awers awers
212
BLOG

Dziennik Budowy nr 20

awers awers Rozmaitości Obserwuj notkę 0

 

No i siedzieliśmy w barakowozie. Niby jesień, a błota ani na lekarstwo. Mietek-Zbrojarz na próżno wpatrywał się w pejzaż zaokienny - znikąd powodu do niepracowania.
 
- Trza będzie chyba wziąć się do jakiejś roboty - nieśmiało zauważył Bronek.
 
- Ba...! - mądrze uzupełnił tę wypowiedź Mietek-Zbrojarz. - Ale do jakiej roboty...?
 
Gdyby w barakowozie był obecny Inżynier stwierdziłby, że zapanowała konsternacja. My jednak zauważyliśmy tylko, że była cisza. Dość często zdarza się, że Inżynier inaczej ocenia sytuację, niż my. Albo to przez te okulary, albo przez studia inżynierskie. Dochodzi nawet do pewnych napięć między nami i Inżynierem z tego powodu. Ot, choćby w ubiegły wtorek. Przychodzi Inżynier do barakowozu i od razu do nas z pyskiem:
 
- Siedzicie w tym chlewie, a robota stoi...!
 
Na takie słowa ospale zareagował Wacław (posadzkarz na etacie montera):
 
- Sam pan jesteś świnia...
 
Wtedy Inżynier, jakby starając się potwierdzić słowa Wacława, stał się różowy na twarzy, a usta ułożyły się w delikatny ryjek. Chrumknął coś pod nosem i energicznie wyszedł z barakowozu. Zapomniał nawet o swoim codziennym rytuale. Rytuału tego, jak opowiadał nam kiedyś Inżynier, nauczył się w podchorążówce, będąc w anclu. Każdego dnia odsiadki stawiał kreskę na ścianie. Teraz w barakowozie również codziennie stawiał kreskę na ścianie. Zawsze wtedy ni stąd, ni zowąd, odzywał się Bronek:
 
- Nulla dies sine linea...
 
Po kwadransie i dwudziestu minutach Henio (najmłodszy w naszej brygadzie) rzekł:
 
- Jakby tak dobrze popatrzeć, to roboty jest tu dużo...
 
Może to i racja. Mietek-Zbrojarz to nawet jakby inaczej zaczął wpatrywać się za okno - najpierw dobrze, później lepiej, a w końcu najlepiej. I już prawie chciał coś zaproponować, ale spychacz podjechał pod barak przesłaniając cały widok. Tyle patrzenia na nic.
 
- Ech - westchnął - przyjdzie nam czekać na Inżyniera.
 
- A bez Inżyniera nie da się...? - naiwnie zapytał Henio.
 
- Ano, na szczęście, nie da się... - odparł grzecznie Mietek-Zbrojarz. - Nie może być na budowie anarchii... Musi ktoś rządzić...
 
Na te słowa Henio potrząsnął swoją bujną grzywą. Przestał zeskrobywać zaschłe błoto z gumofilców, odłożył szpachelkę. Jego twarz przybrała groźny wraz. Zachowywał się, jakby poczuł w sobie lwa. Konkretnie - Lwa Tołstoja.
 
- Anarchizm nie oznacza braku instytucji w ogóle, lecz tylko takich, które zmuszają ludzi do podporządkowywania się przemocy...! - powiedział niezwykle mądrze. - Chcemy przecież być wolni...!
 
- A po cholerę nam ta wolność...? - zapytał Mietek-Zbrojarz.
 
I wtedy milczący do tej pory Stefan chrząknął. Popatrzyliśmy na niego, bowiem gdy Stefan chrząka to znaczy, że zaraz powie coś, co wyjaśni każdą sytuację. Najpierw jednak poprawił beret, otrzepał kaftan i zgasił w słoiku-popielniczce tlący się już filtr Dunhilla.
 
- Powiem, po co jest nam wolność. - Otworzył książkę Wydawnictwa „Znak”. - Nikt rozsądny nie przeczy, że wolność może prowadzić do anarchii. Trzeba jednak właściwie rozumieć słowo "prowadzić". Wolność "prowadzi" do anarchii w tym sensie, że jest warunkiem jej możliwości... - zacytował księdza profesora.
 
- Teraz rozumiem. - Mietek-Zbrojarz pokiwał głową. - Tak, jak praca jest warunkiem możliwości bezrobocia, jedzenie warunkiem głodu, a mądrość warunkiem głupoty, tak wolność jest warunkiem anarchii... Jakiż ten świat jest prosty... I wystarczy zlikwidować tylko kilka rzeczy, aby nie było bezrobocia, głodu i głupoty...
 
- No i anarchii -dodał Stefan.
 
- No i anarchii- powtórzyło echo.
 
 
awers
O mnie awers

Budowlaniec (nie mylić z budowniczym).

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości