Kot z Cheshire Kot z Cheshire
2455
BLOG

Rafał Betlejewski likwiduje w Polsce spowiedź!

Kot z Cheshire Kot z Cheshire Kościół Obserwuj temat Obserwuj notkę 71

Wczoraj dotarła do mnie ciekawa informacja, otóż niejaki Rafał Betlejewski propaguje wprowadzenie zakazu spowiedzi dla dzieci i młodzieży do lat 16. O akcji można przeczytać w niezawodnej Gazecie Wyborczej, a podłączają się do niej ponoć takie tuzy intelektualnego półświatka jak prof. Środa et consortes. Rzecz mnie zainteresowała, bo "Betlej" nie jest dla mnie postacią zupełnie anonimową, swego czasu jego talencik przeniósł mnie w czasie i przestrzeni do uniwersum Bułhakowa z jego "Mistrzem i Małgorzatą"! Otóż dawno temu, gdy jeszcze zaglądałem do fejsbuka, odkryłem tam jego wpis w którym udowadniał, że Jezus z Nazaretu ... nigdy nie istniał. Nie było by w tym nic niezwykłego (czegóż to ludzie nie wypisują na fejsbuku) gdyby nie twierdził równocześnie, że nigdzie w źródłach historycznych z epoki (pisma chrześcijańskie z ewangeliami nie są takowymi dla niego) nie ma o nim najmniejszej wzmianki! Tu się już zjeżyłem, bo od kogoś kto się mieni pisarzem i dziennikarzem należało by oczekiwać minimum wiedzy w dziedzinie w której zabiera głos, a wzmianka Tacyta o "Chrystusie, który za panowania Tyberiusza skazany był na śmierć przez prokuratora Poncjusza Piłata" jest dość powszechnie znana, może dlatego że jedyna mówiąca o nim bezpośrednio i to piórem wybitnego historyka. Betlejewski, gdy już przyjął do wiadomości istnienie tego zapisu, zaczął mi udowadniać, że... wcale nie mówi on o Chrystusie a jedynie o chrześcijanach oraz ich wierzeniach i takie tam... Wywiązała się absurdalna "dyskusja", w której poczułem się początkowo jak Iwan Bezdomny w rozmowie z Miszą Berliozem, a potem niemal jak sam Woland ;)

 No i obecnie tenże Rafał Betlejewski zamierza doprowadzić do zakazu sakramentu spowiedzi świętej dla dzieci i młodzieży do lat szesnastu, a to ze względu na inwigilację, terror moralny, niezdolność dzieci do rozumienia grzechu i oceny niewłaściwości swojego postępowania itp. itd. (wymieniłem z pamięci więc bez cudzysłowu). Ponieważ poznałem już potęgę betlejowego intelektu, więc nie mam pewności czy to tylko zwykła prowokacja (co należało by mniemać) czy też traktuje on to na poważnie, a skoro tak to jak to godzi ze swobodą praktyk religijnych, z prawem rodziców do wychowania dzieci w wybranym światopoglądzie i z innymi swobodami typowymi dla liberalizmu w klasycznym (a nie współczesnym) rozumieniu tego słowa. Podejrzewam, że nie musi tego z niczym godzić i wcale mu to nie przeszkadza, a być może nawet nie ma świadomości występowania takich sprzeczności. Chyba jednak powinien przewidywać, że katolicy (do których ja się zaliczam) nadal będą wychowywać dzieci w zasadach swojej wiary, w której systematyczna spowiedź ma ogromne znaczenie, chociażby dlatego, że śmierć w stanie grzechu ciężkiego (braku łaski uświęcającej) może prowadzić do wiecznego potępienia. Jaki jest więc ten "mokry sen Rafała Betlejewskiego": czy oczami wyobraźni widzi już księży aresztowanych za nielegalne spowiedzi, wyprowadzanych w kajdankach z plebani? Czy śni mu się współczesny Pawka Morozow denuncjujący swoich rodziców za nakłanianie do obmierzłych, anachronicznych obrzędów? Czy wyobraża sobie tych dzielnych funkcjonariuszy odbierających katolickim rodzinom ich straumatyzowane, zapłakane dzieci, które w idyllicznych rodzinach zastępczych (może "Betlej" sam marzy o takiej roli dla siebie?) znajdą opiekę i wychowanie w światłych i postępowych wartościach? Tego nie wiemy, ale możemy śmiało założyć, że uważa on siebie i swoich towarzyszy i towarzyszki za awangardę postępu niosącą światło i przełamującą mroki średniowiecza. Zapewne myśli, że oto "czyni wszystko nowe". A tymczasem on i jemu podobni zostali już dawno dokładnie opisani i to przez nie byle kogo, bo przez samego... Fiodora Dostojewskiego. Ten "paskudny rosyjski nacjonalista i polakożerca", któremu jednak nikt nie potrafi odmówić geniuszu w obserwacji i opisie ludzkich charakterów i postaw, uczynił to w swej najlepszej (moim zdaniem) powieści "Biesy". Już sam początek: opis postaci Stiepana Trofimowicza Wierchowieńskiego to przecież doskonały wręcz portret współczesnego postępowego "dziadersa", ze wszystkimi jego złudzeniami i śmiesznostkami! Iluż dziś wokół takich Stiepanów Trofimowiczów! A kim byłby w "Biesach" sam Betlejewski? Jego synem Piotrem Stiepanowiczem? A może Szygalewem? Tak, o ile faktycznie zdaje sobie sprawę z nieuchronnych konsekwencji swoich pomysłów i świadomie do nich dąży, w co wątpię. Tak czy inaczej cały ten zamęt jaki obecnie wprowadzają "nasi" (i nie tylko nasi) "postępacy", ich chęć wywrócenia wszystkiego do góry nogami, wiążąca się z koniecznością (często przez nich nieuświadomioną) wprowadzenia zamordyzmu ("szygalewszczyzna"), bo przecież większość ludzi chce jednak żyć w miarę normalnie a nie pod rządami wariatów;  jest cykliczną prawidłowością w dziejach, co powieść Dostojewskiego skutecznie wykazuje.

 A tymczasem, zupełnie bez związku (choć ponoć "nie ma przypadków, są tylko znaki" jak twierdził ksiądz Bozowski) z wynurzeniami Betlejewskiego i jego towarzyszek, obejrzałem sobie kolejny raz "Carrie" - świetny film Briana de Palmy z 1976 r. Kiedyś zrobił na mnie duże wrażenie - jestem wszak miłośnikiem horrorów ;) Od razu, pod wpływem seansu, zafundowałem sobie w kolejny wieczór drugą wersję z roku 2013r. (z Chloe Grace Moretz i Julianne Moore), której dotąd nie widziałem. Nie chcę zagłębiać się w recenzje i opis fabuły, każdy może sobie przecież samemu zobaczyć i porównać. Dlaczego więc o tym piszę? Tytułowa Carrie White to zahukana, nieśmiała dziewczyna, terroryzowana w domu przez sadystyczną matkę dotkniętą obłędem religijnym, która (dziewczyna, nie jej matka) odkrywa w sobie zdolności telekinetyczne. Oczywiście w szkole jest ofiarą docinków i prześladowań ze strony praktycznie wszystkich (w wersji z 1976r oraz w powieści S. Kinga na podstawie której powstał film), z wyjątkiem nauczycielki wychowania fizycznego. Aby upokorzyć i ośmieszyć Carrie, jedna z jej klasowych koleżanek - Sue, namawia swojego chłopaka, przystojnego Tommy Ross'a aby zaprosił ją na bal maturalny. Tam Carrie zostaje ostatecznie poniżona co doprowadza do tragedii. W wersji Briana de Palmy wszyscy są przeciwko Carrie, z wyjątkiem nauczycielki i Tommy'ego, który ulega urokowi nieśmiałej dziewczyny (genialna rola Sissy Spacek) i zachowuje się wobec niej "po dżentelmeńsku". W wersji współczesnej (2013) zachodzą znaczące zmiany, budzące zastanowienie. Przede wszystkim już nie wszyscy są przeciwko Carrie. Sue jest po jej stronie, współczuje dziewczynie i namawia Tommy'ego by zaprosił Carrie na bal w jak najlepszych intencjach. Także niektóre inne osoby odnoszą się do niej przyzwoicie. Co popchnęło reżyserkę (Kimberly Peirce) do takiego przewrócenia fabuły? Oglądając jej wersję nabrałem pewnych podejrzeń. Młodzież pokazana w wersji współczesnej jest nieco wyidealizowana, nie używa narkotyków, nie jest też tak zepsuta jak w bardziej realistycznym kinie ("Dziewczyna z bransoletką",Galerianki", itp itd), ale mimo to pojawia się niepokojące porównanie ich świata ze światem w którym żyje Carrie White i jej zdewociała, zwariowana matka. To porównanie dla ludzi obracających się we współczesnych realiach i mających kontakt ze współczesną młodzieżą, o dziwo, nie wypada wcale w sposób jednoznaczny. To świat Carrie może się wydać niektórym bardziej ludzki, mimo wszystkich karykaturalnych przerysowań. Czy więc właśnie po to by zdławić tą okropną (z punktu widzenia "świata postępu") wątpliwość pokazano dobrą Sue i inne pozytywne postaci także po stronie "ŚWIATA"? I jeszcze jedno. Mimo przerysowanego kontrastu między swobodnym, pełnym atrakcji życiem "wyzwolonej" młodzieży a ograniczonym religijnymi regułami życiem Carrie, nie sposób nie zauważyć, że niezwykły urok dziewczyny, któremu ulega Tommy (jak i chyba wszyscy oglądający film) wynika z jej ... niewinności! Z tej "cnoty", która współcześnie została kompletnie wyklęta, ośmieszona jak Carrie w finale filmu i o której nie wolno nawet wspomnieć (nawet ja czuję się nieswojo pisząc o tym! ;)

 Więc tak sobie myślę, że może Rafał Betlejewski też obejrzał "Carrie" (ostatnio leciała na kilku kanałach i dziś chyba też będzie wyświetlana), poczuł niepokojący dreszcz wzdłuż kręgosłupa i zadumał się nad tym, jak by tu wyrwać te wszystkie współczesne polskie Carrie z ich obmierzłej niewinności i religijnej opresji.

Myślał, myślał, myślał i ... w końcu wymyślił.

Ja jestem umysł ścisły. Mnie się podobają melodie, które już raz słyszałem.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo