Masajscy chłopcy, Tanzania © Bogna Janke
Masajscy chłopcy, Tanzania © Bogna Janke
Bogna Janke Bogna Janke
2265
BLOG

Masajowie - dumni, waleczni, biedni

Bogna Janke Bogna Janke Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 47

Grupa czarnoskórych chłopaków z ponurymi twarzami pomalowanymi białą farbą wymachuje do nas kijami. Chcą pieniędzy. Wokół pustka - zakurzone pola, wzgórza i cienki pas polnej drogi.

Nasz kierowca przyspiesza. W ciągu następnych dni grupki identycznie wyglądających nastolatków, ubranych w czarne szmaty, bosych, włóczących się bez opieki po pustkowiach rezerwatu Ngorongoro w środkowej Tanzanii, spotykamy jeszcze wiele razy. Scenariusz jest zawsze taki sam: wyrastają przed maską samochodu znienacka i krzyczą. Budzą respekt.

Ci kilkunastoletni masajscy chłopcy są w szczególnym momencie swojego życia. To czas zmiany - z dziecka w młodego wojownika. Zaczyna się od obrzezania - zabieg jest przeprowadzany bez znieczulenia, a dziecku podczas jego wykonywania nie wolno nawet pisnąć, bo to przynosi dyshonor. Potem przez kilka miesięcy chłopcy żyją razem, poza wioską, bez matek, pod opieką starszego od nich wojownika. Uczą się życia. Potem mogą wrócić do wioski i wybrać sobie żonę.

Masajskie dziewczynki też są poddawane obrzezaniu. Usuwa się im łechtaczkę. Też bez znieczulenia.

Rezerwat Ngorongoro to obok parku narodowego Serengeti i góry Kilimandżaro jedna z turystycznych atrakcji Tanzanii. Są tu organizowane safari. Ten dawny krater wulkanu ma średnicę ponad 19 kilometrów i jest położony w zagłębieniu, 600 metrów poniżej krawędzi. Jest miejscem życia wielu dzikich zwierząt. Turyści jeżdżą po nim terenowymi toyotami z napędem na cztery koła i podnoszonymi dachami, z których obserwują i fotografują słonie, nosorożce, hipopotamy, lwy, tygrysy, gepardy, antylopy, bawoły, flamingi i wiele innych gatunków. W nocy śpią w luksusowych hotelach położonych na skraju krateru.

Z dróg, które przemierzają za dnia, pozostawiając za sobą tumany kurzu, widzą pojedyncze szałasy zbudowane z patyków i błota, pokryte trawą, spod której gdzieniegdzie wystają kawałki folii. To domy Masajów, tubylców, rdzennych mieszkańców Ngorongoro. W oddali ogromne stada krów, których pilnują pasterze z długimi kijami. Mijani po drodze nie zwracają na nas uwagi, poza dziećmi, które od razu biegną do samochodu wyciągając ręce. Zdjęcia, które im robimy, od razu wywołują żądanie zapłaty. Gdy nic nie dostają, wygrażają pięścią lub kijem.

Co jakiś czas mijamy masajskie wioski. Ogrodzone płotem z patyków, wewnątrz po kilkanaście chałup. Przy niektórych parking, na którym stoi po kilka terenówek. Turyści są tu mile widzianymi gośćmi, pod jednym wszakże warunkiem: muszą zapłacić za wstęp po dziesięć dolarów od osoby. Na powitanie są śpiewy i taniec, potem oprowadzanie po chatach, stoisko z ozdobami… Skojarzenia z „cepelią” natychmiastowe. Ale oni naprawdę tam żyją. Biednie, prymitywnie, według trudnych do zaakceptowania dla nas – ludzi Zachodu – zasad. Dziesięć dolarów to w Tanzanii sporo pieniędzy. Za jeden samochód kasują więc po kilkadziesiąt dolarów, w zależności od liczby pasażerów. Takich samochodów dziennie może być nawet kilkanaście.

Masajowie czekają na turystów ubrani w kolorowe szaty, przyozdobieni własnoręcznie wykonaną biżuterią. Tak samo mężczyźni i kobiety. Mają poprzebijane i rozciągnięte uszy. Ogolone głowy. Stopy bose lub odziane w sandały zrobione ze starej opony. Wszyscy bardzo szczupli.

Pierwszy punkt programu to taniec wojowników. Mężczyźni tworzą krąg, w rękach trzymają kije. Dwóch skacze w środku, wysoko, mocno podkurczając nogi. Kobiety stoją obok i rytmicznie śpiewają. Młode mają radosne twarze, ładne rysy, pełne energii. Po starszych widać zmęczenie i chyba też znudzenie.

Wokół biegają dzieci, ganiają się, krzyczą, przewracają i biegną do matek z płaczem. Słońce pali. Gdzieniegdzie w zacienionych miejscach widać osoby leżące na ziemi, w piachu, zawinięte szczelnie szmatami. Pewnie śpią.

Z przewodnikiem wchodzimy do jednej z chat, podobno należy do wodza wioski. Towarzyszy nam nastoletni syn wodza. Ani jeden, ani drugi nie okazują przesadnej serdeczności. Choć słońce stoi w zenicie, w środku szałasu jest zupełnie ciemno. Włączamy latarki w telefonach. Słychać głośne brzęczenie owadów siedzących wewnątrz patyków. Wnętrze ma jakieś dwa metry na dwa, musimy schylać głowy, aby nie uderzyć o sklepienie. W dwóch wnękach po bokach są „łóżka” - skóra wołu rozpięta nisko nad ziemią. Jedno z nich należy do wodza plemienia i jego żony, na drugim śpią dzieci. Pośrodku szałasu na ziemi tli się palenisko. Pod sufitem półka z patyków, podobno do przechowywania mięsa. To wszystko. Żadnych mebli, żadnych kołder, ani poduszek. Spod nóg unosi się kurz. Tak Masajowie żyli kiedyś i tak żyją dziś - w tej pokazowej wiosce.

Nie mają telefonów, Internetu, telewizji. Nie używają kosmetyków. Brak bieżącej wody, łazienki, toalety. Nie noszą ubrań ze sklepów. Wszystko produkują sami. Zajmują się hodowlą bydła, produkcją biżuterii i zaspokajaniem codziennych potrzeb.

Przewodnik prowadzi nas do szkoły. To duży szałas z patyków, w kształcie prostokąta. W środku kilka rzędów ławek. Stolików brak. Jest tablica szkolna, na której jest wypisany alfabet łaciński, sylaby w języku suahili i podstawowe cyfry. W centralnym miejscu duża skrzynia-skarbonka. Gdy wchodzimy do szałasu, dzieci, które przed chwilą biegały po wiosce, zaczynają śpiewać piosenki. Wzruszający widok. W ławkach i dwulatki i sześciolatki. Brudne, często z widocznymi chorobami. Gdy skończą, nauczyciel prosi nas o datek na szkołę. Po wrzuceniu pieniędzy do skrzyni dzieci natychmiast wybiegają na zewnątrz. Przedstawienie dla turystów skończone.

Starsze dziecko może pójść do szkoły w mieście. - Czy wracają do domu na weekend? Na wakacje? – pytam przewodnika. – Nie, jak chce iść do miasta, to nie ma tu po co wracać – odpowiada poirytowany. Wielu tych, którzy zdecydowali się na dalszą naukę, zostaje w mieście. Na wsparcie rodziny liczyć nie mogą. Edukacja jest zagrożeniem dla ich tożsamości.

Masajowie żyją w poligamii. Tworzą rodziny, ale zarówno kobieta, jak i mężczyzna mogą współżyć z różnymi partnerami. Kobiety nie wiedzą, czyje dzieci rodzą, a dla ich mężów nie ma znaczenia, czy dzieci są ich. Liczy się ich liczba. Im ich więcej, tym wyższy status mężczyzny. Siłą rzeczy w tej logice „najbogatsi” są starcy. Poligamia sprzyja rozprzestrzenianiu się HIV. Wielu Masajów umiera z tego powodu.

W Ngorongoro działa duży sierociniec dla masajskich dzieci prowadzony charytatywnie przez pastora, który przyjechał tu w 1993 roku. Oprócz opieki nad kilkudziesięcioma dziećmi prowadzi szkołę, pomaga rodzinom, które sobie nie radzą, daje schronienie dziewczynkom, które uciekają z wiosek, bo nie chcą wychodzić za mąż za dużo starszych mężczyzn.

Oprócz dzieci pozycję społeczną Masaja określa liczba posiadanego bydła. - Stado może być warte nawet kilka wysokiej klasy samochodów – mówi Raymond, nasz przewodnik na safari. – Mogą nie mieć co jeść, ale stada nie ruszą – dodaje z przekąsem.

Masajowie mięso jedzą bardzo rzadko, tylko od święta. Na co dzień żywią się mlekiem, warzywami, mąką kukurydzianą, ryżem. Jedzenie w większości kupują. Czasem piją krew bydlęcą zmieszaną z mlekiem. Jest to napój rytualny na specjalne uroczystości, służy też jako lekarstwo dla chorych.

Zobacz galerię zdjęć:

Masajska wioska w Afryce, Tanzania © Bogna Janke
Masajska wioska w Afryce, Tanzania © Bogna Janke Masajowie w Ngorongoro, Tanzania © Bogna Janke Masajowie, Tanzania © Bogna Janke Masajskie kobiety, Tanzania © Bogna Janke Masajskie kobiety, Tanzania © Bogna Janke Masaj, Tanzania © Bogna Janke Wioska Masajów, Tanzania © Bogna Janke Masajka i Bogna Janke, Tanzania 2018 © Bogna Janke Szkoła w masajskiej wiosce, Ngorongoro, Tanzania © Bogna Janke Masajskie dzieci w szkole, Tanzania © Bogna Janke Masajowie z bydłem u wodopoju, Tanzania © Bogna Janke Krater Ngorongoro w Tanzanii. Fot. Pixabay Krater Ngorongoro. Fot. Pixabay Safari w rezerwacie Ngorongoro w Tanzanii. Fot. Pixabay

Z półtoramilionowej populacji Masajów żyjących w Kenii i Tanzanii w rezerwacie Ngorongoro mieszka około 40 tysięcy. Są tam od dwustu lat. Gdy w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku Ngorongoro przyłączono do nowopowstałego parku Serengeti, zaprotestowali i zażądali, aby ich miejsce życia było osobnym rezerwatem i aby mogli w nim pozostać.

Dziś Masajowie nie są w stanie utrzymać się z tradycyjnego stylu życia. W obszarze chronionym Ngorongoro rolnictwo jest zakazane. Pracują więc w turystyce, pokazują swoje wioski, prowadzą hotele, pensjonaty i restauracje, są przewodnikami, ochroniarzami, sprzedają biżuterię, tradycyjne produkty, minerały. Wielu Masajów porzuciło tradycyjny styl życia i mieszka w mieście. Pracują w handlu, biznesie, administracji. Podobno niektórzy czasem wracają do swoich wiosek, aby na chwilę zamienić markowe ubrania na tradycyjny kolorowy kawałek tkaniny, założyć sandały, wziąć do ręki drewniany kij i pójść ze stadem na sawannę.



Bogna Janke
O mnie Bogna Janke

Z zawodu i pasji jestem dziennikarką. Pracowałam w Polskiej Agencji Prasowej, TVN24, wydawałam lokalny tygodnik Gazeta Południa. Przez 15 lat byłam współwłaścicielką portalu Salon24 i prezesem spółek. Założyłam i prowadziłam Fundację Warszawskie Szpitale Polowe. Przez rok byłam sekretarzem stanu w Kancelarii Prezydenta RP. Więcej informacji o mnie na stronie: bognajanke.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości