Bazyli1969 Bazyli1969
858
BLOG

O Piastach i Ewangelii, czyli trudne początki wielkiego dzieła

Bazyli1969 Bazyli1969 Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 19

Przez niego [Mieszka I] naszej ojczyźnie zajaśniał blask nowej gwiazdy.
Wincenty Kadłubek

image

„Pogansk knjaz, silen vel’ma, sedja v Visle, rugasesja krstjanom i pakosti dejase. Poslav ze k nemu rece: dobro ti sje krstiti, synu, voleju svojeju na swojej zemli, da ne plenem nudmi krscen budesi na cuzej zemli i pomjanesi mja, jeże i byst”

Przytoczony fragment w języku staro-cerkiewno-słowiańskim pochodzi z „Żywotu św. Metodego”, powstałego około przełomu IX i X w. Opisuje perypetie bliżej nieznanego księcia znad Wisły, którego przewidujący apostoł Słowian, czyli św. Metody, zachęcał do przyjęcia nowej wiary dobrowolnie. Ten jednak nie posłuchał i został ochrzczony (jako jeniec?) z woli księcia Wielkich Moraw. Świadectwo to dość często wykorzystywane jest jako dowód na to, iż nauka Chrystusa zawitała nad Wisłę na długo przed chrztem naszego pierwszego historycznego władcy. Nie wchodząc w szczegółowy dyskurs o ukrytych w pomroce dziejów początkach chrześcijaństwa na ziemiach polskich, warto wspomnieć, że nie jest dowodem jedynym. Wśród nich nie poślednie znaczenie mają artefakty datowane na IX, a nawet VIII stulecie, jak Krzyż z Czeladzi Wielkiej czy tzw. Tabliczki z Podebłocia. W każdym razie wydaje się wielce prawdopodobnym, że pierwsi chrześcijanie (będący niewolnikami, rzemieślnikami, kupcami lub wojownikami powracającymi do domów z wypraw do dalekich krain) żyli w Odrowiślu co najmniej od VII/VIII w.

image

Tabliczka z Podebłocia z napisem "IXSN" - Jezu Chryste Zwyciężaj

image

Apostołowie Słowian - Cyryl i Metody

Według ugruntowanej tradycji, w wielkanocną sobotę roku 966 Mesco dux Polonie baptizatur. Czy w rzeczywistości akt ten dokonał się rok wcześniej czy rok później, i czy nastąpiło to w Poznaniu, na Ostrowie Lednickim czy poza granicami jego księstwa, nie ma większego znaczenia. Od tej pory książę Polan i władca „Gnezdun civitas” stał się pełnoprawnym członkiem wspólnoty chrześcijańskiej. Rzecz jasna nie znamy motywów decyzji Mieszka I/Dagona  i wszystko co na ten temat możemy znaleźć w grubaśnych księgach spisanych rękoma ludzi skupionych w konfraterni historyków, to tak naprawdę przypuszczenia. Nie da się bowiem przyjąć jako aksjomatu, iż krok ten zdeterminował strach przed Niemcami lub Wieletami, namowy Dobrawy, chęć uzyskania podbudowy ideologicznej dla własnych rządów czy też szczere pragnienie poznania Ewangelii. Ba! Nie można również wykluczyć, że syn Siemomysła uległ perswazji jakiegoś Świętobora lub Sigurda ze swej drużyny, którzy peregrynując po świecie przekonali się o korzyściach płynących z chrystianizacji. Jest natomiast prawie pewnym, iż zadeklarowanie się Mieszka I jako wyznawcy Chrystusa, na arenie wewnętrznej miało mocno ograniczone skutki.

Choć dziejopisowie (np. Thietmar i Gall Anonim) zapewniają, iż w ślad za władcą natychmiast poszli jego poddani, to takie twierdzenie trzeba raczej uznać za figurę retoryczną, a nie za oddanie rzeczywistości. Z pewnością uczyniło tak jego najbliższe otoczenie, drużynnicy (wszyscy?, większość?), urzędnicy i zwykli mieszkańcy grodów oraz przyległych osad. Jednak przyjęcie, że spora grupa możnych, rodowców i zdecydowana większość ludności pospolitej pozostała przy wierze przodków wydaje się uzasadnionym.

Takie stwierdzenie nie wynika li tylko z wiedzy o procesach społecznych i źródeł dotyczących historii naszego kraju. Podobny rozwój wydarzeń da się zaobserwować w innych regionach Europy i Słowiańszczyzny. Wystarczy wspomnieć północne Połabie, gdzie chrześcijańscy kniaziowie panowali nad masą pogan i w całym państwie do dyspozycji mieli jeden jedyny kościół (w X-XI w. u Obodrytów i Stodoran). Dodatkowo należy pamiętać, iż dla skutecznej chrystianizacji potrzebne były kadry, a te liczebnie przedstawiały się niezwykle licho. Poza kapłanami, którzy przybyli do Gniezna z Dobrawą (a potem jej następczynią Odą), w orszaku biskupa Jordana (i jego następcy Ungera) być może pojawiła się jeszcze garstka wędrownych duchownych. Tak więc w sumie przez cały okres panowania księcia Mieszka miał on do pomocy góra kilkudziesięciu duchownych (raczej 20-30 niż 90) obsługujących kilkanaście kościołów znajdujących się w głównych ośrodkach państwa. To zdecydowanie za mało by skutecznie nauczać, czy tylko nawet ochrzcić, milion albo nawet półtora miliona ludzi rozsiedlonych na obszarze ponad 200 tys. km2. Mimo zaznaczonych ograniczeń chrześcijaństwo nad Wisłą za sprawą Mieszka zapuściło korzenie. Płytkie i wątłe, ale zapuściło.

image

Miejsce kultu słowiańskiego

image

Chrzest Mieszka I

Ten stan rzeczy postanowił radykalnie poprawić następca księcia, czyli Bolesław. Sądzić należy, że do pracy wziął się niezwykle energicznie skoro już w roku 1000 uzyskał zgodę na powstanie metropolii kościelnej i (zatwierdzenie?) kilku biskupstw. W krzewieniu chrześcijaństwa sięgał po barbarzyńskie metody,  które - w przekonaniu brutalnego Mieszkowica prowadzące na skróty do założonego celu - siłą rzeczy nie mogły podobać się jego sceptycznie nastawionym do nowej religii poddanym:

„Jeśli kto spośród tego ludu ośmieli się uwieść cudzą żonę lub uprawiać rozpustę, spotyka go natychmiast następująca kara: prowadzą go na most targowy i przymocowują doń, wbijając gwóźdź poprzez mosznę z jądrami. Następnie umieszcza się obok nóż i pozostawia mu trudny wybór: albo tam umrzeć, albo obciąć ową część ciała.”

I tego rodzaju ekstrawagancje, obok np. wybijania zębów za nie przestrzeganie postu czy wycinania   łechtaczek kobietom przyłapanym na zdradzie, miały srogo zemścić się w przyszłości. Jednak przez kilkadziesiąt lat nasz pierwszy król osiągnął imponujące rezultaty. Dokonał tego nie tylko sprytem, perswazją i przemocą, ale miał także sporo szczęścia. Polegało ono na tym, że żyło ówcześnie kilku głęboko wierzących ludzi, których tragiczny los nierozerwalnie splótł się z planami władcy Polski. Najważniejsi pośród nich to Wojciech Sławnikowic, Benedykt, Jan, Izaak, Mateusz, Krystyn (tzw. Polscy Bracia Męczennicy) oraz Brunon z Kwerfurtu. Ich męczeństwo (odpowiednio w latach: 997, 1003 i 1009) stało się płodnym ziarnem zasianym na wciąż w przeważającej mierze pogańskim zagonie, a w skali międzynarodowej dało Bolesławowi bezcenne argumenty. Odchodząc z tego świata, syn Mieszka I pozostawił dzieło, które przetrwało wszystkie kaprysy losu.

image

Noc Kupały

image

Drużynnicy wsłuchujący się w pieśni wędrownego "wołchwa"

Panowanie Mieszka II w zakresie głoszenia Ewangelii być może przypominało czasy jego ojca. Czy nową wiarę propagowano równie bezpardonowymi metodami? Tego nie wiemy. W każdym razie zarzewie niepokojów religijnych rozpalone jeszcze za rządów Chrobrego miało podpalić kraj już niebawem. Walki z sąsiadami, spiski, wygnanie z kraju, zmagania z bratem Bezprymem, kastracja, starania o ponowne zjednoczenie państwa, wyczerpały siły Mieszka II (zmarł w 1034 r.). O tym fakcie takimi słowy wspominał kronikarz Wipon:

„Mieszko, książę Polski, zszedł przedwczesną śmiercią, a wiara chrześcijańska tam przez jego poprzedników zaczęta i przez niego lepiej umocniona, upadła niestety, w sposób godny płaczu.”

Co dokładnie działo się po zgonie Mieszka II pozostaje tajemnicą. Niektórzy twierdzą, że władzę przejął Bolesław zwany Zapomnianym, inni obstają przy scenariuszu uwzględniającym krótkie sprawowanie rządów przez potomka Mieszka II - Kazimierza (a właściwie jego matkę Rychezę). W każdym razie przez większość lat trzydziestych XI w. na olbrzymich połaciach ziem polskich panował chaos. Przejawiał m.in. w poważanym nadwyrężeniu dzieła ewangelizacji. Źródła niemieckie, czeskie i ruskie stwierdzają jednoznacznie, że miał miejsce wielki bunt i powrót do stosunków przedpaństwowych. O tym czy rebelia miała przede wszystkim podłoże społeczne czy też religijne trudno zawyrokować. Prawdopodobnie do jej wybuchu doprowadziła kumulacja kilku czynników, wśród których resentymenty pogańskie odegrały niebagatelną rolę.

Jak wspomniano wyżej, lat 1034-1039 nie oświetla blask licznych źródeł. Wiadomo jednak, że z wewnętrznej destabilizacji dziedziny Piastów skwapliwie skorzystali sąsiedzi. Jedni, jak np. Czesi, pod sztandarem ze znakiem krzyża wyprawili się do samego serca Polski, łupiąc, mordując, paląc i porywając do niewoli. W drodze powrotnej obsadzili załogami Śląsk i część Małopolski. Inni, jak np. Wieleci, wyczuli szansę pognębienia swych długoletnich przeciwników i – prawdopodobnie – wspólnie z przedstawicielami reakcji pogańskiej sprawili krwawą łaźnię nadwiślańskim wyznawcom Chrystusa. Bezczynnymi nie pozostali też Rusini, Prusowie, Pomorzanie,  Jadźwingowie i Madziarowie. Zdawało się, iż z Polski nie pozostanie nic poza wspominkami na kartach kronik. Na szczęście ostatniemu reprezentantowi królewskiej linii Piastów nie brakło determinacji i talentów. Wykorzystując koneksje z dworem niemieckim wyprawił się do Polski na czele swych zwolenników i liczącego pięciuset zbrojnych kontyngentu z Niemiec.

image

Męczeństwo Pięciu Polskich Braci w międzyrzeckim eremie

image

Wojowie wieleccy i sługa Jezu Krysta;                                          Walka buntowników z wojami polańskiego księcia

To co działo się na terytoriach zjednoczonych przez Mieszka I nie podobało się wielu ludziom. Pomijając kwestie geopolityczne, o których mało kto nawet słyszał, pojawiła się tęsknota za choćby minimalną stabilizacją. Czuli tak najpewniej nie tylko ci z możnych, którzy uniknęli topora czy włóczni wzburzonego tłumu, ale również ludzie z gminu, bowiem nieustanne zagrożenie mienia, wolności i życia skutkowało upadkiem stosunków gospodarczych, a zatem głodem i chorobami. Zatem gdy Kazimierz Mnich wkroczył na ziemie swych przodków, praktycznie z miejsca gościny i wsparcia udzieliła mu załoga (i ludność?) jednego z grodów. Posiadając taką podstawę operacyjną wnuk Bolesława Chrobrego rozpoczął akcję odwojowywania dziedzictwa. Proces ten trwał wiele lat. Najpierw opanował rdzeń Polski, czyli Wielkopolskę, Kujawy, Sieradzki, Łęczyckie i Małopolskę. Następnie korzystając z pomocy Rusi, w roku 1047 pokonał sprawującego samodzielną władzę nad Mazowszem Miecława, a na koniec wziął zbrojnie Śląsk (1050 r.). Gdy odchodził z ziemskiego padołu (1058 r.) pozostawił następcy, czyli Bolesławowi Szczodremu (Śmiałemu), sporej wielkości państwo. Dla jasności obrazu trzeba nadmienić, iż było to państwo potwornie zmaltretowane, biedne, słabe i wciąż trawione wewnętrzną gorączką. Prócz tego właściwie pozbawione  struktur kościelnych i kapłanów, bez których administrowanie krajem było niezwykle utrudnione. Ten smutny stan rzeczy odmienił dopiero nasz trzeci w kolejności król, ale to już inna historia…

image

Kazimierz Mnich wraca do ojczyzny

image

Bitwa wojsk Kazimierza Mnicha z armią mazowiecką Miecława

Wczesny okres monarchii pierwszych Piastów to czas, gdy tworzono podwaliny pod gmach zwany Polską. Zarówno w wymiarze geograficzno-politycznym, jak i wspólnotowym. Bez poczynań Mieszków, Bolesława i Kazimierza ludność zamieszkująca w Odrowiślu najpewniej nie mówiłaby po polsku. Podzieliłaby los Prusów, Jadźwingów i Słowian Połabskich. W najlepszym razie przypadłby jej w udziale status etnograficznej skamieliny na wzór ginących na naszych oczach Serbołużyczan. Z tej przyczyny jak najbardziej uzasadnione są przydomki naszych władców w rodzaju Chrobry  i Odnowiciel. Ale to tylko część prawdy…

Z oglądu dawno minionych czasów można wyciągnąć bardzo ważkie nauki. I nie chodzi mi o jakieś szczególnie finezyjne wnioski, które w podręcznikach o sztuce rządzenia zbierają tęgie umysły w rodzaju N. Machiavellego lub K. Porfirogenty. Znacznie ciekawszymi są te pozwalające spojrzeć na przeszłość  z perspektywy makro. Jednym z nich jest ten, że bez decyzji Mieszka I o przyjęciu chrztu i utrzymania sojuszu z Kościołem przez jego syna, wnuka i prawnuka, na nic zdałyby się trud włożony w stworzenie Polski. Układ sił w ówczesnej Europie był bardzo przejrzysty. W miarę spokojnym o przyszłość mógł być tylko ten, kto przystępował do rodziny państw chrześcijańskich. Nawet wybitne jednostki działające odważnie na rzecz swych współplemieńców i posiadające ich wsparcie, odrzucając Ewangelię  skazywały się i swoje ludy na pewną klęskę. Doskonałym przykładem na uzasadnienie takiego poglądu jest m.in. książę obodrycki Niklot (panował w latach 1131-1160). Silny charakter, wielka osobista odwaga i zdolności organizacyjne umożliwiły mu i jego poddanym pokonanie potężnych sił krzyżowców (1147 r.) oraz trwanie w oporze przez kolejną dekadę, lecz nie wystarczyły na to aby Obodryci przetrwali do dziś. Podobny los mógł spotkać Mieszka I lub jego potomnych.  Tym co zapewniło niepomierne zwiększenie szans na sukces było chrześcijaństwo.

Nie znamy dziś wszystkich aspektów towarzyszących procesowi chrystianizacji ziem polskich. Czy rzeczywiście wobec obrządku rzymsko-katolickiego nie istniała alternatywa? Czy faktycznie – jak twierdzi  jedno ze źródeł ruskich - św. Wojciech tępił na ziemiach polskich duchownych i księgi cyrylo-metodiańskie? Czy gdyby zmagania Kazimierza z Miecławem wygrał ten drugi, to ryt bizantyjsko-słowiański zdominowałby życie religijne Polaków? Jak potoczyłyby się dzieje polityczne ziem nadwiślańskich gdyby Kazimierz pozostał mnichem lub zmarł w młodości na jakąś infekcję? Co czuli ludzie przywiązani do wiary przodków, kiedy kaleczący ich mowę ksiądz, rodem z dalekiej Italii, mający za plecami drabów z książęcej drużyny,  przekonywał, że muszą spalić wizerunki pradawnych bóstw i przyjąć Chrystusa?  Tego raczej już się nie dowiemy.

Pewnym natomiast jest, że zmiana dokonywała się powoli. Bardzo powoli. Wszak mimo przetrącenia kręgosłupa pogaństwu za rządów Kazimierza Odnowiciela, jeszcze w pierwszej połowie XIII w. na północnym Mazowszu chowano zmarłych według obyczaju przodków. Ba! W pochodzącym z ok. 1420 r. dokumencie  „Sermones per circularum anni Cunradi” przerażony duchowny wspominał: „..niestety nasi starcy, starki i dziewczęta nie przykładają się do modłów, by godni byli przyjąć Ducha św., ale niestety w te trzy dni (Zielonych Świątek) co by należało spędzić na rozmyślaniu schodzą się starki, kobiety i dziewczęta nie do kościoła, nie na modły ale na tańce, nie Boga wzywać ale diabła Ysayo, Lado, Ylely...”

Kończąc podzielę się osobistą refleksją związaną ze świąteczną porą. Otóż żyjemy w czasach, które nie sprzyjają byciu za pan brat z religią. W licznych regionach świata wiara w Boga i stosowanie się do boskich zaleceń uchodzi za dowód słabowania na umyśle i schlebiania zabobonom. Sam nie podzielam takich opinii, ale na zawracanie kijem Wisły nie mam ani siły, ani ochoty. Wiem jednak, że choć świat podlega nieustannym zmianom, to państwa i narody mają jeszcze przed sobą przyszłość. Co dziać się będzie w dłuższej perspektywie, tego nie jestem w stanie przewidzieć. Być może runą granice, zmiksują się języki, a na miejscach chrześcijańskich kościołów powstaną świątynie rozumu. Nie mniej, dopóki świat nie sparszywieje dokumentnie, dopóty pamiętać będę o wspólnym dziele naszych świeckich przodków i ludzi Kościoła, którego imię brzmi - Polska. Bo to, że jest to ich wspólne dzieło, pamiętać winni nawet ci, którym z Bogiem nie po drodze.


Alleluja!



Linki:
https://fakty.tvn24.pl/ogladaj-online,60/giewont-i-ksiezyc-historia-niezwyklego-zdjecia,882989.html


https://www.artstation.com/artwork/yKOnR


https://www.facebook.com/MieszkoKomiks/?fref=mentions&__xts__[0]=68.ARBe4JF45_CDS64SAO2BS1ZfR1Q62ztwJFH2T8QOh-y3uTatOstS-K-TW07Ld2377L5JvnCvJxfhxJ3BmsC5w1J-ZN9iOcy3hd8xkFqIieKMYceARKJCeN1Q0Q6LJsHc751UOiM30mDGG7nmmw87IMGBAtmbS4E6kz2N2zNHPsLs9xU28jtpPBRs9ev3OOJM4gWByqEETLSNBtSfFtHVtU_Bo-jQ2TR1mgr7m5oj12aceyj-pKhhgsiVEVXkKOz1Xnzi-vWqoEtxgafQRmmxIhGB4Zq64RlFGCnPKOAwhRzr6VbrPaNxq_FZ4PN6Bo9dxG7R90dCDGzP6BvkgMHVO8XHKMU6&__tn__=K-R











Bazyli1969
O mnie Bazyli1969

Jestem stąd...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura