Bazyli1969 Bazyli1969
4651
BLOG

Sarmaci i sarmatyzm, czyli zapomniany wkład Polaków w dziedzictwo Europy

Bazyli1969 Bazyli1969 Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 81

Chciałbym, żeby polska chora świadomość się wyleczyła, żeby nie miała paranoi oglądania się przede wszystkim w cudzych odbiciach.
Andrzej Stasiuk

image

Mało było i jest  na świecie idei, które tak okrutnie  spotwarzono jak sarmatyzm. Gdy dziś przeciętny Polak zostanie o niego zapytany, to albo nic o nim nie wie albo przywoła obrazy rozpasanych, gnuśnych, przekupnych i zapijaczonych szlachetków oraz zdradliwych magnatów pokroju targowiczan: S.S. Potockiego, F.K. Branickiego i S. Rzewuskiego. Nie da się zaprzeczyć, iż w każdej legendzie ukryte jest ziarenko prawdy. I w tym przypadku ww. postacie stanowią uproszczoną egzemplifikację schyłkowej społeczności „sarmackiej”. W żadnym jednak wypadku nie mogą być traktowane jako kwintesencja i etalon samego sarmatyzmu. Ten bowiem przez długi okres był koncepcją na wskroś oryginalną, płodną, dynamiczną i wielce atrakcyjną. Co więcej, w znacznej mierze przyczynił się do ukształtowania naszego charakteru narodowego. Spróbujmy zatem przez chwil kilka zastanowić się nad tym niezwykle ciekawym zjawiskiem.

Sarmaci. Starożytny lud, a właściwie cała gromada ludów, należących pod względem językowym do grupy indo-irańskiej, a więc spokrewnionej m.in. z Partami, Medami i Persami.  Na arenie dziejów pierwsi jego przedstawiciele pojawili się na długo przed narodzinami Chrystusa jako społeczności koczownicze (również pół-nomadyczne)  żyjące na olbrzymich przestrzeniach pomiędzy Dunajem, zachodnią Syberią i zanikającym dziś Jeziorem Aralskim. Pierwszy wielki historyk/etnograf, czyli Herodot, pisał o nich w V w. p.n.e. niejako przypadkiem, charakteryzując sąsiadów Scytów. W kolejnych wiekach Sarmaci (zwani też z grecka Sauromatami) byli wspominani bardzo często w kontekście przemieszczeń ludnościowych, wojen, kultury, handlu i gospodarki. Znamy sporo sarmackich nazw plemiennych i wiemy mniej więcej gdzie i kiedy żyli. Zaznaczam „mniej więcej”, gdyż specyfiką ludów koczowniczych jest przede wszystkim ich wielka mobilność.  Tak np. Jazygowie na przełomie er zajmowali część terytoriów dzisiejszych Węgier, Słowacji i Rumuni, lecz na jakich obszarach pomieszkiwali wcześniej trudno orzec. Podobnie rzecz się ma w przypadku Syraków, Roksolanów, Aorsów, Saków itd.  Nieco więcej wiemy o tzw. późnych Sarmatach, tj. o społecznościach alańskich. W czasie gdy hordy azjatyckich Hunów wybrały się na podbój Zachodu, Alanowie siedzieli głównie na wschód od Donu. Wiatr historii wypchnął w IV stuleciu n.e.  niektórych z nich aż do Francji, Hiszpanii, na Wyspy Brytyjskie a nawet do Afryki.

Niektórzy badacze, w tym nieżyjący już światowej klasy eksperci – T. Sulimirski oraz K. Moszyński, zwracają uwagę na zbieżności słowiańsko-sarmackie. I tak w zakresie języka pożyczkami z „sarmackiego” są np. stosunkowo liczne słowa dotyczące sfery militarnej i religijnej:  *bogъ (znaczące pierwotnie „dawca szczęścia lub dobrej części”), *nebo, *slovo, *svętъ, *kajati, *kaznь, *mądrъ, *rota (przysięga), *toporъ, *ostrogъ, *batogъ, *čьpagъ (napierśnik), sapogъ (but z cholewą). Średniowieczne imiona rycerskie składały się – wzorem indo-irańskim – z dwóch źródłosłowów imionotwórczych, których zwykle drugim członem były: bąd-, bog-, dar- gniew-, mir-, mysł-, pełk-, rad, sław- woj-,  itp. Pochodzenie części herbów polskich upatruje się w tamgach sarmackich stanowiących pierwowzór takich godeł jak „Nowina”, „Ogończyk” czy „Szeliga”. Z kolei zawołania bojowe dawnych polskich rodów w rodzaju: Roch, Chamiec, Mora, Doliwa i Jaksa. W końcu same nazwy plemion słowiańskich, których pierwszymi nosicielami były bez wątpienia szczepy alańskie (Chorwaci, Serbowie, Antowie, a może również Czesi). Te oraz sporo innych wskazówek pozwalają przyjąć, że kohabitacja pewnych odłamów Sarmatów ze Słowianami była długotrwała (III w. p.n.e. – VII w. n.e.), intensywna oraz bogata w wydarzenia.

image

Europa Wschodnia (z  dwoma Sarmacjami) wg. Ptolemeusza (II w. n.e.)

W dobie tworzenia się narodów politycznych nastała moda na odwoływaniu się przez ideologów do sławnych przodków. W ten sposób Francuzi (wcześniej Frankowie) szukali swoich korzeni w dziejach Trojan i Gallów, Szwedzi Gotów, Hiszpanie Iberów i Wizygotów, Rumuni Rzymian, Holendrzy Batawów, Węgrzy Hunów, Tatarzy Mongołów itp. Roszczenia miały wprawdzie najczęściej niewielkie lub żadne uzasadnienie, ale traktowano je nadzwyczaj poważnie. Polacy nie odstawali od czołówki i już w XV stuleciu począł przebijać się do opinii społecznej przekaz o Sarmatach jako przodkach rycerstwa polskiego. Przekonanie to znalazło dobitny wyraz m.in. na nagrobku Zygmunta Augusta, bo napis  brzmiał tak: „Poloniarum Regi et Magno Lituaniae ac relique Sarmatiae Duci et Domine (Król Polski i Wielki Książę Litewski, a także Książę i Pan pozostałej Sarmacji).


Współcześnie taką genealogię uznaje się na ogół za wesoły archaizm i specyficzna ciekawostkę, lecz wydaje się, że w świetle analizy źródeł, uczestnictwa reprezentantów etosu sarmackiego w etnogenezie ludów słowiańskich – w tym polskiego - wykluczyć absolutnie nie można.  Dla nas najistotniejszym jest fakt, że w oczach panów braci, Sarmaci jawili się jako lud rycerski, miłujący ojczyznę, demokratyczny (sic!), zaradny, tolerancyjny i… szarmancki. Wypisz wymaluj – Polacy! W minionych dziesięcioleciach, a i często obecnie, ówczesne ambicje szlacheckie traktuje się jako uroszczenia i zbywa najczęściej uśmiechem politowania. Phi, co też ci nasi zapijaczeni antenaci sobie imaginowali? Przecież w porównaniu z herbowymi Francji, Hiszpanii, Niemiec czy Italii oraz ich osiągnięciami byli tak naprawdę „gorszym sortem”. Tacy „Janusze” z karabelami. Błąd! Straszliwy błąd!

Nie twierdzę, że sarmatyzm miał magiczny wpływ na dobrostan mieszkańców Polski, a potem Rzeczypospolitej. O nie! W wielu dziedzinach (szczególnie dotyczących materialnej strony bytu) byliśmy nieco za liderami.* Istniały jednak segmenty, w których to my nadawaliśmy ton Europie. Rzućmy okiem na jej mapę i dzieje w okresie, w którym idea sarmatyzmu rodziła się i krzepła.

Od Oceanu Atlantyckiego po Ural prawie wszędzie rządy sprawują despoci. Przez kontynent przewalają się krwawymi falami wojny religijne. Różnojęzyczne armie maszerują przez europejskie regiony w tę i z powrotem, pozostawiając po sobie zgliszcza i stosy trupów. Szwecja, Dania (Norwegia) i niektóre państewka Rzeszy Niemieckiej karzą śmiercią wyznawanie katolicyzmu, a Hiszpania, Portugalia, państwa włoskie i Austria zwolenników Reformacji. W Rosji czy Imperium Osmańskim odstępstwo od wiary wyznawanej przez władców również powoduje koniec żywota. Zakazywane są nieprawomyślne publikacje, wyrzuca się opornych poza ojczyste ziemie, każdy sprzeciw i zdanie odrębne uznawane jest za niedopuszczalną formę buntu. Istniejące poprzednio przedstawicielstwa ludności zostają zlikwidowane lub ograniczane do groteskowych kadłubków. Rzadkie zmiany i korekty w polityce rządzących dokonują się za cenę hektolitrów krwi. A u nas?

image

Zaprzysiężenie postanowień Unii Lubelskiej (1569)

imageZawarcie Konfederacji Warszawskiej (1573)

Tak się składa, że całe XVI stulecie i pierwsza połowa następnego, to prawie bez wyjątków pasmo wielkich sukcesów politycznych i militarnych na niwie międzynarodowej. Władcy pochodzący z rodu Jagiellonów zasiadają na tronach Węgier i Czech. Zakon Krzyżacki zostaje złamany, a jego inflancka gałąź szuka opieki w Krakowie. Polskie wojska walczą z sukcesami w Austrii, na terytorium Rzeszy, w północnej Rosji i Szwecji. Polscy hetmani w imieniu króla strącają i osadzają na tronach panów Mołdawii i Wołoszy, a przy okazji zatrzymują ekspansję pierwszorzędnej potęgi tureckiej. Chanowie Krymscy walczący o władzę błagają o wsparcie nad Wisłą, a Moskale czapkują królom polskim pod Pskowem lub składają hołd w Warszawie. Polska to siła, z którą wszyscy gracze liczyć się muszą.

W polityce wewnętrznej pozornie też wszystko idzie dobrą drogą. Rosną miasta, bogacą się poszczególne stany, handel kwitnie, w Wilnie powstaje pierwszy uniwersytet Europy Wschodniej, język polski staje się lingua franca warstw wyższych w Rosji, Prusach Książęcych, Mołdawii, Inflantach i Chanacie Krymskim, innowiercy żyją w pokoju a ci spoza granic walą drzwiami i oknami… Niestety, pojawiają się symptomy przyszłych kłopotów. Ruch egzekucyjny nie znajduje odpowiedniego wsparcia u królów, do niebotycznych rozmiarów rosną majątki magnackie, wzbiera niezadowolenie chłopstwa na ziemiach ukrainnych. Na razie jednak rysy na gmachu Rzeczypospolitej nie rzucają się w oczy, a panujące w niej stosunki polityczne i religijne stają się naszym  „towarem eksportowym”.  Wyjątkowość ustroju dostrzegało wielu bystrych Europejczyków i  z niekłamanym przekonaniem uznawało polskie rozwiązania –  ekstraordynaryjne w skali europejskiej ale dobrze funkcjonujące -  za wzorcowe.

J. B. Bonifacio w 1561 r. zachęcał swego przyjaciela-wolnomyśliciela do przybycia do  Polski tymi słowy: „Wielką, co mówię, największą miałbyś tu wolność życia wedle swej myśli i upodobania, także pisania i publikowania. Nikt nie jest tu cenzorem.” Natomiast biskup, A. M. Graziani, celnie charakteryzował polskie stosunki w ten sposób: „I Polacy się chwalą, i wieść tak rozgłosiła, jakoby król miał w Rzeczypospolitej władzę nieznaczną i obciętą, i jakoby cała dostała się w ręce senatu i szlachty. Nieprawda! Jakkolwiek bowiem poddali siebie królowi, a króla prawom, to jednak nie tyle pragnęli prawo królewskie uzależnić od cudzej woli, ile raczej zapobiegali tylko, by nieograniczonej władzy lekkomyślnie nie zostawiać na łasce namiętności jednostki.”

Opinie cudzoziemców nie brały się znikąd. Poznawali państwo spokojne, kwitnące, pełne ludzi rycerskich, w którym prym wiedli panowie bracia mający świadomość własnej wartości  i „sarmackich” zasad. Tak np. średniozamożny szlachcic i trybun sejmowy nie wahał się wypalić w twarz rozgniewanemu królowi: „Nie jestem błaznem, lecz obywatelem, który wybiera królów i obala tyranów.” Innym razem, podczas debaty nad uregulowaniem stosunków religijnych w Rzeczypospolitej, Jan Zamoyski  wypowiada wobec protestanckich współobywateli takie zdanie: „Kiedyby to mogło być, abyście wszyscy mogli być papieżnikami, dałbym za to połowę zdrowia mojego, żebym drugą połową żyjąc, cieszył się z tej świętej jedności. Ale jeśli kto będzie wam gwałt czynił, dam wszystko swe zdrowie przy was, abym na tą niewolę nie patrzył.” Ba! Wielki wojownik i gruntownie wykształcony marszałek wielki koronny, czyli  Jan Firlej, potrafił podczas koronacji powstrzymać uroczystość i migającemu się od zobowiązań Henrykowi Walezemu zagrozić „Non jurabis, non regnabis” („Nie zaprzysiężesz, nie będziesz rządził”; w innej wersji „Iurabis, rex, promisisti” – „Zaprzysięgaj królu, obiecałeś”).

Idee prezentowane przez naród polityczny Rzeczpospolitej intensywnie promieniowały na całą Europę. Ślady fascynacji ustrojem olbrzymiego i całkiem dobrze funkcjonującego państwa łatwo odnaleźć w ówczesnym piśmiennictwie. Zagranicznych obserwatorów dziwiło niepomiernie, że mimo braku silnej władzy centralnej, współistnienia różnych wyznań i nacji oraz pacyfistycznego na ogół nastawienia mieszkańców, gmach Rzeczpospolitej trzyma się mocno. Takie podejście trwało dość długo, bo aż do czasu kiedy przeciwnicy uznali, iż źródła siły państwa obojga narodów mają w sobie równocześnie zarodek słabości.  Wykorzystali to bezlitośnie podniecając niezadowolenie ludności ruskiej (1648 – Bunt Chmielnickiego), a następnie wspierając jedną z frakcji grupującej krytyków polityki Jana Kazimierza oraz religijnych dysydentów (1655 - Potop).  Niedługo potem „sarmatyzm” stał się passe. Wykpiwano straszliwie okaleczoną Rzeczpospolitą przeinaczając prawdę w ten sposób, iż jej słabość miała rzekomo wynikać z samowoli szlacheckiej oraz polskiego bałaganu, a nie – jak to było w rzeczywistości – przede wszystkim z agresywnych działań i spisków  sąsiadów. Paradoksalnie ideałami władców stali się: bezgranicznie pazerny Joachim Fryderyk Hohenzollern, szalony i krwawy Iwan Groźny, urządzający rzezie kacerzom Karol IX i eksterminujący Czechów fanatyczny Ferdynanda II. Nikt lub prawie nikt spośród europejskich autorytetów, filozofów, pisarzy i generałów nie pamiętał o Stefanie Batorym, który będąc twardym mężczyzną i zmyślnym wojownikiem umiał w obecności swych poddanych stwierdzić: „Ja panuję nad ludem, a Bóg nad sumieniami. Trzy albowiem są rzeczy, które Bóg zachował sobie: z niczego coś stworzyć, przyszłość przewidzieć, sumieniami władać.”

image

Batory pod Pskowem (1582)

imageKapitulacja Austriaków po bitwie pod Byczyną (1588)

Moje osobiste postrzeganie złotego okresu dziejów Polski być może jest zbyt optymistyczne. Nie da się bowiem zapomnieć o rzeczach złych i głupich, powoli lecz nieustannie toczących niby rak organizm Rzeczypospolitej. Gdyby jednak spojrzeć na losy tego państwa bez uprzedzeń i nakładania ciemnych okularów fundowanych od lat przez system edukacyjny i publicystów, to trzeba stwierdzić, że mało jest w historii przypadków podobnych. W końcu bez wewnętrznego rozlewu krwi, zamordyzmu, ucisku fiskalnego i prześladowań tych lub innych grup mieszkańców, Rzeczpospolita przez  około dwa wieki (1466-1648) była europejskim mocarstwem. A i potem potrafiła zadawać potężne ciosy (do śmierci Jana III Sobieskiego). Żeby zdać sobie sprawę ze skali osiągnięć w tym względzie wystarczy zaznaczyć, iż np. USA, jako supermocarstwo, funkcjonuje dopiero od siedmiu dekad, a dziś musi mocno „wiosłować” aby tę pozycję utrzymać.

Sądzę, że fundamentem powodzenia Królestwa Polskiego a potem Rzeczpospolitej, była idea sarmatyzmu rozumianego jako zbiór zasad, wartości, zachowań i cech tożsamościowych. Mimo upadku państwa i wynikającego z niego zaprzestania stosowania określonej praktyki politycznej, koncepcje tak pięknie reprezentowane przez Zamoyskiego, Firleja i Źółkiewskiego nie umarły. Żyły w głowach i na kartach ksiąg, by z czasem stać się podglebiem dla rozwoju systemów demokratycznych. Rzecz jasna, nikt dziś otwarcie nie przyzna, że korzenie „wolności, równości i braterstwa” wyrastają z tradycji dziwnego federacyjnego państwa, obejmującego dawnymi czasy znaczna część wschodniej Europy. Wszak tam tylko kołtuństwo, wódka i białe niedźwiedzie. Na to nie ma rady.  Jeśli jednak ktoś twierdzi, że sarmatyzm to wykwit ułomnego rozumu cuchnącego alkoholem wąsatego rębajły znad Wisły, to jest albo durniem albo człowiekiem złej woli. Tertium non datur!



PS

1. Piękna pieśń a propos...

https://www.youtube.com/watch?v=le5R6E1nffM

2. Według prof. W. Orłowskiego w drugiej połowie XVI stulecia PKB na głowę mieszkańca Rzeczpospolitej sięgał 85% średniego PKB per capita Francji, Anglii, Niemiec i Włoch, czyli był znacząco wyższy niż obecnie.

http://www.nobe.pl/hist-wyk4.htm


Linki:

http://www.nowastrategia.org.pl/rzeczpospolita-obojga-narodow-panstwem-tolerancji-wyznaniowej-rzeczywistosc-i-mity/

https://pl.pinterest.com/




Bazyli1969
O mnie Bazyli1969

Jestem stąd...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura