Bazyli1969 Bazyli1969
1306
BLOG

Sarmaci i polski sarmatyzm, czyli asocjacje niebanalne

Bazyli1969 Bazyli1969 Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 47

Poznać – to natknąć się na jakąś tajemnicę.
Karel Čapek

image

„Starożytni rozróżniali dwie Sarmacje, jedną położoną w Europie, drugą w Azji, graniczące ze sobą i ze sobą połączone. […] Terytoria te [tj. Sarmacji Europejskiej] na zachodzie sięgają do rzeki Wisły, , a na wschodzie kończą się na rzece Don.” Tymi słowy Maciej z Miechowa, a właściwie chłopski syn - Maciej Karpiga, rozpoczął swój słynny „Opis Sarmacji azjatyckiej i europejskiej”. W zgodnej opinii badaczy była to pierwsza, i w znacznym stopniu udana, próba naukowego opisu ziem wschodnioeuropejskich. Pośród bogactwa danych i informacji zawartych w dziele żyjącego na przełomie XV i XVI w. polskiego uczonego dla nas najbardziej interesującym są te dotyczące geograficznego aspektu pracy. Tak się bowiem składa, że - wbrew potocznej opinii - Miechowita nie propagował idei pochodzenia polskiej szlachty, czy też ogółu Polaków, od ludów sarmackich, ale dowodził, że granice antycznej Sarmacji sięgały aż po wstęgę Królowej Polskich Rzek. Z takim podejściem trudno polemizować, gdyż wielu starożytnych na tej właśnie linii widzieli „miedzę” pomiędzy Sarmacją a Germanią. Co ważne, obu pojęć nie należało rozumieć jako ścisłe rozgraniczenie etnosów germańskiego i sarmackiego, lecz podobnie jak Galię oraz Italię, w których tysiące lat temu żyły nie tylko plemiona celtyckie czy italskie, ale ludy bardzo różnego pochodzenia. Decydowała geografia. Wydaje się zatem, że kariera „sarmatyzmu” nie wyrosła na podglebiu formatów – nazwijmy je roboczo – narodowych, ale… geograficznych. XVI i XVII wieczni herbowi czytający pasjami wszelkiego rodzaju traktaty uznali, iż znaczna część państwa, które zamieszkują, była dawnymi czasy ojczyzną Sarmatów. Ludzi rycerskich, odważnych, zaradnych, kochających wolność, bywałych w świecie, szanujących tradycję i… białogłowy oraz przyprawiających o ból głowy i dolnej części ciała takie potęgi jak Imperium Rzymskie, królestwa germańskie czy Konstantynopol. Tacy antenaci to nie byle co! Stąd też już po odejściu Macieja z Miechowa, tacy publicyści jak: M. Bielski, St. Orzechowski czy M. Kromer ochoczo podjęli „wrzutkę” Miechowity.

Propaganda sarmatyzmu była tak skuteczna, iż przyjęła go nie tylko niemal cała brać szlachecka, ale również zagranica. Polak-Sarmata. Taka zbitka galopowała po całej Europie. Od Londynu, po Moskwę, i od Istambułu po Sztokholm. Co ciekawe sarmatyzm nie przejawiał się li tylko w postaci obyczajowych ciekawostek lub książkowych ekskursów. Stał się stylem życia, metodą polityczną, cywilizacją niemal. I trzeba dodać, że święcił prawdziwe tryumfy. To na dworach hospodarów rumuńskich, w Kurlandii, Carstwie Moskiewskim, Prusach Książęcych, a nawet Chanacie Krymskim naśladowano obyczaje, styl, ubiór,  kulturę panów braci, a mowa polska - przez pewien okres - pełniła w tych krainach rolę lingua franca wschodniej części naszego kontynentu. Ktoś powie: „No tak, ale ten cały sarmatyzm został wyssany z bardzo brudnego palucha”. Czy aby na pewno? Zdecydowana większość nowożytnych uczonych podziela pogląd sceptyków. Jacy Sarmaci? Jacy Polacy? Jaka szlachta? Krótko mówiąc: „Gdzie Rzym, a gdzie Krym?” Osobiście uważam, że w idei sarmatyzmu, artykułowanej i rozumianej jako doszukiwanie się wśród Sarmatów przodków Polaków nie wszystko jest mitem. Skąd taka opinia? Oczywiście nie ma tu miejsca na cofanie się do Adam i Ewy, dlatego poprzestanę na kilku uwagach wspierających pogląd, że z tymi relacjami polsko-sarmackimi było coś na rzeczy.

Przypomnę, iż zwolennikami twierdzenia o intensywnych relacjach słowiańsko-sarmackich (a w konsekwencji polsko-sarmackich) byli uczeni tej miary co prof. K. Moszyński oraz prof. T. Sulimirski. W niektórych swoich pracach przywoływali przykłady elementów kultury duchowej i materialnej Słowian, które – ich zdaniem – zostały zaczerpnięte z dziedzictwa ludów sarmackich. Zaznaczę: sarmackich, bo nigdy nie istniało jedno plemię Sarmatów. Oni sami wywodzili się ze wspólnoty określanej mianem indo-irańskiej, a więc zawierającej w sobie m.in.: Scytów, Medów, Persów, (indyjskich) Ariów, jak i samych Sarmatów. Ci ostatni dzielili się na mnóstwo odłamów, które pojawiały się na kartach historii kolejno przez wiele stuleci. Jazygowie, Roksolanie, Aorsowie, Syrakowie, Alanowie, a prawdopodobnie również… Antowie i Chorwaci oraz Serbowie. To co łączyło te wspólnoty, to indoeuropejskie pochodzenie, podobne języki, styl życia, wiara oraz ekumena, którą pierwotnie zamieszkiwali. Jako (w przytłaczającej większości) koczownicy przemieszczali się po olbrzymich terytoriach. Od Jeziora Aralskiego, przez stepy nadkaspijskie i nadczarnomorskie, aż po Wielką Nizinę Węgierską. Ba! W okresie świetności, czyli  czasu Wędrówek Ludów, dotarli na Sekwanę, Ebro, Tamizę, do Afryki Północnej, a nawet (to już nieco później) na dwór cesarza Chin, gdzie stanowili jego gwardię przyboczną. Rozmach, że ho ho! Ale… Dziś, poza narodem Osetyńców,  nie zostało po nich zbyt wiele. Żywego, bo w „skamielinach” całe mnóstwo.

Doskonałym tego przykładem jesteśmy my, czyli Słowianie. Wspomniałem wyżej, że prawdopodobnie Chorwaci, którzy w VII w. podzielili się na kilka grup, stanowili mieszankę słowiańsko-sarmacko-turecką. Świadczyć mogą o tym nie tylko artefakty z napisami wydobyte spod ziemi w okolicach Morza Azowskiego, ale również kilka innych okoliczności. Jak choćby ta polegająca na tym, iż jeden ze wczesnośredniowiecznych pisarzy muzułmańskich wspominając (IX/X w.) o tzw. północnej Chorwacji, lokalizowanej z grubsza na północ od Dunaju, zaznaczył, że w przeciwieństwie do mas poddanych król pije sfermentowane mleko, a procedury związane ze sprawowaniem przezeń władzy bardzo przypominają te panujące u ludów stepowych. To jeden z najbardziej jaskrawych przykładów. Mnóstwo innych poszlak (a w moim przekonaniu nawet dowodów) zostało ukrytych w dawnych świadectwach. Wśród wspomnianych znajdujemy np.: nazwy i rodzaje odzieży, typy schronień mieszkalnych, zagadnienia związane ze środkami transportu, religią, czynności „intelektualne”, elementy uzbrojenia i sposoby walki, imiona osobowe oraz specyfika gospodarki  roślinnej i zwierzęcej. Wystarczy wspomnieć, że takie słowa/pojęcia jak: namiot (dawniej „wieża”), przewoźna buda („kolimaga”), bóstwo („bogъ”), *slovo, *svętъ, *kajati, *kaznь, *mądrъ, *rota, *balvan, *toporъ, *ostrogъ, *batogъ, *čьpagъ (napierśnik), choć wywodzą się ze zasobów sarmackich, są dziś uznawane jako rdzennie słowiańskie. Ba! Imię sławnego bóstwa „Swarog”/Swarożyc niezaprzeczalnie posiada swój źródłosłów w zasobach ludów irańskich. Następnie nazwy osobowe (imiona dwuczłonowe), zawołania rodowe, herby (wywodzące się z tamg), czy sposób wojowania nie są z pewnością prostymi zapożyczeniami, ale elementami obcymi implementowanymi we wczesnosłowiańską kulturę. Podobnie jakieś elementy obyczaju politycznego Sarmatów mogły stać się integralnym faktorem zachowań słowiańskich. Jakie? Ano na przykład sejmowanie, rozumiane jako spotkanie w celu podjęcia decyzji ważnych dla całej wspólnoty. Warto bowiem pamiętać, iż podejmowanie kolektywnych decyzji podczas ekstraordynaryjnych zebrań  plemion sarmackich zostało dostrzeżone już przez antycznych obserwatorów. Zauważali oni, iż wolni Sarmaci w określonym czasie pojawiali się w określonym miejscu i tam debatowali nad stanem rzeczy i rozmawiali o planach. Jest całkiem prawdopodobnym, iż takie zjazdy odbywały się nad jakąś rzeką. Moim zdaniem mogła to być ukraińska rzeka… Sejm. Dalej wystarczy skojarzyć. Dodam jeszcze, że Sarmaci odcisnęli swe piętno na sposobie prowadzenia wojen przez Słowian, sukcesywnie zajmujących w VI-VIII wieku rozległe terytoria w Europie. Zwykle tego się nie dostrzega, lecz wymowa źródeł jest jednoznaczna. Co rusz napotykamy informacje o konnych jednostkach Antów (wtedy już zapewne zeslawizowanych niemal doszczętnie)  albo prowadzeniu przez Słowian walk z Frankami czy Bizantyjczykami na wzór stosowanego przez koczowników. Piszą o tym kronikarze wschodniorzymscy, jak również frankijski Fredegar (VII w.), który wspominając bitwę „pod Wogastisburgiem”, tak naprawdę opisuje wielki słowiański tabor oblegany przez Franków („Wagenburg”).

No dobrze… Pomyślmy zatem w ten sposób: skoro najdawniejsze siedziby naszych językowych przodków znajdowały się na dzisiejszym pograniczu Rosji, Białorusi i Ukrainy, czyli na terytoriach sąsiadujących z ziemiami Sarmatów, to czy  jest możliwym, aby najbardziej mobilne z mobilnych ówczesnych ludów nie weszły w głęboką i intensywną interakcję ze Słowianami? Tym bardziej, że konstelacje polityczne na Wielkim Stepie zmieniały się co jakiś czas, a w ich wyniku przegrani bywali zmuszani do przyjęcia zwierzchnictwa zwycięzców lub… ucieczki; także w kierunku północnym. Wydaje się, co tam!, jest niemal pewnym, że komponent sarmacki stał się jednym z elementów konstytuujących rodzinę słowiańską. W tym wspólnot, które z naddnieprzańskich prasiedzib ruszyły nad Wisłę.

Przypuszczam, że w idei sarmatyzmu znaleźć można echo realnych wydarzeń. Najpewniej żaden z polskich herbowych z XVI, XVII czy XVIII w. nie posiadał w skarbczyku relacji antenatów spisanych przed kilkunastoma stuleciami. Nie oznacza to jednak, iżby głucha i mętna tradycja o sarmackich przodkach nie przetrwała w postaci „genetycznej pamięci” panów braci. Zatem bądźmy zawsze ostrożni w wydawaniu sądów. Nie wszystko mit, co się świeci.


Link (szczególnie dla Kolegi @kelkeszosa) :
https://www.academia.edu/44830021/Sarmatians_and_Scholars_Dispute_over_the_Origin_of_the_Poles_Sarmaci_i_uczeni_Sp%C3%B3r_o_pochodzenie_Polak%C3%B3w_

----------------------------------

Obrazy wykorzystywane wyłącznie jako prawo cytatu w myśl art. 29. Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych

Bazyli1969
O mnie Bazyli1969

Jestem stąd...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura