Przewodnik prowadzi nas do szkoły. To duży szałas z patyków, w kształcie prostokąta. W środku kilka rzędów ławek. Stolików brak. Jest tablica szkolna, na której jest wypisany alfabet łaciński, sylaby w języku suahili i podstawowe cyfry. W centralnym miejscu duża skrzynia-skarbonka. Gdy wchodzimy do szałasu, dzieci, które przed chwilą biegały po wiosce, zaczynają śpiewać piosenki. Wzruszający widok. W ławkach i dwulatki i sześciolatki. Brudne, często z widocznymi chorobami. Gdy skończą, nauczyciel prosi nas o datek na szkołę. Po wrzuceniu pieniędzy do skrzyni dzieci natychmiast wybiegają na zewnątrz. Przedstawienie dla turystów skończone.
Starsze dziecko może pójść do szkoły w mieście. - Czy wracają do domu na weekend? Na wakacje? – pytam przewodnika. – Nie, jak chce iść do miasta, to nie ma tu po co wracać – odpowiada poirytowany. Wielu tych, którzy zdecydowali się na dalszą naukę, zostaje w mieście. Na wsparcie rodziny liczyć nie mogą. Edukacja jest zagrożeniem dla ich tożsamości.
Masajowie żyją w poligamii. Tworzą rodziny, ale zarówno kobieta, jak i mężczyzna mogą współżyć z różnymi partnerami. Kobiety nie wiedzą, czyje dzieci rodzą, a dla ich mężów nie ma znaczenia, czy dzieci są ich. Liczy się ich liczba. Im ich więcej, tym wyższy status mężczyzny. Siłą rzeczy w tej logice „najbogatsi” są starcy. Poligamia sprzyja rozprzestrzenianiu się HIV. Wielu Masajów umiera z tego powodu.
W Ngorongoro działa duży sierociniec dla masajskich dzieci prowadzony charytatywnie przez pastora, który przyjechał tu w 1993 roku. Oprócz opieki nad kilkudziesięcioma dziećmi prowadzi szkołę, pomaga rodzinom, które sobie nie radzą, daje schronienie dziewczynkom, które uciekają z wiosek, bo nie chcą wychodzić za mąż za dużo starszych mężczyzn.
Oprócz dzieci pozycję społeczną Masaja określa liczba posiadanego bydła. - Stado może być warte nawet kilka wysokiej klasy samochodów – mówi Raymond, nasz przewodnik na safari. – Mogą nie mieć co jeść, ale stada nie ruszą – dodaje z przekąsem.
Masajowie mięso jedzą bardzo rzadko, tylko od święta. Na co dzień żywią się mlekiem, warzywami, mąką kukurydzianą, ryżem. Jedzenie w większości kupują. Czasem piją krew bydlęcą zmieszaną z mlekiem. Jest to napój rytualny na specjalne uroczystości, służy też jako lekarstwo dla chorych.
Z półtoramilionowej populacji Masajów żyjących w Kenii i Tanzanii w rezerwacie Ngorongoro mieszka około 40 tysięcy. Są tam od dwustu lat. Gdy w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku Ngorongoro przyłączono do nowopowstałego parku Serengeti, zaprotestowali i zażądali, aby ich miejsce życia było osobnym rezerwatem i aby mogli w nim pozostać.
Dziś Masajowie nie są w stanie utrzymać się z tradycyjnego stylu życia. W obszarze chronionym Ngorongoro rolnictwo jest zakazane. Pracują więc w turystyce, pokazują swoje wioski, prowadzą hotele, pensjonaty i restauracje, są przewodnikami, ochroniarzami, sprzedają biżuterię, tradycyjne produkty, minerały. Wielu Masajów porzuciło tradycyjny styl życia i mieszka w mieście. Pracują w handlu, biznesie, administracji. Podobno niektórzy czasem wracają do swoich wiosek, aby na chwilę zamienić markowe ubrania na tradycyjny kolorowy kawałek tkaniny, założyć sandały, wziąć do ręki drewniany kij i pójść ze stadem na sawannę.
Komentarze