pink panther pink panther
8973
BLOG

Amerykanie wolą Czechów? Jan Styka, Alfons Mucha i „zaaresztowane obrazy”.

pink panther pink panther Społeczeństwo Obserwuj notkę 169

Wśród wielu narodów Eurpy Środkowej – nie są oskarżani o „kolaborację z nazistami” np. Czesi.   W latach IIWW jedyny amerykański film o „dzielnych środkowych Europejczykach” – to był film „o legendarnym bojowniku  czeskiego ruchu oporu” „zgodnie ratowanego w Casablance” przez Humphrey’a Bogarta i Ingrid Bergman. Te niezapomniane sceny, kiedy Humphrey Bogart (wzrost ok. 1,60 m) pochyla się czule nad Ingrid Bergman (wzrost 1,80) – pozostają do dzisiaj w pamięci widzów całego świata, jako „symbol koniecznych wyrzeczeń osobistych wobec wielkości heroizmu czeskiego bohatera”. O Polakach i ich walce nie został nakręcony w Hollywood żaden poważny film fabularny tylko jedna,  raczej wulgarna komedia.

Na pociechę warto przypomnieć, że , o ile pamiętam, Amerykanie NIE nakręcili również ani jednego filmu o martyrologii białych Rosjan „pod bolszewikami” ale za to w czasie IIWW -  niezliczone filmy „o dobrych czerwonych Rosjanach, wspaniale organizującyh nowoczesną ojczyznę - ZSRR” i „bohatersko walczących z nazistami”.

Ten „brak symetrii” w rozkładaniu  akcentów  w prezentowaniu poszczególnych narodów Europy Środkowej a już szczególnie – Czechów i Polaków w kulturze i polityce amerykańskiej można zauważyć już znacznie wcześniej niż w czasie IIWW.
A dokładnie od czasów,  gdy ani Czech (Czechosłowacji) , ani Polski – nie było jeszcze na mapie świata, ale XX wiek „pukał do drzwi” „wraz z postępem i nowoczesnością” a także z aspiracjami starych narodów Europy Środkowej – do wolności.

Ciekawie obrazują to losy „kariery medialnej i innej” – dzieł dwóch wielkich czeskich malarzy przełomu wieków XIX i XX, z których jeden, Alfons Mucha „pozostał Czechem” i stał się „twarzą światowej Secesji” a drugi, to „kolejny czeski malarz w Polsce” , z wyboru Polak i „jedna z dwóch twarzy malarstwa patriotycznego”( obok Jana Matejki)  a „ główna twarz malarstwa religijnego” tamtych czasów– Jan Styka.

Niektóre przypadki z życia obu wielkich artystów, z których jeden jest sławny po dziś dzień a drugi jest niemal zapomniany  a także „przygody” niektórych ich obrazów  pokazują, że „rola malarstwa w polityce jest wielka”. Zwłaszcza w promowaniu i zwalczaniu określonych idei.

Zwłaszcza biografia Jana Styki i losy niektórych jego obrazów pokazują, iż  rzeczywistość artystyczna i polityczna Środkowej Europy ( i poniekąd świata) została do czasów dzisiejszych „przefiltrowana” w sposób niezwykle brutalny.
W efekcie przeciętny zjadacz chleba i „konsument sztuki” reaguje jak pies Pawłowa na te dwa nazwiska: Alfons Mucha – wielki malarz o światowym znaczeniu, Jan Styka –prowincjonalny polski malarzyna z pretensjami ale „bez wyników”. Pamiętam jeszcze szydery robione publicznie w mediach na temat rzekomego braku talentu i techniki  Jana Styki a to przy okazji odnawiania „Panoramy Racławickiej”, która jako JEDYNE dzieło artysty  „przedarła się do naszej świadomości”.

A tymczasem  było zupełnie inaczej.

Niemal równolatkowie, obaj studiowali m.in. w Paryżu, obaj mieli w pewnym okresie pracownie w Paryżu i na przełomie wieków byli powszechnie znanymi twórcami. Tak w środowisku zawodowym jak i w opinii publicznej.

Różniło ich „kilka detali”: poglądy /wiara, zainteresowania malarskie i  sponsorzy.

Alfons Mucha nie dostał się do Akademii Wiedeńskiej ale studiował w Monachijskiej i „kończył edukację w Paryżu”, do którego przybył w roku 1887.  Musiał „dorabiać w sztuce użytkowej” czyli np. projektować afisze teatralne. Jeden z nich, dotyczący przedstawienia z Sarah Bernhardt- był przełomem w jego karierze. Aż do końca wieku został „w sztuce użytkowej” co oznaczało „wyżywanie się w formie” ponieważ „treść”narzucało zamówienie handlowe: promocja firm i produktów.

Tymczasem Jan Styka, syn Czecha, wielkiego polskiego patrioty i  Polki,urodzony we Lwowie, studiował w Akademii Wiedeńskiej ale również w Rzymie, w Paryżu a „edukację uwieńczył” studiami w pracowni Jana Matejki w Krakowie, gdzie był stypendystą Mistrza.  W latach 70-tych w Wiedniu działała w kręgach studenckich silna Polonia zorganizowana w „Ognisku”. Tam poznał m.in. Kornela Ujejskiego, hrabiego Wojciecha Dzieduszyckiego z Jezupola,znanego mecenasa sztuki i działacza społecznego. Poznał również  jednego z bliskich przyjaciół Artura Grottgera.

O jego zainteresowaniach malarskich świadczą niektóre z pierwszych dzieł studenckich: „Pod krzyżem w  pochodzie na Sybir”, „Zgon na pobojowisku”, „Pożegnanie z Matką Boską”.

Podczas studiów w Rzymie poznał bliżej Henryka Siemiradzkiego. W roku 1883 namalował pierwszy obraz, który przyniósł mu sławę „między Polakami w trzech zaborach” to jest: Regina Poloniae czyli Matka Boska błogosławiąca. „Podsumowanie” okresu  rzymskiego  to też obraz „Spotkanie na Via Appia (Dwa światy) – 1888 i obraz,  dzięki któremu stał się „idolem patriotów” czyli pierwszy wielki obraz „Polonia.Konstytucja 3 Maja 1791 roku” (1890, 1891).  Ten obraz  namalowany „na stulecie Konstytucji” wzbudzał wielkie emocje patriotyczne we wszystkich kręgach społecznych, od arystokracji do cechów rzemieślniczych.

Musiał wzbudzać równie „silne emocje” w sercach trzech zaborców , bo tak  „streszcza go” bloger zbyneks.blox.pl  :”… Artysta Polskę przedstawia jako młodą przykutą do skały kobietę z szyderczą  tablicą i napisem: "Konstytucja 3 maja 1791 roku". U jej stóp leży zamordowany naród. Pod krzyżem gromadzą się tłumy wszystkich stanów, szlachta, chłopi i mieszczanie składają hołd naczelnikowi Tadeuszowi Kościuszce wiodącemu lud zbrojny w kosy do walki o wolność. Na kolanach jasnogórski paulin ksiądz Augustyn Kordecki i warszawski szewc Jan Kiliński. Szable unoszą wysoko generał Kazimierz Pułaski książę Józef Poniatowski, generał Henryk Dąbrowski. Natchniony Adam Mickiewicz na czele twórców i uczonych… Jest to największych rozmiarów i najstarszy wiekiem “półkownik” nie tylko PRLu, ale i tego wszystkiego co się za PRLem ciągnie .Obraz przechowywany jest obecnie w piwnicy muzeum Narodowego we Wrocławiu i  z powodu dużych rozmiarów NIGDY WE WROCŁAWIU NIE BYŁ WYSTAWIANY. ..”.
 

Nie jest to jedyny obraz, który wzbudził tak silne emocje. Kolejnym, który miał wyjątkowo dramatyczne koleje losu to druga  z kolei panorama,(pierwsza to: „Panorama Racławicka” 1894) namalowana w1896 r. za namową samego Paderewskiego pt. „Golgota” wspólnie z m.in.Tadeuszem Popielem i Zygmuntem Rozwadowskim. Było to i pozostało do dzisiaj  - największe dzieło religijne świata o rozmiarach 60 m na 15. Obraz przedstawia moment odczytania wyroku śmierci na Chrystusa przez oficera rzymskiego a w tle tzw. lud Jerozolimy.

Został on wystawiony po raz pierwszy w czasie II Zjazdu Katolickiego we Lwowie (pierwszy odbył się w Krakowie), na którym obejrzało go ok. 50 tysięcy ludzi. Zjazd Katolicki zgromadził wiele tysięcy uczestników spośród ziemiaństwa i inteligencji oraz polskiego kleru katolickiego i greko-katolickiego.  Oficjalnie prezentowane były m.in. odczyty o sztuce religijnej.

Twórca przed przystąpieniem do pracy wyjechał do Ziemi Świętej dla odbycia „studiów w terenie” a sam Paderewski wybudował w Warszawie na ul. Karowej 28 (obok swojego Hotelu Bristol) specjalny budynek dla prezentacji stałej tego dzieła. Do roku 1900 było ono wystawiane m.in. w Moskwie i Kijowie.

W 1898 r. Jan Styka namalował kolejną panoramę: „Męczeństwo chrześcijan w cyrku Nerona” i obraz ten za namową m.in. Henryka Sienkiewicza został przez artystę przedstawiony w trakcie Wystawy Światowej w Paryżu, gdzie zebrał wiele pozytywnych recenzji. Sam Sienkiewicz zamówił u Styki ilustracje do luksusowego wydania „Quo Vadis”, które wówczas było super-hitem.

Na Wystawie Światwej w Paryżu zostaje zauważony również  jako „twarz Secesji” – Alfons Mucha. Obaj artyści będą mieszkać sobie w Paryżu przez następne lata i tworzyć, każdy „w swoim fachu”.

Dzięki zauważeniu obu artystów i ich dzieł na Wystawie Światowej w Paryżu w 1900 r. dochodzi do bardzo ciekawego „skrzyżowania losów” w związku z następną Wystawą Światową. Tym razem jest to Światowa  Wystawa w St. Louis w USA. Początkowo planowana na 1903 r. na stulecie zakupienia od Francji  przez USA – tzw. Terytorium Luizjany, którego wielkość w owym czasie była równa wielkości USA z roku 1803.

Ameryka chciała świętować setną rocznicę największego biznesu „wszechczasów”, przy którym zakup Alaski od cara rosyjskiego – po prostu blednie.

Otóż w 1803 r. po „konsultacjach” ze znanym z uczciwości i odporności na korupcję francuskim ministrem spraw zagranicznych Talleyrandem, dokonanych z „byłym krajanem” a wówczas przedstawicielem Stanów Zjednoczonych niejakim Pierrem Samuelem du Pont de Nemours, synem zegarmistrza i hugenotem a w młodości „wylansowanym” na dworze Ludwika XV  „w kręgach” metresy Madame de Pompadour.

W swoim burzliwym życiu francuski hugenot du Pont de Nemours był  m.in. „zatrudniony” w 1774 r. przez Króla Stasia do zorganizowania w I Rzeczpospolitej Komisji Edukacji Narodowej dla polskich katolików, w 1789 poparł „rewolucję francuską” ale też „bronił własną piersią Ludwika XVI przed motłochem”,  w 1799 r. wyemigrował z rodziną z Francji  do Stanów Zjednoczonych Ameryki . A w 1803 r.okazał się „patriotą amerykańskim”  i „pomysłodawcą zakupu Luizjany od Francji”.

No i po jego „negocjacjach z Talleyrandem” – Francja „pozbyła się” na rzecz USA terytoriów wokół rzeki Mississipi aż do Nowego Orleanu o powierzchni ok. 2,4 mln kilometrów kwadratowych za śmieszną kwotę 60 mln franków (ok. 11 mln USD) i anulowanie długu  w wysokości 18 mln franków.  Operację zakupu kredytował  londyński Bank Baringsa, mimo, że Wielka Brytania pozostawała wówczas w stanie wojny z Francją.

A „zdolny hugenot” założył dynastię , która przez cały wiek XIX należała do najbogatszych „właścicieli USA” „na bazie produkcji prochu”.

Tak więc w 1903 roku Amerykanie mieli co świętować a Francuzi jakby mniej. Z tej okazji lokalne władze St. Louis przy poparciu rządu „centralnego” zafundowały sobie i światu największą jak dotąd Wystawę Światową, która pochłonęła dziesiątki milionów dolarów i zgromadziła w kilkudziesięciu pawilonach na kilkuset hektarach wystawy wielu krajów i narodów oraz wystawy tzw. tematyczne.

Oficjalny plakat tej Wystawy na zamówienie organizatorów namalował Czech Alfons Mucha.

Sławny w Paryżu i Europie Jan Styka, malarz o ustalonej renomie i przyjaciel wielu artystów paryskich (np. rzeźbiarza Rodina) zostaje poproszony przez nieznanego „wielbiciela” , jak należy rozumieć, z USA, do wystawienia na Światowej Wystawie w St. Louis w 1904 r. swojego słynnego obrazu (półpanoramy) „Golgota” (Crucifixion) i oferuje swoje usługi jako „przedstawiciel artysty” w relacjach z organizatorami Wystawy oraz załatwienie formalności. M.in. ubezpieczenie i formalności celne. Ponieważ Polski nie ma na mapie (podobnie jak Czech) – obecność takiego ważnego obrazu na Wystawie gromadzącej „cały świat” (dosłownie: reprezentowane były nawet Cejlon, Kuba nie mówiąc o Belgii czy Meksyku) – była bardzo ważna i Jan Styka się zgodził wysłać „Golgotę” i ok.60 obrazów „małych”.

Zgodnie z opisami Wystawy Światowej w St. Louis, której katalog jest do dziś dostępny w Internecie, miała ona być symbolem: postępu, techniki, osiągnięć nauki, zwłaszcza w naukach społecznych. Jak również „postęp ludzkości” i to „dosłownie” – prezentując m.in. „naukową koncepcję ewolucji człowieka” – „od małpy do amerykańskiego przemysłowca”. Czyli „Darwin na przykładach  z życia”.  Jako „żywe egzemplarze niższych form człowieczeństwa” organizatorzy „wystawili” m.in. „krwawego wojownika Geronimo- przemienionego w obywatela”, który miał „własne stoisko” i robił tam jakieś koraliki oraz pokazywali przedstawicieli „dzikich plemion” z Filipin, które akurat „wpadły w amerykańskie ręce”. Pokazywano też „afrykańskich pigmejów” a jako  „eksponaty” zostały również pokazane „dzieci eskimoskie” oraz „wojownicy Ota Benga”. Urządzone to było w formie „human zoo”.

Jak widać, „świat postępowy” prezentował swój „stan umysłu” „bez kompleksów”. Do tego oczywiście „wszystkie wynalazki” poczynając od elektryczności a kończąc na „sztuce” rozumianej jako „1000 posągów wykutych na zamówienie organizatorów w kilka miesięcy” oraz dziesiątki fontann i galerie malarstwa strategicznie poupychane między „wystawami kwiatowymi”.

Na tym tle taki obraz jak „Golgota” mógłby być pewnym „dysonansem”.  No i stało się, co się stać „musiało”. Co prawda Jan Styka nieoczekiwanie przyjechał do USA wraz z synami (a miał NIE przyjeżdżać, ale go było stać), żeby zobaczyć, jak się prezentuje „Golgota” i 60 innych obrazów, ale okazało się, że „obrazu nie można wystawić bo: a) nie mieści się na wystawie, b) tzw. agent „nieznany z nazwiska” nie zapłacił cła za gigantyczny obraz, c) tzw. agent „nieznany z nazwiska” – sfałszował polisę ubezpieczeniową na obraz.

Jan Styka interweniował u organizatorów , zapewne wielce zdziwionych jego obecnością, ale osiągnął jedynie tyle, że „obraz Golgota został zaaresztowany przez amerykańskich celników” a znaczna część spośród 60 mniejszych obrazów – w tajemniczych okolicznościach – spłonęła.

Jan Styka nie zobaczył już nigdy tego obrazu. Został  on nawinięty na słup telegraficzny i upchnięty w jakichś piwnicach.Podobno „po licytacji” „na poczet cła”.

 Dopiero w roku 1944 amerykański milioner Hubert Eaton natknął się przypadkowo na resztki w kiepskim stanie, odnowił obraz   wraz z malarzem Adamem Styką, synem Jana Styki i od 1951 r. wystawia go w miejscowości Glendale w Kalifornii.  Podobno obiekt odwiedza rocznie ok. 1 miliona widzów.

A teraz zapewne czytelnik zapyta, co do tego wszystkiego ma Alfons Mucha, szczęśliwy autor afisza na Światową Wystawę w St Louis 1904.

Otóż okazuje się, że  wielkie obrazy (panoramy) Jana Styki o treści patriotycznej i religijnej, mające gigantyczną siłę oddziaływania na tysięce Polaków i wielu Europejczyków,  obecnie zdecydowanie lekceważone i pomijane a nawet, jak panorama „Polonia” – „zaaresztowane we Wrocławiu”, w tamtym czasie znalazły uznanie „jako koncepcja propagandowa” w oczach „planistów i twórców  nowego porządku świata. Między innymi „świata słowiańskiego”.

 Kiedy Jan Styka w roku 1900 święcił triumfy w Paryżu wraz z Henrykiem Sienkiewiczem oraz Janem Paderewskim i wszystkimi Polakami, zwłaszcza w zaborze austriackim i rosyjskim, na „scenie” a raczej „za kulisami” politycznymi dwóch monarchii:Habsburgów i Romanowych pojawił  się szczęśliwy spadkobierca producenta porcelany łazienkowej z USA, niejaki pan Charles Richard Crane, filantrop, „koneser sztuki” i „miłośnik chórów rosyjskich”.

Otóż pan ten, deklarujący wielkie zainteresowanie Słowiańszczyzną, zaprosił w roku 1900 na wykłady na Uniwersytecie  w Chicago trzech panów Słowian:  Tomasza Masaryka – Czecha, Maksyma Kowalewskiego ur. w Charkowie (chyba „Ukraińca”) uchodzącego za „główny autorytet socjologicnzy” w Imperium Rosyjskim” a prywatnie wielbiciela: Marksa, Engelsa i Herberta Spencera. A ponadto  przyszłego uczestnika Rewolucji Lutowej i twórcy tzw. Partii Postępowej (Progressist). Pan Crane zaprosił też do Chicago  pana Pawła Nikołajewicza Miliukowa – ze starej rosyjskiej szlachty, który był wykładowcą na carskich uniwersytetach ale też miał ambicje reformatorskie. W przyszłości został współzałożycielem i liderem Partii Kadetów i członkiem rządu tymczasowego księcia Lwowa,  w którym to rządzie był ministrem spraw zagranicznych. Przeszedł do historii jako autor noty do rządu Jego Królewskiej Mości z wnioskiem o uwolnienie „Lwa Trockiego” z Obozu Internowania w Amherst Nowa Szkocja Kanada, gdzie ten wraz „z kolegami socjalistami” miał być „internowany”. Dzięki tej nocie dyplomatycznej charyzmatyczny Leon Trocki „kontynuowaał podróż do Rosji” ale jak już złapał władzę, to” Kadet Miliukow” dla ratowania życia musiał  wiać do Francji, gdzie dożył późnej starości. Szczęściarz..

Pan Charles R. Crane nie zaprosił na wykłady żadnego Polaka, mimo, że wielokrotnie jeździł przed IWW z Wiednia przez Kraków i Warszawę do Moskwy, Petersburga i Kijowa. Poza zapraszaniem „Słowian” do USA na wykłady zajmował się również „promocją rosyjskiej kultury w USA”, w tym chórów ludowych, do których miał wielką słabość.
I to pan Charles R. Crane, spadkobierca producenta porcelany łazienkowej, zamówił w roku 1910 u artysty czeskiego a poddanego Cesarstwa Austro-Węgierskiego Alfonsa Muchy, zasadniczo projektanta sztuki użytkowej -  cykl aż 20 wielkich obrazów „w stylu Jana Styki” zatytułowanych „Epopeja Słowiańska” , które miały przedstawiać „historię Słowian od prehistorii do wieku XIX”.  Malowanie „cyklu” zajęło artyście  lat 18 ( a miało 6).

Za najważniejsze „kamienie milowe” historii Słowian obaj panowie ( a może sponsor) uznali a pan Mucha „wymalował” m.in. takie wydarzenia jak: Celebrowanie Światowida, Mistrz Jan Hus – kazanie w Kaplicy Betlejemskiej, Po bitwie na Witkowym Wzgórzu ( husyckie wojny i Jan Żiżka Husycki król Jerzy z Podebradów, Drukowanie Biblii Kralickiej w Podebrzycach ( w języku czeskim), Ostatnie dni Jana Amosa Komenskiego w Naarden,Petr Chelcicky at Vodnany ( jakiś “lider od Braci Czeskich).

Alfons Mucha okazał się  prawdziwym czeskim patriotą, bo, jak widać, w około 1000-letniej „historii Słowian” „dał radę” wcisnąć w cykl 20 obrazów – aż 7 poświęconym wyłącznie czeskim protestantom walczącym z Habsburgami katolickimi - z okresu około 2 wieków.

Do tego jeden obraz „kradnący Grunwald Polakom” pt. „Po bitwie pod Grunwaldem” , przedstawiany jako „solidarność Słowian Północnych”.  Jeden obraz „ o Słowianach rosyjskich” a konkretnie „Zniesienie poddaństwa w Rosji”.

Chyba malarz miał do tej roboty mniej serca niż do secesyjnych afiszów, okładek czasopism i kart dań w luksusowych restauracjach, bo ogólne wrażenie (moje subiektywne) jest takie: „nudy na pudy albo Kraina Grzybów”.

No ale cała paczka 20 wielkich obrazów (6m x 10 m i 5 x 5 m) wisi grzecznie w Galerii  Narodowej Czech w Pradze a obrazy Jana Styki,duże i małe, poza Panoramą Racławicką: albo „aresztowane”, albo – skradzione, albo – zniszczone.

Najbardziej mnie fascynuje „zaaresztowanie”obrazu „Polonia” we Wrocławiu i „upchnięcie” tego obrazu w „niemieckich kazamatach”.Kto stoi za tą decyzją i dlaczego „nasi patrioci od kultury” po roku 1989 r. dalej „trzymają obraz z ciupie”.

Może jako ciekawostkę warto dodać, że ostatnio odnaleziono w Pradze jakieś pamiątki po zaangażowaniu malarza Muchy w ruchu masońskim w Czechach. O panu Masaryku i masonach to wszyscy wiedzą.

A z kolei pan Crane dał się poznać w latach 30-tych jako zdecydowany przeciwnik utworzenia państwa izraelskiego w Palestynie i admirator Hitlera Adolfa.
Niewiele to pomogło malarzowi Musze, kiedy w 1939 wezwało go „na pogaduszki” Gestapo. W mieście Praga oczywiście.  Co prawda z „rozmów” wyszedł o własnych siłach, ale niedługo potem „wziął i umarł”. Za to Jan Styka mieszkał sobie luksusowo na Capri i zmarł spokojnie w Rzymie w roku 1925 – w bogactwie i sławie, pozostawiając dwóch utalentowanych synów – malarza pejzaży i portrecistę. Oraz obrazy spędzające sen z powiek „biurokratom od sztuk plastycznych”. Postępowych sztuk plastycznych. I „sztuk plastycznych z Krainy Grzybów”.

PS. W katalogach Wystawy Światowej w St. Louis wśród malarzy „reprezentujących sztuki plastyczne” wymienieni zostali dwaj malarze polscy: Teodor Axentowicz i Leon Wyczółkowski.

http://zbyneks.blox.pl/2013/01/Polonia-Konstytucja-3-Maja-1791-Roku-Jan-Styka.html

https://www.google.com/search?q=golgota+jana+styki&newwindow=1&source=lnms&tbm=isch&sa=X&ei=jwNAVceKMc_iaKz2gPAB&ved=0CAgQ_AUoAg&biw=1280&bih=677

https://www.google.com/search?q=st+louis+purchase+exposition+wikipedia&newwindow=1&source=lnms&tbm=isch&sa=X&ei=RgRAVZbyJMzlaJ7EgfgH&ved=0CAcQ_AUoAQ&biw=1280&bih=677

 

Ciekawski, prowincjonalny wielbiciel starych kryminałów.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo