William Blake, okładka "The Marriage of Heaven & Hell"
William Blake, okładka "The Marriage of Heaven & Hell"
Maciej Sobiech Maciej Sobiech
231
BLOG

Dobro i zło w myśli Williama Blake'a

Maciej Sobiech Maciej Sobiech Literatura Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

He who desires but acts not, breeds pestilence./ Sooner murder an infant in its cradle than nurse unacted desires.


Dead body avenges not injuries".


-- William Blake "Proverbs of Hell" z "The Marriage of Heaven & Hell"


"The Voice of the Devil

  All Bibles or sacred codes have been the causes of the following Errors:—

  1. That Man has two real existing principles, viz. a Body and a Soul.

  2. That Energy, call’d Evil, is alone from the Body; and that Reason, call’d Good, is alone from the Soul.

  3. That God will torment Man in Eternity for following his Energies.

  But the following Contraries to these are True:—

  1. Man has no Body distinct from his Soul; for that call’d Body is a portion of Soul discern’d by the five Senses, the chief inlets of Soul in this age.

  2. Energy is the only life, and is from the Body; and Reason is the bound or outward circumference of Energy.

  3. Energy is Eternal Delight.


-- William Blake, "The Marriage of Heaven & Hell"


Dzisiaj zmierzymy się z jednym z najtrudniejszych elementów dziedzictwa Williama Blake'a: jego koncepcją dobra i zła.

Tym, co uderza postronnego obserwatora w konfrontacji z wczesnymi dziełami autora "Jerusalem" być może najbardziej, jest jego dziwna skądinąd fascynacja piekłem i szatanem. Oczywiście, w sensie literackim jest to efekt wpływu wielkiego Johna Miltona, który zresztą wpływał bezlitośnie na wszystkich romantyków angielskich (do tego stopnia, że każdy z nich w pewnym momencie swego życia musiał dokonać owego symbolicznego "ojcobójstwa", które -- jak wiemy od Platona -- stanowi nieodzowny warunek samodzielnego myślenia). W porządku przyczynowości formalnej wszakże, to znaczy: wewnętrznej przyczynowości samego Blake'a, fascynacja ta stanowi efekt właśnie jego teorii dobra i zła.

Jak widzimy w tekście przytoczonym wyżej, dobro i zło dla Blake'a nie stanowią kategorii moralnych, a ontologiczne. Zło -- to energia. Dobro -- granice, zakreślane tej energii (w sensie psychologicznym mówilibyśmy o dwóch energiach, niemniej to już wykroczenie poza właściwą hermeneutykę tekstu ku jego interpretacji, więc ten temat porzucamy). Są to przeciwieństwa, ale przeciwieństwa dialektyczne -- niemogące istnieć bez siebie. Zadaniem człowieka jest zatem nie negacja jednej z nich, ale harmonizacja ich obu. W konsekwencji, nie ma właściwie takiego uczynku człowieka, który można by potępić po prostu -- "w sobie". Jedyną przyczyną negatywnej oceny moralnej jest właśnie brak równowagi, zbyt jednostronne przechylenie się w kierunku jednego z tej pary komplementarnych przeciwieństw.

Z tej koncepcji wynika bezpośrednio tak charakterystyczna dla Blake'a afirmacja wszystkich odruchów naturalnych, w potocznej świadomości (i na pewno przynajmniej w PRAKTYCE) klasyfikowanych jako "złe", takich jak: zdobywczość, pragnienie zemsty, wreszcie (i oczywiście) popęd seksualny. Co więcej, ze względu na kontekst, w którym Blake tworzył, to właśnie te elementy wysuwają się w jego twórczości na plan pierwszy. W tym sensie, pierwszy etap twórczości Blake'a można określić jako wielką próbę rehabilitacji "zła" w sferze społecznej.

Teorie te, jak napisaliśmy, wzbudziły i wzbudzają sporo kontrowersji. Nie można powiedzieć, że niesłusznie. Sama litera Blake'owych tekstów świadczy bowiem, jak trudno jest zachować właściwą proporcję między rehabilitacją naturalnego popędu, a przesadnym mu folgowaniem. Odzyskiwanie "naturalnego siebie" bardzo często zamienia się w brzydką i niebezpieczną zabawę. Zrozumiał to także sam Blake, który w późniejszych swoich dziełach (takich jak "Milton" czy wspominane "Jerusalem") odszedł od pewnych elementów swojej pierwotnej teorii i zaczął odróżniać "dobro" i "zło" zdefiniowane jak wyżej od dobra i zła rozumianych moralnie, a jednocześnie porzucił swą fascynację lucyferyzmem na rzecz Chrystocentryzmu i zdecydowanego potępienia ciągot satanistycznych. Bo istnieje coś takiego, jak po prostu zło; istnieje coś takiego, jak czarna magia i rzeczywiście piekielna droga rozwoju duchowego -- i są w człowieku impulsy, którym folgować nie wolno.

Natomiast niezależnie od pewnych swoich wad i przesad, istniejących zresztą wyłącznie we wczesnej fazie jej rozwoju, koncepcja moralna Williama Blake'a przejawia wielką wartość, nad którą dobrze się zastanowić. Wpisuje się bowiem w historię tego, co Carl Gustav Jung nazywał konfliktem moralności doskonałości z moralnością pełni.

Krótko wyjaśniając: moralność doskonałości to moralność "ekstrawertyczna" -- system, którego celem jest upodobnienie człowieka do jakiegoś wzoru "zewnętrznego": czegoś, czego nie znajduje on w sobie samym. Wszystko, co się z tym wzorem nie zgadza, musi zostać usunięte na drodze "ascezy" (co w praktyce zazwyczaj oznacza represję). Moralność pełni natomiast (ta, którą Jung popierał), to moralność introwertyczna -- moralność, dla której standardem jest nie tyle jakiś standard zewnętrzny, ale wnętrze człowieka, które należy odkryć i któremu należy oddać sprawiedliwość. Jednym z najważniejszych elementów zaś owego nieodkrytego (nieuświadomionego) wnętrza nas samych jest dla Junga tak zwany "cień": zbiór cech wypartych, których w sobie nie akceptujemy. Dojrzałość moralna człowieka zaczyna się, zdaniem szwajcarskiego psychologa, właśnie od uświadomienia sobie własnego cienia i jego stopniowej integracji do świadomości indywidualnej. Przed cieniem bowiem -- nie ma ucieczki. Jest on w takim samym stopniu częścią nas, jak nasza "jasna" strona. Ostatecznie zatem, ZAWSZE jakoś się ujawni -- ale albo w sposób kontrolowany, albo niekontrolowany.

Otóż wydaje się, że moralność pełni znacznie lepiej odpowiada rzeczywistości i rzeczywistej złożoności ludzkiego istnienia, niż moralność doskonałości. Oczywiście, można powiedzieć, że mierzy ona dużo niżej. A także, iż pozbawia człowieka wysokich aspiracji. W pewnym sensie jest to prawda. Tym niemniej, ideały moralne, nawet najwyższe i najszlachetniejsze, nie mają żadnej wartości, jeśli opierają się na fałszu. Dlatego też moralność doskonałości bardzo często w praktyce okazuje się moralnością iluzji. Moralność pełni jest za to moralnością prawdy. I nie przestaje być ze względu na to rzeczywiście MORALNOŚCIĄ. To jeden z najważniejszych elementów Jungowskiej etyki. W pracy z cieniem nie chodzi o negację "ego", o zaprzeczenie świadomości, o zniesienie wszelkich norm, których człowiek się w toku życia nauczył, bynajmniej. Chodzi o INTEGRACJĘ jednej sfery z drugą. A zatem: o pewną wyższą syntezę, w której obie stracą coś z siebie, aby odzyskać to na wyższym poziomie.

Oczywiście, to nie jest sprawa ani łatwa, ani bezpieczna. Dlatego też Jung generalnie zalecał jej przeprowadzenie we współpracy z terapeutą, albo przynajmniej na drodze jakiejś auto-terapii, prowadzonej dzięki pogłębionej refleksji, ćwiczeniom duchowym i studium.

Tego właśnie wyważenia i ostrożności moralności Williama Blake'a bardzo brakuje, przynajmniej we wczesnej fazie jej rozwoju. Nie da się jednak przeoczyć oczywistych podobieństw, jakie zachodzą między nią a "psychoetykoterapią" Carla Gustava Junga. W tym sensie, William Blake, w tym aspekcie chyba najbardziej ze wszystkich romantyków angielskich, stał się prekursorem współczesnego personalizmu czy humanizmu integralnego, który -- opierając się bezwzględnie pokusie anarchii -- stanowi dążenie do pełnej emancypacji jednostki. Ten humanizm, czy "arcyhumanizm", rzecz jasna, ostatnio na powrót tracimy. Nie oznacza to jednak, że nie powinien on pozostawać ideałem, w świetle którego będziemy kształtować życie swoje i swoich społeczeństw.

Na koniec, tytułem pogłębienia refleksji na temat, przytoczmy tutaj kilka słów Jerzego Prokopiuka: "Dążący do doskonałości ciągle borykają się z niedoskonałością. Nie rozumieją, że poza uznaniem dla prawd absolutnych, trzeba mieć także uznanie dla prawd serca. Co gorsza, nie zdając sobie sprawy ze swego zła czy słabości, przypisują je głównie innym. Tak rodzi się nietolerancja: ludzie ci, nie mogąc wybaczyć sobie, nie potrafią wybaczać innym. Natomiast ludzie mniej doskonali są bardziej tolerancyjni, autentyczniejsi, bardziej spolegliwi i lepiej przystosowani do rzeczywistości" ("Mój Jung", 2008).

Maciej Sobiech

"People have called me vulgar, but honestly I think that's bullshit". - Mel Brooks "People think I'm crazy, 'cause I worry all the time -- if you paid attention you' d be worried too". - Randy Newman

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura