Bazyli1969 Bazyli1969
430
BLOG

Bitwa pod Beresteczkiem (28.VI. 1651), brakujące kilokalorie i początek końca I Rzeczypos

Bazyli1969 Bazyli1969 Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 13

Im jakiś szczegół jest bardziej błahy i śmieszny, tym bardziej zasługuje na dokładne zbadanie…
A.Conan Doyle

image

Dnia 28 czerwca 1651 nieopodal miasteczka Beresteczko (ukr. Берестечко), leżącego kilkadziesiąt kilometrów od dzisiejszej granicy Polski, stanęły naprzeciw siebie dwie potężne armie. Pierwszą, składającą się z wojsk polskich narodowego i cudzoziemskiego autoramentu oraz pospolitego ruszenia, dowodził król Jan Kazimierz. Drugą, która tworzyli Kozacy, tzw. czerń oraz Tatarzy, przyprowadzili  hetman B. Chmielnicki oraz chan krymski Islam Girej. Już po bitwie jeden z uczestników wspominał: Nie wiem, czy ojczyzna nasza, czy świat cały widział po grunwaldzkiej bitwie coś podobnego i miał rację. Starcie należało bowiem do grupy największych w skali dziejów ówczesnej Europy, gdyż pod wodzą króla skupiło się ok. 60-70 tys. ludzi, a siły kozacko-tatarskie liczyły najpewniej ponad 100 tys. wojaków. Bez cienia przesady można stwierdzić, że pod względem liczby uczestników bitwa pod Beresteczkiem przypominała późniejszą o 32 lata słynną batalię wiedeńską.

Sama bitwa trwała kilka dni (28.VI-10.VII) i obfitowała w niesamowite zwroty akcji. Początkowo siły koalicji antykrólewskiej zlekceważyły przeciwnika, ale determinacja wojsk Rzeczypospolitej  była olbrzymia i Kozacy wraz ze wspomagającymi ich Tatarami szybko przekonali się, iż  nie doczekają się powtórki z Żółtych Wód, Korsunia czy Piławców. Zawodowi żołnierze Rzeczypospolitej oraz  nieprzetrzebiona i nie zdeprawowana jeszcze do cna szlachta stanowili niezwykle groźną siłę. Nie tylko pod względem morale, ale przede wszystkim z powodu umiejętności i bojowego doświadczenia. Wystarczy wspomnieć, iż w początkowym okresie bitwy, czyli podczas rozpoznania bojem, straty polskie w stosunku do strat tatarskich kształtowały się jak 1 do 20. Należy przy tym uczciwie podkreślić, że wielki wkład w ostateczne zwycięstwo wniósł Jan Kazimierz, który to człowiek  przy wszystkich swoich politycznych i charakterologicznych brakach był jednocześnie srogim i przemyślnym wojakiem.

Nie będę w tym miejscu opisywał dokładnie przebiegu bitwy. Nie ten zamiar przyświeca niniejszemu wpisowi. Pozwolę sobie wspomnieć wszakże o kilku faktach, doskonale obrazujących dramatyzm oraz rangę starcia.

Tak oto po dwóch dniach zaciętych zmagań zaskoczeni i wściekli Tatarzy uszli z pola walki. Spośród ich szeregów poległo kilka tysięcy ludzi, w tym dwóch braci samego chana (Amurat i Krym Girej), a do 15 000 ordyńców dostało się do polskiej niewoli. Widząc czmychających sojuszników sam Chmielnicki ruszył za nimi by – prawdopodobnie – błagać o powrót. Islam Girej nie zostawił na hetmanie suchej nitki i rozkazał związać go i uwieźć na Krym. Około 50-60 tysięcy Kozaków i zrewoltowanego chłopstwa schroniło się w taborze i z niepokojem oczekiwało szturmu wojsk Rzeczypospolitej. Większość dowódców armii królewskiej chciała uniknąć rozlewu krwi i zaoferował powstańcom negocjacje. Pod nieobecność B. Chmielnickiego (o czym nie wiedziała strona polska) komendę sprawował płk. Dziedziała, który skłaniał się ku układom. Niestety większość kozactwa miała odmienne zdanie i po obaleniu Dziedziały wybrała na wodza płk. Bohuna. Przez kilka dni trwały drobne starcia i negocjacje. Strona kozacka prowadziła jednocześnie prace nad wydostaniem się z okrążenia i w tym celu nieustannie sypała groblę przez okoliczne bagna. 10 lipca na skutek nieporozumienia w obozie oblężonych wybuchła panika, a gdy dostrzegli to polscy dowódcy rozkazali podjęcie natychmiastowego ataku. Tak też uczyniono…

„W polskie ręce wpadły olbrzymie łupy: namiot i zbroje chana, szaty, bogate tkaniny oraz mnóstwo kosztowności. Ponadto, wiele świetnych koni tatarskich, szable, buńczuki większości czambułów, łuki i siodła oraz buława Chmielnickiego. Wzięto do niewoli bardzo wielu Tatarów, których większość stanowili ranni. Odnaleziono tron polowy chana, porzucony w pośpiechu. W zdobytym taborze kozackim znaleziono masę sprzętu wojskowego oraz zrabowane dobra. Zdobyto insygnia wojskowe hetmana zaporoskiego, całą kancelarię Chmielnickiego wraz z korespondencją zagraniczną, wielką ilość żywności i różnych dóbr, w większej części zrabowanych szlachcie i miastom w poprzednich kampaniach. W rozbitym taborze poniósł śmierć gość Chmielnickiego – patriarcha jerozolimski, a do niewoli dostał się poseł patriarchy carogrodzkiego, który przywiózł kozackiemu wodzowi złotą szablę i benedykcję z imieniem całej religii greckiej. Tego ostatniego złapał żywcem rotmistrz wołoskiej chorągwi Jeremiego, zatem złota szabla trafiła do Wiśniowieckiego, ten jednak odesłał ją królowi, by monarcha dołożył broń do innych trofeów, wśród których samych chorągwi kozackich było kilkadziesiąt.” Od  szabli, kul i w bagnach straciło życie nawet dwadzieścia kilka tysięcy Kozaków i tzw. czerni. Zdawało się, że już tylko kilka kroków dzieli Rzeczpospolitą od zakończenia wojny domowej. Niestety…

Przez wiele lat badacze zagadnienia wytykali szlacheckiemu pospolitemu ruszeniu, że przedłożyło interes własny ponad rację stanu. To prawda, ale tylko po części. Nie podlega dyskusji, iż niemal na zajutrz po rozbiciu sił przeciwnika około 30 tysięcy szlachty wyjechało z obozu w rodzinne strony i osłabiło znakomicie siły Rzeczpospolitej. Czy jednak do świadomości cenzorów i późniejszych obserwatorów przebiły się powody takiego rozwoju wypadków? Nie! A jest o czym przypominać.

Otóż armia Rzeczypospolitej z połowy XVII stulecia była w ówczesnej Europie jedną z niewielu spośród tych, które nie przykładały specjalnego znaczenia do aprowizacji wojsk. Trzeba nawet powiedzieć brutalnie: lekceważyła tę niezwykle istotną stronę wojny. Współcześni Francuzi, Austriacy, Szwedzi, Turcy a nawet Rosjanie dbali o ten aspekt sztuki wojennej. A my nie. Jakie to przynosiło skutki? Aby nie być posądzonym o ściemnianie przywołam w tym miejscu relacje świadków…

Petroni Łasko, wysłannik wojewody bracławskiego Adama Kisiela do Bohdana Chmielnickiego, po drodze do obozu kozackiego wspominał o ciężkim głodzie, który już latem 1648 r. panował na Ukrainie: Owo zgoła wszystka Ukraina Zadnieprska, Kijowska i Bracławska powstała, ani orzą ani sieją [chłopi – przyp. I.G.], tylko in armis chodzą, rozbojów pełno, a przy tym głód srogi, bo się nic nie urodziło, i to co było wyniszczono i z ziemią zmieszano. Kolejny obserwator wydarzeń pisał tak: Głód wielki między Kozakami, konie zdechłe jedzą. Siła pieszej hołoty posyła Chmielnicki na czaty pod Dubno, pod Ostróg dla dostawania żywności. Skoro jeszcze postoi taborem ze dwie niedzieli, połowa ich będzie bez koni. Czerń by wszystka uciekła, tylko ich Chmielnicki każe Tatarom w niewolę zabierać, który by uciekał. Sytuację w obozie polskim dobrze oddaje następująca relacja: …piechota już po części umiera, bo pieniędzy na tą ćwierć nie wzięli, nie mają za co kupić, i głód między nimi, a cóż kiedy się stąd ruszymy, a to przecież k. j. m. kupił dla nich łasztów żyta kilkadziesiąt za swe pieniądze. W dniu 26 lipca Potocki w liście do kanclerza wielkiego koronnego Andrzeja Leszczyńskiego konstatował, że nas głód trapi, bo wielką bardzo idziemy pustynią, i człowieka nie zajrzeć, jeszcze mam mil jedenaście iść. Do głodu doszły jeszcze deszcze – wydaje się, że lato 1651 r., być może, w związku z tak zwaną „małą epoką lodowcową” było nieprawdopodobnie chłodne i wilgotne. Najwięcej zachorowań i zgonów było wśród piechurów, którzy nie mieli środków utrzymania i ciepłej odzieży. Dowództwo koronne obawiało się nawet, że wkrótce piechoty nie zostanie w ogóle: Oznajmuję WMMP już głodem srogim i niesłychanym stanęli pod Machnówką [...] Pan Bóg wie jeśli jaką pociechę mieć z piechoty będziemy, bo tego zła od głodu i deszczów umarło, ostatek chorych i zgłodzonych.Andrzej Miaskowski pisał natomiast: Za dopuszczeniem Boskim przez straszny i niewypowiedziany głód, przez ustawiczne deszcze, które po pięciu, po sześć dni incessanter leją zaledwie sam po ćwierci mile idąc komunikiem postępujemy, znudzeni, chorzy, głodni. Piechota już wpół i dalej odpadła, ostatek jako mumie jakie suche idą, a ścierwice końskie, nie tylko pieczone, ale i surowe jedzą, czegom jakom żyw nie widział.

Wniosek z opisanych wydarzeń kształtuje się wyraźnie. Wojska Rzeczypospolitej nie były zdolne do ostatecznego stłumienia rebelii przede wszystkim z powodu niedostatku żywności. Ale było jeszcze coś… Niewielu z nas pamięta, iż Bohdan Chmielnicki nie był typem prymitywnym. Wiedział, że jednym z warunków powodzenia buntu było zaabsorbowanie uwagi Polaków na ziemiach rdzennych. Dlatego starał się rozbudzić podobne do ukrainnych zamieszek nad Wisłą i Wartą. W skali poważnej starania te nie przyniosły oczekiwanych efektów, ale w pewnych miejscach plany zamieszek zostały zrealizowane (np. na Podhalu pod przywództwem agenta Kostki-Napierskiego).

Reasumując należy podkreślić, iż walka z buntem na ziemiach ukrainnych nie przyniosła sukcesu z dwóch, zwykle nie docenianych, powodów. Głód w szeregach armii koronnej oraz zagrożenia ziem rdzennie polskich przez agentów mocarstw ościennych i Chmielnickiego. Szkoda, bo w mojej opinii bitwa pod Beresteczkiem była ostatnim momentem, w którym Rzeczpospolita miała szansę na spacyfikowanie zamieszek i utrzymanie statusu mocarstwa. Tak się jednak nie stało, gdyż plany zostały pokrzyżowane przez stosunkowo drobne zjawiska. Czy z tej przyczyny możemy mieć zastrzeżenia wobec naszych antenatów? Oczywiście! Jednak istota problemu polega na tym abyśmy już nigdy nie powtórzyli zaniedbań sprzed prawie czterech wieków. Powtórka  polskiej niefrasobliwości może bowiem zaowocować kolejnym Batohem, w którym wypadki przebiegały tak: Drugiego dnia po bitwie Bohdan Chmielnicki osobiście wydał rozkaz wymordowania polskich jeńców wojennych. 3-4 czerwca zginęło prawdopodobnie 3 500 doborowych żołnierzy i oficerów, stanowiących ówczesną elitę wojskową Rzeczypospolitej i w większości pochodzących z bogatej szlachty. Liczbę ocalałych z pogromu szacuje się na ok. 1 500-2 000. Rzezi dokonywano następująco: związanych jeńców po kilku wyprowadzano na wyznaczony plac (majdan), na którym Kozacy i Tatarzy nogajscy podrzynali Polakom gardła lub ścinali głowy; niektórych jeńców zakłuwano też pikami. Kaźń odbywała się w obecności pozostałych pojmanych, oczekujących z kolei na swą śmierć. Ciał ofiar nie grzebano.

Nie byłby sobą gdybym zrezygnował z puenty… Historia uczy, że do wszelkich zdarzeń, zjawisk i procesów powinniśmy podchodzić niezwykle ostrożnie. Zgrubny ogląd jest szkodliwym i nigdy nie zastąpi wnikliwej analizy. Ten, kto bierze pozory za wytłumaczenie, sam prosi się o nabicie guza. Mądry człowiek przed wydaniem sądu stara się wnikliwie i dogłębnie poznać wszelkie niuanse. W tym ukryte szczegóły. Takie podejście znamionuje człowieka rozsądnego, który przed wydaniem sądu lub podjęciem decyzji obraca w palcach złoty pieniądz. Tego sobie i Państwu życzę. Dla dobra własnego i Rzeczypospolitej.

Bazyli1969
O mnie Bazyli1969

Jestem stąd...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura