Bazyli1969 Bazyli1969
572
BLOG

Gospodin Velikij Novgorod, czyli eksperyment przez Moskali spacyfikowany

Bazyli1969 Bazyli1969 Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 5

Bo smutek rodzi się zawsze z czasu, który upływa, a nie zostawia owocu.
Antoine de Saint-Exupéry
image

Nim wyjaśnię dlaczego napisałem niniejszą notkę pragnę zaznaczyć, iż pierwszej części tytułu nie ująłem w cudzysłów z przyczyn zasadniczych. Otóż, bystry czytelnik prawdopodobnie pamięta, że ponad dwie dekady temu pojawiła się na polskim rynku książka pt. „Pan Nowogród Wielki”,  autorstwa znanego publicysty, dziennikarza i prawnika, S. Bratkowskiego. O ile wiem była to pierwsza w Polsce pozycja dotycząca dziejów organizmu politycznego zlokalizowanego na europejskiej północy współczesnej Rosji o charakterze popularnym. Dodać wypada, że obok wielu zalet dzieło Bratkowskiego zawierało mnóstwo niedociągnięć, błędów i przeinaczeń. Cóż, tak bywa, gdy chęci wyprzedzają umiarkowanie. Najważniejszym jest jednak fakt, iż „Pan Nowogród Wielki” to nie tylko fraza zamieszczona na okładce wspomnianej książki, ale przede wszystkim miano jakiego w oficjalnych dokumentach używali średniowieczni mieszkańcy grodu nad Wołchowem. Tak, tak. Zawierając układy z postronnymi podmiotami, czy też tworząc zwody prawa, obywatele Nowogrodu Wielkiego dodawali w dokumentach słowo „Pan”. Niesamowite! To mniej więcej tak jakbyśmy w umowach międzynarodowych lub ustawach zamieszczali seraficzną pseudoinwokację w stylu „Pani Rzeczpospolita Polska”. Rzecz jasna tego się nie doczekamy, bo to chyba byłby dziś zbytek i niepotrzebne archaizowanie, ale możemy sobie wyobrazić, iż dla dawnych mieszkańców północnoruskiego emporium dodatek „Pan” przed nazwą ich miasta wyrażał szacunek, miłość i dumę jakie mieli oni dla miejsca, w którym żyli. Dobrze, kończę ten przydługi wstęp i przechodzę do samego gęstego…

 Ostatnimi czasy w tym oraz innych miejscach zamieszczano mnóstwo analiz, opisów i rozprawek dotyczących korzeni moskalizmu, czyli ustroju który wyewoluował lata temu na Zalesiu i dziś objawił się kolejny raz światu w całej swej obrzydliwej okazałości. To działania godne szacunku, ponieważ wiedzy o wrogu nigdy dość. Z drugiej strony mało kto przypomina o tym, iż moskalizm nie spadł z nieba i w trymiga opanował olbrzymie przestrzenie naszego kontynentu. Podobnie trudno napotkać w nieograniczonej przestrzeni internetu informacji o tym, iż moskiewska odmiana sprawowania władzy i praktyki stosunków międzypaństwowych nie była onegdaj jedyną na ziemiach objętych współcześnie mianem Rosji. A to błąd, a nawet – w pewnym sensie - nieuczciwość. Tak się bowiem składa, że wtedy, gdy na moskiewskim Kremlu dojrzewały coraz to bardziej zbrodnicze i ohydne pomysły, to kilkaset kilometrów na północ rozkwitała wspólnota polityczna i gospodarcza, którą tylko z lekka przesadą możemy nazwać republikańską. Mowa o Nowogrodzie Wielkim. Pardon! Panu Nowogrodzie Wielkim.

Początki wspomnianego ośrodka nikną w pomroce dziejów. Do niedawna uważano, iż powstał on przed przybyciem Waregów na Ruś, a więc gdzieś w pierwszej połowie VIII stulecia n.e. Obecnie pogląd ten nie ma zbyt wielu zwolenników, gdyż archeolodzy udowodnili, że pierwsze budowle na obszarze Wielkiego Nowogrodu powstały około połowy X w. Przedtem osadnictwo (otwarte!) skupiało w Rurikowym Gorodziszczu (w staro skandynawskim – Holm-ie) i dopiero po dekadach ludność przeniosła się na północ. Co ciekawe już w najstarszych latopisach pojawiała się informacja, że gród ten nie jest słowiańskim, lecz w znacznej lub nawet przeważającej części zamieszkują go przybysze z Płw. Skandynawskiego. Doskonałym przykładem jest w tym przypadku świadectwo zawarte w XII- wiecznej Powieści Minionych Lat, które brzmi:

Nowogrodzianie zaś – ci ludzie są wareskiego rodu, a przedtem byli Słowienie.

Z pewnością jeszcze w okresie pisania kroniki Skandynawowie stanowili znaczną część populacji Nowogrodu, ale czy sto lub dwieście lat wcześniej dominowali tam Słowianie (Słowienie)? Raczej nie. Przecież samo „miasto” zostało założone w okolicach, które zamieszkiwały ludy pochodzenia fińskiego. Wepsowie, Czudź (przodkowie Estończyków), Karelowie. Ta różnorodność została odzwierciedlona w nazewnictwie poszczególnych dzielnic Nowogrodu, gdzie z ulicami  takimi jak: Płotnicza czy Zagrodzka sąsiadowały: Pruska, Niemiecka, Słowieńska, czy tzw. Ludin Koniec („Ludin” oznaczało ludność pochodzenia fińskiego). Zostawmy to. Najważniejszym w tym miejscu jest to, iż od prapoczątku Nowogród Wielki był swoistą kopią największych centrów handlowych ówczesnego świata. Taka miniatura Konstantynopola, Kordoby i Bagdadu. Mieszanka nacji, targowisko idei, mikrokosmos. Prawdopodobnie to tam, a nie w Kijowie pojawili się pierwsi chrześcijanie ruscy. To również tam najwcześniej zapuściła korzenie sztuka pisania. I to jak! W ciągu ostatnich lat odkryto tysiące „gramot” zapisanych w języku starocerkiewnosłowiańskim, ale także w mowie używanej na co dzień przez mieszkańców Nowogrodu. Co ciekawe teksty sporządzone na korze brzozowej nie dotyczą li tylko spraw wagi największej, ale głównie rzeczy przyziemnych. Wymiany, długów, miłostek, zbrodni, czarów, kóz, wypraw, plotek, jak również… Hmm… Muszę, inaczej się uduszę. Na przykład niejaki Radosław, najpewniej zirytowany postawą swego brata, przesyła mu (Chociesławowi-Jakubowi) w liście radę brzmiącą: „Jakubie, bracie, jeb się na leżąco”. Tysiąc lat temu… Wróćmy jednak do tego co najważniejsze.

Otóż, Nowogród Wielki od momentu zrzucenia zwierzchności książąt kijowskich w XII w. – jeśli można tak powiedzieć- niesamowicie rozwinął skrzydła. Niemal cała energia populacji Nowogrodu i ośrodków mu podporządkowanych została skierowana na niwę handlu. Wbrew pozorom nie powinno to dziwić, gdyż warunki naturalne tej części kontynentu nie sprzyjały szczególnie rolnictwu i hodowli. Niejednokrotnie bogactwo zgromadzone w skarbcach kupców i rzemieślników nowogrodzkich nie zapobiegło latom głodu. To tak na marginesie. Dla naszej opowieści ważniejszym jest to, iż Rusini nowogrodcy posiadali rozległe kontakty. Ze Słowianami Połabskimi, Hanzą, Pomorzanami,  Gotlandczykami, Norwegami, Finami, Duńczykami, jak również z Bułgarami Kamskimi, Chorezmijczykami, Grekami a nawet Arabami. Jaka była ich skala wystarczy wspomnieć, iż jeden z faktorów niemieckich współpracujących z Nowogrodzianami w ciągu jednego roku dostarczył na rynek niemiecki – uwaga! – 65 000 futer! Lisów, pieśców, kun, bobrów… Podobnych mu specjalistów pochodzących z samej Rzeszy żyło na co dzień nad Wołchowem (podobno) kilkuset!

Biorąc powyższe pod uwagę nie powinno dziwić, iż ustrój Nowogrodu (i potem Pskowa) odstawał znacząco od tego dominującego nad Dnieprem, Dźwiną i Wołgą. Gdy moskiewscy samodzierżcy ubierali się w szaty samego Boga i każdy sprzeciw wobec ich woli traktowany był niczym świętokradztwo, to nad Wołchowem władza sprawowana była kolegialnie. Do kompetencji „Rady Panów”, a więc bojarów, kupców, wyższych urzędników, duchownych i przedstawicieli zwykłego ludu w liczbie 300, należały m.in.: polityka zagraniczna, prezentacja kandydatów do sprawowania funkcji urzędniczych, wybór zwierzchników religijnych, wypowiedzenie wojny, plany robót publicznych itp. I co ciekawe, propozycje te musiały uzyskać zgodę wiecu! Coś niesłychanego. Wprawdzie jak to w życiu bywa (vide: starożytny Rzym) najczęściej decyzje szły po myśli ludzi najbardziej wpływowych, majętnych, posiadających koligacje, ale… Nie raz i nie dwa lud nowogrodzki buntował się przeciw oligarchom i – o tempora, o mores! – wygrywał.

W efekcie w XIV w. Nowogród Wielki rozkwitał. Ludność tego ośrodka liczyła wówczas - podobno -35 000-40 000, co biorąc pod uwagę, iż za czasów naszego ostatniego Piasta Kraków, czyli stolicę, wraz z Kazimierzem, zamieszkiwało coś ok. 13 000-15 000 mieszkańców, daje nam pewne wyobrażenie. Dodać warto, iż w tym samym okresie w Nowogrodzie funkcjonowało ok. 150 świątyń, a wciąż płacony do skarbca chańskiego podatek, tzw. czarny bór, był niewiele znaczącą pozycją w budżecie miejskim, pozwala przyjąć, że nasz „bohater” był oazą zamożności na olbrzymich obszarach Europy północno-wschodniej. Nie dziwota, że łakomym okiem spoglądali nań Szwedzi, Duńczycy, Krzyżacy, Litwini i Moskale.

image

Bitwa nad Szełonią (lipiec 1471 r.), czyli początek końca Nowogrodu Wielkiego

Warto się zatrzymać. Okazuje się, iż średniowieczni Nowogrodzianie nie byli kosmitami. Podobnie do wszystkich ludzi swojej epoki szanowali władzę książęcą i tak naprawdę nie wyobrażali sobie żyć bez pana, który zamieszkiwałby nowogrodzki Kreml (Dietiniec). W związku z tym „zatrudniali” sobie co rusz sprawnych wojowników rodem z Rusi lub… Litwy i w sytuacjach kryzysowych powierzali im zarząd nad siłami zbrojnymi. Co istotne mieli w sobie wielka siłę i sporą samoświadomość, bo gdy ten i ów najęty kniaź próbował poszerzyć zakres swej władzy, Nowogrodzianie kończyli takie spory w prosty sposób. Wykopywali aspiranta poza mury miejskie. Ba! Potrafili tez się cenić, co najdobitniej ujawniło się na początku XV stulecia, gdy „zatrudniony” przez nich Giedyminowicz Lingwen wybrał się na bitwę grunwaldzką do Polski i się… zasiedział. Wtedy „Rada Panów” bez patyczkowania napisała do Litwina, że (tu będę parafrazował): „Chłopie, nie po to cię zatrudnialiśmy żebyś teraz wojował i balował w Polsce. Zbieraj manatki i wracaj do Nowogrodu, bo jeśli nie zrobisz tego w tym a tym terminie, to możesz zapomnieć o wypłacie. Fuck you!”. Tak naprawdę napisali. No dobrze. Puenta…

image

image

Pacyfikacja Nowogrodu Wielkiego (1569/70)

Ewenement pod nazwą Nowogród Wielki w obliczu zmieniających się czasów nie mógł dłużej funkcjonować. Eh! Mógł! Pod warunkiem, że to on, a nie jego sąsiedzi, wszedłby na ścieżkę podbojów. Niestety (sic!) zarabianie pieniędzy przyćmiło instynkt samozachowawczy co wykorzystał jako pierwszy Iwan III Srogi. W bitwie nad Szełonią stoczoną w lipcu 1471 r. rozbił siły (w znacznej części najemne) nowogrodzkie. Warto dodać, iż Nowogrodzianie nie stali na straconej pozycji. Zwyczajnie i po prostu nie było w ich wojsku ducha. Car obszedł się z pokonanymi stosunkowo łagodnie. Ukradł co mógł. Zabił kogo zamierzał. Upokorzył wielu. Jednak zachował sporą ilość przywilejów i pozostawił miastu duży zakres autonomii.  Taką wielkodusznością nie wykazał się jego imiennik z piekła rodem, czyli Iwan IV Groźny, który w obliczu wojny z Rzeczpospolitą postanowił spacyfikować dokumentnie Nowogród. Zimą 1569/70 roku car poprowadził osobiście tysiące zbrojnych na Nowogród. Przyjął wielką delegację, łapówki i piękne panny, ale za chwilę dał znak swoim zbirom, którzy natychmiast zatopili się w orgii przemocy. Według różnych danych podczas drugiej pacyfikacji Nowogrodu Moskale uśmiercili od 8 do nawet 40 tysięcy ludzi. Topili, dźgali, palili, rozrywali, skracali o głowy. Wszystko po to, aby mieszkańcom grodu nad Wołchowem nie przyszło czasem na myśl kolaborowanie ze Stefanem Batorym w celu odzyskania dawnych swobód. Gdy Iwan Groźny wracał na Kreml pozostawił po sobie jedynie zgliszcza, ruiny i smród niepogrzebanych zwłok. Potęga Pana Wielkiego Nowogrodu przeszła definitywnie do historii. Dziś miasto to jest cieniem dawnej potęgi. I to nawet nie jest cień własny. Schowany bowiem jest w cieniu, który od niechcenia rzuca wielka, groźna, bezlitosna, mongolsko-bolszewicka Moskwa.

Można  przyjąć, iż gdyby  kierownicy polityczni Nowogrodu znaleźli w sobie odpowiedni ładunek determinacji i wznieśli się na wyżyny politycznego przewidywania, to za naszą wschodnią granicą mielibyśmy słabszą Moskwę, albo nawet sama Rosja przyjęłaby modus operandi wykoncypowany w murach Nowogrodu. A ten przypominałby z pewnością bardziej model estoński lub fiński niż moskiewski. Cóż zrobić? Czasem drobne zaniechania prowadzą prostą ścieżką do tragicznych i gargantuicznych konsekwencji.  Szkoda, Gospodin Velikij Novgorod…

-------------------------------

Obrazy wykorzystywane wyłącznie jako prawo cytatu w myśl art. 29. Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych






Bazyli1969
O mnie Bazyli1969

Jestem stąd...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura