Brun Brun
309
BLOG

Jak co dzień, letnią porą

Brun Brun Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 10

    Mamy zrobić znowu poprzeczkę, na tym samym kierunku i w ta samą stronę, ponieważ jednak pierwszy transekt przepłynęliśmy na przypływie, drugi musimy zrobić podczas odpływu. Wystarczy, że po przesileniu wysokiej wody nie czekając na ten sam przeciwległy moment, zamiast sześciu godzin wystarczy poczekać cztery. Stary rzuca kotwice w Isbjornhamnie celem wytracenia tych zbędnych czterech godzin.

- Podniesie pan kotwicę parę minut po czwartej, popłynie na druga stronę fiordu, przeciągnie tę ich "rybkę" tam gdzie chcą i potem zakotwiczy tutaj z powrotem tylko bliżej brzegu.

    Parę minut przed czwartą, zgodnie z dyspozycją, Robert odpala silnik by pracując na jałowych obrotach przez pół godziny nabrał temperatury i wyrównał ciśnienia. Obrotomierz na pulpicie skacze posłusznie na te sześćset obrotów jałowego biegu i po chwili opada w dół, do zera. Włącza się czerwona lampka i przeraźliwy sygnał alarmu. sygnał dźwiękowy można wyłączyć z pulpitu, lampkę tylko z dołu, po usunięciu awarii. Przez dwa pokłady słychać przytłumiony jazgot syreny w maszynowni.

image

Ot, problem. Siknęły wodą wszystkie uszczelnienia obiegu wtórnego wody chłodzącej oraz wydechowe. silnik rozgrzany kilkutygodniową pracą, zatrzymany i ostudzony przeraźliwie zimną wodą z fiordu po prostu się skurczył i rozszczelnił. Robert na telefony nie odpowiada, za to po dziesięciu minutach pojawia się na mostku i zaciąga papierosem, obrotomierz znowu pokazuje sześćset obrotów biegu jałowego. Korzystając ze zmiany wachty, czyli dostatecznej ilości ludzi, by jednego wysłać na dziób, a drugiego do komory kotwicznej by układał łańcuch, podnosimy kotwicę. Wymanewrowanie w Isbjornhamnie spośród brył otaczającego nas lodu zajmuje chwilę tylko. Robert cieszy się jak dziecko, że lód, świeżo urwany z Hansa i przepływający mimo burty syczy donośnie, topiąc się uwalnia nagromadzone od wieków prasowania w lodowcu powietrze. Wyłowili z Harrym kawałek za pomocą wędki i podbieraka. Wypróbowali eksperymentalnie część i są pełni zachwytu. Nad tym lodem, whisky and lód, i nad samymi sobą, też.

   Jedziemy w poprzek fiordu, powolutku, dwa i pół węzła, tyle by holowana za rufą "rybka" miała czas zejść do dna i do góry zapisując po drodze swoje obserwacje. Na punktach zwrotu niebezpiecznie blisko podchodzimy do brzegu, który potrafi się bardzo szybko wypłycić strasząc do tego licznymi i nigdzie nie oznaczonymi głazami, o które rozbija się, lub nie, bo są niewidoczne tuż pod powierzchnią wody, idąca z oceanu martwica. Mimo wszystko lepiej wszelkie holowania przyrządów przeprowadzać z herr profesorem, bo jest decyzyjny i wbrew pozorom idzie się z nim dogadać w sprawach zasadniczych np. bezpieczeństwa statku. z pomniejszymi figurami jest znacznie gorzej, bowiem nie mają własnego zdania, realizują sztywno wytyczne i na tym tle dochodzi często do nieporozumień. Już najgorzej z nawiedzonymi, których silna wiarą w epokowość dokonywanych przez nas odkryć trudno wstrząsnąć, nawet wtedy gdyby to miał być wstrząs osadzonego na kamieniach statku.

   Rano, przed ósmą wsuwamy się po cichutku, pomiędzy growlersami, do gładkiej i uśpionej Isbjornhamny. Kotwiczę bliziutko, tuż za linią szkierów. Czas, start. Czekamy osiem godzin, rzekomo do następnego odpływu celem uzyskania równoważnych danych z transektu północnego w stosunku do południowego, który był robiony na przypływie. Tak naprawdę zaczynamy już mieć nadmiar czasu w stosunku do zakupionych pół roku temu biletów lotniczych dla części ekipy i w związku z tym nadmiar ten należy wykorzystać np. na wycieczkę po Polskiej Bazie Polarnej.

   Ląduję na brzegu pierwszym pontonem, zostawiając marynarzom dyspozycje jak do tego brzegu, pomiędzy skałkami i wśród zalegającego lodu bezpiecznie podchodzić. Koło Banachówki mała figurka Mechanika drepcącego koło traktora niecierpliwie z nogi na nogę. Przywitanie nadspodziewanie serdeczne, nie obywa się bez "misiaczka" i spławienia towarzyszących mi osób do bazy, a my tu sobie jak Polak z Polakiem, co to się rozstali prawie dwa lata wcześniej pośród śniegów tej zagubionej wyspy, a teraz znowu znaleźli na tym samym brzegu, chwilowo mniej zaśnieżonym i tylko zasypanym lodem z Hansa, który się właśnie musiał niedawno ocielić. Bara, bara, do traktora, jedziemy jak paniska prosto do elektrowni, która teraz stoi tuż obok nowo wybudowanej, przytłaczającej swą wielkością hali. Znowu chwila jakby odbita echem od starych "dobrych" czasów.

- Ty idź sobie obejrzeć halę a ja już nastawiam herbatę.

Słowa tyle razy słyszane, zwrot znajomy i w przeszłości wiele razy powtarzany. Tak naprawdę o przeszłości obaj nic nie mówimy, dopiero dwa tygodnie później na sam koniec naszego tegorocznego spotkania, kiedy Kazio wracał PTSem od Oceanii na brzeg a ja tuż obok na motorówce tak jak i kiedyś często asekurowałem całą operację, to poprzez huk dwunastocylindrowego diesla PTSa i warkot mojej motorówki mały mechanik, "króciak" , wychylił się przez wysoką burtę i wymachując rękoma

- ..., jak wrócę w przyszłym roku, musimy się spotkać... i pogadać.

Głos utonął w warkocie silników i szumie piany gdy tuż przed kamieniami zawróciłem motorówkę. Olbrzymie, z tej perspektywy, cielsko amfibii, powoli na gąsienicach, w chmurze spalin gramoliło się na brzeg.

image

    Ale to dopiero później, na razie siedzimy we dwu w kanciapce elektrowni, dawnym warsztacie ślusarskim, który Mechanik przebudował na swoją dyżurkę, z koją, którąśmy razem, dwa lata temu, skręcali. Wpada jakiś jeden polarnik, potem drugi Stolarz zaprzyjaźniony z nami oboma. Mechanik konfidencjonalnie;

- wiesz, ten skuter Petrela trzeba by zabrać do kraju. Chcieli go już upaństwowić a ja mam wobec Tadka zoobowiązania, bo wiesz..., no i teraz kłopot, nie wiem jak to zabrać, panie chiefie do kraju. Może byś, może byś powiedział, że to dla ciebie, że to twój skuter, wiesz jak jest.

Cholera, wspomnienia wspomnieniami, ale tutaj najwyraźniej chcą mnie wrobić w jakąś lewiznę, zresztą po co miałbym targać skuter Petrela do kraju, może jakby to był Mechanika, no jeszcze, przez wzgląd na latarnię co to cały czas stoi na brzegu fiordu i mruga. Jak tylko wylądowałem i budowniczy latarń zdążył mnie tylko wziąć pod rękę;

- Popatrz...

No jest, prawda na co popatrzeć, stoi i mruga.

Decyduję się na nawigacyjne przeczekanie. - Dobra, pomyślę jak to zrobić, powolutku, za tydzień gdzieś będziemy z powrotem to ustalimy ostatecznie co i jak.

Idziemy do bazy, siłą przyzwyczajenia kieruję się od razu z elektrowni przez magazyny, ale Mechanik szarpie mnie za rękę.

 - Co ty, pozmieniało się teraz tam trzeba w kapciach, idziemy przez baniak.

    Palarnia, ta sama tylko przybyła lodówka w kącie i obudowa butli gazowej coby pewno się tak w oczy nie rzucała. Stop, jednak jest zmiana i palarnia, najweselsze miejsce w tym baraku pod biegunem, przestała być palarnią bo palaczy wyrzucają brutalnie na dwór, ot czasy.

Przewiduję ciężkie zimowanie.

image

- Ty, wiesz, kup mi futro renifera w Longer, bo nie mam kogo prosić. To poprzednie, co to Michał, miało być na prezent, ale stara wywiesiła na balkonie i kawki wydziobały. Mówię Ci, już jestem na emeryturze, ostatni rejs w maju, pożegnanie z Afryką i ta moją ..., ostatni raz. Teściowa się do domu sprowadziła. No wiesz teściowa długo nie pociągnie, a mnie zaproponowali, ledwo zszedłem ze statku. Mirka to nawet wcale się nie pytał tylko kupił mu bilet, no zobacz drania.

    Teściowa przez rok, wiesz, tego i wrócę spokojnie do domu.

    Emerytura? wiesz, że przez ta dziadowską Geofizykę chcieli mi świadczenie obniżyć, te tutaj, cholera, zarobki.

Sadzamy się w salonie, jakieś ciastka, herbata. Tam pod elektrownią leży takie coś tam, rama jakaś, wygląda ciulowo i to podobno dla was, może weźmiecie?

- Może weźmiemy. Mechanik już działa. - To ja zaraz traktor, ludzi, brzeg. Tylko wiesz, trzeba by na ponton, bo jeden PTS bez gąsienicy, a drugi bez pompy. Wiesz co było z tą gąsienicą, cały dzień, gdybym w PRO trzydziestu lat nie przepracował to nie wiem czy byśmy wyciągnęli. Ale - bierze mnie pod rękę - wiesz, za tydzień, ten skuter, tego, jeden przynajmniej będzie chodzić.

I wyszedł organizować, traktor, brzeg, ponton. Zawołałem przez radio Głównego Specjalistę Aparatury Badawczej, bo to on zarządza sprzętem na statku, aby przygotował miejsce.

 - A po co? A na co? a przecież jeszcze w Hornsundzie będziemy, to wtedy się weźmie.

   No to kawusia, ciasteczko, po drugiej stronie stołu kierownik zmiany z bardzo ważną miną. Znowu wpada Mechanik - zabieram traktor do hali, bo nie ma hamulców, znowu, to ja już zrobię, wytoczę z mosiądzu cylinderki hamulcowe takie jak ja już to wiem i będzie działało.

- Widzi pan jaki to złoty człowiek, dorobi cylinderki hamulcowe i będzie działo. - kierownik przez stół do mnie. - Panie, - ja do kierownika - ten traktor to trzeba na lód i do fiordu, utopić a nie nowe cylinderki z mosiądzu dotaczać. - ???????.

I znowu jeden mój zwolennik mniej.

Tymczasem marynarze dowożą pontonami nowy hiw wycieczek z naszego statku, panienki studentki, dwu studentów i ekipa pań doktorantek plus kilku załogantów, z Mateuszem i Robertem na czele. Któryś z bazowiczów oferuje się, że im z bronią przed niedźwiedziami potowarzyszy na Hansa i potem może pod Wilczka.

 Zabieram z brzegu pułapki siatkowe na ryby dla ekologów i wracam chwilowo na statek. Woda gładka jak stół, po przeciwnej stronie fiordu chodzą jakieś mgiełki, niskie niebo, cała Isbjornhamna zarzucona lodem pomiędzy którym z trudem przychodzi pontonowe manewrowanie. Ciągnie jednak do miejsc i sytuacji, robię Maćkowi prezent i pomiędzy bryłkami kieruję ponton pod Hansa. Z doświadczenia wiem, ze lód chodzi ławicami i jeśli lodowiec się świeżo nie ocielił to pod samą krawędzią będzie trochę wolnej i gładkiej wody z poutykanymi nań większymi górkami.

image

Mienią się wszelkimi odcieniami błękitu, na czole lodowca przetkanymi zielenią przechodzącą w niebieski w miarę posuwania się motorówki i zmiany kąta patrzenia. Pogoda typowa dla Hornsundu, niskie chmury, mglisto, wilgotno.

 Spod lodowca, w panującej ciszy, z łoskotem przelewa się po kamieniach glacjalny strumień.

image

[...]

Po południu, z prądem odpływu, holując za sobą "rybkę", spływamy na północ.


Brun
O mnie Brun

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości