Bazyli1969 Bazyli1969
3424
BLOG

„Polska - Niemcy. Dziesięć wieków zmagania”, czyli najgorsze jeszcze przed nami

Bazyli1969 Bazyli1969 Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 109

Niemców ma się albo pod butem, albo na gardle.
Winston Churchill

image

W czołówce notki świadomie użyłem tytułu pracy prof. Zygmunta Wojciechowskiego. Naukowca, działacza społecznego, polityka, człowieka nieustannie zatroskanego o los swojej Ojczyzny. Co ciekawe, wiele jego prac poświęconych zostało relacjom polsko-niemieckich. Nie bez kozery. I to z kilku powodów. Pomijając fakt, że w ciągu wieków wpływy niemieckie na życie ludności zamieszkującej Odrowiśle były bardzo znaczące, to z punktu widzenia Profesora najistotniejszym było to, iż od tysiąca lat nasze relacje z zachodnim sąsiadem w znacznym stopniu ogniskowały się wokół… konfliktu. Raz zimnego, a raz gorącego. Warto zaznaczyć, iż nie był to spór jakich wiele; np. taki jaki znamy z dziejów Europy Zachodniej, gdzie poszczególne strony walczyły najczęściej o jakiś stosunkowo niewielki skrawek terytorium, uprzywilejowanie w relacjach handlowych, albo o  chwałę czy urażoną dumę. W przypadku konfrontacji polsko-niemieckich szło o coś znacznie bardziej poważnego.

Najwcześniejsze źródła dotyczące naszej historii informują nas o tym, że przez jakiś czas nasz pierwszy historyczny władca opłacał królom niemieckim trybut z terytorium „aż do rzeki Warty”. W jakich okolicznościach doszło do takiej zależności trudno powiedzieć. Jedynie przypuszczeniem (chociaż bardzo prawdopodobnym) jest hipoteza mówiąca o tym, iż w epoce rządów Ottona I, margrabiowie Wschodu rozpędzili się zanadto i po przekroczeniu Odry, wprowadzali niemieckie porządki z pomocą ognia i miecza, a potem stanęli nad brzegiem Warty. Po drugiej stronie przyglądał się temu albo sam Mieszko I, albo jego poprzednik. W każdym razie po niewielu latach Bolesław, słusznie zwany Chrobrym, wrzucił do piachu roszczenia królów i cesarzy zza Odry. Ba! Sam poczynał sobie bardzo śmiało i wypchnął wpływy niemieckie aż po Łabę. Germańskie roszczenia nie zostały jednak spacyfikowane i przez kolejne prawie dwa wieki prawdziwym i egzystencjonalnym problemem Polski i Polaków było powstrzymanie zapędów niemieckich wobec państwa polskiego. Gdyby nie to, to najpewniej podzielilibyśmy nieszczęsny los Połabian. Kosztowało to naszych przodków mnóstwo potu, łez i krwi. Niestety, dość często musieliśmy uznawać przewagę niemiecką. Ponadto w okresie rozbicia dzielnicowego migracje ludności żyjącej nad Renem, Łabą i Wezerą doprowadziły do utraty słowiańskiego oblicza etnicznego na rozlicznych obszarach Odrowiśla. Zmieniło się do dopiero, gdy niezłomny książę kujawski, czyli Władysław Łokietek, zjednoczył znaczną część polskich dzielnic i wprowadził do powszechnego obiegu przekonanie, że Polacy mają prawo żyć w państwie zjednoczonym, a poprzez to urządzać sobie życie według własnych planów.

Trzeba przyznać, że zrazu idea Korony Królestwa Polskiego, pojmowana jako stworzenie i utrzymanie własnego domu dla Polaków, nie wystarczała do zatrzymania Drang nach Osten. Brandenburczycy, Krzyżacy i… Czesi systematycznie rozszerzali wpływy niemczyzny. Korzystali przy tym z pomocy utożsamiających się z obcymi potęgami niemieckimi mieszczanami, rycerstwem, chłopami i duchownymi żyjącymi w miastach i wsiach Królestwa Polskiego. Jednak ani bunt krakowskiego wójta Alberta (1311 lub 1312 r.), ani  goła siła militarna (ataki Brandenburczyków, inwazja czeska, rejzy krzyżackie) nie złamały polskiego oporu. Z biegiem lat sytuacja się odwróciła. To Królestwo, a potem Rzeczpospolita, stała się stroną silniejszą w stosunku do krajów i państewek niemieckich. Niestety, nie wykorzystano tej przewagi i nie odwojowano Śląska, Ziemi Lubuskiej, Pomorza Zachodniego i nie spacyfikowano skutecznie zmory, która do dziś spędza sen z oczu naszych wojskowych, a więc Prus Książęcych. Przez bezczynność na kierunku zachodnim utraciliśmy również na zawsze setki tysięcy, a może nawet miliony Polaków, żyjących jeszcze w XVI i XVII stuleciu nad Odrą, dolną Wisłą, Notecią oraz na Warmii i Mazurach.

To zaniechanie doprowadziło prostą drogą do upadku naszej państwowości, gdyż pamiętać należy, iż to z Berlina wyszła inicjatywa rozbioru Rzeczypospolitej. Berlina, który obecnie dumnie nosi miano stolicy RFN, ale swego czasu drżał na myśl, iż do jego bram zapukają chorągwie husarskie. Jak potoczyły się dalej losy rywalizacji polsko-niemieckiej - wiadomo. Odzyskaliśmy dawne polskie ziemie, uzyskaliśmy na zachodzie granice oparte o naturalne przeszkody, zagospodarowaliśmy przyzwoicie tysiące wsi i miast na tzw. Ziemiach Odzyskanych. Wydawać by się mogło, że po wiekach uzyskaliśmy podstawy do stania się państwem w pełnym tego słowa znaczeniu europejskim, posiadającym prawie optymalne podstawy geograficzne i gospodarcze, które pozwolą stać się Polsce jednym z wiodących krajów naszego kontynentu. Jednak licho nie śpi… Nigdy!

To co się dzieje za naszą wschodnią granicą zmieni (zapewne na długi czas) jeśli nie światową, to na pewno europejską układankę. Rosja, tak czy owak, osłabnie i przez długie lata nie będzie w stanie poważnie zagrozić Rzeczypospolitej. W tym bowiem względzie będziemy mogli liczyć na wsparcie państw z obozu tzw. cywilizacji zachodniej. Ale, ale… Nie możemy zapomnieć, że wciąż na arenie geopolitycznej pozostanie równie, jeśli nie bardziej groźny przeciwnik - Niemcy. Dlaczego uznaję to państwo i ten naród za groźniejszy od Federacji Rosyjskiej i Rosjan?

Co by nie mówić nasi zachodni sąsiedzi są od nas zamożniejsi, jest ich więcej, mają wielkie osiągnięcia w zakresie techniki i organizacji, a prócz tego… Prócz tego zawsze (!) mogą liczyć na zrozumienie wśród większości społeczności zachodnioeuropejskich. Wszak tak potężna nacja ma prawo walczyć o swoje interesy. No, może nie na zachód od Renu, na północ od Szlezwiku-Holsztyna, czy na południe od Alp. Co to, to nie! Natomiast na wschodzie…. Hulaj dusza, piekła nie ma! Wprawdzie wspólnoty zachodnie wciąż pamiętają o traumie II Wojny Światowej, ale nie należy prowadzić polityki na trumnach. Czyż nie?

Zanim napiszę: amen, pragnę zaznaczyć, iż Niemcy mają wielkie doświadczenia w zakresie szukania pretekstów do wywierania wpływu na Polskę. Onegdaj, królowie pruscy, pełni oburzenia i głaskani z włosem przez elity intelektualne Zachodu, z wielkim oburzeniem przyjmowali informacje o tarciach pomiędzy katolickimi a protestanckimi obywatelami I Rzeczypospolitej. To – o czym mało kto pamięta - był główny (formalnie!) powód przystąpienia Prus do rozbiorów. Nie ważne, że katolicy nie mieli w państwie kurfirstów równych praw ze zwolennikami Reformacji. Nie ważne, iż byli prześladowani, nie mogli zajmować określonych stanowisk w administracji i armii, liczyć na wsparcie dworu. Liczyło się tylko to, iż berliński władca wziął w obronę żyjących w Polsce protestantów. I właśnie w celu polepszenia ich  bytu oraz wyzwolenia z katolicko-polskiej opresji podjął decyzję o zajęciu ziem polskich. Europa entuzjastycznie klaskała. Scenariusz ten powtórzono jeszcze dwa razy. Po upływie ponad wieku znów. Tym razem führer zadecydował o wysłaniu przeciw RP wojsk z powodu „prześladowań mniejszości niemieckiej”. Zawsze wyssane z palca preteksty kończyły się krwawo. Dziś mamy do czynienia z bardzo podobną sytuacją. Przecież opowieści o „braku praworządności” są niczym innym jak narracją mającą uzasadnić naciski RFN na Polskę. Oczywiście to tylko narzędzie. Prawdziwym celem jest podporządkowanie naszego kraju i narodu Berlinowi, który idąc wydeptaną ścieżką ma zamiar spacyfikować wreszcie krnąbrnych Polaczków i uczynić z nich mgławicowy etnos przeznaczony do odegrania podrzędnej roli pomagierów niemieckiego Übermensch-a.

Prawdopodobnie znajdzie się w naszym kraju mnóstwo osób święcie przekonanych, iż wyżej zarysowany scenariusz to anachronizm, szczucie, podjudzanie i w ogóle bajęda. Przecież mamy XXI wiek, Unię Europejską, laptopy i szczepionki na Covid-19. Historia - na naszych oczach - dokonała żywota i od tej pory cała ludzkość, a przynajmniej ta jej część, która żyje w strefie Schengen, będzie taplać się w  luksusie i wzajemnej miłości. Bla, bla, bla… Osób, które poddają się tego rodzaju opowieściom bardzo mi żal. Jednocześnie poważnie się ich obawiam. A to z tej przyczyny, że o ile dawniej królowie, cesarze i kurfirstowie mieli na ziemiach polskich do pomocy silną V kolumnę swych rodaków, o tyle obecnie kanclerze Rze… Przepraszam. Kanclerze RFN mogą liczyć na licznych geszefciarzy i jeszcze liczniejsze grono  otumanionych użytecznych… Tak. W najbliższym czasie czekają nas poważne wyzwania. A nawet bardzo poważne. Głównym rywalem nie będą jednak ubabrani w jusze i śmierdzący zbrodnią moskiewscy sołdaci, ale ubrani w drogie garnitury, przemieszczający się najnowszymi modelami Audi i pachnący dobrym perfum delegaci „Germania Magna“. Pragnienia niemieckie nie odchodzą do lamusa. Nigdy! Musimy być zatem bardzo czujni…


------------------------------

Obrazy wykorzystywane wyłącznie jako prawo cytatu w myśl art. 29. Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych



Bazyli1969
O mnie Bazyli1969

Jestem stąd...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura