Bazyli1969 Bazyli1969
1161
BLOG

Waszyngtońska monopartia, oficer CIA i rotmistrz Hołub, czyli: otwórz oczy Ameryko!

Bazyli1969 Bazyli1969 USA Obserwuj temat Obserwuj notkę 41

Choroba jest na ogół początkiem tego równania, którego wynikiem jest śmierć.

S. Johnson

image

Ameryka jest chora. To fakt. Pozostaje jedynie ustalić: na co? Czy przechodzi ciężką grypę, czy też dopadła ją dolegliwość poważniejsza? Bezdyskusyjnej odpowiedzi na dziś nie da się przyjąć. Zbyt mało danych. Nie oznacza to wszakże, iżby maksymalne przybliżenie się do prawdy było zupełnie niemożliwym. Warunkiem sine qua non jest jednak zasięgnięcie języka u ludzi, przed którymi organizm pacjenta nie ma tajemnic. Sądzę, że udało mi się trafić na taką osobę. Jest nią Michael Scheuer. Naukowiec, wieloletni pracownik CIA, pisarz i gorący amerykański patriota. To co powiedział w kontekście ostatnich wydarzeń za Oceanem wbija w fotel i dowodzi, że spośród diagnoz postawionych USA, olbrzymia większość nadaje się li tylko na makulaturę. Zanim o tym opowiem pozwolę sobie na krótką acz stosowną dygresję.

Z wielu stron podnoszone są zastrzeżenia (także na S24), iż twierdzenia o poważnym kryzysie Stanów Zjednoczonych to niczym nie uzasadnione bajędy. To przecież państwo, które przeżywało różne perturbacje i potykało się o wiele przeszkód, ale zawsze wychodziło zwycięsko ze zmagań z losem. Ma olbrzymie zasoby, potężną gospodarkę, rozbudowaną siatkę wpływów, dzielnych obywateli i wbudowane w ustrój liczne mechanizmy zabezpieczające przed deregulacją systemu. Dodatkowo, każdemu niedowiarkowi gotowe jest podesłać ze dwa lotniskowce, na których zgromadzone zostały takie ilości „twardych argumentów”, że równej mocy nie posiada całe Wojsko Polskie. To wszystko prawda. Ale…

Jeśli jako Polacy zerkniemy w przeszłość, np. cztery wieki wstecz, to cóż ukaże się naszym oczom? Wielka, bogata i dość sprawnie funkcjonująca Rzeczpospolita. Do tego tak silna i zasobna w ludzi rycerskich, że regularnie dająca na polach bitew łomot pierwszorzędnym potęgom. Jej przewagę uznawać musiał niemal wszechpotężny Dom Habsburgów, królowie Szwecji, władcy Istambułu i carowie moskiewscy, a gospodarze Berlina drżeli na samą myśl, że któryś z naszych królów zechce przywołać ich do porządku. Zdawało się zatem, że wszystko co dobre jeszcze przed nami. Niestety, licho nie śpi. Przeciwnicy Rzeczypospolitej zdali sobie sprawę z tego, iż receptą na skuteczną walkę z Obojga Narodami jest zasianie fermentu wewnętrznego. Jak pomyśleli, tak uczynili. Z początku były to próby nieśmiałe i mało skuteczne, gdyż poziom świadomości obywatelskiej i szacunku dla zasad moralnych wśród narodu politycznego był wciąż wysoki. Wystarczy wspomnieć, że gdy w przeddzień bitwy pod Byczyną (styczeń 1588 r.) arcyksiążę Maksymilian III Habsburg namawiał dowódcę jednego z oddziałów wojsk koronnych, Hawryłę Hołuba (Rusina!), do przejścia na jego stronę, ten ostatni bez strachu odrzekł: „Więcej zdradziec w Polsce już nie ma, wszyscy u ciebie.” Lata mijały i postawa szlachetnego kozaka znajdywała coraz to mniej naśladowców. Za pomocą przekupstwa, intryg, wykorzystywania niesnasek, szantaży oraz wielu innych metod, znanych tylko pomocnikom Złego, rozkruszono fundamenty gmachu Rzeczypospolitej. W ten sposób obezwładniono jej obywatelski potencjał i uczyniono przedmiotem w grze obcych interesów. Aż wreszcie nadszedł koniec.

Gwoli uzupełnienia dodam, że daleki jestem od naiwnej wiary w przyrodzoną dobroć każdego człowieka. Zdaję sobie bowiem sprawę, że prócz idei i wartości o ładunku pozytywnym równie silnym motorem postępków ludzkich są takie namiętności jak zazdrość, żądzą władzy czy posiadania. Rzecz w tym, że dopóty na polu rywalizacji pomiędzy dobrem i złem utrzymywała się jako taka równowaga, dopóki kraj naszych przodków był kolosem. I to wcale nie na glinianych nogach. Jak sądzę, z podobnym scenariuszem mamy do czynienia za Oceanem… Skąd taki wniosek?

Przywołany wyżej M. Scheuer w CIA nie zajmował się kwestiami trzeciorzędnymi. Był jednym z najważniejszych członków zespołu monitorującego sytuację na Bliskim Wschodzie, w Azji Centralnej i Afryce Północnej. Odpowiadał również za nadzór nad poczynaniami Osamy ibn Ladena i był jednym z tych, którzy wnioskowali już przed 11.09.2001 o… eliminację tegoż terrorysty. Monity u władz zwierzchnich nie znalazły uznania, a sam Scheuer, na znak protestu wobec niektórych niekorzystnych dla USA działań podejmowanych przez czynniki decyzyjne, odszedł z Agencji. Początkowo zajmował się analityką i działalnością dydaktyczną. Napisał też książkę, w której mocno skrytykował relacje łączące jego kraj z Izraelem i Arabią Saudyjską. Kosztowało go to wiele, bo musiał zakończyć współpracę z Centrum Studiów nad Pokojem i Bezpieczeństwem Uniwersytetu Georgetown oraz został zwolniony ze stanowiska starszego członka Fundacji Jamestown. Dziś jest uznawany za wroga opcji demo-liberalnej i przedstawiany w mediach amerykańskich obskurant i propagator teorii spiskowych. Tyle o Scheuer-ze, a teraz o tym co ostatnio powiedział…

W ocenie byłego agenta CIA, przegrana D. Trumpa to tragedia dla Stanów Zjednoczonych, której żałosne konsekwencje objawią się już niedługo. Co ciekawe, prawdziwych przyczyn klęski kandydata Republikanów (czy raczej ich części) należy upatrywać w zjawiskach i procesach dokonujących się od lat, lecz ukrywanych przed amerykańskim ludem. Co prawda 45 prezydent nie wykazywał się wzorcową gracją, popełniał gafy i zbyt często miał za nic konwenanse obowiązujące w świecie waszyngtońskiego establishmentu, jednakże wcale nie to spowodowało powstanie antytrumpowego sojuszu środowisk demo-liberalnych. Głównym powodem powstania i zaciekłej realizacji projektu zrzucenia D. Trumpa z fotela w Białym Domu było naruszenie przez niego wielkich, gigantycznych wręcz interesów. Nie, nie… Nie amerykańskich, ale poszczególnych osób, środowisk oraz ośrodków zagranicznych. 

W samych Stanach Trump naruszył tradycję pielęgnowaną przez wielu poprzedników, którzy odwdzięczali się swym sponsorom i przyjaciołom z biznesu za wsparcie w politycznych rozgrywkach i elekcjach. Tym z mediów, branży wydobywczej, rozrywki i – co niezwykle ważne – przemysłu zbrojeniowego. Przecież nawet laureat Pokojowej Nagrody Nobla wysyłał całe dywizje w najdalsze zakątki świata i szerzył demokrację w miejscach, w których nie wiedziano nawet co to takiego. A Trump – nie! Dodatkowo starał się (pytanie na ile udanie) przywrócić potęgę wytwórczą swego kraju poprzez ściąganiem doń biznesów ulokowanych przez amerykański kapitał w Azji czy Ameryce Południowej. Niby dobry ruch, ale wydaje się pewnym, że żaden przeciętny Amerykanin nie zgodziłby się pracować za stawki obowiązujące w Bangladeszu. Prócz tego należy zaznaczyć, że elity polityczne USA, tak demokratyczne jak i w znacznej części republikańskie, uważały i wciąż uważają Trumpa za outsidera, wyniesionego na szczyt przez ciemną tłuszczę. To po pierwsze.

W polityce międzynarodowej również trzymał się maksymy „America first!”. Chciał jednak wzmocnić pozycję globalnego lidera nie dzięki interwencjom zbrojnym, ale działaniom politycznym. Za cenę ustępstw wobec wpływowych gremiów starał się utrzymać pokój na Bliskim Wschodzie i ograniczać rozpychanie się Pekinu, poprzez tworzenie koalicji z państwami zaniepokojonymi wzrostem potęgi Państwa Środka. W ten sposób działał na korzyści zdecydowanej większości współobywateli, ale jednocześnie nadepnął na odciski innym mocarzom.

W oparciu o słowa M. Scheuer-a należałoby przyjąć, iż działania Trumpa były nie w smak przede wszystkim Arabii Saudyjskiej, Izraelowi oraz Chinom. Dla tych dwóch pierwszych państw kwestią najistotniejszą jest spacyfikowanie Iranu, który bardzo powoli lecz systematycznie wzmacnia swój potencjał militarny i nie kryje chęci do odgrywania w tym regionie świata roli jaką pełnił przez całe stulecia. Czynnik ideowo-religijny też ma duże znaczenie, bo zarówno niechęć irańskich muzułmanów do wyznawców judaizmu (i vice versa), jak równie gorąca nienawiść do saudyjskich wahabitów (i vice versa) jest powszechnie znaną. Wydaje się zatem oczywistym, iż oba kraje przyjęłyby z wielką radością zbrojną interwencję US Army przeciw Persom. Jak jednak to przeprowadzić w sytuacji, kiedy gospodarz Białego Domu odwołuje żołnierzy do domu i wypowiada otwartą wojnę handlową Chinom, bez których zgody czy milczącej akceptacji (są przecież stałym członkiem Rady Bezpieczeństwa ONZ) żadna poważna akcja antyirańska nie jest możliwa? W takiej sytuacji najlepszym, choć nie najprostszym rozwiązaniem, jest obalenie prezydenta. Jak to uczynić? Wykorzystać posiadane wpływy, środki i przyjaźnie dla wsparcia środowisk kontestujących czy obawiających się Trumpa w samych Stanach. Jak wiemy kosztowało to sporo wysiłku i pieniędzy, ale ostatecznie się udało…

Czy opis przyczyn najgorętszych wydarzeń ostatnich lat w USA, dokonany przez M. Scheuer-a, posiada cechy klasycznej teorii spiskowej? Oczywiście! Czy biorąc powyższe pod uwagę należy uznać go za fantasmagorie wyprodukowane przez zgorzkniałego starca? W żadnym razie! Dlaczego? Ano przede wszystkim z tej przyczyny, że stara rzymska maksyma „is fecit, cui prodest” pasuje tu jak ulał. Sojusz wewnętrznych wrogów Trumpa z zewnętrznymi ośrodkami siły, mającymi na celu włączyć zaatlantyckie mocarstwo do rozgrywek w obcym interesie, wyszedł z wyborczego pojedynku z tarczą. Między innymi dlatego, iż wśród amerykańskich decydentów jest na dziś zbyt mało postaci w rodzaju dzielnego Hawryły Hołuba.

Byłbym zapomniał... Patrząc na rozwój wypadków w Waszyngtonie i towarzyszącą im narrację, trzeba z bólem, aczkolwiek po męsku powiedzieć, że Wuj Sam nie choruje na grypę. To przypadłość znacznie poważniejsza. Moim zdaniem to... gangrena.


Można się zgadzać lub nie, ale wysłuchać warto.

--------------------------------------------

Obrazy wykorzystywane wyłącznie jako prawo cytatu w myśl art. 29. Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych.



Bazyli1969
O mnie Bazyli1969

Jestem stąd...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka