Bielinski Bielinski
158
BLOG

Myszy i ludzie

Bielinski Bielinski Socjologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 3
O tym, jak szukając szczęścia można trafić na manowce. I o banalnej prawdzie, że pieniądze szczęścia nie dają.

Trafiłem na bardzo ciekawy eksperyment przeprowadzonego lata temu przez amerykańskiego naukowca Johna B. Calhouna. Wszyscy chcielibyśmy trafić do raju. Jeśli nie do raju, bo raj – to słowa które ma religijne skojarzenia, to do utopii. Utopijnego kraju, czy społeczeństwa, gdzie… każdemu według potrzeb, a od każdego według jego możliwości. Tak głosiła komunistyczna utopia, która wiadomo czym się skończyła. Przypadek komunizmu powinien wyleczyć z marzeń o utopi, ale nie wyleczył. Szczególnie tych mądrzejszych i lepszych z Zachodu, a szczególnie z zachodnich, prestiżowych uniwersytetów, którzy wierzą że ateistyczna, postępowa utopia jest jak najbardziej możliwa i pożądana. A oni, tak świetnie wykszatłceni i kulturalni intelektualiści i politycy nie popełnią błędów tych prymitywnych barbarzyńców ze wschodu. Chcielibyśmy do raju. Dlatego ludzie kupują losy na loterii licząc że wygrane miliony dadzą im szczęście. Utopia to marzenie całych pokoleń intelektualistów i masowych zbrodniarzy. Czy da się stworzyć raj? Dla ludzi byłoby trudno, ale można stworzyć coś zbliżanego do raju dla zwierząt, np. dla myszy. Myszy to ssaki, zwierzęta silnie uspołecznione. Żyją w grupach. Taki raj stworzono. Nazwano to utopią dla myszy. Raj to zbyt religijne pojęcie. Eksperyment ten prowadził amerykański uczony John B. Calhoun w ciągu czterech lat, od 1968 do 1972 roku. Opis eksperymentu na podstawie na podstawie artykułu „Mysia utopia Johna Calhouna”, autorka - Anna Baron – Jaworska, z ciekawostkihistoryczne.pl.

   Myszy mają ciężkie życie, żyją w wielkim stresie, w głodzie, w strachu, umykając przed drapieżnikami, jak koty. John Calhoun zaprojektował mysi raj: wielką klatkę, która zabezpieczała myszy od wszelkich niebezpieczeństw, o stałej, bardzo przyjemnej dla myszy temperaturze 20 C, z niegraniczonym dostępem do wody i pożywienia, i materiałów do budowy gniazd. Myszom zapewniono stała opiekę weterynaryjną, by ustrzec je np. od chorób zakaźnych. Do tej klatki, do tego mysiego raju, wpuszczono osiem osobników: cztery samice i czterech samców. Klatka, choć obszerna miała ograniczoną pojemność, obliczoną na maksymalnie około cztery tysiące osobników. Wydawało się to problemem, bo przecież myszy, nie mając żadnych wrogów a bez ograniczeń pożywienie i wodę, będą się mnożyć, i mnożyć, jak… myszy. Obawiano się, że liczba myszy będzie rosnąć wykładniczo. Eksperyment poszedł jednak innym torem i te obawy okazały się płonne. Eksperyment podzielono na cztery etapy. Pierwszy etap to przystosowanie. Początkowo myszy były ostrożne i nieufne. Poznawszy otoczenie i siebie nawzajem i upewniwszy się, że nic im nie zagraża, myszy wyznaczyły terytoria, zaczęły budować gniazda, łączyć się w pary, wydawać pierwsze potomstwo. Trwało to do 104 dnia.

    Etap drugi to był etap gwałtownego rozwoju mysiej społeczności, od 105 do 314 dnia Liczba osobników podwajała się co 55 dni. Myszy chętniej ze sobą współpracowały i przebywały. Ale też mysia społeczność silnie się różnicowała. Pojawiały się silne osobniki, mające więcej potomstwa, oraz osobniki słabsze, zdominowane przez silnych. Tych słabych było trzy krotnie więcej niż silnych. Etap trzeci nazwano czasem stagnacji. Trwał od 315 do 559 dnia. Mysia społeczność osiągnęła na tym etapie maksymalną liczebność 2200 osobników. Od tej pory liczba myszy malała, zmniejszając się o połowę co 145 dni. Samce straciły zainteresowanie swoimi terytoriami i prokreacją. Skupiały się na sobie, na jedzeniu, piciu, i dbaniu o siebie, o wygląd i czystość. Pojawiły się zachowania homoseksualne, głownie z biernymi, podporządkowanymi osobnikami. Samice stały się bardziej agresywne, szczególnie dotyczyło to samic, karmiących młode. To jakby mysie feministki. Wśród samic pojawił się zanik instynktu macierzyńskiego. Zwiększyła się przemoc wobec młodych, które coraz częściej było odrzucane po urodzeniu. Osobniki, którym udało się przeżyć, nie były włączane do stada i socjalizowane. Z upływem czasu spadała liczba zapłodnionych samic, które dodatkowo zaczęły wchłaniać płody. To rodzaj mysiej aborcji.

   Etap czwarty: wymieranie. Trwał od 560 do 1580 dnia. Ujemny przyrost naturalny. Zanikała zdolność do reprodukcji. Przypominam, że warunki się nie zmieniły. Myszy miały ciepło, były bezpieczne i ile chciały pożywienia i wody. Ostatni żywy poród odbył się 600 dnia, ostatnią kopulację zarejestrowano 920 dnia. Zwiększyła się liczba tzw. pięknych osobników, samców, które całkowicie zatraciły zainteresowanie samicami, czy obroną terytorium. Skupiały się na spaniu, jedzeniu i czyszczeniu swoich futerek. Ostatnie pokolenie myszy były nie tylko pozbawione agresji ale i potrzeb społecznych. Zajmowało się tylko sobą i dbaniem o wygład. Naukowcy okrełsili je jako… głupie. Oczywiście pośród myszy. 1580 dnia dnia zdechła ostania mysz i mysi raj opustoszał. Eksperyment się zakończył.

   Eksperyment powtarzano z innymi gatunkami, n. in. szczurami. Z takim samym efektem. Weźmy pole kapusty, ogrodzone mocnym płotem. Wpuszczamy tak króliki, samce i samice. Bez wrogów, bez zagrożeń, króliczy raj. Skończy się tak samo. A ludzie? Co z nimi? Co z nami? Jak wygładza ludzki raj? Rzecz jasna odrzucając wiarę, jakąkolwiek wiarę, bo to przesąd, zabobon, wariactwo lub łagodnie – mrzonka. Ludzki, przyziemmy, laicki raj. Widzimy to w telewizji. Tam jest pełno opowieści o młodych, pięknych, sławnych i bogatych, no i zdrowych. Wyzwolonych z przesądów, bez zahamowań i bez skrupułów, skupionych na sobie, na własnych doznaniach, w wiecznej pogoni za kolejnymi przyjemnościami. Każdy chciałby być młody, piękny i bogaty. Móc wszystko kupić, jechać wszędzie, doznać wszystkiego, co jest za pieniądze, a seksu mieć tyle, ile wytrzyma ten… mały organ. Być królem życia, albo królową, jak to nazywają. Ludzi żyjących w ludzkim raju nie brakuje i nie brakowało. Kiedyś to były rodziny panujące, książęta, hrabiowie i ich rodziny. Oni mieli wszystko, co można było mieć. Współcześnie to dajmy na to rod Saudów, rodzina panująca w Arabii Saudyjskiej, kilka, czy kilkanaście tysięcy osobników. Dalej bogate rodziny arabskie w emiratów arabskich, których bogactwo wytryska z ziemi ropą naftową i gazem. Na Zachodzie mamy milionerów i miliarderów. Całkiem liczna gromada razem z rodzinami, sumarycznie liczona w milionach osobników płci obojga. Maja wszystko: żywność, seks, przyjemności bez ograniczeń, bezpieczni, bo oddzieleni od reszty szczelną i nieprzekraczalna, szklaną ścianą.

   Weźmy społeczeństwa bogatych krajów Zachodu: Norwegii, Holandii, Danii, Niemiec… Oni mają prawie wszystko. Oczywiście nie maję tego, co bogacze, ale nie muszą się martwić ani o mieszkanie, ani o żywność, ani o jutro. Prawda, pracują. Niewielki wysiłek, wysokie płace. I zmartwienia typu, czy jechać na wakacje na Bali, czy na wyspy Kanaryjskie. Ale też im się nie chce, bo wszędzie już byli. Jak te myszy w klatce, są bezpieczni, syci, i zajęci sobą. Dziesiątki, może setki milionów ludzi. Poddanych eksperymentowi bogactwa. Nie zapominajmy o biednych, czy na dorobku: Afryka, Ameryka Łacińska, czy Azja. Miliardy marzących o bogactwach Zachodu. To także część eksperymentu. Bo życie jest eksperymentem, każdy dzień jest eksperymentem, czy tego chcemy, czy nie chcemy. Biedne społeczeństwa afrykańskie, czy z Azji południowo - wschodniej gdzie walczy się każdego dnia o przetrwanie to pierwszy etap i drugi – przystosowanie i gwałtowny rozwój. Bogate społeczeństwa Zachodu to etap trzeci – stagnacja, lub przełom trzeciego i czwartego etapu. Najbogatsi: miliarderzy, rodzina Saudow, czy inni bogacze to czwarty etap - wymieranie. Mają wszystko, dbają tylko o siebie, nawet seks ich nie podnieca. Piękni, nowi ludzie, jak piękne osobniki w mysiej populacji. Wymierają. I nic po nich nie zostaje. Dobrze im tak. Dalszego nie wymrą? Bo zawsze jest dopływ młodych, chętnych osobników, gotowych na wszystko, by znaleźć się w ludzkim raju, np. młodych, pięknych kobiet, tłumów Kopciuszków szukających królewicza.

   Historia pokazuje to jasno. Gdy jeden ród królewski wymierał na skutek degeneracji, to natychmiast zastępował go nowy ród królewski. I historia powtarzała się od początku. Dlatego bogacze wymierają i wymrzeć nie mogą, bowiem stały jest dopływ świeżej krwi. Gdy czytałem opis tego eksperymentu jako żywo miałem skojarzania z tym co widać na Zachodzie, a częściowo i u nas występuje. U nas wszystko z zachodu się małpuje, wiec i to także, tym bardziej, że zaczyna nam się nieźle powodzić. Zbieżność miedzy myszami a ludźmi jest uderzająca. Jeśli odrzucimy bożą kreacje, to ludzie i myszy to dwa gatunki ssaków. Weźmy etap drugi - etap gwałtownego rozwoju i nieliczne osobniki dominujące i liczne osobniki zdominowane i wykorzystywane. Czy u ludzi jest inaczej? Etap trzeci – stagnacja. Opis tego etapu mysiej społeczności to jakby opis zachodnich, bogatych społeczeństwa. Rozpad więzi społecznych, rozkład rodzin, coraz więcej samców i samic zainteresowanych tylko sobą. Kobiety tracące zainteresowanie rodzeniem i wychowywaniem dzieci, skupione na sobie, na „własnej osobowości”. Rozwój homoseksualizmu i innych dziwnych zachowań seksualnych. Agresywne feministki. Aborcja. Wszystko jak u ludzi. Myszy nie mówią, ale gdyby mogły to wywiesiłyby tęczowe flagi i głosiłyby ideologie LGTBIQ… Dobre jest wszystko co daje przyjemność. Ujemny przyrost naturalny. To, co się dzieje na Zachodzie to nie przypadek, wynaturzenie, ale ogólna prawidłowość. Potem etap czwarty. Wymieranie. Konsekwencja poprzednich. Nas też to czeka w tym naszym zachodnim, bogatym świecie, do którego wreszcie, takim wysiłkiem i kosztem udało się dobić. Czy się udało? Niech tam, że jesteśmy Zachodem.

   A miało być tak pięknie. Gdy zapanuje powszechna, postępowa utopia. Gdy uda się zwalczyć głód, przemoc, choroby i wojny. Gdy zapanuje powszechny, bezpieczny dobrobyt. Gdy już nie będziemy się martwić o jutro, ani o to, co do garnka włożyć. Nastanie wspaniała era nowych, pięknych ludzi (new age). Nie chodzi tu o błędy i wypaczenia, czyli masowe zbrodnie, które rozsadziły komunistyczną utopię. Utopia mechanizm zagłady ma sama w sobie. Jest samo wywrotna. Bolesne. Pułapka bez wyjścia. Poza utopią, w realnym świecie źle, w utopii jeszcze gorzej. Czy jest wyjście z tej pułapki? Jeśli jest, to indywidualne, nigdy zbiorowe. Zbawienie dotyczy indywidulanego, pojedynczego człowieka, a nie gatunku, rasy, narodowości, czy grupy zawodowej, np. kowali. Ale to temat na inną opowieść. Grupowo jesteśmy tylko gatunkiem, jak myszy, szczury, czy króliki. Wniosek? Czy warto marzyć o utopijnym, szczęśliwym społeczeństwo dobrobytu? Czy kupować los na loterii, żeby zostać milionerem? Choćby tylko do losowania? Chocoaż chciałoby się być pięknym, młodym, bogatym i sławnym, lepiej zostać sobą, tym kim się jest. To tylko złudzenie, że istnieje kraina szczęścia. Myszom ta utopia, ten mysi raj, się nie udał. Dobrobyt nie wyszedł im na zdrowie. Nam, ludziom także się nie uda.

   Wyniki eksperymentu Johna Calhouna nie zostawiają złudzeń. Ludzka, postępowa utopia skończy się tak samo, jak ta mysia. Jej skutkiem będzie wymieranie człowieka. Ale może nie warto żałować gatunku, który nazwał się homo sapiens? Gdy zniknie nasz gatunek, zastąpi go inny, także nazwie się rozumnym i podąży w stronę swojej krainy utopijnego szczęścia. I cykl się zamknie. Myszy i ludzie.


  Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie tekstu tylko za zgodą autora.


Bielinski
O mnie Bielinski

Dla chcących więcej polecam książkę: "Kto może być zebrą i inne historie" wydawnictwo: e-bookowo

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo