Partisan gardening Partisan gardening
3573
BLOG

Jak „Solidarność Walcząca” - pokonywała komunizm

Partisan gardening Partisan gardening Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 78

 

 

Dzisiaj, gdy Lech Wałęsa obraża Kornela Morawieckiego, kilka moich osobistych refleksji.

  W tamtych ponurych czasach stanu wojennego w Polsce, gdy doświadczyliśmy wszyscy wielkiego rozczarowania i załamania naszych nadziei na Solidarność, to fakt zaistnienia  Solidarności Walczącej stał się też szansą na sens życia pomimo reżimu WRONy. Jasnym miejscem egzystencji.

  Obóz Internowania nie był miejscem najbardziej przygnębiającym. Tam było się wśród swoich i myślących podobnie - ludzi Solidarności, którzy próbowali tworzyć coś dalej, co utrzyma nas razem w oporze. Najbardziej dla mnie wstrząsające stało się wyjście z Obozu na odmieniony stanem wojennym świat polskiej rzeczywistości - smutnych i ponownie obcych sobie ludzi na ulicach, w pracy i wzrastającej dokuczliwej biedy.

  Opuścili nas solidarnościowi przywódcy pozostający w ukryciu, niezdolni do wykrzesania z siebie  samodzielnej decyzji. Frasyniuk bał się poprzeć narastającą chęć ulicznego oporu. Nabrzmiewało w tym bezruchu oczekiwanie na czyn protestu, który nie nadchodził. Bitwa Wrocławska z 31 sierpnia 1982, którą przygotował Kornel Morawiecki - była największym starciem z władzą, jakie miało miejsce w kraju. Wracając po Bitwie do domu mieliśmy znowu poczucie, że jest nas wielu i nie damy się stłamsić. Płonący na Moście Grunwaldzkim gazik milicyjny, wesołe dzieciaki z butelkami benzyny, zapłakani Romowcy - przykryło na chwilę obraz mocy władzy - szeregi uzbrojonych Zomowców i samochody najeżdżające tłum. Jeden dzień zwycięski.

  Wtedy spotkanie z ukrywającym się we Wrocławiu Kornelem sprawiło, że na nowo chciało się żyć. To nie były tylko demonstracje uliczne przeciw huncie Jaruzela ale praca organizacyjna i rozwijająca się działalność wydawnicza "SW", gazetki docierające do szerokiego kręgu osób w mieście a potem w całej Polsce. Kornel mówił ludziom: Róbcie "SW" u siebie. - nie domagając się jakiegoś szczególnego patronatu. A jednak jego autorytet sprawiał, że komórki "SW" mnożyły się i zyskiwały wiarygodność. Knuliśmy w dobrej sprawie.

  W niewyobrażalnych już dzisiaj czasach niedoboru wszystkiego co do życia trzeba, znajdował się papier i urządzenia drukarskie, urządzenia do podsłuchiwania esbecji i zrobienia niezależnego radia, a nawet do rozrzucania ulotek na dużej przestrzeni. Kornel przyciągał nas do siebie chęcią działania. Już nikt nie pamięta tego, jak bardzo Solidarność się pilnowała, lub była  pilnowana, by nie wypowiedzieć głośno tych magicznych słów: Wolność i Niepodległość. Te dwa słowa nie tylko dla nas ale dla uciśnionych narodów Europy. Wiedzieliśmy co to oznacza. Kornel porwał nas i ośmielił by wyzwolić się z tego zaklętego języka zakłamania i samoograniczania się.

  Nowy świat Solidarności Walczącej - to była idea, w której trwaliśmy bez nadziei szybkiej wolności ale dotrwaliśmy do początku trudnej i wyboistej drogi odbudowy kraju. Warto było w tym świecie żyć. Dzisiaj nazwalibyśmy ten świat, światem równoległym do tego zewnętrznego szarego świata chylącej sie ku upadkowi komuny. Wtedy nie wiedzieliśmy, że z komuną tak krucho i już są plany by przejąć schedę po niej bez rozlewu krwi i ale i bez Solidarności.

  Solidarność Walcząca działała w konspiracji co oznacza, że bezpośrednio znaliśmy zaledwie kilku łączników, czasem, bardzo rzadko wzywał na spotkanie Kornel. Kornel, który musiał się ukrywać w trudnych często warunkach przez wiele lat. W przypadku tworzenia gazety to był kontakt z tym, który odbiera kolejny numer i tym który donosi materiały, odbierane często między książkami jakiejś biblioteki. Efekty widać było u znajomych na stole, w opowiadanych na mieście dowcipach lub słychać w radio Wolna Europa. Jasne okienka w nocnym blokowisku dawały wtedy poczucie więzi z ludźmi, którzy gdzieś tam po nocy, podobnie jak w moim domu, czuwają nad Polską, ktoś kołysze dziecko, ktoś czyta gazetkę "SW" lub wyszukuje krzepiących wieści spod huku zagłuszanego Radia Wolnej Europy. Ktoś drukuje bibułę, najbardziej niebezpieczne zajęcie w opozycji. To była ta cicha wspólnota.

  W mojej opinii najcenniejsze były teksty „ku pokrzepieniu serc”, mające przenieść ideę Solidarności przez trudne czasy, utrzymać wiarę, że ci, którzy uwierzyli, i ci, którzy cierpią prześladowania władz, nie są samotni. Naśmiewaliśmy się z hunty, publikowaliśmy żarty o Jaruzelskim i zomo, by walka śmiechem weszła do naszych domów. Nasłuchiwaliśmy wieści z kraju aby dokonywane krzywdy doszły do powszechnej wiadomości. Mieliśmy w domu najścia smutnych panów i przeszukiwanie zakamarków. Ale chyba ufności naszego małego synka do obcych zawdzięczamy, że wprowadzeni przez dziecko w konsternację esbecy, nie odkryli naszych najważniejszych skrytek. Niech pozostaną takie dalej.

  "SW" stworzyli akademicy i to oni, nie skuszeni możliwością porzucenia zbolałej ojczyzny dla zagranicznych karier, tworzyli trzon organizacji. Do działania w "SW" garnęli się studenci i uczniowie szkół średnich, którzy stworzyli szkolny ruch oporu. Aresztowana 15 letnia Ewa waliła w drzwi celi domagając się adwokata. Świadomość praw i wolności była więc u młodzieży większa niż komunizm dozwalał ale pokazywała jasne oczekiwania na przyszłość. Byliśmy zarażeni wolnością, o której kształcie próbowaliśmy marzyć. Zachód już był mi znany i był jakimś odniesieniem dla oczekiwań co do przyszłości ale też dziwiło mnie, że Niemcy tak mało korzystają ze swojej wolności. Podobnie było z Francją i z jej wówczas policyjnym reżimem. I tam także ludzie się władzy bali. Bader-Meinhof miała zwolenników na uniwersytetach niemieckich a konflikt z kapitałem pokazywał, że nie cała prawda a tylko ta kolorowa - do Polski dochodzi. Mieliśmy ją poznać później.

„Śmieszny jest wasz strach” - wypisały na wrocławskich murach Krasnoludki. Ten napis budził uśmiech i egzystencjalny niepokój w nas i w tamtych także. Tamtym uświadamiał, że wiemy o ich strachu. Nam, że może boimy się za bardzo.

  "Okrągły stół" z tej perspektywy był dla nas jakimś manewrem obcej siły - który wszystkich zaskoczył i został przyjęty z dużą dozą nieufności. Był obserwowanym spektaklem telewizyjnym, do którego zaproszono tylko wybranych przez władze. Nie było tam ani Kornela Morawieckiego ani Solidarności Walczącej, ani nawet NSZZ Solidarność.

Naprawdę poznaliśmy się, wszyscy ludzie organizacji Solidarność Walcząca, po wielu latach na zjeździe zorganizowanym przez IPN.

  Po czasach Solidarności Walczącej została mi ta najcenniejsza wiara, że w każdych okolicznościach można żyć dla idei czegoś lepszego, która daje nie tylko duchową i moralną siłę do godnego przeżywania życia ale i nadaje temu życiu jasny sens uczestniczenia w dokonującym się dobru, w oporze przeciw złu. Wiara, że warto. Tak przecież przetrwał naród polski Powstania, utratę niepodległości i komunizm. 

Nasza niezgoda, nasze stałe niezadowolenie jest naszym sukcesem.

  "Solidarność Walcząca" nie przygotowała nas na działania legalne, ale i sam związek "Solidarność" nie był przygotowany na plany okrągłego stołu i tajne zamiary z niego wynikające. Wtedy jeszcze nikt nie wierzył, że to już jest początek niepodległości. Ona do nas dochodziła kolejnymi krokami rezygnacji i ustępowania pola przez przeciwnika politycznego. Nawet Moskwa nie spodziewała się, że tak szybko nastąpi rozpad systemu. Scenariusze pisane były na kolanie w odpowiedzi na kolejne pęknięcia na mapie bloku komunistycznego. Nie widzę tutaj  jakiejś innej zamierzonej realizacji myśli czy uknutego planu niż taki właśnie proces. Kto mówi inaczej ten uzurpuje sobie pisanie historii wstecz. Praktycznie bezkrwawe wychodzenie do wolności oczywiście przyczyniło się do wielkich łupów ze strony tych którzy kontrolowali gospodarkę. Ale ciąg dalszy to już nasza własna zdolność do radzenia sobie w nowych warunkach. Nie byliśmy uczniami w szkole demokracji liberalnej ani gospodarki rynkowej, do której zachód dochodził latami i ewolucyjnie. Braliśmy obcych nauczycieli. 

  Na kształt polskich sporów i na nasze oczekiwania w wolnej Polsce na pewno wpłynęły nasze doświadczenia z SW. Radykalizm oczekiwanych celów i zdolność tworzenia struktur niezależnych od systemu - to są osiągnięcia  najcenniejsze. Także niezależne publikacje i własne drogi kolportażu. Związek Solidarność został spacyfikowany bo działał jawnie. Natomiast SW przetrwała dzięki tajnym strukturom. Nawet pomimo aresztowania Kornela Morawieckiego - stale wychodziła nasza prasa.

  Dzisiaj wielu jest krytyków naszych przemian ustrojowych ale właśnie fakt, że owa krytyka stale istnieje, wskazuje iż nasze oczekiwania są większe, cel śmielszy, ambitniejsze plany dla miejsca Polski, którego nie byłoby bez formacji radykalniejszych typu SW. 

„Jutrzenka solidarności wstaje nad światem” - to była odpowiedź Kornela na marksistowskie „Widmo komunizmu…” - miała zarazić ideą solidarności naszą część Europy. Wieść o Solidarności docierała szeroko w regionie ale to SW miała w tym swój udział podejmując także współpracę z dysydentami sąsiednich narodów ze wschodu. 

  Odbudowujemy nasze miejsce w Europie w czasie gdy inne kraje posowieckiego bloku mają stale jeszcze problem ze swoją tożsamością i z budowaniem sojuszy. My, Polacy, ciągle chcemy poprawiać to, co osiągnęliśmy , stale jesteśmy niezadowoleni i chcemy lepszego państwa, Europy. Marzeniem jest by solidaryzm jako zdobycz Sierpnia znalazł mocniejsze odbicie w sposobie funkcjonowania państw, i być może to marzenie kiedyś się zrealizuje. Przekonanie Tocqueville’a, że demokracja nie może być zwykłym mechanizmem  działającym w moralnej próżni -  historia naszej krótkiej wolności potwierdza na każdym kroku. Bez moralnego rdzenia, bez idei, demokracja jest pusta i ulega wypaczeniom. Widzimy to dzisiaj nawet bardziej na zachodzie niż wschodzie Europy. Być może nasz solidaryzm ma jeszcze szanse by coś dobrego wnieść w życie tych narodów, które nie miały podobnych nam doświadczeń.

Trzeba było aż 34 lat by Polska dostrzegła Kornela.

 

 

Próbuję zrozumieć

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura