 2+2 (rodzice + dwoje dzieci). Powstało ok. 50 szt. "Smyka", kilka stoi w muzeach i podobno kilka jeździ do dziś.

     "Mikrus" i "Meduza" to były siostrzane konstrukcje wykorzystujące tą samą "mechanikę". Oba autka również przeznaczono dla dwojga osób dorosłych i dwojga dzieci. Konstrukcje "mieleckie" zrealizowano w układzie silnik (umieszczony poprzecznie) z tyłu - napęd oczywiście na oś tylną. Zespół napędowy (silnik, sprzęgło, skrzynia biegów, mechanizm różnicowy oraz osprzęt) stanowił zespolony podzespół o masie 52 kg! Mógł go łatwo wymontować lub zamontować jeden człowiek nie dysponujący podnośnikiem lub kanałem rewizyjnym! Podobny układ zastosowano np. w "Smarcie" ForTwo.
Redukcja kosztów odbiła się niestety na konstrukcji. Zastosowano dwucylindrowy silnik dwusuwowy (300 ccm) chłodzony powietrzem (dmuchawa), gaźnik suwakowy (motocyklowy), dwutarczowe sprzęgło "mokre" (również typowe dla motocykli). Skrzynia biegów była całkowicie pozbawiona synchronizacji (ale o kołach zębatych stale zazębionych). Napęd był przekazywany na kosz mechanizmu różnicowego za pomocą czołowej przekładni głównej. Sprzęgło, skrzynia biegów i mechanizm różnicowy pracowały we wspólnej kąpieli olejowej. 

    Cała "elektryka" była zblokowana w oddzielnym "module" umieszczonym pod wirnikiem odśrodkowego wentylatora chłodzenia. Mieściły się tam przerywacze zapłonu tak zwany "dynastarter" (po polsku prądnico-rozrusznik). Takie urządzenia są stosowane do dziś np. w lokomotywach spalinowych :))). Potężny wirnik tego urządzenia służył "przy okazji" jako koło zamachowe. Z "prądu" na zewnątrz pozostawiono tylko regulator prądnicy, przekaźnik uruchamiający tryb rozrusznika ("Mikrusa" uruchamiało się kluczykiem w stacyjce!), cewki zapłonowe i akumulator.

    Zespół napędowy był mocowany do "półramy", której tylna część (demontowalna) służyła jako baza mocowania wahaczy podłużnych (obciążona półoś stanowiła część zawieszenia).

    Auteczko miało niezależne zawieszenie wszystkich kół (sprężyny śrubowe + amortyzatory hydrauliczne podwójnego działania). Z przodu zastosowano wahacze poprzeczne i nowość na owe czasy - zębatkową przekładnię kierowniczą (maglownicę).

    Ciekawostką była prosta możliwość rozkładania siedzeń do spania (kilka razy pomimo moich rozmiarów udało mi się w "Mikrusie" zgrzeszyć!).

Jak to jeździło? 
Jak już jeździło to nieźle, choć głośno - ale psuło się na potęgę. Mieszkałem w Krakowie i jeździliśmy "Mikrusem" na narty - do Zakopanego, do Szczyrku itp. Dawał radę - pod górę ciągnął tylko nieco szybciej niż załadowany ówczesny autobus SAN - ale i tak dojeżdżało się szybko bo bez większego ruchu i bez korków. 

    Silnik był po prostu za słaby (14-15 KM) i się grzał - groziło to "złapaniem" tłoka (co poprzez blokadę tylnych kół niekiedy prowadziło do poślizgu i wypadku). Podobno końcówka produkcji otrzymała silnik 400 ccm - ale może to być "legenda miejska".
    Słabym punktem była też skrzynia biegów - a zwłaszcza rozwiązanie biegu wstecznego. Nawet przy delikatnej eksploatacji bardzo łatwo uszkadzało się zębate kółko trzeciego biegu (oczywiście często najbardziej przydatnego) albo łożysko wałka.
    Silnik "lubił" sobie pociągnąć olej ze skrzyni biegów (jak simering wału korbowego się trochę postarzał) i postawić białą zasłonę dymną. Awaryjne były też prądnico-rozruszniki produkcji polskiej (ja miałem na szczęście fabrycznie zamontowanego oryginalnego Boscha). 

    Tym niemniej objechałem "Mikrusem" prawie całą Polskę. Przy spokojnej jeździe wychodziło zużycie 4,2-4,8 l/100 km (na oryginalnym niemieckim gaźniku BING). Poważniejsze kłopoty zaczynały się niestety po wymianie części. Mój egzemplarz pochodził z początku produkcji i zamontowano w nim fabrycznie sporo importowanych części (z Glass Gogomobila - konkurenta BMW Isetta ???). Polskie części zamienne nie wytrzymywały długo - najgorsze parametry miały rzemieślnicze zamienniki. Magazyn części był prowadzony przez "Motozbyt Rzeszów", ale Internetu i kurierów wtedy jeszcze nie było. 

    Produkcję "Mikrusa" dość szybko zakończono (ok. 2000 sztuk). Moim zdaniem szkoda, bo w swoich czasach odpowiadał on w pełni konstrukcjom zachodnim, na których był wzorowany - np. w Krakowie jeździł jeden Gogomobil - mieliśmy więc porównanie ("Mikrus" był ładniejszy!). "Mikrus" był także odpowiednikiem ówczesnego Fiata 500.  
     Gdyby tą konstrukcję rozwijano, polikwidowano "choroby dziecięce" to jestem przekonany że ulepszony "Mikrus" w 1974 r. poważną konkurencją dla Polskiego Fiata 126p. A tak "WSK Mikrus" dołączył do zbioru "konstrukcji porzuconych". Dlaczego - nie wiem, a nie chcę "gdybać" wolę sie ograniczyc do techniki!

     Warto jednak pamiętać, że WSK Mielec i WSK Rzeszów pod koniec lat 1950 to były nowoczesne fabryki lotnicze (rodem z dawnego COP). WSK Mielec produkowały wówczas seryjne na licencji MiG (wersja 17) myśliwiec pod nazwą Lim-5 i Lim-6 (LIcencyjny Myśliwiec) a WSK Rzeszów licencyjne silniki odrzutowe (LIS). W latach 1955-1960 Polska wyprodukowała 477 samolotów Lim-5, z których większość pozostawała na służbie lotnictwa polskiego (małe ilości eksportowano do Bułgarii, Egiptu, Indii i NRD). Technicznie były w stanie spełnić wszystkie wymagania ("Mikrus" właściwie nie rdzewiał!).

      Cena "Mikrusa" była bardzo wysoka (50 000 zł). Mnie się udało kupić nowego z "LOK". Był on nagrodą w loterii fantowej, los gdzieś zaginął i zgodnie z przepisami "Mikrus" musiał stać w magazynie 5 lat (bo może się ktoś zgłosić z losem). Tak więc w 1963 r. naciągnąłem dziadka i za jedyne 35 000 kupił to auto nominalnie dla mojej Mamy. Ale ja już w 1964 r. w liceum zrobiłem prawo jazdy - no i krótko mówiąc "dorwałem się". 
     W 1974 r. "przesiadłem się"do używanego Polskiego Fiata 125p (1300 ccm) i od tego czasu "zajeździłem sporo bryk".
barbie
O mnie barbie

Nazywam się Tomasz Barbaszewski. Na Świat przyszedłem 76 lat temu wraz z nadejściem wiosny - była to wtedy niedziela. Potem było 25 lat z fizyką, a później drugie tyle z Xeniksem,  Uniksem i Linuksem. Dziś jestem emerytem oraz bardzo dużym wdowcem! Nigdy nie korzystałem z MS Windows (tylko popróbowałem) - poważnie! Poza tym - czwórka dzieci, piątka wnucząt, dwa koty (schroniskowe dachowce), mnóstwo wspaniałych wspomnień i dużo czasu na czytanie i myślenie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie