Bazyli1969 Bazyli1969
647
BLOG

O rozbijaniu krzyżackiej zawieruchy albo wie man „Malbork” schlägt?

Bazyli1969 Bazyli1969 Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 13

Musicie bowiem wiedzieć, że dwa są sposoby prowadzenia walki (…) trzeba przeto być lisem (…) i lwem.
Niccolo Machiavelli

image

Siedzi we mnie jakiś taki niespokojny duch. Zwykle jest uśpiony, ale nieraz ni stąd ni zowąd budzi się skubany i ciągnie mnie w świat. Tak stało się w zeszły weekend. Zamiast poświęcić się ogarnianiem najbliższej przestrzeni, kolegowaniu się z przyjemną aurą i konsumpcją jakiegoś filmidła, wsiadłem w auto i ruszyłem na północ. Tym razem szlakiem gotyckich zamków. Wprawdzie udało mi się odwiedzić jedynie dwa z nich, ale nie żałuję. A to z tej przyczyny, że prócz doznań  turystyczno-estetycznych i przefiltrowania płuc zdrowym pomezańskim powietrzem, poukładałem sobie w głowie pewną sprawę. O niej właśnie pragnę skreślić kilka zdań.

Zwykle nie pamiętamy o tym, że nim krzyżacka zawierucha rozpadła się w proch i pył, stoczyliśmy z Panami w Prusach osiem, niezwykle zaciętych i krwawych wojen. Prawdę powiedziawszy jedynym przeciwnikiem, z którym mieliśmy więcej konfliktów to Rosja. I to też jest stwierdzenie nieco naciągane, bo kilkukrotnie jedynie delikatnie wspomagaliśmy Litwinów wojujących z Moskwą. No dobrze. Istota sprawy polega na tym, iż przez długi czas tylko ze strony Zakonu Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego groziło nam prawdziwie piekielne niebezpieczeństwo. Otóż, zmagania z bliższymi i dalszymi sąsiadami osłabiały nas, upuszczały nam krwi i pozbawiały majątku. Raz oni nas, raz my ich. Celem zmagań nie było jednak wymazanie Polski z mapy naszego kontynentu. Gdy pojawili się rycerze z krzyżem na płaszczach, sprawy przybrały zupełnie inny obrót. To właśnie w Malborku powstały pierwsze plany rozbioru Polski i z jego inicjatywy idea ta krążyła wciąż po Europie, aż po schyłek XVIII w. Mówiąc krótko: braciszkowie znad Nogatu od samego początku myśleli w kategoriach strategicznych i dalekosiężnych. Nie czas aby wchodzić w szczegóły, jednakże warto nadmienić, że mieli podstawy by oczyma wyobraźni widzieć sztandar Zakonu powiewający dumnie nad Wawelem.

Dziś jeszcze efekty przemyślności, pracy i bogactwa Zakonu wprawiają w zdumienie. Taki zamek w Malborku przewyższa wszystko co dawni średniowieczni budowlańcy pozostawili po sobie; od Atlantyku po Wołgę. Podobnych, choć nie tak imponujących, cudów inżynierii w państwie zakonnym znajdowało się kilkadziesiąt. To co pozostało, wystarczy aby pojąć jak trudnym przeciwnikiem dla każdego był ten twór państwowy. Dodajmy do tego koneksje na dworach królów i książąt oraz pełen srebra skarbiec. Naprawdę żartów z nimi nie było! Jak zatem doszło do tego, iż świetnie zorganizowane, zamożne, stosunkowo ludne i uzbrojone po zęby państwo przegrało w starciu z „pszenno-buraczaną” populacją nadwiślańską? Przyczyn zapewne było wiele, ale o trzech najważniejszych trzeba bezwzględnie powiedzieć.

Początkowo w szeregi Krzyżaków wstępowała cała masa ludzi ideowych. Dla nas większość motywacji powodujących rycerzykami z Nadrenii, Turyngii czy Saksonii, może wydawać się obecnie nieco dziwną, lecz takie to były czasy. Ochotnicy musieli spełniać surowe kryteria i być gotowi do najwyższych poświęceń. Ciekawy sposób wzmacniania ducha obrał np. komtur królewiecki Bertold Bruhaven (1289-1302), który przez rok poprzedzający wstąpienie do Zakonu spał  w jednym łożu z piękną dziewczyną – i jak zaznaczył kronikarz – „nawet jej nie tykał”. Inny, dostawszy się w niewolę litewską, nie wydał nawet jednego dźwięku kiedy rozradowani poganie za pomocą ognia i solidnych polan składali go w ofierze swoim bożkom. Lancelot czy Galahad to przy nich trampkarze. Jeśli tacy zawodnicy pojawiali się nad dolną Wisłą, to nie dziwi, że zakuty w żelazo osobnik z czarnym krzyżem na szatach, wzbudzał przerażanie nawet liczniejszych przeciwników. No, ale jak to w życiu bywa, ascetyczni mnisi z biegiem lat przemienili się w wzorcowych sybarytów. Dochodziło do tego, że na msze święte, w których uczestnictwo było kardynalnym obowiązkiem, braciszkowie wysyłali… zastępców. Krótko mówiąc: zakon zamienił się w zamtuz.

Prócz tego, by zaspokajać coraz to większe i coraz to bardziej wyrafinowane potrzeby, Krzyżacy przyduszali poddanych mocniej, mocniej i mocniej. Kosztowne szaty, włoskie wina, „dziewczynki” i całe zastępy nieślubnych dzieci wymagały już nie morza lecz oceanu brzęczącej monety. A tej jak wiadomo – zawsze mało. Sięgano zatem po nadzwyczajne podatki, kontrybucje i łapówki. To wszak niezbyt podobało się  mieszkańcom Państwa Zakonnego. Niezadowolenie narastało i to bez względu na to czy doświadczana opresją rodzina mówiła po polsku, niemiecku czy prusku. W końcu nerwy napięte niczym postronki nie wytrzymały i prawie cały lud miast oraz wsi w roku 1454 podniósł oręż przeciw swym panom, a o pomoc poprosił władcę z Krakowa.  Szkopuł w tym, że braciszkowie siedzieli w silnie ufortyfikowanych zamkach i gotowi byli uszczuplić poważnie zasoby pieniężne byle tylko nie dać się wysadzić z siodła.

Początkowy zapał buntowników i sprzymierzonych z nimi Polaków przygasł po konfrontacji z tęgą i obeznaną w machaniu bronią zbieraniną najętą przez Panów Pruskich. Żadna ze stron nie potrafiła przechylić szali zwycięstwa na swoją stronę i zdawało się, iż konflikt zostanie terminus ante quem i wszystko wróci do stanu wyjściowego, ale… Tak się złożyło, że insurgenci nie mieli najmniejszej ochoty kłaść głów pod krzyżacki topór, co najpewniej nastąpiłoby na skutek remisu. Sądzili jednak, że Polacy, podobnie jak pół wieku wcześniej, zbiorą ponownie siły i karmiąc się wyłącznie ideałami walczyć będą o przyszłość mieszkańców Prus aż do swego zgonu. Na szczęście na tronie polskim zasiadał Kazimierz Jagiellończyk, charakteryzujący się tym, że potrafił słuchać doradców. Ci zaś, wyszeptali do ucha króla, że i owszem, możemy pomóc, ale nie za friko. Głupich nie ma i nie będzie. Syn Jagiełły przemyślał sprawę i przedstawicielom Stanów Pruskich orzekł, że argumenty o podłościach i niebezpieczeństwie krzyżackim są ważne i wstrząsające, lecz muszą zostać wzmocnione solidną ilością srebra. W efekcie członkowie Związku Pruskiego poszli po rozum do głowy i wciąż zaskoczeni racjonalną postawą Polaków wysupłali... 207 ton srebra! W tym Elbląg 53 125 złotych węgierskich, Toruń 125 000 złotych węgierskich i Gdańsk 470 000 złotych węgierskich. Aby pojąć jakiego rzędu były to kwoty warto pamiętać, iż roczny budżet Kazimierza Jagiellończyka (czyli de facto państwa) wynosił jedynie 70 000 złotych węgierskich!

image

Ojcowie założyciele "krzyżackiej zawieruchy"

Dwór krakowski i polska szlachta dysponując zasiłkiem pruskim dorzucili od siebie co nieco (ok. 311 ton srebra!) i przystąpili do działania. Jako że Krzyżacy z powodu potężnych wydatków i braku wpływów ze zrewoltowanej krainy robili bokami, starali się ratować oddając zaciężnym wojakom w zastaw… własne zamki. No, ale żołdactwo nie po to nadstawia karku by żyć o chlebie i wodzie; nawet w najpiękniejszych okolicznościach przyrody. Tym bardziej, że gros zaciężnych stanowili Czesi, którym - jak wiadomo - bez knedlików i piwa życie wydaje się piekłem na ziemi. Z kłopotów Panów Pruskich skorzystali skwapliwie nasi przodkowie. Ni mniej ni więcej wykupując zamek po zamku z rąk spragnionych żywej gotówki wojaków. W ten sposób, za kwotę 190 000 złotych węgierskich przekazanych dowódcy najemników Oldrzychowi (Ulrykowi) Czerwonce, wpadł w polskie ręce także zamek w Malborku, a poprzez to Zakonowi został przetrącony kręgosłup. W 1466 r. zawarto II Pokój Toruński, na mocy którego włączono do Korony Pomorze, Ziemię Chełmińską i Warmię. Państwo Krzyżackie od tej pory przestało być dla Polski śmiertelnym zagrożeniem.

Jaki morał wypływa z tej opowieści? Ano taki, że historia wcale się nie skończyła i współczesny świat nie jest dużo bezpieczniejszy od tego sprzed stuleci. Dlatego winniśmy mieć świadomość, że przygotowując się na zagrożenia nie możemy liczyć li tylko na zapał obywateli, sojusze i łut szczęścia. Podczas Wojny Trzynastoletniej zapał szybko przygasł, sojusznicy (głównie Litwa) praktycznie nas nie wsparli, a szczęście jak zwykle zezowało. Musimy zatem twardo stąpać po ziemi, bogacić się, dbać o rozwój sił własnych i z zimną krwią wykorzystywać słabe strony rywali. Do tego muszą być i tęgie głowy, które za zgodą obywateli poprowadzą naród tą drogą. Taki przykład dali nam antenaci, często niesprawiedliwe posądzani o naiwność i bujanie w obłokach. Jest to chyba jedyna recepta na zabezpieczenie naszej przyszłości, gdyż na pewno jeszcze niejeden „Malbork” będzie ostrzył sobie na nas zęby. A może nawet już ostrzy!

Aha! Byłbym zapomniał… Najgorzej na opisanym konflikcie wyszli zaciężni walczący po naszej stronie, bowiem Jagiellończyk wypłacił im tytułem zaliczki jedynie po 2 złote węgierskie na głowę, a niecierpliwiącym się wierzycielom nakazał „aby reszty zaległego żołdu cierpliwie czekali”. Taka sytuacja…


Link:

https://www.youtube.com/watch?v=AsHvcfHcUXc



Bazyli1969
O mnie Bazyli1969

Jestem stąd...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura