barbie barbie
309
BLOG

Cyfryzacja - plusy i minusy

barbie barbie Kultura Obserwuj notkę 4

    Na blogu „technikalia” bloger @leniuch102 ponownie poruszył temat odtwarzania muzyki porównując winyle z CD, plikami rozpowszechnianymi w sieci oraz wrażenia ze słuchania takich konserw muzycznych. Przedstawiający się jako inżynier bloger pominął jednak kilka ważnych aspektów:

   Współczesny Świat dał się omamić „cyfrową jakością”. Pliki cyfrowe można łatwo i szybko powielać – mało tego, łatwo sprawdzić czy kopia jest identyczna (bit perfect) z oryginałem. Dodatkowo elektronika cyfrowa umożliwia dokonywanie praktycznie dowolnych modyfikacji nagrań w formie cyfrowej. W studiach nagraniowych, a nawet na koncertach „na żywo” używa się skomplikowanych konsolet z oprogramowaniem, które pozwala na prawie nieograniczone modyfikacje „materiału dźwiękowego” – na przykład w nagraniu stereofonicznym łatwo można zmienić ustawienie muzyków i instrumentów na scenie dźwiękowej, zmienić barwę każdego instrumentu z osobna, wprowadzać kompresję głośnych dźwięków itp.

    Niewątpliwą przewagę także transmisja cyfrowa w przypadku transmisji dźwięku – to dzięki niej możemy znacznie zwiększyć efektywność wykorzystywania kanałów transmisyjnych (różne multipleksy TV i radia). Dzięki temu można po stosunkowo niewielkich modyfikacjach lepiej wykorzystać istniejące nadajniki i pomieścić więcej stacji telewizyjnych i radiowych. Przy „okazji” uzyskamy praktycznie całkowitą eliminację zakłóceń transmisji, możliwość jej buforowania i wiele innych atrakcyjnych właściwości.

   Kodowana transmisja cyfrowa to bardzo stary pomysł! Stosowano ją już w epoce telegrafii (przewodowej i bezprzewodowej). Starzy harcerze pamiętają zapewne kod Morse’a (1838!). Jakość transmisji oraz podatność na zakłócenia były wówczas daleko niezadowalające – ratunkiem (na pewien czas) okazało się kodowanie i przejście na transmisję kropek (krótki sygnał) i kresek (długi sygnał). Do kodowania i odkodowywania transmisji niezbędni byli wytrenowani telegrafiści.

    Technika szła jednak do przodu i wkrótce jakość kanałów transmisyjnych poprawiła się na tyle, że możliwe stało się korzystanie z niekodowanych transmisji analogowych (telegrafiści stali się zbędni) i rozwinęły się najpierw techniki zapisu i przesyłania dźwięku w postaci analogowej (telefon Bella to 1877 r., a fonograf Edisona to 1877 r.), a nieco później radio i TV. Stosunkowo niedawno znów powrócono (z wielu względów – także komercyjnych) do transmisji dźwięku i obrazu kodowanych cyfrowo. Rozwój elektroniki cyfrowej i szybkość pracy komputerów (w tym specjalizowanych) pozwoliło na rozwój tych technik. Systemy kodowania zmieniają się jak w kalejdoskopie - dobrze o tym wiedzą poszukiwacze różnych kodeków. Sporo transmisji jest kodowanych – chcesz? To płać. Pamiętacie Państwo regionalizację odtwarzaczy i płyt DVD oraz akcję wprowadzania DRM (Digital Rights Management)? Tak naprawdę te działania ochrony praw wymusiła szybkość i łatwość bezstratnego (bit-perfect) kopiowania plików cyfrowych. Dziś płacimy odpowiednie podatki o każdego nośnika i każdego urządzenia, które można wykorzystać do ich kopiowania (opłaty reprograficzne).

   Transmisje (lub nagrania) analogowe z zasady nie są kodowane. Aby posłuchać klasycznej analogowej płyty winylowej nie potrzebujemy żadnego kodeka. Mam sporo wspaniałych płyt winylowych z „złotego okresu HiFi” czyli lat 1960-1970. Na wielu z nich znajdują się takie (lub podobne informacje):

„Sesja nagraniowa miała miejsce w 1960 r. w słynnej ze swej akustyki sali koncertowej w Watford pod Londynem. Orkiestra (London Symphony) została rozmieszczona klasycznie, jak na koncercie, zadbano także o obecność na scenie (choć nie poruszających się) tancerzy. Nagranie wykonano za pomocą trzech (3!!!) nieruchomych mikrofonów (jeden służył do nagrania wersji monofonicznej). Podczas nagrywania na nośniku magnetycznym i późniejszego przeniesienia go z taśmy na płyty winylowe nie dokonywano żadnych interwencji akustycznych lub technicznych. Za dynamikę, zrównoważenie instrumentów, artykulację i szczegóły i tym samym ostateczny efekt nagrania odpowiedzialny był jedynie dyrygent – maestro Anatole Fistulari.” 

(Balet Adolphe Adam „Giselle” album Mercury Living Presence SR2-9011) tłum. autor notki

    Dziś takie nagrania uznawane są za referencyjne i odtwarzane na dobrym sprzęcie nie mają sobie równych pod względem wierności brzmienia. Są również przenoszone na inne nośniki – na taśmy szpulowe, albo na nośniki cyfrowe (najczęściej na SACD), jednak wymaga to interwencji podczas remasteringu.

Tyle o technice – o teraz nieco o muzyce.

    Bardzo niewielu ludzi słucha obecnie muzyki w formie naturalnej – to znaczy wykonywanej na instrumentach akustycznych lub śpiewu bez pośrednictwa wzmacniaczy. Nawet na koncertach (o zgrozo również muzyki barokowej lub w klubach jazzowych) króluje stanowisko akustyka, który decyduje o końcowym efekcie – a słuchacze odbierają dźwięk z głośników. Oczywiście niektóre instrumenty (choćby gitara elektryczna) tego wymagają, ale nagłaśnianie w małej sali klasycznego tria fortepianowego (fortepian, kontrabas i perkusja) po prostu nie ma sensu. Słuchacze są dziś przyzwyczajeni do dźwięku emitowanego z głośników i traktują go jako naturalny. 

   Że tak nie jest można się było przekonać na jednym z „Audio-show”, na którym można było bezpośrednio porównać dźwięk średniej wielkości fortepianu i zestawu wysokiego Hi-End. Sprzęt mimo ceny na poziomie sześciocyfrowym został w opinii ponad 90% słuchaczy po prostu „położony na łopatki”! Słuchanie Konkursu Chopinowskiego na sali Filharmonii Narodowej do zupełnie co innego, niż słuchanie jego transmisji przez radio lub TV.

    Brak adekwatnych porównań to jeden problem. Ja stosuję proste kryterium – jeśli po powrocie z koncertu w filharmonii denerwuje mnie dźwięk mojego systemu odtwarzającego, to ten sprzęt jest po prostu „do kitu”! I nie chodzi tu o trzaski! Na prawdziwym koncercie nigdy nie ma ciszy – zawsze znajdą się „obce” dźwięki – skrzypnięcie krzesła, kaszlnięcie, hałas przepływu powietrza w organach. Jeśli jesteśmy skupieni na muzyce nie zwracamy na te dodatkowe dźwięki, a także na tło dźwiękowe (rzędu 50-60 dB) sali koncertowej uwagi.

   Powiedzmy sobie prawdę w oczy – większość dziś nie słucha muzyki, bo to wymaga ciszy i skupienia. W większości przypadków muzyka nam towarzyszy tworząc prawie niezauważalne tło dźwiękowe. Nic w tym złego, ale powinniśmy pogodzić się z faktem, że tak nie da się słuchać muzyki skomplikowanej, w której piękno często ukrywa się w szczegółach. Jako tła używamy więc muzyki prostej, a w takim przypadku wierność (a także jakość) jej odtwarzania traci znaczenie. Słuchanie muzyki klasycznej za pośrednictwem popularnych dziś głośników USB to szczególny rodzaj onanizmu dźwiękowego, a słuchanie koncertu fortepianowego (nawet Mozarta) w samochodzie w przez wrażliwego melomana to prosta droga do 100% skupienia się na muzyce i tym samym do wypadku!

    Nawet w muzyce tanecznej – typowo rozrywkowej możemy wyróżnić muzykę prostą (disco polo) i nieco bardziej skomplikowaną (tango i inne tańce latyno-amerykańskie, klasyczne slowfoxy itp.). Zasada doboru sprzętu odtwarzającego jest dość oczywista – im bardziej skomplikowana muzyka, tym potrzebna jest lepsza wierność – a więc lepszy sprzęt. Najlepiej zaś spróbować słuchania muzyki (najlepiej akustycznej) na żywo lub uprawiania muzyki samemu, nagrywać swoje próby choćby na komputerze, posłuchać tych nagrań i krytycznie ocenić.  

barbie
O mnie barbie

Nazywam się Tomasz Barbaszewski. Na Świat przyszedłem 76 lat temu wraz z nadejściem wiosny - była to wtedy niedziela. Potem było 25 lat z fizyką, a później drugie tyle z Xeniksem,  Uniksem i Linuksem. Dziś jestem emerytem oraz bardzo dużym wdowcem! Nigdy nie korzystałem z MS Windows (tylko popróbowałem) - poważnie! Poza tym - czwórka dzieci, piątka wnucząt, dwa koty (schroniskowe dachowce), mnóstwo wspaniałych wspomnień i dużo czasu na czytanie i myślenie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura