Sowiniec Sowiniec
7096
BLOG

Co powiedział generał Chocha pułkownikowi Kuklińskiemu?

Sowiniec Sowiniec Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 180

 

            W swojej najnowszej, znakomicie pod każdym względem napisanej książce o pułkowniku Ryszardzie Kuklińskim pt. „Atomowy szpieg” Sławomir Cenckiewicz porusza m.in. jeden z najważniejszych momentów w biografii „pierwszego polskiego oficera w NATO”: jego rozmowę na początku lat 70. z generałem Bolesławem Chochą - ówczesnym szefem Sztabu Generalnego Ludowego Wojska Polskiego.

            Była to niezwykle ważna chwila o ogromnym znaczeniu dla podjęcia przez Kuklińskiego ostatecznej decyzji o nawiązaniu współpracy z Amerykanami, o czym myślał od pewnego czasu. Już wcześniej wiedział, że wśród jego kolegów ze Sztabu Generalnego było wielu patriotycznie nastawionych oficerów, gotowych podjąć ryzyko walki z komunistycznym reżimem, ale zdających sobie sprawę, czym mógłby zakończyć się otwarty bunt. Całkiem poważnie twierdził, że najbardziej antykomunistyczną grupą byli w Polsce właśnie oni.

            W przemówieniu wygłoszonym podczas uroczystości wręczenia mu Honorowego Obywatelstwa Stołecznego Królewskiego Miasta Krakowa 29 kwietnia 1998 roku nie pozostawił co do tego cienia wątpliwości:

               Duża część kadry oficerskiej LWP miała świadomość, że Związek Sowiecki, który napadł na Polskę i w zmowie z Hitlerem podzielił się polskim łupem, na którym ciążyły zbrodnie masowej deportacji polskiej ludności, Katyń i zdrada Powstania Warszawskiego, nie był sojusznikiem lecz ciemiężycielem, który Polskę zniewolił, narzucił jej wasalne rządy i komunistyczny system. (...) W środowisku tym zaczęto się zastanawiać, czy w istniejących realiach możliwe jest jakieś wyjście, aby Polak nie był mądry po szkodzie, to znaczy, czy możliwe jest sformułowanie i realizacja jakiejś własnej koncepcji obronnej, która mogłaby uchronić naród przed grożącym mu holokaustem. Nie było to jeszcze żadne sprzysiężenie, a tylko ostrożne wzajemne sondaże i rozpoznanie ludzi podobnie myślących. Przykład Czechosłowacji - gdzie memorandum grupy oficerów Akademii Wojskowej im. Klemensa Gottvalda postulujące odcięcie się od polityki militarnej ZSRS oraz ustanowienie równej obrony wszystkich granic było powodem inwazji - dowodził, że jakakolwiek reforma machiny wojennej nie jest możliwa. Ponieważ nie można się było dogadać z „sojusznikiem”, w ostrożnej wymianie myśli, w niewypowiadanych do końca zdaniach zaczęto się zastanawiać, czy nie warto by zacząć rozmawiać z narzuconym Polsce „przeciwnikiem”.

            I w takim właśnie klimacie doszło do jego dyskusji z wysokim przełożonym, o której po raz pierwszy napomknął publicznie podczas spotkania z mieszkańcami podwawelskiego grodu w sali Filharmonii Krakowskiej wieczorem 30 kwietnia 1998 roku. Ten fragment jego wystąpienia zaintrygował mnie i skłonił do podjęcia owego wątku podczas kilku prywatnych rozmów, jakie prowadziłem z pułkownikiem w trakcie jego pierwszej po ewakuacji przez Amerykanów wizyty w Polsce. Chciałem dowiedzieć się czegoś więcej, chociaż Kukliński miał spore wątpliwości, czy może już ujawnić to, co wówczas się między nimi zdarzyło. Gen. Chocha nie żył już wprawdzie od 11 lat, ale postkomunistyczny aparat trzymał się jeszcze w III Rzeczypospolitej całkiem mocno (również w armii) i pułkownik nie chciał zaszkodzić rodzinie byłego zwierzchnika, ani pozostającym w służbie kolegom.

            Ponieważ ta sprawa przestała już dzisiaj być tajemnicą i wiele osób pyta mnie o okoliczności owej rozmowy, postaram się odtworzyć ją na podstawie tego, co powiedział o niej Kukliński na publicznym spotkaniu, a potem uszczegółowił na moją prośbę:

          - Któregoś wieczora w lipcu 1970 roku gen. Chocha omawiał ze mną plan kolejnych manewrów Układu Warszawskiego, które opracowywałem dla sowieckich marszałków. Tak naprawdę był to najbardziej aktualny plan III wojny światowej, jaką Kreml przygotowywał już od dawna. Pamiętam, że staliśmy nad wielką mapą, na której uwidocznione były ruchy wojsk pierwszego i drugiego rzutu UW oraz planowane kierunki przeciwuderzeń armii państw NATO. W samym środku, na linii Wisły, narysowane były moją ręką przewidywane miejsca 30-40 uderzeń jądrowych, którymi dowództwo NATO zamierzało zniszczyć nasz pierwszy rzut strategiczny - składający się w głównej mierze z LWP i z Północnej Grupy Wojsk UW - zaraz po ataku nuklearnym Układu na kluczowe miejsca koncentracji ich jednostek w zachodniej Europie.

            Generał był wyraźnie podenerwowany, w pełni zdawał sobie bowiem sprawę, że w pierwszych godzinach III wojny centrum Polski dosłownie wyparuje, nasza armia przestanie istnieć, pozostaną z niej tylko najwyżsi rangą sztabowcy zawczasu ukryci w przeciwatomowych schronach. W pewnej chwili zadumał się i powiedział ni to do siebie, ni to do mnie:

       - Jestem w służbie od początku istnienia LWP i jeszcze nigdy nie przeprowadzaliśmy ćwiczeń obronnych, zawsze tylko atak, atak i atak. Wiem, że oficjalna doktryna Układu mówi wyłącznie o obronie, a naprawdę przygotowujemy się jedynie do ofensywy, ale są przecież pewne granice. Jesteśmy w końcu polskim wojskiem i powinniśmy - nawet w ramach tych agresywnych planów - wreszcie pomyśleć o obronie naszych rodaków.

              Ponieważ od kilku lat myślałem dokładnie tak samo, odpowiedziałem:

            - Panie generale, przecież to Pan jest najbliżej ministra Jaruzelskiego i w ogóle władz PRL. Trzeba im wreszcie uświadomić, że działamy na szkodę Polski, wypełniając wszystkie życzenia Sowietów. Sam o tym wiem najlepiej, bo przecież zlecając mi ściśle tajne zadania, oni nie kryją tego, że marzą o pochodzie na Zachód.

            Chocha żachnął się:

            - Czy myślisz, że ktoś z naszych przełożonych odważy się postawić Kremlowi? Przecież oni doskonale wiedzą, że z Sowietami nie można się dogadać, trzeba tylko wypełniać ich rozkazy, nawet jeżeli oznaczają zgubę dla nas.

            I wtedy powiedziałem coś, o co sam bym się jeszcze chwilę wcześniej nie podejrzewał:

            - Skoro nie można się dogadać z „naszymi”, to może trzeba zacząć rozmawiać z „tamtymi”.

            W tym momencie Chocha zastygł nad mapą. Po trwających dla mnie wieczność kilku sekundach powiedział dość oschle:

            - Panie pułkowniku, nasze dywagacje zaszły za daleko i - jak rozumiem - miały charakter czysto teoretyczny. Umówmy się, że tej rozmowy w ogóle nie było.

            Kiedy wychodziłem z jego gabinetu, w pełni dotarło do mnie to, co zrobiłem. Nie wykluczałem, że następnego dnia przyjdzie po mnie żandarmeria i zacznie się mój proces o planowanie zdrady stanu. Okazało się jednak, że źle oceniłem Chochę. Kiedy wezwał mnie na następne spotkanie, powiedział jak gdyby nigdy nic:

            - Rysiu, byłoby dobrze, gdybyś wybrał się na swoją następną ulubioną wyprawę żeglarską do portów zachodniej Europy. Trzeba rozeznać ten teatr przyszłych działań wojennych, skoro to nam Sowieci przydzielili zadanie zdobycia Danii i północnych Niemiec.

            Strzeliłem obcasami i zrozumiałem: gen. Chocha dawał mi wyraźny sygnał, abym płynął do zachodniej Europy, chociaż parę dni wcześniej niedwuznacznie zasugerowałem podjęcie kontaktów z „tamtymi”. Czy mogła być zaś lepsza okazja do ich nawiązania niż taki rejs? Czułem, że mam cichą akceptację, a może i ochronę z bardzo wysokiego szczebla.

            I tak zaczęła się moja misja.

            Na pytanie, czy mogę upowszechnić treść tej rozmowy Kukliński kilkakrotnie odpowiadał, że to, co było w niej najważniejsze, już wyłuszczył w Filharmonii i trochę się nawet dziwi, że tak ważnego jej wątku nie podjęli obecni tam dziennikarze. Kiedy dopytywałem go potem w licznych telefonicznych rozmowach, czy nie czas odkryć personalnych kulisów tego, co zasygnalizował w krakowskim magistracie mówiąc, że najbardziej antykomunistyczną grupą w Polsce był Sztab Generalny LWP, zastanawiał się i prosił o zwłokę.

            Teraz, kiedy od śmierci pułkownika Ryszarda Kuklińskiego upłynęło już ponad 10 lat, a o jego rozmowie z generałem Bolesławem Chochą mówi się i pisze coraz częściej, uznałem się zwolniony z obowiązku dochowania tajemnicy.

            dr Jerzy Bukowski - były reprezentant prasowy płk. Kuklińskiego w Kraju

          Jest to poszerzona wersja artykułu, jaki ukazał się w ostatnim numerze „Plusa Minusa” - sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”.

Sowiniec
O mnie Sowiniec

filozof-fenomenolog, autor "Zarysu filozofii spotkania" i "Filozofów o godnym życiu", harcerz, publicysta prasy krajowej i polonijnej, przewodniczący Komitetu Opieki nad Kopcem Józefa Piłsudskiego, rzecznik Porozumienia Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych w Krakowie, były reprezentant prasowy pułkownika/generała Ryszarda Kuklińskiego w Polsce

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura