Bazyli1969 Bazyli1969
2601
BLOG

Ksiądz Popiełuszko i falsi christiani, czyli spróchniały filar cywilizacji

Bazyli1969 Bazyli1969 Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 128

Prześcieradła, które wynoszą z magla, są jak puste ciała czarownic i heretyków.
Z. Herbert

image

W zakamarkach pamięci pozostały mi niewyraźne obrazy z października 1984 r., kiedy to moim kościele parafialnym uczestniczyłem we mszy św. z udziałem księdza Jerzego. Tłumy ludzi, podniosła atmosfera, duch braterstwa. Jak się okazało było to ostanie nabożeństwo w życiu niezłomnego kapłana.  Zdecydowanie czytelniej zapamiętałem ciąg zdarzeń związanych z informacjami o zaginięciu ks. Popiełuszki,  porwaniu i odnalezieniu jego zwłok. Rozmowy dorosłych, audycje „Wolnej Europy” i zgromadzenia wiernych przy Kościele Świętych Polskich Braci Męczenników. Wyczuwało się w narodzie oburzenie, gniew, rozpacz… A jednocześnie poczucie wspólnoty większości Polaków.  Mimo szaro-burego czasu i wielkiego żalu po stracie wierzono, iż ofiara odważnego i szczerego oddanego ludziom księdza nie pójdzie na marne. Zmiana nie nadejdzie jutro, nie za miesiąc, nie za rok, ale jest nieuchronna. I będzie to przewartościowanie na lepsze. Polacy pokonają opresję i zbudują lepszy świat, bo mają współczesny przykład człowieka, który „zło dobrem zwyciężał” i dowiódł całym życiem, że był wiernym uczniem swego Mistrza. Gdyby jednak zdarzyło się zwątpić lub zbłądzić, to możemy zawsze liczyć na całe zastępy duchownych tworzących Kościół hierarchiczny, którzy biorąc przykład ze swego współbrata-męczennika stać będą na straży Ewangelii i być z rodakami na dobre i złe. Hmm… Jakże się myliłem!


Ofiara ks. Popiełuszki nie była ostatnią. Jak wiadomo kilka lat później siły zła rozprawiły się z ks. Suchowolcem, ks. Niedzielakiem i ks. Zychem. Szkoda, że o tym zapominamy, ale całą czwórkę prócz tego, że byli duchownymi łączyło jeszcze coś. Otóż, ludzie ci nie tylko wspierali działalność środowisk opozycyjnych wobec komunistycznej dyktatury, lecz bardzo poważnie traktowali swoje powołanie. O ile wiemy żaden z nich nie nadawał się konfidenta, nie miał progresywnych tęsknot, nie honorował oficjalnych i nieformalnych zaleceń sugerujących dostosowania zachowań własnych do „konieczności dziejowych”, nie czerpał garściami z uciech tego świata i z tej przyczyny nie figurował w kartotekach z napisem „worek, korek i rozporek”. Takich księży oczywiście było znacznie więcej (np. ks. Isakowicz-Zaleski), ale ww. byli  znani w skali kraju i niezwykle aktywni. To nie mogło podobać się komunistom, gdyż wspomniani księża dawali przykład i to…  dobry przykład. Oczywiście nie wzbudzało to zachwytu  władców Polski schyłkowego PRL, tym bardziej, że… Szło nowe. A skoro szło, to operatorzy zmian nie mogli, i z pewnością nie chcieli,  ot tak sobie, zrezygnować z wpływu na politykę, gospodarkę i porządek społeczny. Pozbawienie życia kilku niezłomnych kapłanów było wyraźnym i odpowiednio ukierunkowanym sygnałem. Wielu przekaz ten zrozumiało.


W taki oto sposób relacje, uzależnienia i wpływy na linii staro-nowe władze – Kościół, zostały zacementowane. Tych, którzy po 1989 r. mogli pełnić role „proroków napominających” już nie było. Ster Kościoła poczęli dzierżyć „realiści” wespół z osobnikami o słabym charakterze albo nawet takowego nie posiadającymi. Umiłowana Córa Chrystusa nie dokonała oczyszczającej ablucji. Próżno taki scenariusz negować, bo fantasmagorie budowane na chciejstwie nie mają szans w starciu z faktami. A te jakie są, każdy widzi.


Mamy zatem elastycznego nad wyraz ks. Bonieckiego dającego porękę za rozchwianego emocjonalnie i groźnego drania. Obdarzonego medialnym talentem ks. Szustaka, ogłaszającego wszem i wobec, iż popiera polityka zapewniającego, iż chrześcijanie po śmierci będą sądzeni przez… zwierzęta. Wreszcie ks. (profesora etyki katolickiej!) Wierzbickiego, który nie widzi nic złego w obwieszaniu figury Chrystusa tęczowymi płachtami,  popiera aktywistów LGBT, a  ochronę życia ludzkiego „rozumie trochę inaczej” niż wynika to z Biblii oraz nauki Ojców Kościoła… Ale to nie wszystko.


W sukurs reprezentantom tzw. kościoła otwartego śmiało i z zapałem idą, a może nawet biegną,  świeccy, rzekomo bezgranicznie wierni ideom chrześcijaństwa oraz przywiązani do tradycji. To niezwykle ciekawe, bo wsłuchując się w ich wypowiedzi, czytając napisane przez nich artykuły czy też obserwując prowadzone aktywności można odnieść wrażenie, iż Ewangelią zapoznawali się li tylko przez szybę. Dla jasności obrazu wyjaśnię, że nie mam tu na myśli dyżurnych interpretatorów religii spod znaku GW lub Tygodnika Powszechnego. Te osoby pracując właśnie tam, a nie gdzie indziej, same potwierdzają, iż nie należy ich opinii brać na poważnie. Co więcej dla każdego w miarę rozsądnego człowieka jest oczywistym, że poszukiwanie czystej Prawdy i czystej Miłości na szpaltach wydawnictwa z ul. Czerskiej przyniesie efekty podobne tym, które uzyskiwał prof. Trofim Łysenko zalecając sianie grochu zimą. Znacznie bardziej niebezpiecznymi są siewcy niepokoju zainstalowani w innych mediach.


Tak np. miałem wczoraj okazję prześledzić spotkanie redaktora TVN ze znanym dziennikarzem i człowiekiem – na pierwszy rzut oka – bez zarzutu. Bo takim jawi się Zbigniew Nosowski, pełniący funkcję redaktora naczelnego czasopisma „Więzi”. Aha! Dla nie znających szczegółów przypomnę, że wg. słów samego szefa, on i jego współpracownicy „chcą tworzyć katolicyzm współczesny, krytyczny, ale zarazem ortodoksyjny.” No i fajnie! Problem w tym, że jest we mnie nieco niewiernego Tomasza i lubię rozwiewać pewne wątpliwości metodą organoleptyczną. Dlatego wysłuchałem redaktora Nosowskiego. Poświęciłem na to trudne zadanie kilkanaście minut i nie żałuję. Przekonałem się osobiście, że są ludzie, którzy bez zjazdu po białej łące potrafią pleść niesłychane androny. Bo cóż się okazało? Otóż, wspomniany krytyczno-ortodoksyjny katolik potrafił bez mrugnięcia okiem potępić pedofilię wśród księży (słusznie!), znaleźć słowa uznania dla aktywistów LGBT, zasugerować, iż żałosny stan Kościoła jest winą wiernych, zrugać Rzecznika Praw Dziecka i orzec, że… To trzeba podkreślić: najważniejszym przykazaniem w chrześcijaństwie jest miłować swego wroga. Tak, wroga. Nie bliźniego ale wroga. Dlatego wszyscy prawdziwi (wg. Z. Nosowskiego) chrześcijanie winni cierpliwie znosić udręki związane z napastliwością piewców antycywilizacji i nieustannie nadstawić policzki. A gdy ich zabraknie pozostałe części ciała. Na koniec swej perory nasz bohater oświadczył, że obrona tradycji, obyczaju, wartości i zasad jawi się jemu jako działanie bezsensowne. Cywilizacja, która stworzyła nas i nasz świat odchodzi w przeszłość i powinniśmy, a nawet musimy, zająć się budowanie… nowej cywilizacji (czytaj: antycywlizacji). Zapewne tej be oparcia w wierze, kulturze i prawdzie. Amen! Pięknie, p. redaktorze, pięknie!


Ktoś uzna to za błahostkę, rzecz nieistotną lub co najwyżej obmierzłą. Widzę to inaczej. W ciągu kilku ostatnich dni spore grono blogerów dyskutowało pod kilkoma ciekawymi notkami poświęconymi zagadnieniom cywilizacyjnym. Zapoznałem się z zapisami tych debat, ale nie zauważyłem aby jakoś szczególnie podkreślano znaczenie kondycji polskiego Kościoła, a dokładniej jego hierarchii i najbliższych jej współpracowników, dla finału starcia cywilizacji. Szkoda, gdyż w mojej opinii Kościół jest nie tylko instytucją, która współtworzyła fundamenty cywilizacji zachodniej i dysponuje jej resztkami,  ale również jedyną organizacją, która posiada realne możliwości przeprowadzenia „kontrreformacji”. Problem w tym, że kierownicy tej struktury zdają się jedynie obserwować zmieniający się świat, dostosowywać się do trendów i ukrywać „wstydliwy” balast pozostawiony im przez Mistrza. Mówiąc krótko i otwarcie: wielu z nich codziennie i bez wstydu zdradza Chrystusa. Takie spostrzeżenie potwierdza pobłażliwość wobec dewiacji, wysługiwanie się tronowi, akceptowanie heretyckich orędzi „chrześcijańskich” dziennikarzy, zblatowanie z progresywistami i wrogami rozumu, propagowanie bezmyślnego ekumenizmu… Czyż można jednak się temu dziwić? W żadnym razie. Przecież komuniści nie bez kozery zadbali o to, by znienawidzony przez nich Kościół kardynała Wyszyńskiego i św. Jana Pawła II przejęli falsi christiani. I tylko żal, że ofiara złożona przez księdza Popiełuszkę i jemu podobnych nie przyniosła spodziewanych owoców.

--------------------------------------------------------------------

Obrazy wykorzystywane wyłącznie jako prawo cytatu w myśl art. 29. Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych.



Bazyli1969
O mnie Bazyli1969

Jestem stąd...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo