Bazyli1969 Bazyli1969
1758
BLOG

Czy dobry Ukrainiec to martwy Ukrainiec?

Bazyli1969 Bazyli1969 Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 66

Krewnych daje nam los. Przyjaciół wybieramy sami.
Mark Twain

image

Wahałem się. Sam bowiem już nie wiem: czy warto podnosić sprawy mocno drażliwe? Ryzyko, mieszanie w kotle, podniecanie emocji… No, ale gdyby mówić i pisać tylko o sprawach przyjemnych, to w trymiga można przemienić się w Elojów. To słabe, mdłe i groźne. Groźne, gdyż zawsze gdzieś tam czają się Morlokowie, gotowi korzystać z naiwności i infantylizmu potencjalnych ofiar. Nie godząc się na taki scenariusz postanowiłem odnieść się do licznych zarzutów pojawiających się w przestrzeni informacyjnej dotyczących naszego stosunku do nacji doświadczanej obecnie agresją Chanatu Moskiewskiego. A jest on zróżnicowany, bo chociaż znaczna większość moich rodaków wciąż uznaje, że pomoc Ukraińcom jest nie tylko chrześcijańskim obowiązkiem, lecz również postawa godną Polaka, to jakaś część moich współobywateli krytykuje takie podejście. Jedni czynią to w zgodzie z logiką oraz błędnie  - choć od serca – pojmowanym  interesem, inni na rympał. Przypuszczam, albo precyzyjniej, mam nadzieję, iż negatywny, czy też krytyczny stosunek do naszych południowo-wschodnich sąsiadów wynika po części z nieznajomości rzeczy. Oczywiście nie mam ochoty a nawet prawa, aby wybielać, czy tłumaczyć zbrodnicze i podłe poczynania ukraińskich szowinistów wobec naszych rodaków z okresu II Wojny Światowej (i nieco późniejszego), ale są sprawy i wydarzenia, które pozwalają spojrzeć na relacje polsko-ukraińskie z inne perspektywy oraz wyważyć funkcjonalne oceny. Jasne! Nie ma mowy o „miłości”. Zarówno my, jak i Ukraińcy mamy własne i w znacznej mierze odmienne cele a także oczekiwania, ale tak się składa, że w obecnej sytuacji winniśmy podążać jedną ścieżką. To, że stosunkowo niedawno żyli ludzie rozumiejący tę asercję, nie jest dla współczesnych oczywistym. Szkoda. Dlatego postanowiłem przypomnieć dwie postacie, które wciąż pozostają w cieniu (niestety), a dziś winny stać się symbolami. Dla nas i naszych umęczonych sąsiadów.

Odmiennie niż w naszym, czyli polskim przypadku, na początku XX w. świadomość tożsamości ukraińskiej była płytka i punktowa. Wprawdzie w Galicji (Małopolsce Wschodniej) na skutek rywalizacji z dobrze zorganizowanym i dynamicznym żywiołem polskim lud ruski w znacznej mierze dojrzał do wyartykułowania swej odmienności, lecz na pozostałych obszarach Podnieprza i okolic wciąż dominowali „tutejsi”. Rzecz jasna ta masa etnograficzna dostrzegała swą odmienność od Lachów, Kacapów i wszelkich innych nacji, ale na dobrą sprawę określenie „Ukrainiec” było pojęciem obcym i niezrozumiałym dla zwykłego mieszkańca Chersońszczyzny, Połtawszczyzny, czy też tzw. Ukrainy Słobodzkiej. Zdawały sobie z tego faktu sprawę dosłownie pojedyncze jednostki. Kilkadziesiąt (sic!) rodzin w Kijowie, ktoś tam na Krymie, kilku studentów w Charkowie… Taki stan rzeczy uległ jednak zmianie na skutek wydarzeń I Wojny Światowej oraz działań podejmowanych przez „zromantyzowanych” czytelników zakazanych w Imperium Rosyjskim ksiąg.

 Jednym z nich był Iwan Mytruś-Wyhowski. Rodowity kozak z Kubania, tj. krainy, która niegdyś była zamieszkana w większości przez nieuświadomionych Ukraińców, potem zapiekłych wrogów bolszewików, a dziś – niestety - stanowi jeden z rezerwuarów rosyjskich szowinistów, ucinających i nabijających na pale głowy żołnierzy Ukraińskich Sił Zbrojnych. Tenże człowiek już w wieku lat kilkunastu zrozumiał, że nie jest Rosjaninem i z tego powodu został w roku 1912 wyrzucony z carskiego Korpusu Kadetów. Gdy pojawiła się szansa na powstanie wolnej Ukrainy jako 23-latek bez zbędnej zwłoki zameldował się w dowództwie Armii Czynnej Ukraińskiej Republiki Ludowej. Jego droga bojowa była kręta i jednocześnie prosta. Nigdy nie zdradził idei Samostijnej co skutkowało tym, że jego szlak bojowy prowadził przez Kubań, Naddnieprze, Podole, Wołyń aż do Polski. Po zawarciu traktatu w Rydze pomiędzy Rzeczpospolitą a Sowietami został internowany,  a następnie wstąpił w szeregi Wojska Polskiego jako oficer kontraktowy. Prawdopodobnie słyszał na własne uszy słowa Marszałka skierowane do internowanych: „Ja Was panowie przepraszam, bardzo przepraszam”. Brał potem czynny udział w Wojnie Obronnej. Dostał się do niemieckiej niewoli. Gdy na początku 1940 r. Niemcy, planujący już wtedy wojnę z ZSRR, wypuścili go  (wraz z innymi oficerami pochodzenia ukraińskiego) na wolność nie związał się z OUN.  Nie uwierzył w zapewnienia nazistów, a do idei propagowanych przez Banderę miał stosunek więcej niż chłodny. Mytruś-Wyhowski wstąpił w szeregi… AK i objął dowództwo szwadronu w Pułku Ułanów Lubelskich. Podczas Akcji „Burza” dowodził akcją skutkującą zdobyciem niemieckich koszar w Mińsku Mazowieckim. Był to bardzo krwawy bój. Po tym wydarzeniu ślad wszelki po nim zaginął… Być może zginął. Być może…

Z kolei na okupowanym obecnie w znacznej części Zaporożu urodził się w roku 1883 Marko Bezruczko. Początkowo chciał zostać nauczycielem. Wybrał jednak profesję zawodowego żołnierza i już w wieku lat nieco ponad dwudziestu został porucznikiem w armii Imperium Rosyjskiego. Wraz ze swą jednostką stacjonował m.in. w Wilnie, gdzie poznał, a może nawet zaprzyjaźnił się z wieloma Polakami. Następnie walczył z Niemcami i awansował do stopnia kapitana. Na wieść o tym, że tworzona jest armia ukraińska popędził nad Dniepr i działał w sztabie URL. Po zawarciu sojuszu pomiędzy Piłsudskim a Patlurą dowodzona przezeń jednostka (6 Dywizja Strzelców) wspólnie z WP brała udział w zdobyciu Kijowa i w dniu 8 maja uczestniczyła w defiladzie na Chreszczatyku. Na skutek kontrofensywy bolszewików jego oddział (zdziesiątkowany w wyniku nieustannych walk i epidemii tyfusu) znalazł się w Zamościu. To właśnie tam ujawnił się niepodważalny talent płk. Bezruczki, który wraz z siłami dowodzonymi przez kpt. Mikołaja Bołtucia w sierpniu 1920 r. zatrzymał kilkukrotnie liczniejsze siły Armii Konnej Budionnego. W rozkazie z 22 czerwca 1920 r. gen. Rydz-Śmigły pisał:„6 dywizja ukraińska, zachowując hart ducha, mimo że cofając się oddaje swoją ojczyznę na pastwę wroga, jak wierny, dobry towarzysz broni pilnuje naszego północnego skrzydła.” A mjr. S. Borowiec oceniając postawę ukraińskich podkomendnych płk. M. Bezruczki napisał: „[6 Dywizja Siczowa] okazała swoją wysoką wartość bojową, szczególnie w obronie Była to jednostka, na której można było polegać. Dowództwo tej dywizji pracowało pewnie i nie przesadzało prawie nigdy w ocenie sił przeciwnika i przedstawianiu własnych sukcesów.” Po zakończeniu wojny polsko-bolszewickiej Bezruczko został również internowany w Aleksandrowie Kujawskim. Czas internowania spędzał przede wszystkim na pracy naukowej.  W owym czasie został mianowany na stopień generalski. Następnie zamieszkał w Warszawie, gdzie rzucił się w wir działalności niepodległościowej oraz… współpracy z polskim wywiadem. Po wybuchu II Wojny Światowej i upadku Rzeczypospolitej nie przyjął niemieckich propozycji współpracy. Uważał, że nazistowskie Niemcy przygotowują zagładę narodom słowiańskim. Sądził również, iż tylko sojusz polsko-ukraiński będzie w stanie zapewnić bezpieczeństwo Europie Wschodniej. Do końca swych dni utrzymywał zażyłe stosunki z polskimi przyjaciółmi. Zmarł 10 lutego 1944 r. i został pochowany na warszawskiej Woli.

Wspomniałem o tych dwóch postaciach, gdyż dziś niemal nikt o nich nie pamięta. Tak u nas, jak i po stronie ukraińskiej. A szkoda. Co tam szkoda! To potworny błąd! Najpoważniejszy z poważnych. W obecnej sytuacji, gdy uperfumowani troglodyci zapraszani do rosyjskich państwowych telewizji grożą Europejczykom (w tym Polakom) tym, że przyjdą do nas i nas… zamordują, przywoływanie dobrych przykładów współpracy Polaków i Ukraińców jest jak najbardziej wskazanym. Nie możemy bowiem poprzestawać na przypominaniu o wołyńskich zbrodniarzach z łapami umoczonymi w polskiej krwi. To wprawdzie sprawa ważna i bezwzględnie wymagająca wyjaśnienia. Kijów musi się zreflektować. Jakby jednak nie patrzeć, to na tę chwilę naszemu bezpieczeństwu, a może nawet podstawom egzystencji polskiego narodu, zagraża Moskwa a nie Ukraina.  Zróbmy coś wreszcie z ukazywaniem dobrych stron naszego sąsiedztwa i relacji międzyludzkich, bo zegar niepokojąco i nieubłaganie tyka… Są przecież wśród nas tacy, którzy odwracają się na widok mazepinki, a radują się i ślinią widząc na horyzoncie Czapkę Monomacha. I jest ich niemało…

Link:
https://www.google.com/url?sa=t&rct=j&q=&esrc=s&source=web&cd=&cad=rja&uact=8&ved=2ahUKEwiqk5TJwLX5AhWEUXcKHdOHAFoQFnoECAUQAQ&url=https%3A%2F%2Fipn.gov.pl%2Fdownload%2F1%2F449792%2FBiuletynIPN2020nr1-2Szumilo.pdf&usg=AOvVaw32diTTlwQnOKvwlF_bYPqA

----------------------------

Obrazy wykorzystywane wyłącznie jako prawo cytatu w myśl art. 29. Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych



Bazyli1969
O mnie Bazyli1969

Jestem stąd...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura