Christian Dalsgaard, "Warsztat cieśli", 1855
Christian Dalsgaard, "Warsztat cieśli", 1855
Maciej Sobiech Maciej Sobiech
218
BLOG

Dlaczego nie lubię kapitalizmu

Maciej Sobiech Maciej Sobiech Socjologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 7

Oj-oj. Jak mi to dzisiaj ciężko idzie. To znaczy: zawsze idzie mi ciężko, ale dzisiaj to w ogóle najciężej. Tym niemniej, w końcu się udało.

Pół dnia kombinuję, jak odnieść się do kwestii ustrojowych, poruszonych w poprzedniej notce. Znieść kapitalizm -- jak i dlaczego? Oto pytanie. Tylko jak dać na nie odpowiedź? Jak napiszę blogowo, to będzie za krótko. Jak napiszę nieblogowo, to będzie za długo. Prócz tego: do kogo mówię? Czy moi czytelnicy wiedzą coś o historii ustrojów gospodarczych, socjologii, czy czytali Marksa, Kropotkina, Belloca, których ja czytałem? Nie,  intelektualnie tego nie ogarnę, za dużo wątpliwości.

Nawet jedną notkę napisałem -- i zaraz skasowałem. Za dużo wątpliwości.

Natomiast, tak na poziomie najbardziej potocznym, jak człowiek z człowiekiem. Naprawdę tak trudno zrozumieć moje racje, kiedy twierdzę, że świat obecny, według socjologów: świat "kapitalizmu wysokiego" (high capitalism), mi się nie podoba?

Zróbmy mały eksperyment. Wyobraźmy sobie, że pewnego dnia trafilibyśmy na jakąś książkę science albo political fiction, w której autor dałby nam opis społeczeństwa, w którym:

-- 1% najbogatszych miałby więcej kapitału, niż pozostałe 99% razem wzięte

-- nauka, sztuka i kultura nastawione byłby nie na poszukiwanie dobra, prawdy i piękna (ogółem: wartości), ale na generowanie zysków, a instytucje zajmujące się ich promocją funkcjonowałyby tak, jak inne przedsiębiorstwa

-- dostęp do informacji był regulowany przez trzy-cztery duże koncerny, również nastawione na generowanie zysków

-- podstawowe artykuły, niezbędne do przeżycia, takie jak ubrania, jedzenie, mieszkanie i paliwo stanowiłyby jedne z najdroższych na rynku, środki na ich zakup zaś należałoby zdobywać wykonując kompletnie odarte z jakiegokolwiek osobistego prace, niezwiązane ani z własnymi zainteresowaniami, ani ze zdobytym wykształceniem, dla jednej z piętnastu dużych firm, mających moc człowieka swobodnie zatrudnić albo zwolnić

--  o statusie i szacunku społecznym decydowało to, ile się ma pieniędzy

-- wreszcie: całe życie społeczne przeniknięte było duchem rywalizacji i nieufności, naturalnie wynikającym z konieczności bezustannego konkurowania o lepszą pozycję na rynku pracy

Czy nie odnieślibyśmy wrażenia, że to obraz rodem z jakiegoś koszmaru, społeczeństwo straszne, bezduszne, zimne, mechaniczne, niegodne człowieka, i zupełnie zrozumiałe byłoby, gdyby ktoś wolał umrzeć, niż w nim żyć, nie wspominając, że strach pomyśleć, jak się dalej rozwinie?

A przecież, to jest właśnie, w znacznej mierze, świat, w którym obecnie żyjemy!

Jeśli chodzi o kwestie statystyczne, to dokładnie tak to wygląda. Jeśli zaś o mentalnościowe, to cóż: oczywiście, nie jest AŻ TAK źle zawsze i we wszystkich przypadkach. Trwają ciągle relikty starszych urządzeń. Istnieją państwa, ciągle (mimo swej immanentnie bandyckiej natury) ograniczające, przynajmniej dla własnego interesu, zapędy kapitału. Wrodzona człowiekowi dążność do solidarności i samopomocy wciąż daje o sobie znać i humanizuje nawet najgorsze relacje, tak jak, czasami, humanizowała życie nawet w systemach totalitarnych. Tym niemniej, te okazjonalne przebłyski nie zmieniają obrazu ogólnego, a tutaj psychologowie, socjologowie i inni badacze pozostają zgodni: życie społeczne się atomizuje, wręcz "psychopatyzuje", zanikają więzy zrozumienia i empatii, a większość odczuwa w stosunku do innych ludzi zazwyczaj zupełną obojętność, a coraz częściej nawet wrogość (stąd tak obtrąbiana ostatnio "polaryzacja").

Wydaje mi się zatem, że tym, co powinno wywoływać zdziwienie, jest nie to, że ktoś chciałby to zmienić -- ale to, że tak wielu nie chce i zdaje się nie zauważać problemu. Nie wiem, może jestem naiwny. Wolę jednak być naiwny, niż zgodzić się na życie całkowicie pozbawione głębszego sensu, świętości i duchowości.

Zresztą, być może do tego wszystko się sprowadza: do pytań o rzeczy fundamentalne, o ducha, świętość, sens, cel egzystencji. Ale jeśli tak, to tym bardziej nie ma tego co tutaj roztrząsać, bo takich spraw nie da się, w ostatecznym rozrachunku, rozstrzygnąć za pomocą argumentacji. I tak każdy będzie myślał i robił swoje --

i taki jest też mój plan na najbliższe tygodnie.

Maciej Sobiech

"People have called me vulgar, but honestly I think that's bullshit". - Mel Brooks

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo